~First Start~
Głośną muzykę można było usłyszeć w okolicy pół kilometra od klubu. Jasne światło odbijało się od czerwonego dywanu, prowadzącego przez kryształowe rozsuwane drzwi wprost do wnętrza pomieszczenia. Przed szklanym wejściem stała dwójką ciepło ubranych ochroniarzy z zaczerwienionymi czubkami nosów. Gdyby nie jasny dach, chroniący przed śniegiem zalegającym na ulicach zapewne wszystko byłoby przysypane białym puchem.
Pachniało drogim, czerwonym winem i luksusem.
Kim Himchan zamknął drzwi samochodu Jongupa, stawiając stopę na czerwonym dywanie. W odróżnieniu od niepewnych Daehyuna i Youngjae, on czuł się niemalże jak u siebie.
-Pospieszcie się, chłopaki - ponaglił ich, poprawiając płaszcz. Jego oddech tworzył w powietrzu biały obłoczek.
-Czy to nie jest przypadkiem...
-Tak, Youngjae. To klub jakiegoś kumpla mojego ojca - westchnął Kim. - Jednak mimo to uwielbiam to miejsce. I chociaż to dość luksusowa miejscówka, to uwierz, jest rewelacyjna - zapewnił ich.
Yoo podniósł wzrok na ogromny, w dużej części przeszklony budynek, otwierając szeroko oczy. Przez szkło przenikały fioletowe światła klubu, rzucając na ulicę rozświetlone cienie.
Niby wiedział, że rodzice jego przyjaciela byli dziani, ale nigdy nie zwracał na to szczególnej uwagi. Zresztą, niewiele osób w ogóle o tym wiedziało.
Kim niezbyt się chwalił posiadanym przez jego rodziców majątkiem, chociaż naprawdę był spory. To dlatego ich jedyny syn zawsze dostwał wszystko, czego zapragnął.
Chociaż pieniądze oczywiście trochę wpłynęły na charakter studenta, to nie wyrósł on na typowego rozpieszczonego paniczyka. Prawdopodobnie dzięki Youngjae, którzy zawsze mu pokazywał, iż da się bawić i mieć szczęśliwe życie nawet bez wypchanego portfela.
Za to uczucie do Jongupa nauczyło czerwonowłosego, że nie wszystko da się kupić.
Rodzice Himchana nadal prawie na siłę wpychali chłopakowi pieniądze, czego ten strasznie nie lubił. Nie chciał brać, jeżeli nie dał im nigdy czegoś od siebie, jednak dzisiaj był wyjątek. Koreańczyk po raz pierwszy od kilku lat poprosił rodzicieli o pomoc finansową, której ci chętnie mu użyczyli.
Przyjaźń była dla niego ważniejsza, niż duma i zachowanie twarzy niezależnego buntownika przed rodzicami.
-Wszystkiego najlepszego, Youngjae. Ty amebo, która niby coś chce, ale ma zbyt dużego cykora, aby to zrobić! - rzucił Kim, obejmując młodszego i kilka razy klepiąc go po plecach.
-Dzięki, staruszku. Nie pouczaj mnie, nie jesteś dużo lepszy! - rzucił czarnowłosy z uśmiechem.
Zaraz po studencie Jongup także zamknął go w mocnym uścisku umięśnionych ramion.
-Spełnienia marzeń i dużo radości w życiu, Youngjae! Specjalnie dla ciebie dziś nawet nie tknę kropli alkoholu. - Obiecał jasnowłosy.
-I tak będziesz pić - zaśmiał się Yoo. - Panie Odpowiedzialny Kierowco.
Moon odsłonił białe zęby w szczerym uśmiechu.
-Youngjae-ah, ja... - zaczął niepewnie Daehyun, także podchodząc do łyżwiarza.
-Ej, dzieciaki. Nie pomyliły wam się kluby?! - usłyszeli złośliwy chichot jednego z ochroniarzy przy wejściu.
Cała czwórka odwróciła się w stronę wejścia, spoglądając na dwójkę mężczyzn w czarnych ubraniach.
-Słucham? - odparł lekceważąco Himchan, ruszając powoli w stronę nieznajomych Azjatów, unosząc nieco brwi. - Wydaje mi się, że się przesłyszałem. Powtórzyłbyś?
-Mówiłem, że-
-Tak właściwie, to chuj mnie to obchodzi - warknął czerwonowłosy, wyciągając z portfela białą kartę i podtykając ją niższemu z mężczyzn pod nos.
Ten wraźnie zbladł, cofając się krok do tyłu.
-Em... przepraszamy, panie Kim. Zapraszamy do środka - rzucił nerwowo, otwierając szklane drzwi i kłaniając się o wiele niżej, niż było to konieczne.
-To, ile możesz teraz zrobić posiadając pieniądze, jest aż smutne. I tak płytkie - westchnął Himchan w stronę Youngjae, kiwając głową na Moona i Junga, by ruszyli za nim.
Pojawienie się czwórki nowych ludzi nie wywołało zbyt dużego poruszenia. Kilka osób stojących przy ścianach i popijających drinki tylko zerknęło na nich obojętnie, znów wracając do rozmów.
Grupa czterech Azjatów podeszła do szatni, oddając ubrania wierzchnie i ruszyli korytarzem w stronę kolejnych szklanych drzwi. Gdy przez nie przeszli, trafili wprost do rozświetlonej, wypełnionej muzyką i ludźmi sali.
Półmrok przecinały światła w kolorach głównie czerwieni, fioletu i bieli. Rzeczą, która najbardziej rzucała się w oczy oprócz oświetlonej sceny był bar, przy którym krzątał się wysoki barman, nalewając drinki.
Oprócz wypełnionego sztucznym dymem i ludźmi parkietu znajdowały się tu także wygodne kanapy z białej skóry i niskie stoliki, od których wypolerowanej powierzchni odbijały się reflektory.
-Dawno tu nie byłem... - Kim wysłał im radosny uśmiech, klepiąc stojącego obok niego Jongupa po ramieniu. Muzyka była głośna, jednak nie aż tak, by musiał krzyczeć.
-Dziwnie się czuję. Tyle czasu nie odwiedzałem takich miejsc... - wzruszył ramionami Yoo.
-To co? Daehyun, Youngjae, widzę, że wam obojgu potrzeba trochę procentów. Na rozluźnienie oczywiście, nie upijamy się do przytomności, bo mamy całą noc na szaleństwo i szkoda by było ją stracić - pouczył ich czerwonowłosy, kiwając palcem jak matka pouczająca swoje pociechy.
Yoo wybuchnął śmiechem, czując, że pomimo niewielkiej miłości do takich klimatów, udziela mu się imprezowa atmosfera.
-Daehyun-ah, chodź! - łyżwiarz chwycił starszego za ramię, zaglądając w jego przestraszne oczy. Od razu wyczuł, że coś jest nie tak, a jego uśmiech zniknął. - Coś się dzieje?
-Serio dawno nie chodziłem do klubów... - powiedział brązowowłosy tak cicho, że Yoo musiał się do niego bardzo blisko przysunąć, by cokolwiek usłyszeć.
-Och, Dae-ah. Spokojnie, ja mam dokładnie to samo! - zapewnił go chłopak Soohyun.
Ale ty nie czujesz się tu otoczony przez nieznajomych, Jae. Dobrze znasz Jongupa i Himchana, a ja niespecjalnie. Znam tu... tylko ciebie.
-Ale...
-Proszę cię, Daehyun-ah. - Yoo odwrócił starszego twarzą do siebie, chwytając go za ramiona. - Chcę się dobrze bawić. Widząc, że jesteś smutny, wcale nie staję się szczęśliwy. Tak?
Na usta Junga wkradł się nieco wymuszony uśmiech. Z jednej strony jego serce biło o wiele szybciej niż kilka minut temu, a z drugiej... to było tak miłe uczucie.
Muzyk już sam nie wiedział, czy jego wyraz twarzy jest sztuczny, czy prawdziwy.
Kiwnął głową z błyszczącymi oczami.
-No to chodźmy!
-I to ja rozumiem! - ucieszył się Kim, wskazując dłonią na bar i od razu ruszając w tamtym kierunku. Reszta grupy szybko podążyła za nim, omijając tańczących ludzi i posyłając uśmiechy wpatrującym się w nich jak w obrazki zupełnie nieznajomym dziewczynom.
-Himch-
-Hyung - poprawił Jongupa Kim.
Oboje się zaśmiali, a Moon nachylił się do ucha czerwonowłosego.
-To jak? Kilka drinków i idziemy potańczyć?
Uśmiech starszego był wręcz rozbrajający.
-Z tobą - zawsze.
~★~
Oj tak, wiem, oczekiwaliście, że walnę tu akcję życia...
Ale chciałam dodać rozdział szybciutko, gdyż iż ponieważ... po prostu chciałam XD
Następny rozdział będzie dłuższy. I kto wie - może coś się wydarzy? :))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro