33 |na łóżku|
– Może nigdy nie będę wystarczająco dobry dla ciebie, może nie będę gotowy do tego..
– Przestań mówić – warczę do niego – Gadasz takie bzdury.... – a może ja znowu go nie rozumiem?
– Chcę przyszłości, a nie widzę go z nikim innym – odpowiada spokojnie – Spieprzę wiele rzeczy, będę mówił niewłaściwe rzeczy, ale wolę to robić z tobą, niż mówić właściwe rzeczy niewłaściwej osobie.
To wywołuje moje kolejne łzy.
– Zawsze pragnęłaś idealnych rzeczy, a ja nie potrafię być z tobą idealny. Przepraszam, Mary Jane, nie potrafię taki z tobą.
– A ja nie chcę tego od ciebie.
– Więc czego chcesz? – pyta – Miłość nie zapełnia wszystkich luk. Ja mieszkam w Nowym Jorku, ty mieszkasz tutaj.
– Nie zależy mi – Boże, co ja w ogóle mówię. Zawsze jestem szalona przy tym mężczyźnie. Przy nim nigdy nie czuję się źle ze sobą, przy nim jestem tym kim jestem. On pozwala mi oddychać.
– Jesteś dla mnie za dobra.
– No bo cię kocham, dupku – no i proszę, powiedziałam to – Kocham twoje rysunki, kocham twoją muzykę, o której prawie nic nie wiem, kocham cię, nawet jeśli mnie zostawiłeś.
Przysuwa się do mnie, ale robi to bardzo ostrożnie, jakby się bał, że ucieknę, a on nie mógłby tego znieść, dlatego mimo wszystko robię krok do przodu.
Przede mną całe życie, jeśli teraz nie zaryzykuję..
Może nigdy nie będę szczęśliwa.
– Kocham cię – powtarzam jeszcze raz.
– Kocham cię – mówi mi, tak po prostu – Kocham cię, cholernie mocno – powtarza.
– Ale jesteś zaręczony..
– Zerwałem zaręczyny tego samego dnia, co Ashton uciekł z przed ołtarza.
Czuję, jakbym nigdy nie zamierzała przy nim przestać płakać.
Oplatam rękami jego kark, staję na palcach, żeby być jeszcze bliżej i czekam, aż wreszcie mnie pocałuje, a on to robi i nie mogę uwierzyć, że to się dzieje i że to wszystko jest znowu prawdziwe.
Niech mnie zatrzyma.
Niech zatrzyma mnie na zawsze.
Jestem jego.
Zawsze byłam.
Bierze moje ręce i kładzie je na swoim sercu. Opiera czoło o moje.
– Dzięki tobie miałem odwagę walczyć o samego siebie. To czas, żebym zawalczył o ciebie.
– Przytul mnie – to prosta prośba.
Obejmuje mnie ciasno, co raz ciaśniej.. próbuje ścisnąć mnie tak mocno, żeby ja zawsze zostawić ślady. Buja nami i rzuca nas na łóżko, nie puszczając mnie. Wsuwam nogę pomiędzy jego nogę. Otula mnie mocniej, a ja staram zrobić się to samo.
– Tak strasznie za tobą tęskniłam.
– Boję się, że nie do końca polubisz mnie..
– Nie, nie i jeszcze raz nie.
Śmieje się cicho, dociskając usta do mojego czoła.
– Już cię nie puszczę, jeśli postanowisz mi uciec, zatrzymam cię siłą. Bo twoje miejsce jest przy mnie, zrozumiałeś? Czy muszę do tego dodać, kurwa?
– Kurwa – śmieje się.
– Zrozumiałeś?
– Tak jest, proszę pani.
Wkładam dłonie pod jego koszulkę, przesuwając je, co raz wyżej. Oplatam go rękami w pasie.
– Musimy tu posprzątać – mówi – A raczej ja muszę.
– Ja posprzątam – mówię szybko, pomimo, że przy nim kompletnie o tym zapomniałam – Ty nie...
– Nie wypiję alkoholu, bo jestem zdenerwowany. Nie wiem, kim jestem, gdy piję, a przecież już to wiem. Nie spieprzę to.
– Czy możemy posprzątać to jutro? – pytam cicho – A teraz jeszcze trochę się poprzytulamy i opowiesz mi o tych wszystkich miejscach, gdzie mnie zabierzesz?
– Przede wszystkim jest pare szczytów na Yosemite, które powinniśmy wspólnie zaliczyć..
– To jedne z moich ulubionych gór!
– Wspominałaś, gdy byłem tu ostatnio.
– Nie musisz wracać do siebie?
– I tak już mnie pewnie wyrzucili z zespołu, kurwa. Nie jest mi przykro.
– Kłamiesz – mówię szybko.
– Nowy Jork nie ucieknie. Nigdzie mi się nie śpieszy, kurwa.
Przytulam go mocniej.
– Chcę pojechać tam z tobą.
– Gdzie chcesz zamieszkać, kurwa?
Patrzą na niego, jak na wariata.
– No co, to, że mi się nie śpieszy, nie znaczy, że nie możemy pogadać na ten cholerny temat. Ślub? Dzieci?
– Dopiero było zaręczony...
– Nie przypominaj mi o tym, kurwa.
– Dlaczego? – nie potrafię zrozumieć.
– Bo nie musiałem jej zranić i nie musiałem zranić ciebie.
Marszczę nos, a on mnie w niego całuje.
– Chyba Ashton mnie tutaj popchnął, wiesz?
– I bardzo, kurwa, dobrze.
– Kurwa, nie używaj mojego, kurwa.
Oboje wybuchamy śmiechem.
Jednak, gdy budzę się rano, go nie na.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro