Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33 |na łóżku|

– Może nigdy nie będę wystarczająco dobry dla ciebie, może nie będę gotowy do tego..

– Przestań mówić – warczę do niego – Gadasz takie bzdury.... – a może ja znowu go nie rozumiem?

– Chcę przyszłości, a nie widzę go z nikim innym – odpowiada spokojnie – Spieprzę wiele rzeczy, będę mówił niewłaściwe rzeczy, ale wolę to robić z tobą, niż mówić właściwe rzeczy niewłaściwej osobie.

To wywołuje moje kolejne łzy.

– Zawsze pragnęłaś idealnych rzeczy, a ja nie potrafię być z tobą idealny. Przepraszam, Mary Jane, nie potrafię taki z tobą.

– A ja nie chcę tego od ciebie.

– Więc czego chcesz? – pyta – Miłość nie zapełnia wszystkich luk. Ja mieszkam w Nowym Jorku, ty mieszkasz tutaj.

– Nie zależy mi – Boże, co ja w ogóle mówię. Zawsze jestem szalona przy tym mężczyźnie. Przy nim nigdy nie czuję się źle ze sobą, przy nim jestem tym kim jestem. On pozwala mi oddychać.

– Jesteś dla mnie za dobra.

– No bo cię kocham, dupku – no i proszę, powiedziałam to – Kocham twoje rysunki, kocham twoją muzykę, o której prawie nic nie wiem, kocham cię, nawet jeśli mnie zostawiłeś.

Przysuwa się do mnie, ale robi to bardzo ostrożnie, jakby się bał, że ucieknę, a on nie mógłby tego znieść, dlatego mimo wszystko robię krok do przodu.

Przede mną całe życie, jeśli teraz nie zaryzykuję..

Może nigdy nie będę szczęśliwa.

– Kocham cię – powtarzam jeszcze raz.

– Kocham cię – mówi mi, tak po prostu – Kocham cię, cholernie mocno – powtarza.

– Ale jesteś zaręczony..

– Zerwałem zaręczyny tego samego dnia, co Ashton uciekł z przed ołtarza.

Czuję, jakbym nigdy nie zamierzała przy nim przestać płakać.

Oplatam rękami jego kark, staję na palcach, żeby być jeszcze bliżej i czekam, aż wreszcie mnie pocałuje, a on to robi i nie mogę uwierzyć, że to się dzieje i że to wszystko jest znowu prawdziwe.

Niech mnie zatrzyma.

Niech zatrzyma mnie na zawsze.

Jestem jego.

Zawsze byłam.

Bierze moje ręce i kładzie je na swoim sercu. Opiera czoło o moje.

– Dzięki tobie miałem odwagę walczyć o samego siebie. To czas, żebym zawalczył o ciebie.

– Przytul mnie – to prosta prośba.

Obejmuje mnie ciasno, co raz ciaśniej.. próbuje ścisnąć mnie tak mocno, żeby ja zawsze zostawić ślady. Buja nami i rzuca nas na łóżko, nie puszczając mnie. Wsuwam nogę pomiędzy jego nogę. Otula mnie mocniej, a ja staram zrobić się to samo.

– Tak strasznie za tobą tęskniłam.

– Boję się, że nie do końca polubisz mnie..

– Nie, nie i jeszcze raz nie.

Śmieje się cicho, dociskając usta do mojego czoła.

– Już cię nie puszczę, jeśli postanowisz mi uciec, zatrzymam cię siłą. Bo twoje miejsce jest przy mnie, zrozumiałeś? Czy muszę do tego dodać, kurwa?

– Kurwa – śmieje się.

– Zrozumiałeś?

– Tak jest, proszę pani.

Wkładam dłonie pod jego koszulkę, przesuwając je, co raz wyżej. Oplatam go rękami w pasie.

– Musimy tu posprzątać – mówi – A raczej ja muszę.

– Ja posprzątam – mówię szybko, pomimo, że przy nim kompletnie o tym zapomniałam – Ty nie...

– Nie wypiję alkoholu, bo jestem zdenerwowany. Nie wiem, kim jestem, gdy piję, a przecież już to wiem. Nie spieprzę to.

– Czy możemy posprzątać to jutro? – pytam cicho – A teraz jeszcze trochę się poprzytulamy i opowiesz mi o tych wszystkich miejscach, gdzie mnie zabierzesz?

– Przede wszystkim jest pare szczytów na Yosemite, które powinniśmy wspólnie zaliczyć..

– To jedne z moich ulubionych gór!

– Wspominałaś, gdy byłem tu ostatnio.

– Nie musisz wracać do siebie?

– I tak już mnie pewnie wyrzucili z zespołu, kurwa. Nie jest mi przykro.

– Kłamiesz – mówię szybko.

– Nowy Jork nie ucieknie. Nigdzie mi się nie śpieszy, kurwa.

Przytulam go mocniej.

– Chcę pojechać tam z tobą.

– Gdzie chcesz zamieszkać, kurwa?

Patrzą na niego, jak na wariata.

– No co, to, że mi się nie śpieszy, nie znaczy, że nie możemy pogadać na ten cholerny temat. Ślub? Dzieci?

– Dopiero było zaręczony...

– Nie przypominaj mi o tym, kurwa.

– Dlaczego? – nie potrafię zrozumieć.

– Bo nie musiałem jej zranić i nie musiałem zranić ciebie.

Marszczę nos, a on mnie w niego całuje.

– Chyba Ashton mnie tutaj popchnął, wiesz?

– I bardzo, kurwa, dobrze.

– Kurwa, nie używaj mojego, kurwa.

Oboje wybuchamy śmiechem.

Jednak, gdy budzę się rano, go nie na.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro