Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15 |słowa|


Na tym zwyczajnym, małym koncercie pojawiają się wszyscy, co są w mieście. Dostrzegam nawet Ashtona i Marie, którzy odnajdują mojego tatę i Holly. Nie rozumiem, co się dzieje między tą dwójką i doprowadza mnie do szału, myśl o nich o nich, kurwa, razem. Ashton za dwa tygodni bierze ślub, a Maria zasługuje na kogoś, kto będzie ją kochał, tak, jak nikt nigdy nikogo nie kochał. Zasługuje na coś lepszego, niż w ogóle mogę sobie wyobrazić. Gdy mam zły dzień, żałuję, że to nie ja jestem tym mężczyzną, wtedy wszystko byłoby prostsze, cholernie, kurwa, prostsze. Jednak czy oboje bylibyśmy szczęśliwi? Może w innym życiu tak.

Kevin, perkusista, klepie mnie po ramieniu.

– Kim była ta dziewczyna, co tu ostatnio była? Holly powiedziała, że przez nią musieliśmy odwołać koncert.

– Ta, przepraszam, kurwa, za to.

– Jest tu dzisiaj? – rozgląda się zanim jeszcze mu odpowiem – Jest dużo bliskich ci osób, więc...

– Nie ma jej tu – czasem myślę, że dlatego, że była mi zbyt bliska i nie potrafiłem przy niej racjonalnie myśleć. Tak, to zdecydowanie pieprzony powód.

– Szkoda, jest bardzo ładna. Pojawi się jeszcze? Nie mówiłeś, że masz siostrę..

– Co, kurwa?!

– To nie twoja siostra? – czasem zapominam, jakim kretynem jest Kevin.

– Kto ci tak powiedział, do chuja?

– No bo, masz Holly, a wyjechałeś z inną, więc logiczne jest dla mnie, że to musiał być ktoś z rodziny, bo inaczej to by było dziwne...

– Kevin, to nie była moja siostra, do chuja.

Wzrusza ramionami, po czym się uśmiecha.

– Mogę numer?

To zdecydowanie nie jest facet dla Mary Jane, no nie ma, kurwa, mowy. To pierdolony żart. Zazdrość nigdy nie była moim problem i nie o to tu w tej chwili chodzi. Ja pierdole, on?

– Nie patrz na mnie, jakbyś chciał mnie zamordować – muszę się otrząsnąć – Nie miałem szansy u Holly, ale ta dziewczyna..

– Trzymaj się od niej z daleka, kurwa.

– No dlaczego?! Hej! Nie możesz mieć wszystkiego! – krzyczy trochę za głośno – Ma kogoś?

– Tak, palancie! – jestem gotowy go uderzyć i nawet nie wiem, skąd to się bierze. Nie byłem zazdrosny o Nathana, nie wiem, kurwa, dlaczego, może to przez te szalone myśli o przeznaczeniu, a może przez to, co od razu do niej czułem, a może o tym, jak się przy niej czułem.

– Okej, okej. No i wiesz? Po takim zachowaniu trudno uwierzyć, że to nie twoja siostra albo dziewczyna... – Kevin otwiera szeroko usta, jakby coś zrozumiał – O kim jest ta piosenka...

Zasłaniam mu usta dłonią.

– Zamknij się, kurwa.

Otwiera jeszcze szerzej oczy i czuję pod dłonią, jak rozszerza usta.

– Ani słowa o tej piosence.

– O kurwa – wydusza z pod mojej ręki. Zabieram ją – Daj mi jej numer albo powiem Holly.

– Ile ty masz, kurwa, lat?

Nie zdąża mi odpowiedzieć, bo obracamy się w kierunku hałasu i... poprzewracanych krzeseł. Moja dziewczyna krzyczy, a ja nie jestem w stanie tego stąd usłyszeć.

– Zabiję cię, jeśli powiesz jej chodź słowo – rzucam groźbę i biegnę do stolika, który po chwili... także już nie stoi – Co tu się, kurwa, dzieje? – łapię Holly w pasie, a spojrzenia pozostałej trójki są utkwione we mnie.

– Rozmawialiśmy o Mary Jane.. – mój ojciec się, kurwa, uśmiecha, gdy te słowa wychodzą z ust Marii – Wspominaliśmy, co było gdy wyjechałeś..

– Ja pierdole – warczy Holly.

– Pamiętasz, co mi powiedziałeś, gdy wytatuowałeś sobie drzewo? – dlaczego on teraz o tym wspomina? – Moje drzewo jest trwalsze od twojego, tato. To mój sposób na bycie mężczyzną.

– O czym ty mówisz, tato? Dlaczego wywracała krzesła, Holly?

– Serio wytatuowałeś sobie pierścionek zaręczynowy?

– Kurwa, przecież zakryłem go domkiem.

– Dlaczego mi to robicie? – pyta desperacko Holly – Dlaczego nie pozwalacie mi być z nim szczęśliwą? Kocham go, a on kocha mnie.. dlaczego mi to robicie? Dlaczego nam to robicie?! – wrzeszczy – Mogę nie być, jak Mary Jane! Mogę nie być dla niego dostatecznie dobra, ale on też nie był dla niej!

Te słowa z ust mojej dziewczyny coś we mnie zmieniają.

Nie wiem, co.

Ale nie trzymam jej już tak mocno, pozwalam jej krzyczeć. Chcę usłyszeć, co ma do powiedzenia w złości.

– Oboje próbujemy być dobrymi ludźmi, ale nigdy nie będziemy tak dobrzy, jak byście chcieli!

– Holly, wystarczy..

Wyrywa mi się.

Po czym obraca się i mnie policzkuje.

– Ty głupi chuju, jak mogłeś mi nie powiedzieć o tym pierścionku?!

Nie chce odpowiedzi. Uderza mnie jeszcze raz i stamtąd wybiega.

Muszę ją gonić.

Bo czuję, że wiem, gdzie pobiegnie.

Z baru do baru.

Od trzeźwości...

Więc biegnę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro