Remiza 51
- Dzień dobry słońce. - wyszeptał Kelly delikatnie pocierając ramię Melody
- Dzień dobry.
- Co tam?
- Obudziłeś mnie.
- Przepraszam, ale ty mi kazałaś Cię obudzić.
- Przytul mnie.- wymamrotała Melody
Severide przytulił się do Melody i wyciągnął ją z łóżka.
- O ty bałwanie. - powiedziała Melody
- Mel... chciałem pogadać.
- Coś się stało?- zapytała Melody zakładając bluzę
- Mógłbym was zabrać do remizy na dzisiejszą zmianę?! Jak chłopaki nie zobaczą małej na własne oczy to niedługo sami tu przyjdą.- zaśmiał się
- Hmm...mooże.
- No proszę, weźmiemy potrzebne rzeczy i pokażemy dziewczyną remizę.
- Sevi, Ellie zna remizę na pamięć.
- No to pobawi się w remizie pogada sobie...
- Dobra idziemy tak, jak chłopaki będą z nią gadali. To pojadę z tobą.- uśmiechnęła się Melody
- Super.
Kelly i Melody zeszli do salonu. Mała Leslie się jeszcze nie obudziła.
- Ellie dziś nie jedziesz do przedszkola.- powiedziała Melody do Ellie która schodziła ze schodów
- Czemu?- zapytała Ellie
- Jedziesz z nami do remizy.
- Do cioci Dawson?!- zapytała uśmiechnięta
- Tak.
- Okay... głodna jestem.
- Za pięć minut będzie śniadanie, idź po tatę jest u Leslie.
- Już idę.
Po śniadaniu Kelly zapiął dzieci w fotelikach i wszyscy pojechali do remizy.
W remizie na widok Melody wszyscy od razu przyszli się przywitać. Melody od czasu wypadku ani razu nie była w remizie.
- No kogo ja widzę?!- zaśmiał się Herrmann
- Hej.- uśmiechnęła się Melody
- A kto to?- Zapytał się Casey podchodząc do Leslie
- To jest Leslie.- powiedziała Melody
- Wasza córeczka tak?- zapytała Brett
- Tak.- uśmiechnął się Severide
Podczas gdy wszyscy pojechali na wezwanie, Melody zaczęła chodzić po całej remizie z Leslie na rękach.
Gdy wszyscy już wrócili z wezwania, Melody przyszła z Leslie na świetlicę.
Wszyscy z remizy już chyba przenosili Leslie. Jak każdego dnia w Chicago dużo się działo, wypadki, pożary i inne takie. Chcąc nie chcąc Melody tęskniła za tym wszystkim.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro