Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 27 | + | 28 |

a/n: dzisiaj wyjątkowo długo - stwierdziłam, że połączę dwa rozdziały, bo jeden był trochę za krótki, a poza tym - ile można toczyć dramę? xd

„Gdzie on jest?"
Jungkook potrząsnął rudowłosym chłopakiem, który siedział pod drzwiami sali wskazanej mu przez recepcjonistkę. W środku jednak nie było nikogo.
„Gdzieś go zabrali. Nie martw się, jego stan jest stabilny," odpowiedział cicho.
„Jak mam się nie martwić!?" wrzasnął brunet, „dzwonisz do mnie i mówisz, że w domu mojego chłopaka był pożar i zabrali go nieprzytomnego do szpitala! Nie masz pojęcia jakie to uczucie, kiedy-" jego głos załamał się gwałtownie, wziął kilka szybkich wdechów. Musi się uspokoić. Przecież powiedział, że jego stan jest stabilny. Rudzielec chwycił go za ramiona i posadził na krześle, zajmując miejsce obok.
„Jestem strażakiem, Jungkook. Nie jedno już widziałem, a Taehyung jest dla mnie jak brat," spojrzał na niego przenikliwie, „dlatego powinniśmy cierpliwie poczekać, bo najgorsze już minęło."
Jungkook pokiwał głową.
„Wiesz, co się dokładnie stało?"
„Prawdopodobnie zwarcie w instalacji. Niedawno w pobliżu były jakieś remonty, reszta drużyny jeszcze ustala szczegóły."

Kiedy przywieźli go z powrotem do sali, wciąż spał.
„Oparzenia drugiego stopnia na nogach, lekkie zatrucie dymem. Powinien obudzić się za kilka godzin" – tak powiedział mu lekarz. Podobno miał szczęście.

Brunet usiadł na skraju łóżka i poprawił cienką białą kołdrę, którą przykryty był Taehyung. Światło padające z głębi korytarza miało niebieskawy, nieprzyjemny odcień – przełamywało ciemność sali, nadając przedmiotom właściwy im kształt i nierealistyczne barwy filtra fotograficznego. Zegar na ścianie niedawno wybił czwartą nad ranem - ciche tykanie wskazówek współgrało z pikaniem aparatury medycznej. Jungkook sięgnął dłonią do bladej twarzy blondyna i odgarnął na bok posklejane kosmyki, uważając, by nie przekrzywić maski tlenowej. Ponieważ ktoś zapomniał wcześniej zamknąć okna, w sali było zimno jak na dworze, a przynajmniej tak mu się zdawało – być może to z powodu stresu czuł, że całe jego ciało jest jeszcze zimniejsze niż zazwyczaj. Odnalazł pod kołdrą dłonie blondyna i wsunął pomiędzy nie swoje własne. Były ciepłe i żywe.

Zanim wzejdzie słońce, Jungkook wyleje mnóstwo łez, ściskając dłonie swojego śpiącego chłopaka – pierwszy raz w życiu płakał z powodu ulgi i wdzięczności. Wciąż mógł na niego patrzeć, dotykać go i kochać.

Zaczynał się trzydziesty grudnia – dzień urodzin Taehyunga.

Ciemność zaczynała się rozrzedzać, doznania odzyskały ostrość, choć nie nazwałby tego w żaden sposób przyjemnym. Wszystko go swędziało, bolało albo piekło – w niektórych miejscach wszystko naraz. Przypomniał sobie, co się stało. Dlaczego tak mu zimno w ręce? Niechętnie otworzył oczy. Ach, wszystko jasne, pomyślał, widząc Jungkooka śpiącego na brzegu łóżka w dziwnie poskręcanej pozycji. Poczuł się trochę raźniej.

A więc kolejny raz udało mu się wyjść cało z pożaru. Chyba niedługo zacznie wierzyć, że jest kotem, a nie człowiekiem. Ile żyć mu w takim razie zostało? Siedem? A może zużył kilka podczas akcji ratunkowych? To był prezent urodzinowy, przeszło mu przez myśl. W takim razie nie wlicza się do rachunku, prawda? Ma jeszcze osiem.

Jungkook z pewnością o czymś śnił, bo jego gałki oczne poruszały się pod powiekami w zawrotnym tempie, a usta ściśnięte były w wąską linię. Ubrany w kraciastą piżamę i z podkrążonymi oczami, sam wyglądał trochę jak pacjent. Taehyung wyswobodził ręce z uścisku chłopaka, żeby zdjąć z twarzy maskę, a wtedy Jungkook obudził się – spojrzał na niego czerwonymi oczami.
„Taehyung," wyszeptał. Jego usta zamieniły się w małą podkówkę i zanim blondyn zdążył cokolwiek odpowiedzieć, tamten ponownie się rozpłakał. Cóż miał zrobić? Przytulił go mocno do siebie.
„Cii, nie płacz." Ręce Jungkooka uczepiły się kurczowo jego szpitalnej koszuli. „Proszę, Kookie. Serce mi się kraje, gdy tak płaczesz."
„Przepraszam," powiedział przez nos, wycierając się rękawem, „śniło mi się coś okropnego."

We śnie Jungkooka to Taehyung płonął w śpiworze jego matki. Ogień odbijał się w jego zaszklonych oczach, wpatrzonych prosto w niego. On stał metr dalej i nie mógł nic zrobić. Mógł tylko patrzeć. Nie był już małym chłopcem, ale wobec śmierci wciąż pozostawał bezbronny. Gdyby mógł oderwać stopy od ziemi, spłonąłby razem z nim – nie dałby rady przechodzić przez to po raz drugi.

***

Wypisanie Taehyunga ze szpitala tego samego dnia kosztowało Jungkooka sporo nerwów i plik banknotów dyskretnie wsuniętych do lekarskiej kieszeni. Potrafił zająć się nim sam – w czym jak w czym, ale w zmienianiu opatrunków po oparzeniach był całkiem dobry. Poza tym dzisiaj były urodziny Tae, a on spędził cały wczorajszy wieczór na przygotowaniach. Można jeszcze uratować ten fatalnie zaczęty dzień, czyż nie?

„To na pewno nie będzie problem, Jungkook?" - blondyn poprawił koc, którym jego chłopak go opatulił i zapiął pasy. Przez opatrunki i ból nie dał rady wcisnąć się w żadne spodnie – będzie zmuszony przez jakiś czas paradować po domu w samych bokserkach.
„Gdzie niby w takim razie chcesz zamieszkać? I tak przez co najmniej miesiąc nie możesz chodzić do pracy, a ja się tobą zajmę," posłał mu szeroki uśmiech, „no chyba, że chcesz, żeby to mama pomagała ci zmieniać opatrunki?"
Blondyn pokręcił głową w odpowiedzi. Może to faktycznie nie jest taki zły pomysł?

„Poczekaj w salonie, zaraz przyjdę," rzucił od niechcenia Jungkook, kiedy w końcu dotarli do mieszkania. Przejechanie przez miasto w godzinach szczytu przypominało czołganie się po mulistym dnie morza, szczególnie o tej porze roku. Taehyung był tym wszystkim naprawdę zmęczony, a jego brzuch był tak pusty, że nawet już nie burczał. Zostawił koc na półce w przedpokoju i podreptał wąskim korytarzem do salonu.
Czy to na pewno był ten sam pokój?
„O matko, Kookie!"

Cała podłoga pokryta była płatkami róż, pod sufitem leniwie unosiły się różnokolorowe balony, podświetlane morzem choinkowych światełek. Do tego cały stół jedzenia!

„Co się stało?"
Jungkook wszedł do pokoju z wielkim uśmiechem na twarzy. Niósł przed sobą mały tort z mnóstwem płonących świeczek.

Tak naprawdę, większość ludzi nie jest zaskoczona, gdy ktoś urządza im przyjęcie niespodziankę – w końcu mogą się tego spodziewać tylko w ten jeden dzień i w głębi serca, są na to przygotowani. On jednak nigdy by nie pomyślał, że Jungkook włoży w przygotowanie jego urodzin tyle wysiłku – ucieszyłby się w sumie z samych szczerych życzeń...
„Jesteś kochany, naprawdę."
Brunet położył ciasto na stole obok innych dań. Skąd on w ogóle wziął ten stół? Wcześniej na pewno go nie miał.
„Musisz zdmuchnąć wszystkie naraz, jak prawdziwy strażak," zatarł ręce z podekscytowania, „inaczej życzenie się nie spełni."
Taehyung posłusznie wziął w płuca zapas powietrza i zdmuchnął wszystkie świeczki. Ledwo, ledwo. Za kilka lat będzie trzeba zacząć kupować takie z numerkami albo już nic mu się nie spełni.
Życzę sobie, żeby tak było już zawsze, pomyślał.
„Wszystkiego najlepszego, Tae."
Brunet objął go w talii, przygryzając wargę. Po rozpłakanym, rozklejonym Jungkooku nie było ani śladu – znowu był jego starym, zmysłowym chłopakiem. Potarł czule nosem o jego nos, marszcząc go lekko.
„Życzę ci, żebyś nigdy się mną nie znudził, inaczej będę musiał cię jakoś przekonać" - zimne ręce wślizgnęły się pod jego koszulkę. Ała.
„Tobą? Nigdy," odparł szczerze.

„Chyba się przejadłem, Jungkook."
„Nie tylko ty."
Brunet oparł się o niego, po czym odpiął guzik w spodniach. Najchętniej by teraz zasnął, tutaj na kanapie, ale najpierw musiał zająć się swoim ukochanym pacjentem. Zresztą, dopiero dochodziła dwudziesta.
„Chodź, muszę cię wykąpać" - poderwał się z kanapy, ciągnąc blondyna za rękę.
„Nie przesadzasz? Mam tylko poparzone nogi, potrafię się umyć." Jungkook pokręcił głową z dezaprobatą. „Naprawdę, nie traktuj mnie jak inwalidy," dodał łagodnie i zniknął za drzwiami, przekręcając zamek. Niech mu będzie – w tym czasie trochę posprząta.

Zgarnął ze stołu brudne talerze, puste półmiski i kubki. Pierwszy raz chyba odkąd tu mieszka, wyciągnął z szafek całą zastawę. Poukładał to wszystko w zmywarce, a następnie przetarł stół papierowymi ręcznikami. Obiecał sąsiadce z piętra niżej, że odniesie go jutro rano – w sumie mógł zrobić to już teraz, ale nie miał pewności, czy staruszka nie śpi. Było warto poświęcić tyle czasu na gotowanie i dekoracje – Taehyung był zadowolony jak nigdy. Nawet teraz, kiedy wytężył słuch, mógł słyszeć jak podśpiewuje pod prysznicem.

Wkrótce Taehyung wrócił do salonu. Z wilgotnymi, roztrzepanymi włosami i białym ręcznikiem, ledwo zakrywającym biodra wyglądał jak antyczny posąg. Bandaże na udach oraz łydkach wcale nie psuły tego wizerunku – raczej dopełniały całość.
„Wyglądasz jak spartański wojownik," powiedział, lustrując ciało blondyna.
Tamten zaśmiał się pod nosem i przysiadł obok niego.
„Raczej jak weteran wojenny."

Jungkook sięgnął po foliową reklamówkę z opatrunkami i usiadł na stole, opierając nogi Taehyunga na blacie po swoich obu stronach. Ręcznik zsunął się nieco i teraz leżał luźno na jego kroczu, odsłaniając idealnie gładkie, ogolone ciało.
„A więc to dlatego chciałeś się kąpać sam," zaśmiał się, a policzki blondyna momentalnie zrobiły się czerwone. Nie rozumiał dlaczego jego chłopak zawsze zawstydzał się w takich momentach. Nie to, by oglądał go już nago od każdej strony.
„Nie chcę cię podrapać," wzruszył ramionami.

Jungkook starał się zdjąć stare opatrunki najdelikatniej jak umiał, ale Taehyung i tak zaczął syczeć. Gdyby nie to, że dobrze wiedział jaki to ból, pewnie by się zirytował. Zamiast tego postanowił odwrócić nieco jego uwagę.
„Może też powinienem się ogolić, co?" odkręcił maść i nałożył sobie na dłoń sporą porcję białej mazi. Zaczął smarować czerwone plamy i bąble.
„Nie, lubię cię takiego," stwierdził Taehyung po krótkim namyśle, „owłosiony wyglądasz bardzo męsko. To do ciebie pasuje."
„Sugerujesz, że ogolony nie byłbym męski?"
Teraz tylko założyć nowy opatrunek i gotowe.
„Wyglądałbyś męsko nawet w sukience," zachichotał.

„Sam dmuchałeś te balony, Kookie?" zapytał nagle.
Brunet kiwnął głową - „każdy jeden."
„W takim razie masz niezłą wprawę."
Taehyung znowu zrobił się czerwony.
„Czy to była sugestia?" obdarzył chłopaka zawadiackim uśmiechem, który ten odwzajemnił. O proszę.
„Chcesz dostać urodzinowy prezent, tak?"
„Poproszę."

Kiedy chodziło o seks, Jungkook wolał skupiać się na sobie. Życie nie obchodziło się z nim łagodnie, toteż on również brał z niego pełnymi garściami, mając gdzieś cudze orgazmy czy generalnie przyjemność. Jednak Taehyung oddający się rozkoszy z jego powodu miał w sobie to coś i wcale nie chodziło tu o jego przyrodzenie. Dlatego też bez wahania chwycił blondyna za biodra, przyciągając je bliżej brzegu kanapy.

„Rozchyl nóżki," szepnął, klękając na podłodze. Blondyn posłusznie oparł stopy na blacie, z błyskiem w oczach patrząc, jak Jungkook bierze do ust jego jądra, ssąc je nieśpiesznie.
„Jesteś taki śliczny, Tae. W dodatku tylko mój."
Taehyung pokiwał ochoczo głową i przymknął powieki, czując jak język chłopaka przesuwa się niżej, zostawiając wilgotne ślady na wrażliwej skórze. Jungkook zakreślił kilka szybkich kółek wokół, a następnie zwinnie wślizgnął się do jego wnętrza. Ach, jak uroczy był to widok – ta bezbronna, anielska istotka mrucząca cicho, kiedy on raz za razem drażnił jego mięśnie i poklepywał jędrne, teraz już różowe pośladki.

Palce Jungkooka nadawały tempa jego ustom, które zachłannie zasysały na twardym taehyungowym członku. Blondyn akompaniował mu swoim jękiem, przez który przebijało się co chwilę postukiwanie w kaloryfer poirytowanych sąsiadów, ale szczerze mówiąc, miał to teraz gdzieś. Jedyne co miało znaczenie to rozkosz jego chłopaka, te roztrzęsione uda i czułe ręce głaszczące go po włosach, gdy smakował jego lekko słonej, pachnącej żelem do kąpieli skóry.

Taehyung zacisnął dłonie w piąstki, lekko ciągnąc go za włosy. Wyglądał jak jeden wielki bałagan, kiedy tak miotał głową na lewo i prawo z wypiekami na twarzy, ale Jungkook był pewien, że był to najpiękniejszy bałagan, jaki widział w swoim życiu. Blondyn wypchnął biodra do góry, a on poczuł ciepłą ciecz zalewającą jego usta. Spojrzał prosto w jego lśniące oczy.
„Wszystkiego najlepszego, Tae," mruknął, oblizując wargi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro