Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 25 |

Czy był gotowy, żeby to zrobić? Pamiętał jego dom. Kiedy byli mali, bawili się tam w chowanego i grali w karty. Taehyung miał też sporą kolekcję klocków oraz figurek lego, której mu zazdrościł – kiedyś nawet zabrał mu jednego ludzika. Pamiętał jego rodziców. Jego mama robiła dobre podwieczorki, a jego ojca trochę się bał. Zawsze mu się wydawało, że mężczyzna go nie lubił. Teraz, po spotkaniu z własnym ojcem, mniej więcej rozumiał dlaczego. Dzisiaj jednak miał ich odwiedzić jako Jungkook – o piętnaście lat starszy ukochany ich syna. Poprawił bordową muszkę, strzepnął pyłek z garnituru i wyszedł z łazienki na korytarz, gdzie czekał na niego Taehyung.
„Możemy jechać," uśmiechnął się do blondyna.

„Skręć tu w prawo," poinstruował Taehyung, wskazując na jedną z bocznych uliczek. Brunet wjechał na podjazd. Drzewa przy ścieżce i balkon przyozdobione były kolorowymi, mrugającymi światełkami – widocznie jego rodzina ma to we krwi, pomyślał, przypominając sobie ich pierwszy seans filmowy w pokoju blondyna.

„Witaj mamo" - blondyn uścisnął delikatnie matkę, kiedy w końcu otworzyła im drzwi. Denerwował się. Powinien był zostać w domu.
„To jest Jungkook, mój chłopak," Taehyung przedstawił go, a brunet schylił się, by pocałować jej rękę.
„Bardzo mi miło," kobieta uśmiechnęła się szczerze, „cieszę się, że mój Taehyung dzięki tobie w końcu wychodzi z mieszkania."
„Mamo, przestań," jęknął chłopak, cały czerwony na twarzy. Może nie będzie tak źle? Powinien po prostu myśleć o nich jak o obcych ludziach, o których nic nie wie. W głębi domu słychać było świąteczne piosenki, w powietrzu unosił się zapach tradycyjnych dań, których nie jadł od lat. Odkąd wyprowadził się z domu dziecka – gdzie zresztą jedzenie też nie było szczególne – na Święta jadł to, co w inne dni. Nie czuł wtedy tak bardzo tego, że spędza ten ponoć szczególny czas sam. Weszli do salonu, gdzie ojciec Taehyunga męczył się z włożeniem gwiazdy na szczyt choinki, balansując na stołku.
„Cześć tato! Ja to włożę, jestem wyższy."
Mężczyzna uśmiechnął się jednym kącikiem ust i zszedł na podłogę.
„Tato, to jest Jungkook."
Ojciec jego chłopaka podał mu rękę i spojrzał prosto w oczy. W oczy takie same, jak jego matki. W oczy swojej dawnej kochanki. Ujrzał na moment dziwny błysk w źrenicach mężczyzny, jakby przebłysk wspomnień, może cień uczucia, którym ją darzył. Cała twarz nie wyrażała jednak całkowicie nic i przypominała bezbarwną maskę.
„Czuj się jak u siebie w domu, Jungkook."

Tak jak obiecał Taehyung, nikt o nic zbytnio go nie pytał. Może blondyn już wszystko im powiedział, a może wcale ich to nie interesowało – tak czy inaczej cieszył się, że nie musi tłumaczyć, dlaczego nie ma z kim spędzać Bożego Narodzenia albo co robią jego rodzice. Chwilę porozmawiał z ojcem Taehyunga o swoim samochodzie, poświęcił moment na opowiedzenie o swoich wystawach jego matce – zgodził się nawet namalować jej za darmo reprodukcję obrazu Moneta. Taehyung co chwilę łapał go za udo pod stołem, wolną ręką pakując do ust kolejne kawałki sernika. W gruncie rzeczy czuł się nawet dobrze. Były to jego pierwsze Święta spędzone z kimś bliskim od szesnastu lat i chcąc nie chcąc, trochę się nawet wzruszył całą tą wzniosło-rodzinną atmosferą.

„Pomożesz mi przynieść drzewa do kominka? Ostatnio nie mogę dźwigać," mężczyzna spytał blondyna, kiedy odeszli już od stołu.
„Jasne, tato," odparł, zostawiając Jungkooka ze swoją matką. Brunet usiadł na kanapie, zawieszając wzrok na ozdobach choinkowych. Pośród czerwonych i złotych bombek wił się papierowy łańcuch. Pamiętał, że jednego roku robił taki z Taehyungiem – jakie są szanse, że to ten sam?

„Chcesz pooglądać zdjęcia Tae z dzieciństwa? Był trochę bardziej puszysty niż teraz," kobieta zaśmiała się cicho, wyciągając zza pleców album. Kiwnął głową, na co brunetka usiadła obok, pokazując mu zdjęcia. Zdziwił się tym, jak wiele z tych fotografii już widział – czy to w albumach z jego rodzinnego domu, czy też samemu będąc świadkiem uchwyconych momentów. Coś ścisnęło mu gardło, kiedy na jednej ze stron dostrzegł swoją matkę z nim na kolanach.
„To akurat nie Taehyung," brunetka wskazała na niego samego, szczerzącego się do obiektywu w pasiastych spodenkach, „nasz syn zawsze uciekał, gdy chcieliśmy zrobić mu zdjęcie, nigdy by się tak ładnie nie uśmiechnął na życzenie. O spójrz, na przykład tu..." przewróciła kilka kartek do przodu. Tae siedział skulony w rogu kanapy, patrząc z ukosa spod długiej grzywki. Nigdy nie lubił być w centrum uwagi. „Zawsze był małą marudą," zaśmiał się Jungkook, siłą woli odpychając łzy, które niemal cisnęły mu się do oczu. To jednak było trochę zbyt wiele.

„Dlaczego ludzie świętują narodziny kogoś, o kim na co dzień nie pamiętają?" zapytał Taehyung, kiedy leżeli już w jego łóżku. Jungkook dawno nie najadł się tak, jak dzisiaj – blondyn czule gładził go po brzuchu, przylegając do niego niczym mała koala. Obrócił się w jego stronę i oplótł go nogą. Cieszył się, że chłopak nie zostawił go dziś samego.
„Nie wiem. Może ważniejsze jest to, żebyśmy to my o sobie pamiętali? Reszta to tylko pretekst."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro