Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 18 |

Lata świetlne temu obiecana dedykacja dla GhostsOfHope za szybkie rozkminienie :) enjoy i dziękuję, że wtedy napisałaś.

PIĘTNAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ, PAŹDZIERNIK 2001 r.

„Kochanie, gdzie jest torba z konserwami?"
Matka Taehyunga skończyła wlewać ciepłą herbatę do termosów i teraz pakowała je do wielkiego, górskiego plecaka.
„Już spakowałem, w bagażniku!" odkrzyknął ojciec z korytarza. Wycieczka w góry z rodzicami, czy może być coś piękniejszego, gdy ma się dziesięć lat? Taehyung już od kwadransa siedział przypięty pasami w samochodzie, machał w powietrzu nogami i wręcz kipiał z podekscytowania. Wreszcie się wyszaleje!
„Pamiętaj, że jedziemy jeszcze po Hye-Sun i Yeonghwana." Rodzice w końcu uporali się z bagażami, samochód powoli wytoczył się z podjazdu.

„Daleko jeszcze?"
Taehyung uwielbiał weekendowe wypady za miasto, tylko czemu jazda musiała trwać tak długo? Tak bardzo się nudził.
„Ale z ciebie maruda, Tae," skomentował Yeonghwan, pstrykając go w nos.
„Mamo, on mnie bije!"
„Nie biję go!"
„Jak się nie uspokoicie, to nie pójdziecie z nami w góry," zagroziła matka Taehyunga.
„No dobra, przepraszam," wyburczał kolega, masując tam, gdzie wcześniej pstryknął, „marudo."

W zasadzie to cieszył się, że Yeonghwan pojechał z nimi. Może i czasem był wkurzający, zabierał mu czapkę i zaczepiał, ale przynajmniej miał się z kim ścigać na szczyt czy pograć w piłkę na trawie przed domkiem, który wynajmowali. Jego ojciec nigdy nie lubił się z nim bawić, a jeśli już, to robił to niechętnie i zawsze dawał mu wygrywać. Co to za zabawa? Mama towarzyszyła mu częściej, ale ona nie znała się na porządnych zabawach – cały czas się bała, że zrobi sobie krzywdę.

„Kolacja gotowa!"
Taehyung wykopał piłkę pod ogrodzenie i popędził do drzwi, prześcigając się z Yeonghwanem. Twarz piekła go od rześkiego, wieczornego powietrza, ale pod kurtką był cały mokry – takie uroki jesieni.
Domek składał się z małego aneksu kuchennego, łazienki oraz wielkiego salonu, będącego jednocześnie sypialnią. Fajnie było wieczorami zasypiać na podłodze w śpiworze razem ze wszystkimi - czuł się wtedy jak prawdziwy podróżnik. Leżąc w całkowitej ciemności można było usłyszeć korniki przeżerające się przez drewniane ściany oraz skrzypienie podłogi, gdy ktoś przewracał się na drugi bok.
Po całym dniu wspinaczki i zabawy Taehyung był głodny jak wilk - zjadł tyle kanapek, że aż rozbolał go brzuch, dlatego teraz sączył powoli herbatę, grzejąc ręce o kubek. Jego ojciec przysypiał powoli w swoim śpiworze w kącie pokoju, próbując resztkami sił czytać kieszonkowe wydanie jakiejś książki. Yeonghwan leżał na kolanach swojej matki – brunetka głaskała go po głowie, rozmawiając jednocześnie z jego mamą. Nie chciało mu się spać, dlatego po prostu siedział przy stole, wodząc palcem po sękach w blacie. Przez chwilę przysłuchiwał się ich rozbawionym głosom, w końcu jednak odpłynął w świat swoich własnych myśli. Co będą robić jutro? Czy pogoda się uda, a może jednak będzie padać? Jeśli to drugie, to czy ojciec pozwoli mu pograć w piłkę w salonie? Pewnie nie...
„Nie idziesz spać, synku?"
Jego matka przeniosła swój śpiwór obok ojca i wgramoliła się do środka, podczas gdy Hye-Sun ułożyła Yeonghwana obok siebie, zaraz przy stole.
„Nie chce mi się, mamo," odpowiedział.
„Nie siedź za długo."

Mijała minuta za minutą, senność jednak nie przychodziła. Taehyung odsunął cicho krzesło i postanowił przejść się po domku. Napił się wody w kuchni, zjadł kilka krakersów z plecaka, drugi raz tego wieczoru umył zęby i przy okazji zrobił siku. Był jedynym, który jeszcze nie spał, czy to nie ekscytujące? Prawie jak dorośli! Za oknem było całkowicie ciemno i trochę strasznie, dlatego odsłonił zasłony tylko na krótką chwilę, żeby zabrać z parapetu wielką, woskową świecę. Jak dobrze, że ojciec nauczył go odpalać zapałki! Zadowolony z siebie wrócił do salonu, uważając, by wosk nie kapnął na podłogę i po drodze zgasił światło łokciem. Postawił świeczkę na stole.
Pokój wyglądał niesamowicie – jak jakaś pradawna gospoda z opowieści jego dziadków. Dalej nie chce mi się spać, pomyślał, kładąc się w śpiworze. Za chwilę zgasi świeczkę, jeszcze tylko chwilę sobie popatrzy. Ogień był piękny, ciepły i oślepiająco jasny. Jak to możliwe, że taki malutki punkt rozświetla cały salon? Nie miał pojęcia, ale wtedy było to dla niego prawdziwie fascynujące – żył w końcu tylko dziesięć lat. Był tylko małym chłopcem, który zasnął zbyt szybko.

Światło szpitalnych reflektorów było zimne. Taehyung czuł się dziwnie – nieznane dotąd uczucie, ciężkie, smoliście lepkie, z każdą kolejną myślą rozlewało się coraz dalej, do każdej wolnej przestrzeni w jego ciele. Nie. To niemożliwe. Można jeszcze wszystko cofnąć, prawda? Ten ogień, ten dym i ten krzyk. Wstał z łóżka i wyszedł na korytarz. Jego matka siedziała na plastikowym krześle, ale wyglądała tak, jakby wcale jej tam nie było i od tamtego dnia wyglądała tak już zawsze. Zawsze po części jej brakowało.
„Mamo? Dlaczego nie wracamy do domu?"

Yeonghwan nie przyszedł na pogrzeb swojej matki i w tym też dniu Taehyung ostatni raz usłyszał jego imię z ust rodziców.
„Może powinniśmy go zaadoptować?" zasugerowała jego matka, kiedy wracali autem z uroczystości.
„Ma przecież ojca," odparł szorstko jego ojciec.

Życie toczyło się normalnie. On chodził do szkoły, jego rodzice do pracy. We dnie pilnie się uczył, nocami budził się z krzykiem. Raz w tygodniu mama zabierała go do pani psycholog, która podobno miała mu pomóc i pewnie po części pomogła – tylko z nią mógł o tym porozmawiać.

Mam na imię Taehyung. Mam dziesięć lat i jestem mordercą.

Ogień był taki jasny, ponieważ zabrał wszystkie uśmiechy jego matki. Był taki gorący, ponieważ odebrał mu całe ciepło. Mimo wszystko wciąż pozostawał piękny – dlatego go znienawidził.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro