Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16.

Pov. Reader.

Moje oczy zaszły czernią, a sama ja zemdlałam opadając w animatronicznego niedźwiedzia Obudziłam się dopiero wtedy kiedy poczułam jak maleńkie rączki klepią mnie delikatnie po policzkach. Spojrzałam dookoła i ujrzałam swojego rodzaju piękną polane. Przedemną znajdowała się dziewczynka, około siedmiu - ośmiu lat. Uśmiechnęła się ciepło i uciekła troszeczkę do tyłu robiąc mi odrobinę przestrzeni. Stanęła w rządku z innymi dziećmi. Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc. Dopiero co byłam w pizzeri, otoczona robotami - zabójcami, a teraz siedzę na polanie otoczona gromadką dzieci.

Podszedł do mnie chłopak w czarnej koszulce i ciemnych spodenkach. Jego włosy były idealnie ułożone na bok, w pięknym czekoladowym odcieniu. Wyglądał na najstarszego ze wszystkich.

- Dzień Dobry [T/I] - spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczyma i wystawił rękę aby pomóc mi wstać. Przyjęłam jego pomoc przyglądając się mu dokładniej. Miał tak na oko piętnaście lat i był niewiele wyższy odemnie.
- Witaj! - krzyknęli pozostali. Stali równo obok siebie. Dziewczynka miała urocze blond loczki, sięgające lekko do pasa. Jej kolor oczu zdawał się być fiołkowy. Obok niej stał wyższy chłopak o niebiesko - fioletowych włosach z opadającą grzywką na jedno z rubinowych oczu. Powiedziałabym, że na pierwszy rzut oka wyglądał na czternaście - trzynaście lat. Obok niego " stał " chłopiec o mocno czerwonych włosach. Skakał w miejscu, co lekko mnie rozbawiło. Małego, piegowatego rudzielca roznosiła energia, a czerwonooki gromił go tylko wzrokiem.
- Zapewne nie wiesz co się teraz dzieje. Śpieszę z tłumaczeniem. - Mruknął cicho brązowowłosy.
- Nie podlizuj się tak Freddy. Ostatnio to ty ją próbowałeś złapać. A jak widać ci nie wyszło. - odpowiedział uszczypliwie niebieskowłosy. Freddy? O co tu chodzi?
- Musicie się kłócić? - zapytała dziewczynka, próbując jakoś załagodzić ich sytuacje. Spojrzałam w miejsce gdzie stał mały wulkan energii ale nie było po nim śladu. Śmignęło mi coś czerwonego przed oczami, a chwile potem poczułam delikatny uścisk w pasie. Chłopczyk bez pytania, czy uprzedzenia, wtulił się mocno we mnie.
- Zawsze chciałem to zrobić. - uśmiechnął się rozbrajająco.
- Chodź tu Foxy. Nie mamy czasu. On już tu pewnie idzie! - krzyknęła dziewczynka chowając się za, już wcześniej wymienionego, Freddy'ego.
- Musimy cię ostrzec. Jesteś za dobra na to miejsce, a on Cię wyniszczy. - rzucił szybko fioletowowłosy.
- Kto? Kim wy jesteście? O czym ty mówisz? - zapytałam nie rozumiejąc sytuacji. Głaskałam wolno, jak myślę, Foxy'ego po puchatych włosach.
- O NIM mówimy. Tym fioletowowłosym zwyrolu. - kontynuował. - My jesteśmy duszami z tych, jak to określił, "jebanych tosterów".
- Freddy! Nie wolno tak mówić. - pisnęła dziewczynka.
- Chicka ależ ja tylko cytuje. - popatrzył na dziecko, głaszcząc je lekko po włosach.
- Pachniesz jak moja mama. - spojrzał na mnie złotymi oczkami rudzielec. Uśmiechnęłam się lekko na to.
- Do rzeczy bo nie rozumiem dzieciaki. Wy jesteście?
- Duszami w animatronikach. Noc w noc próbujących zabić tego, który odebrał nam prawo do życia. - powiedział znudzony rubinooki.
- Kto? Kto to był? - zapytałam, na co wszystkie dzieci spojrzały na mnie pusto.
- Vincent. - powiedziały równo. Przełknęłam głośno ślinę.
- Dla własnej przyjemności to zrobił. On jest chory, a leczenie nic mu nie da. Obrał sobie ciebie jako cel. Uważaj. - wciąż mówiły jednym głosem. Foxy puścił mnie i stanął obok reszty. Po chwili z blondyneczki zaczeła wpływać krew. Na jej brzuchu pojawiła się wielka rana, jak po toporze.
- On tu juz jest...- powiedziała ze łzami w oczach i upadła na kolana. Foxy warknął cicho i przytulił dziewczynkę, padając po chwili jakby dotknięty paralizatorem.
- Bonnie! Łap go! - krzyknął niebieskooki, na co fioletowowłosy się zerwał. Złapał piegowaty wulkan i ułożył ostrożnie na ziemi.  Sam złapał się za szczękę, która nie naturalnie się otworzyła i upadł na ziemię ze łzami w oczach.
- Uważaj abyś nie skończyła tak jak MY. - powiedział do mnie chłopak patrząc prosto w moje oczy. Po chwili coś wykręciło jego głowę, a on sam padł jakby martwy na ziemię. Trawę przyozdobił szkarłat krwi dzieci, a ja padłam na kolana dławiąc się swoimi łzami. Co się tu dzieje do jasnej cholery.

Ohayo! Oto dla wad 627 słów pisane o 01:23. Śmieszna ta godzina hahaha. Miłej/ego nocy/dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro