Prolog
Zbliżał się koniec roku szkolnego. Wyjazd na obóz zaplanowano na 25 czerwca – dzień po zakończeniu roku szkolnego. Sofia pakowała właśnie podkoszulek do torby, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Zbiegła po schodach i otworzyła je na roścież. Stała w nich średniej wysokości brunetka o brązowych oczach. Pofalowane włosy sięgały jej do ramion. Miała szczupła twarz, duże usta, wyprofilowane brwi i kształtny nos. Była naprawdę ładna, dlatego chłopaki z całej szkoły się za nią uganiali. Ubrana była w miętową sukienkę do kolan i białe trampki. Na plecach niosła beżowy plecak. Uśmiechała się szeroko.
- Cześć Amy! – Powiedziała Sofia przytulając swoją przyjaciółkę.
-Hej! Co tam? Spakowałaś się już? – Zapytała również obejmując dziewczynę.
- Jeszcze nie... Nie wiem co wybrać... Możesz mi pomóc? - Zaproponowała, zapraszając ją gestem do środka.
-Jasne! – Obydwie udały się do pokoju Sofii.
Dziewczyna pakowała się na trzytygodniowy obóz uczący walki wręcz. Domki w których mieli nocować znajdowały się 100 km za miastem. Wyjeżdżała jutro więc musiała się spakować teraz. Z pomocą koleżanki poszło jej o wiele sprawniej. Postawiła na luźne i wygodne ubrania, w końcu będzie się uczyć walki i samoobrony. Gdy już skończyły zaczęły rozmawiać o swoich wyobrażeniach jak będzie na obozie. Amy ciągle mówiła o przystojnych chłopakach, mimo że w szkole zawsze miała wokół siebie gromadkę chłopaków, marzyła o bardzo silnym i przystojnym ukochanym.
Sofia natomiast myślami była przy tym, że w końcu podszkoli się w samoobronie i nauczy się też wyprowadzać ciosy. Odkąd od piątej klasy przeniosła się do nowej szkoły, miała ochotę przyłożyć któremuś z chłopaków, którzy krzątali się wokół niej. Uznawano ją za największą piękność w jej szkole. Marzyła że gdy po wakacjach pójdzie do liceum ta sytuacja ulegnie zmianie i przestaną ją zadręczać. Chciała się poczuć jak normalna dziewczyna. Zaprzyjaźnić się z kimś dzięki charakterowi, a nie tym jak wyglądała.
Gdy jej przyjaciółka poszła do domu, Sofia udała się do łazienki. Wzięła prysznic, wysuszyła się i ubrała piżamę. Stała teraz przed umywalką patrząc na swoje odbicie w lustrze. Nie wiedziała co chłopcy w niej widzieli. Miała bardzo długie, sięgające do bioder, kruczoczarne włosy, idealnie wyprofilowane brwi, kształtny nos i duże, ponętne usta. Jej skóra była gładka i nieskazitelna. Sama nie uważała się za szczególnie piękną. Nienawidziła koloru swoich prawdziwych oczu... Na co dzień nosiła brązowe soczewki. Nie rozstawała się z nimi nawet po szkole i w domu, zdejmowała je tylko do snu. Patrzyła jeszcze przez moment w swoje odbicie i zaczęła wyjmować soczewki. Po chwili stanęła przed lustrem patrząc na siebie żywymi, fiołkowymi oczami. Jej oczy żarzyły się jasnym fioletem.
Gdy w wieku siedmiu lat poszła do podstawówki, dzieci wytykały ją palcami. Chłopcy dokuczali jej, mówiąc że ten kolor bardziej pasowałby do bakłażana. Nie była wtedy tak popularna, a rówieśnicy nie uważali jej za piękność. Nie miała wielu znajomych, sama też nie chciała z nikim zawiązywać relacji. Nie obchodziło jej to. Wolała się skupić na nauce, lecz dla spokoju kupiła soczewki. W wieku dwunastu lat przeniosła się do nowej szkoły. Pamiętała dobrze ten dzień. Gdy weszła do klasy każdy skierował spojrzenie na nią. Od tej chwili była najpiękniejszą uczennicą na roku. Teraz gdy gimnazjum się kończy, a za dwa miesiące zaczyna liceum będzie mogła być tym kim chce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro