4
Problemy ze snem spowodowane zmęczeniem zmusiły Deana do rozmyśleń. To, że pod koniec trasy koncerty cieszyły go już dużo mniej niż na jej początku, przesądziło sprawę. A raczej prawie ją przesądziło – chciał jeszcze omówić wszystko z Castielem. Ostatnie dni trasy wydawały się być dobrym momentem na taką rozmowę. Mieli spotkać się w Toronto. Wszystko dopracowali tak, aby przyloty dzieliło możliwie jak najmniej czasu, bo tak właściwie tylko dzięki temu było to możliwe logistycznie. Castiel był na lotnisku niespełna godzinę przed planowany przylotem Deana. Jak to jednak bywa, gdy samolot wyleci zgodnie z planem, przylatuje on na docelowe lotnisko nieco wcześniej. Dzięki temu czekał na swojego męża tylko pół godziny. Nie biegli do siebie na swój widok jak w czasach, gdy byli jeszcze młodzi, nie rzucili się sobie w ramiona, jakby reszta świata nie istniała. Dean po prostu do niego podszedł i dopiero wtedy się przytulili. Mocno i długo. Żaden z nich nie chciał puszczać tego drugiego.
Był środowy poranek, ludzi na lotnisku, a już szczególnie w tej strefie nie było jakoś bardzo dużo, ale i tak znaleźli się paparazzi. Dean tylko na to westchnął. Przez wiele lat zdążył się już przyzwyczaić do tego, że prawie wszędzie ich spotka. Nie chciał się nimi przejmować. Teraz liczyło się już tylko to, że Castiel znów był tuż obok. Po prawie czterech miesiącach, znowu byli razem.
— Tęskniłem.
— Ja też.
Obaj się uśmiechali. Planowo mieli się spotkać za osiem dni. I nawet jeśli osiem dni wydawało się nie być aż tak długim okresem czasu, to biorąc pod uwagę jak długo byli rozdzieleni, dla obu z nich było to sporo wcześniej niż pierwotnie planowali.
Odsunęli się od siebie po dłuższej chwili, ale tylko minimalnie i tylko po to, aby złączyć swoje czoła i po chwili się pocałować. To była niema deklaracja, że wszystko jest w porządku, że żaden nie zrobił niczego głupiego. Ufali sobie i ani Dean, ani Castiel nie rozważali poważnie tego, że mąż mógłby ich zdradzić. Nie rozmawiali o tym, bo nie musieli. Ten pocałunek i to co obaj w tym momencie poczuli świadczyło tylko o tym, że obaj mieli rację. Nawet jeśli Castielowi zdarzyło się nieświadomie filtrować z ludźmi z klubu szachowego, to z nikim się nie umówił, z nikim się nie całował ani tym bardziej z nikim nie poszedł do łóżka. Nawet tego nie rozważał. Po co miałby to rozważać? Nawet jeśli Dean był daleko, to wciąż byli razem, wciąż byli małżeństwem, a Dean Winchester wciąż był mężczyzną, dla którego dosłownie całkowicie zmienił swoje życie. Gdy znowu złączyli swoje czoła, Andrew odchrząknął.
— Nie chcę wam przerywać, wiem co czujecie, bo sam nie widziałem swojej żony od początku trasy, ale powinniśmy iść. Obowiązki czekają.
Dean westchnął. Andrew miał rację – mieli sporo do zrobienia. Była dziewiąta, co znaczyło, że koncert był już za jedenaście godzin. Poza tym nie chciał przytrzymywać tych wszystkich ludzi, którzy byli tu z nimi. Oni też byli już zmęczeni trasą i trzymanie ich na lotnisku na pewno by im nie pomogło.
Andrew niechcący w końcu uchylił rąbka tajemnicy co do swojej orientacji seksualnej – teraz Dean był pewien, że młody mężczyzna nie jest gejem. Nawet jeśli orientacja seksualna reżysera trasy nie była czymś wybitnie ważnym, poczuł swego rodzaju ulgę na świadomość, że Andrew miał żonę.
Z lotniska pojechali autobusem do hotelu. Tam się zameldowali, zjedli lunch i od razu udali się na miejsce koncertu. Dojechali tam koło południa. Większość scenografii była już prawie gotowa, montaż sceny też był już zakończony – trwały jeszcze pojedyncze prace związane z detalami. Dzięki temu, że Andrew miał jasną wizję każdego koncertu i stale kontaktował się z podwykonawcami, praktycznie zawsze przyjeżdżali na gotowe. Problemy pojawiały się wtedy, gdy prace wymagały poprawek. W Toronto na szczęście takich poprawek nie było.
Gdy Dean podszedł sprawdzić czy kwestie mikrofonowo-nagłośnieniowe są według niego w porządku, Andrew spojrzał na Castiela.
— Tęsknisz czasem za występowaniem na scenie? — zapytał, bardziej z ciekawości niż próby namówienia go do czegokolwiek. Powrót Castiela do branży byłby ryzykowny i prawdopodobnie kompletnie bezsensowny. Piosenki, które pisał Castiel były tymi, które najgorzej się sprzedawały, bo miały głębszy przekaz. Ludzie nie oczekiwali już takiej muzyki – czegoś takiego słuchała tylko dość wąska grupa odbiorców. Dean czuł już rynek – potrafił napisać piosenki z przekazem, które dobrze się sprzedawały, bo albo ten przekaz był ukryty, albo bardzo oczywisty i prosty w odbiorze jak na przykład trwała miłość.
— Nieszczególnie — odparł Castiel. — Tęskniłem za tym przed naszym powrotem. Teraz już nie.
Andrew przytaknął. Trochę go rozumiał. Życie wykonawcy muzycznego w dzisiejszych czasach było wręcz męczarnią. Od dziesiątek lat takie było, ale w ostatnich kilku latach stało się wręcz koszmarem. Podziwiał tych wszystkich artystów z którymi współpracował od początku swojej kariery w tej branży. Niewielu już ich zostało, ale każdego kosztowało to naprawdę dużo. Widział jak dużo kosztowało to Deana i mimo, że muzyk mu tego nie mówił, Andrew zdawał sobie sprawę, że to prawdopodobnie ostatni raz, gdy razem współpracują. Zdziwiłby się, gdyby Dean postanowił inaczej. Było po nim wyraźnie widać, że ma tego wszystkiego dość i to był jedyny powód, dla którego Castiel do nich dołączył – żeby było chociaż trochę łatwiej. Dean miał swoje lata i miał dość – miał do tego całkowite prawo.
Andrew żałował tylko, że było mu dane współpracowac z nim tak krótko, bo był nie tylko świetnym piosenkarzem, ale też świetnym facetem. Z nikim nie pracowało mu się lepiej. Dean nie marudził na uproszczone pomiary morfologiczne prawie każdego dnia. Nie marudził na posiłki, chociaż niejednokrotnie było widać, że najchętniej zjadłby coś innego – pokazywał tym, że ufa ludziom, którzy dobierali dietę po to, aby jak najzdrowiej dotrwał do końca trasy. Dean był dość kompromisowy i był przede wszystkim ludzki. W dzisiejszych czasach takich muzyków można było policzyć na palcach jednej ręki. Z muzyki znikała wrażliwość, znikała prawda – zastąpiły to seks i kicz. Dean Winchester był przedstawicielem wymierającego pokolenia muzyków, którzy jeszcze próbowali nieść swoją muzyką jakiekolwiek wartości. Nie robił tego w każdej piosence, bo wytwórnia miała swoje wymogi, ale przynajmniej wciąż tworzył utwory, które niosły jakiś sens.
Gdy Dean spytał czy może porozmawiać z Castielem na osobności, Andrew wiedział, o czym będą rozmawiać. Kiedy małżeństwo przysiadło na trybunach, aby porozmawiać, przyglądał im się.
Dean przejechał dłonią po twarzy. Nie wiedział od czego zacząć. Chciał tylko, aby Castiel poparł jego decyzję – nie potrzebował jego zgody. Jego aprobata mogła jednak sprawić, że najbliższe dni i ciągnące się pewnie nieco dłużej rozmowy będą łatwiejsze.
Castiel przestraszył się, że Dean zrobił coś głupiego. Jego mimika naprawdę nie zwiastowała niczego dobrego.
— Mam dość tego wszystkiego — zaczął, a Castiel poczuł, że panikuje, ale starał się zachować spokój. Przecież Dean wcale nie musiał mówić o tym, że ma dość ich. Poza tym to byłoby nielogiczne. Gdyby chciał zakończyć ich małżeństwo, nie sprowadzałby go tu. Musiał mówić o czymś innym. — Długo obserwowałem te zmiany, ale dopiero przy tej trasie dotkliwie je odczułem. Jeśli chcę dożyć pięćdziesiątki, muszę to przerwać. Gdybym był sam, może bym to kontynuował, bo nie miałbym zbyt wiele do zaryzykowania, ale mam ciebie... i Erica, nawet jeśli jest w Nowym Jorku. Nie chcę was zostawiać, nie chcę ciebie zostawiać. Nie chcę byś kiedyś dowiedział się z mediów, że zasłabłem na scenie i jestem w stanie krytycznym. To już dzieje się z innymi. Lubię występować, lubię śpiewać, ale nie w ten sposób...
— Chcesz przerwać karierę? — spytał, bo nie był pewien czy dobrze interpretuje jego słowa.
— Zakończyć — poprawił go Dean. — Tu już nie ma i nie będzie do czego wracać. Chcę to zakończyć. Może nie tą trasą. Chciałbym oficjalny koncert pożegnalny, aby podziękować fanom.
— Nie brzmisz jakbyś naprawdę tego chciał — zauważył, bo słyszał w jego głosie i widział po jego mimice, że nie jest to dla niego oczywista i łatwa decyzja – Dean nie był jej pewien, wahał się. Dlatego chciał porozmawiać o tej decyzji zamiast po prostu mu ją ogłosić.
— Bo nie na to liczyłem, gdy zdecydowałem się na solową karierę. W kilka lat wszystko zmieniło się nie do poznania. Liczyłem na coś innego.
Castiel westchnął.
— Przed trasą się cieszyłeś. Wczoraj ogłosili nominacje do Grammy's... — Wspomniał o tym, bo nie był pewien czy przy tym całym zaangażowaniu w trasę, Dean miał czas to śledzić. Był nominowany – plotki się potwierdziły. To było największe wyróżnienie jakie dostał przez ponad dwadzieścia lat spędzonych na scenie z mniejszymi i większymi przerwami po drodze.
— Wiem i to wszystko komplikuje, bo nie mogę niczego powiedzieć oficjalnie. Jeszcze nie. To może wpłynąć na wyniki.
— Aż tak bardzo zależy ci na tej nagrodzie?
Dean wzruszył ramionami.
— Kiedyś to coś znaczyło.
Castiel przygryzł wargę. Gdy widział, co dzieje się z tym światem, żałował, że Dean nie urodził się te dwadzieścia lat wcześniej. Wszystko stało się płytkie. To działo się od jakiegoś czasu, ale nikt nie reagował. Dopiero teraz było widać tego efekty, a większości to nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało im to, że młodzi nie mogą rozwijać zainteresowań, że od ludzi wymaga się więcej niż ich organizmy są w stanie wytrzymać. Nie przeszkadzało im też to, że w ludziach było coraz mniej człowieczeństwa. W popkulturze nie było już sensu, brakowało przekazu. Dean był jedynym znanym wykonawcą, który jeszcze próbował się temu opierać – reszcie pozostawało śpiewanie w swoich domach, bo sukces odnosili ci, którzy byli w stanie sprzedać samych siebie i stać się produktem w tym chorym kołowrotku nazywanym show biznesem. Nic dziwnego, że Dean chciał wyskoczyć z karuzeli.
— Jakąkolwiek podejmiesz decyzję, poprę ją — zadeklarował. — Ale chcę, żeby to była twoja, przemyślana decyzja. Teraz jesteś zmęczony trasą. Porozmawiajmy o tym za miesiąc, porozmawiajmy w przyszłym roku. Już kiedyś podjęliśmy taką decyzję impulsywnie. I nawet jeśli martwię się o twoje zdrowie i chciałbym cię częściej w domu to nie chcę, żebyś tego żałował.
Dean nie potrafił zareagować inaczej niż przytuleniem swojego męża.
Myślał o zakończeniu kariery od trzeciego miesiąca trasy, ale Castiel miał rację – powinien przemyśleć to już po tym, jak trasa się skończy. Wrócą do domu za kilka dni, a potem będzie miał sporo czasu, aby poukładać sobie to wszystko w głowie. Może podjąć decyzję nawet i za rok. Równie dobrze może wydać kolejny album dopiero za pięć lat. Tylko pytanie, co na to wytwórnia. Czy pozwoliliby mu na przerwę? Już przy najnowszym albumie Dean słyszał, że płyta powstaje zbyt wolno. Uznał, że na razie skupi się na dokończeniu trasy, a później pomyśli, co chce robić dalej.
A/N
Jutro (w poniedziałek) ostatni rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro