
Empty souls
Dwie bułki? Trzysta czterdzieści kalorii.
Masło? Osiemdziesiąt kalorii.
Ser? Sto kalorii.
Gówniana szynka? Jakieś trzysta kalorii.
Herbata? Sześćdziesiąt kalorii, bo ma przynajmniej trzy łyżeczki cukru.
Okropne gówniane mleko dla osób chorych na raka? Sześćset kalorii.
Louis patrzył na zawartość talerza i w głowie przeliczał kalorie. Nigdy nie był tak dobry z matmy, jak przed swoim odchudzaniem. Teraz w ciągu kilku sekund potrafił podsumować kaloryczność posiłku, chociaż psychiatra definitywnie mu zabronił. Już drugi raz był na terapii i znał wszystko na pamięć. Wszelkie dokumenty do wypełnienia, formy terapii, pytania zadawane przez psychiatrę. Miał dość opowiadania o wymarzonej figurze i chęci poczucia lekkości. Miał dość opowiadania o brzuszkach, które potrafił robić mimo ogromnego bólu w całym ciele. Miał dość dotykania siniaków na kręgosłupie, które tworzyły się od ćwiczeń na podłodze. I miał dość pilnowania, chociaż było o wiele lepiej niż w domu, gdzie ktoś musiał być przy nim w każdej sekundzie jego życia i nawet nie mógł zamykać drzwi do łazienki czy pokoju.
– Jedz, Louis – usłyszał za sobą i jak na zawołanie chwycił widelec. Czuł się pełen po napoju, który musiał wypić przed posiłkiem. Sześćset kalorii to bardzo dużo jak na jego ciało i nie potrzebował więcej. – Nie wyjdziesz stąd Lou.
– Mam nadzieję, że mnie wyniosą – mruknął, bo wielokrotnie wyobrażał sobie siebie w trumnie. Przynajmniej wtedy wyglądałby idealnie.
Czuł łzy cisnące się do jego oczu, gdy wkładał do ust bułkę. Nienawidził tego smaku, nienawidził jasnego pieczywa i tłuszczu. I nienawidził siebie i tego miejsca.
– Hej, hej, Lou. – Poczuł na plecach dłoń pielęgniarza, który pomagał mu jakoś od początku pobytu i czasami nawet z nim rozmawiał, gdy tylko miał służbę. Kątem oka widział, jak lekarz macha do młodego chłopaka, a ten odrywa się od Tomlinsona, bo takie akcje nie mogą mieć miejsca. Nikt nie może dzielić pacjentów na lepszych i gorszych ani spoufalać się z nimi. I nikt nie może pocieszać ich, gdy płaczą przy posiłku. Mogą jedynie siedzieć cały dzień w kącie i pilnować czy się je.
Upuścił bułkę na talerz, zalewając się łzami, bo naprawdę nie był w stanie więcej przełknąć. Szybkim krokiem skierował się do wyjścia ze stołówki, ale został zatrzymany przez lekarza. Wiedział, że nie ma wyjścia bez zjedzenia posiłku, ale tym razem z płaczem błagał o spokój. W końcu udało mu się zniknąć w pokoju i zakopać w łóżku. Cisza nie potrwała długo i chwilę później na jego materacu siadał psycholog.
– To było za dużo, mówiłem wam – mruknął szatyn, wypominając słowa wypowiedziane kilka dni temu, gdy również nie był w stanie wcisnąć w siebie posiłku.
– Nie, Louis, to nie było za dużo. – Psycholog miał spokojny głos, który tylko jeszcze bardziej irytował Tomlinsona, bo czuł wszędzie fałsz. – Musimy podnieść ci kaloryczność, dobrze o tym wiesz. Przy twoim wzroście waga powinna wskazywać przynajmniej pięćdziesiąt pięć kilogramów, waga bezpieczna to sześćdziesiąt, a ty masz trzydzieści dziewięć, Louis. Rozumiesz? Trzydzieści dziewięć.
– I o kilka za dużo.
– Wiesz, dlaczego tu jesteś, Louis?
– Bo ludzie to grube świnie i nie mają pojęcia, co to jest dążenie do idealnej wagi.
– Nie, Louis. Bo zemdlałeś trzy razy w ciągu kilku godzin i lekarze nie byli w stanie cię dobudzić. Bo twój organizm walczy już z samym sobą. Bo twój przełyk już nie wie jak pracować. Bo twoja skóra pokrywa się dodatkowymi włoskami, by zatrzymać temperaturę. Bo powoli siebie zabijasz i nawet o tym nie wiesz.
– Jestem po prostu szczupły i mam dobrą przemianę materii.
– Jedzenie środków przeczyszczających jak tic taców to nie przemiana materii.
– Tego nie wiesz.
– Mam ze sobą kartę twojej choroby, poczytać ci?
– To nie jest czas terapii, możesz sobie iść do kogoś innego.
– Ale jestem u ciebie.
– Więc możesz sobie iść.
Mężczyzna westchnął, chociaż Louis nie był pierwszym zaborczym przypadkiem. Musiał szybko znaleźć sposób na dotarcie do chłopaka, który miał jedną z najniższych wag na oddziale.
– Chcę iść na dwór – usłyszał. Lekarz zerknął w plan jego leczenia. Po dotarciu do czterdziestu pięciu kilogramów Louis może mieć pozwolenie na wychodzenie na spacer, a także posiadanie telefonu komórkowego. Jednak czeka ich jeszcze długa droga, zanim zobaczą te liczby na wadze. – Pozwól mi.
– Znasz program leczenia, Louis.
– To chcę się wypisać. Mam osiemnaście lat, nie możecie mnie trzymać na siłę.
– Z tego, co wiem, to toczy się postępowanie ubezwłasnowolnienia ciebie, więc nie możesz wypisać się na własne żądanie.
– Chcę stąd wyjść! – krzyknął szatyn, odwracając się w stronę lekarza. – Wypuść mnie stąd!
Trzydziestoletni mężczyzna spojrzał na swojego pacjenta, dotykając jego ramienia i prosząc o spokój. W przeciwnym wypadku Louis musiałby dostać leki uspokajające i prawdopodobnie przespał kilka godzin aż do obiadu bądź terapii. Tomlinson poprosił o zostawienie go samego i odetchnął z ulgą, gdy psycholog wyszedł.
***
– Proszę to wypełnić. – Kobieta podała plik dokumentów, gdzie należało wpisać podstawowe dane.
Harry znowu przewrócił oczami, bo nie rozumiał, po co matka w ogóle go tu przywiozła. Okej, może jeszcze kilka dni temu sam tego chciał, gdy kolejny raz miał złe sny i czuł się tak cholernie źle i chciał się zabić. Ale teraz było lepiej i po prostu chciał wrócić do domu i cieszyć się życiem jako świeżo upieczony osiemnastolatek.
– Mówiłem ci, mamo, że jest okej. Nie róbmy tego cyrku, Boże.
– Nie, Harry. Masz dwa tygodnie obserwacji, potem postanowimy co dalej. Zgodziłeś się na taką umowę, to tylko czternaście dni.
– Robisz cyrk. Wypełnij to sama. – Podał jej dokument, bo utknął na pytaniach o alergie i jego matka z pewnością wiedziała lepiej co i jak.
Kilka minut później musiał oddać telefon z ładowarką oraz pasek i sznurówki z butów. Nienawidził dresów, które tu w większej mierze miał nosić i był zły za brak dostępu do mediów. Jednak taka podobno była umowa, a on powinien się wyciszyć i odpocząć od technologii.
Harry już wiedział, co go czeka i nic nie mogło go zaskoczyć. Dzielił pokój z chłopakiem chorym na depresję, o czym poinformował go pielęgniarz. Podobno dwudziestolatek był nieszkodliwy i trafił do szpitala miesiąc wcześniej.
– Hej – powiedział Styles, kładąc swoje rzeczy na łóżku. Blondyn spojrzał na niego i bez słowa obrócił się w stronę ściany. – Jestem Harry i jak zaczniesz drzeć się w nocy, to mogę cię zabić, bo mam schizofrenię.
Chłopak odwrócił się i przerażonym wzrokiem spojrzał na nastolatka, przełykając głośno ślinę.
– Żartowałem. – Brunet uśmiechnął się.
Pierwszy dzień był poznawaniem, zwiedzaniem, popołudniowa terapia przyniosła jednak Harry'emu trochę stresu.
Louis znowu musiał wmuszać w siebie śniadanie po poprzednim dniu pełnym krzyków i błagania o spokój. Dostał groźby o izolatce, jeśli dalej będzie wymuszał wszystko krzykiem jak pięcioletnie dziecko. On po prostu chciał wyjść na zewnątrz i nigdy nie wrócić. Zwłaszcza po przyłapaniu go na robieniu brzuszków, gdy to jedna z pielęgniarek zastała go na podłodze i siłą został wciągnięty na łóżko. A on po prostu chciał spalić wmuszone w niego kalorie.
Teraz rzeczywiście dostał coś innego, ale były to zwyczajnie przesłodzone płatki z mlekiem i jogurt, bo wybłagał o zostawienie bułek, których szczerze nienawidził. Znowu wszyscy zjedli szybciej od niego, a on siedział do dziesiątej, wmuszając w siebie kolejne łyżki zimnego już dania, by po dwunastej znowu wmuszać w siebie batonika, siedząc na świetlicy.
Harry układał puzzle, które pomagały mu oczyścić umysł i skupić się. Jednocześnie kątem oka obserwował wychudzonego nastolatka, który ze łzami w oczach jadł przekąskę pod okiem pielęgniarki. Styles wiedział, że ta jest jedną z najgorszych i raczej nie traktuje pacjentów jak ludzi. Było mu żal szatyna, który błagał o nieprzymuszanie go, bo to mu nie smakuje. W końcu z płaczem wciskał w siebie słodycze, a potem został sam i oparł się czołem o stolik. Jego ciało trzęsło się, wypełnione szlochem i spazmem. W końcu rozejrzał się po sali i szybkim krokiem wyszedł z niej. Harry jak na zawołanie zerwał się z krzesła i ruszył za Tomlinsonem, bo ciekawość ciągnęła go za chłopakiem, który wydawał mu się znajomy.
– Nie biegamy – usłyszał za sobą głos pielęgniarza i spojrzał na młodego mężczyznę. Zmarszczył brwi, chcąc powiedzieć, co widział, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
– Jasne, przepraszam. – Pokręcił głową.
Skierował się do najbliższej toalety, ale była pusta. Zupełnie jak ta druga. Jednak na końcu korytarza była jeszcze jedna, z której głównie korzystały osoby z zaburzeniami psychicznymi, bo była na ich oddziale. Skrzywił się, słysząc dźwięki dobiegające z jednej z kabin. Widział vansy wystające ze środka i delikatnie pchnął drzwi.
– Wszystko okej? – zapytał, patrząc na chłopaka klęczącego przy toalecie. Podniósł głowę i załzawionymi oczami spojrzał na nieznajomego. – Zawołać kogoś?
– Nie, proszę nie – szepnął, chwytając po papier i ocierając usta. – Ja po prostu... ja... um...
– Jasne, łapię. Wiem, gdzie jesteśmy.
– Nie mów im, błagam – poprosił kolejny raz, siadając na podłodze, bo nie czuł się na siłach, by wstać.
Harry stał nad chłopakiem i nie wiedział co zrobić. W końcu sam zajął miejsce na chłodnych kafelkach i przedstawił się.
– Louis – szepnął szatyn, nadal opierając głowę o podkulone nogi i zupełnie nie patrząc na Stylesa.
– Długo tu jesteś?
– Tydzień? Chyba. A ty?
– Dwa dni – zaśmiał się, ale szybko przerwał, bo Louis instynktownie zakrył uszy. – Ta... – Nie wiedział, gdzie powinien patrzeć. Rozglądał się po sterylnie czystej łazience, która w niektórych miejscach miała markerem wypisane prośby o śmierć albo narysowane ciemne postacie. W końcu znowu zatrzymał wzrok na szatynie. – Jesteś bardzo chudziutki.
– Prawda? – Chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się do Stylesa. – Cudownie jest.
– Wyglądasz okropnie, chłopie. Nikt by się z tobą nie umówił, bo wyglądasz jak śmierć. Wiesz, gdyby słowniki miały obrazki, to pod pojęciem „anoreksji" widniałoby twoje zdjęcie.
– A ty, po co tu jesteś? Chyba nie jesteś lekarzem? – Zmarszczył brwi.
– Mam schizę, spoko. Wiesz, takie głosy w głowie kazały mi się zabić. Norma w sumie.
– Aha, no okej.
Louis sam nie wiedział, dlaczego tak komfortowo czuł się w obecności nieznajomego chłopaka. Nie chciał, żeby ten sobie poszedł i podobała mu się cisza panująca w łazience. Wszystko przerwał pielęgniarz wchodzący do pomieszczenia. Lou wychylił się z kabiny i spojrzał na niego, a on zmarszczył brwi z braku zrozumienia, bo znał ich obu i raczej nie byli typami, którzy siedzą w łazience. No może Harry, bo to on miał problemy głównie natury psychicznej.
– Dobrze się czujecie? – zapytał.
– Jasne. – Styles uśmiechnął się, a Lou jedynie zmusił się do pokiwania głową.
– Zaraz będzie obiad, Louis, idź już do jadalni. Ty też, Harry.
– To która godzina?
– Druga. Za dziesięć.
Obaj zdziwili się, bo jeszcze niedawno była dwunasta i czas drugiego śniadania. Tomlinson jak na zawołanie poczuł mdłości i chciało mu się płakać. Pielęgniarz podszedł do nastolatka, gdy ten wstawał i złapał go pod ramię z uśmiechem, mówiąc, że przejdą się razem.
– Źle się czuję – przyznał chłopak cicho, łapiąc się za głowę.
– Chcesz iść do lekarza?
– Wolę się położyć.
– Położysz się po obiedzie, Lou. Widzę, że masz już nowego kolegę. – Mężczyzna próbował spojrzeć na imię na bransoletce, ale Harry wyprzedził go, przedstawiając się. – Widzisz, Lou? Nie jesteś sam, masz Harry'ego.
Wolnym krokiem kierowali się do jadalni, by zająć wolne miejsca.
– Nie płacz, Lou – szepnął Styles, gdy dostali swoje dania. To Louisa różniło się od pozostałych i na dodatek znowu dostał Nutridrinka na podbicie kaloryczności. – Po prostu musisz szybko połykać i szybciej zniknie. – Harry wbił widelec w swój kawałek mięsa, a szatyn spojrzał na niego i znowu poczuł nienawiść.
– Będę gruby – powiedział cicho, biorąc łyżkę.
– Nie będziesz, będziesz piękniejszy niż teraz. Taka chudość nie jest ładna.
– Jest.
– Nie jest. Zaraz będziesz miał futerko, patrz. – Dźgnął go tępym nożem w wychudzone ramię. Louis spojrzał na swoje ciało, które rzeczywiście miało dodatkowe owłosienie, ale przecież depilacja nie jest zakazana, a chudość jest piękna.
– Nie dotykaj mnie.
– Otwieramy buźkę. – Podsunął widelec ze swoim daniem pod usta Louisa, który już dłuższą chwilę patrzył w talerz. – Za mamusię, am am.
– Jesteś nienormalny.
– Jesteś w psychiatryku, dziwne, żeby ktoś tu był normalny. – Wzruszył ramionami. – Jedz, jedz, to jeszcze zdążymy na film później. No, chyba że masz terapię.
Chłopak przypomniał sobie o spotkaniu z psychiatrą i westchnął. Podczas rozmowy musiał opowiadać o złym samopoczuciu i zalał się łzami, wspominając o nienawiści do siebie i swojego ciała, która towarzyszyła mu od późnej podstawówki, gdy zaczął oglądać programy o modelingu i widział wszystkie idealne dziewczyny. I gdy później jego matka miała romans z otyłym mężczyzną, a on znienawidził kalorie i kilogramy. Nie był fanem tych spotkań, ale musiał przyznać, że trochę mu dają.
Harry właśnie kończył terapię grupową i z uśmiechem wychodził z sali. Chciał dokończyć swoje puzzle i poczuł wściekłość, widząc, że ktoś poskładał je do pudełka. Zaczął krzyczeć na dziewczynę siedzącą przy jego stole, a ona wybuchnęła płaczem, zakrywając się rękoma. Nastolatek od razu został obezwładniony i posadzony na krześle obok. Przeprosił, mówiąc, że po prostu się zdenerwował i już nie będzie. Przewrócił oczami, gdy pytali, czy bierze tabletki i kiwnął potulnie głową. W końcu dostał swoje pudełko i musiał zaczynać wszystko od nowa.
Louis czuł zdenerwowanie po swojej terapii, bo lekarz znowu mówił o zagrożeniach dotyczących jego zdrowia. Przecież dzisiaj zjadł naprawdę ładnie i powinien mieć już dostęp do telefonu. Jednak na kolacji znowu dopadły go mdłości i irytacja, gdy Harry usiadł obok ze swoją tacą. Nie miał ochoty znowu wysłuchiwać, że powinien zjeść wszystko do końca. Styles zapytał co nowego, a szatyn wzruszył ramionami.
– Byłeś... byłeś kiedyś w izolatce? – zagaił brunet, bawiąc się widelcem i wpatrując się w mniejszego chłopaka, który uniósł wzrok znad swojego dania i zmarszczył brwi, wpatrując się w zielone tęczówki.
– Skąd to pytanie?
– Nie wiem, dzisiaj mi nią grozili i zacząłem się zastanawiać, jak tam jest.
– Dlaczego?
– Po prostu zdenerwowałem się, gdy złożyli moje puzzle. Byłem już przy końcu – jęknął zrezygnowany.
Tomlinson kiwnął głową, ale nie powiedział nic więcej, bo sam zaczął zastanawiać się, jak wygląda tajemnicze miejsce. Zresztą mieliby go trzymać tam bez jedzenia? To mija się z celem jego pobytu tutaj. Nurtujące myśli wypowiedział do pielęgniarza następnego dnia podczas śniadania, które znowu mu nie wchodziło.
– Nie, Louis, ty nie mógłbyś być zamknięty bez jedzenia. Po prostu miałbyś rurkę prowadzącą do żołądka i tak byłbyś karmiony.
Chłopak otworzył usta z niedowierzania, bo ta wizja wydawała mu się nierealna. Miałby mieć coś w brzuchu i siłą zmuszany byłby do przyjmowania kalorii? Czy to jest w ogóle humanitarne?
– Dlatego jedz, Lou, jeszcze kilka kilogramów i będzie lepiej. Możemy się umówić, że na pierwszy spacer pójdziemy razem, chcesz?
Pokiwał głową, wracając do jedzenia zupy mlecznej. Potem kwadrans na świetlicy i mógł się na chwilę położyć. Na korytarzu wpadł na Harry'ego, który znowu zaczął temat izolatki.
– Wiesz, że podobno przypinają cię tam pasami? Miałem kiedyś współlokatora, którego musieli przypiąć, bo drapał się do krwi. To było fuj.
– To który raz tu jesteś? – zapytał, marszcząc brwi i kierując się do siebie.
– Drugi, a co? A ty? – Pozytywna natura Stylesa zaczynała działać nerwowo na Tomlinsona, który na nic nie miał siły. Nawet rozmowa czasami go męczyła.
– Na pewno potrzebujesz pomocy? Nie wyglądasz na osobę z depresją.
– Mam schizofrenie, nie depresję. Zresztą osoby z depresją też mogą się uśmiechać.
Zaczął kolejną opowieść, a Louis poprosił o chwilę spokoju. Położył się na łóżku i poczuł ciężar na materacu, który zajął Harry. Siedzieli w ciszy, którą przerwał lekarz z pielęgniarzem i obcym chłopakiem.
– Zayn, to Louis, twój współlokator. I Harry. Harry, nie powinieneś być u siebie?
– Nie mogę tu zostać? Cześć, Zayn. – Pomachał do przerażonego bruneta, który miał łzy w oczach i chęć ucieczki. – Louis mi pozwala. – Wskazał na chłopaka, leżącego tyłem do wszystkich.
– Masz chyba teraz zajęcia artystyczne.
– Muszę na nich być?
– Powinieneś.
– Idziesz też, Lou?
– To nie moje zajęcia. Pa.
Brunet kiwnął głową, wymijając wszystkich i kierując się do świetlicy. Zayn spojrzał na chudego chłopaka i nie potrzebował głośnej diagnozy, by domyślić się, na co choruje jego współlokator. Sam trafił tutaj po próbie samobójczej i miał wytrzymać trzy tygodnie na obserwacji. Nie rozumiał jednak dlaczego musiał być w pokoju z anorektykiem.
– Jestem Zayn – powiedział, siadając na łóżku, gdy wszyscy wyszli, zamykając za sobą drzwi. Wpatrywał się w ciało chłopaka ubrane w za duże dresy i miał wrażenie, że zmieściłby się w te rozmiarze dziecięcym.
– Słyszałem.
– Długo tu jesteś, Lou? Jestem pierwszy raz i trochę się boję.
– Jeśli będziesz brał leki to wszystko okej. Podobno izolatka jest straszna.
– Byłeś już tam? – Brunet przeniósł się na podłogę przy łóżku Louisa, bo chciał, by ten na niego spojrzał.
– Słyszałem o tym. Podobno przypinają cię pasami.
– Tak jak na filmach?
– Nie wiem, nie lubię filmów.
Malik zdziwił się, bo sam był wielkim fanem kina. Siedzieli w ciszy, a Louis zastanawiał się, dlaczego nowy chłopak nie może po prostu położyć się na swoim łóżku, tylko musi teraz przeglądać jego książki przywiezione z domu. Powrót Harry'ego przerwał milczenie, a Styles od razu przytulił się do Tomlinsona. Zayn wrócił na swoje miejsce, czując, że nie jest mile widziany w tym towarzystwie.
– Cześć, kochanie. – Harry z uśmiechem przywarł do szatyna, którego ciało się spięło.
– Możesz... możesz mnie nie dotykać?
– Jasne, przepraszam. Ale patrz, jaki mi ładny rysunek wyszedł. – Chłopak wyjął z kieszeni złożoną kartkę i pokazał Lou swoją pracę.
– Mhm.
Harry położył się na plecy i westchnął, kątem oka zerkając na Zayna. Louis czuł się osaczony, ale z drugiej strony podobało mu się, że Styles jest zawsze blisko. Zwłaszcza przez kolejne dni, gdy więcej razy poczuł przytulenie niż przez całe swoje życie. Brunet chciał tulić go przy każdej możliwej okazji. Zwłaszcza gdy blisko nich był Malik, który również nawiązał kontakt z Tomlinsonem. Rozmawiali na temat gier komputerowych i wymieniali się spostrzeżeniami dotyczącymi nowości.
Siedząc na świetlicy, Harry rozwiązywał sudoku i denerwował się, widząc Zayna przy drugim stoliku, malującego obrazek. Postać przypominała mu Louisa, a to tylko było kolejnym powodem do nerwów. W końcu nie wytrzymał i wstał z miejsca. Zgniótł rysunek, krzycząc, że nie pozwala mu się tak zachowywać.
– Ale... ja... – Zayn nie wiedział co powiedzieć. Styles złapał go za koszulkę i warczał, szarpiąc jego ciało. Dość prędko został ubezwłasnowolniony i posadzony na krześle. Od razu się rozpłakał, mówiąc, że Louis jest jego i on nie chciał. Wyrwał się, by przytulić Zayna i zapewnić, że go kocha i nie jest zły.
– Lecz się, człowieku – mruknął Malik, prędko oddalając się.
Harry nadal płakał, dostając zastrzyk na uspokojenie i został położony do łóżka, gdzie prędko zasnął.
Louis snuł się po ośrodku, mówiąc, że chce samotności i unikając ludzi. W końcu stanął przy oknie i patrzył na otwartą przestrzeń. Dzisiaj lekarz powiedział mu, że jeszcze kilka kilogramów przed nim, by mógł na spacer, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku, a to oznaczało jedynie tyle, że tyje. Tak bardzo tego nie chciał, ale kolejny raz został przyłapany na robieniu brzuszków i zagrożono mu rygorem.
– Louis – głos pielęgniarki wyrwał go z zamyślenia. – Wszędzie cię szukamy, telefon do ciebie.
Chłopak zmarszczył brwi, bo nie spodziewał się żadnego telefonu. O wizytach nawet nie myślał. Za kobietą ruszył do automatu na korytarzu, gdzie było już przełączone połączenie z pokoju pielęgniarek.
– Słucham – odezwał się cicho i po drugiej stronie usłyszał zatroskany głos mamy. – Jest okej, mamo – przyznał, gdy ta zapytała, jak się czuje. Kobieta miała wyrzuty sumienia, ale wiedziała, że to jedyny sposób, by jej syn przeżył. Rozmawiała już z lekarzem, który opowiedział o całej terapii.
– Bardzo za tobą tęsknimy, Lou. Już niedługo się zobaczymy, skarbie.
– A nie możesz mnie po prostu zabrać? Ja naprawdę zacząłem jeść, mamo. Obiecuję, że już będę jadł. Chcę na dwór – dodał, wspominając długie spacery, które przecież tak kiedyś uwielbiał.
– Wiem, kochanie, jeszcze trochę i będziesz mógł iść na spacer. – Sprawnie ominęła temat wyjścia Louisa z ośrodka, bo wczoraj odebrała dokumenty, że jej syn nie jest zdolny o sobie decydować i to ona przejmuje nad nim opiekę po ubezwłasnowolnieniu.
– Już sąd zdecydował, prawda? – zapytał, jakby czytał jej w myślach.
– To dla twojego dobra, synku.
Louis rozłączył się, czując, jak łzy napływają do jego oczu. Chciał teraz jedynie znaleźć Harry'ego i rozpłakać się w jego ramię, bo czuł, że od dzisiaj ma tylko jego. Jednak chłopak nie budził się na jego wołanie i szarpanie, mrucząc tylko coś pod nosem. W końcu zrezygnowany szatyn wrócił do siebie i rzucił się na łóżko na oczach Zayna, który nie wiedział jak zareagować. Właśnie czytał książkę, a Tomlinson wpadł do pokoju jak burza, z jękiem kładąc się na łóżku. Jego ciałem wstrząsały spazmy i ciągle szlochał.
– Lou? – szepnął Malik, czując rosnący strach. – Mam kogoś zawołać?
– Chcę Harry'ego.
– Iść po Harry'ego?
– On śpi.
– Iść po lekarza?
– Chcę do domu.
Zayn ciasno nakrył chłopaka kocem, bo kiedyś oglądał, że właśnie tak robią w napadach lęku i przytulił go mocno. Tkwili w ciszy przerywanej jedynie przez pociągnięcia nosem Louisa. W końcu przestał, czując przyjemne ciepło, którego nie czuł od dawna. Matka jakoś nie kwapiła się do okazywania mu uczuć i robiła to jedynie w szpitalach, gdy było naprawdę źle.
Tomlinson czuł nadchodzący sen i nie poruszył się ani o centymetr, nadal będąc skrępowanym. Malik tkwił przy nim, dopóki nie usłyszał długiego głębokiego oddechu, a szatyn nie odpowiedział na ciche: „Lou?". Próbował wyswobodzić się z jego objęć, ale ten zaczął mruczeć i w końcu wypowiedział głośne: „Nie". Zayn pozwolił mu leżeć na sobie i patrzył w sufit, wspominając swojego ostatniego chłopaka. To właśnie po rozstaniu z nim zaczęły się te wszystkie problemy i teraz jest tutaj, tuląc zupełnie obcego chłopaka, któremu nie przeszkadzają bandaże na rękach i miano samobójcy.
Harry czuł zmęczenie, gdy obudził się wieczorem i zastanawiał się, czy kolacja go ominęła, bo czuł głód. Skierował się do Louisa i zauważył przytuloną parę.
On jest twój, Harry.
Zimny dreszcz przeszedł przez jego ciało i prędko złapał się za głowę, bo dobrze wiedzieć, że jego przyjaciel właśnie wrócił.
Twój.
– Przestań – mruknął, zaciskając powieki.
Ten chłopak go zabierze, zobaczysz.
– Przestań – krzyknął, zginając się w pół. Zayn przebudził się i przestraszył na widok Stylesa.
Każ mu odejść.
– Wypierdalaj od niego! – krzyknął, szarpiąc Malika za koszulkę. Louis przebudził się i zamglonym wzrokiem spojrzał na wszystkich.
– Przestań, Harry – poprosił.
– Jesteś mój, one też to wiedzą.
– Kto?
– One!
Zayn wolał wrócić na swoje miejsce, bo wzrok Harry'ego pełen był obłędu, a on nie chciał się bić. Ba, on nie umiał się bić. Pozwolił brunetowi wtulić się w chłopaka, a ten odepchnął go, gdy drzwi się otworzyły. Pielęgniarz przypomniał o kolacji, a Louis jako pierwszy wstał. Bał się Stylesa, z którym działo się coś dziwnego i już wolał siedzieć na stołówce. Zajął miejsce obok Zayna, a Harry szybko pchnął krzesło chłopaka, nie pozwalając mu usiąść blisko. Malik bez słowa usiadł dalej, a Tomlinson spojrzał na przyjaciela i zapytał, o co chodzi.
– Nie chcę go tutaj.
– Ale ja chcę.
– Po co?
– Bo go lubię. I jest ciepły.
– Ja też jestem. – Harry objął go i zamknął w ciasnym przytuleniu. Louis zaczął się wyrywać, czując, że ten za bardzo go ściska.
– To boli, Harry. Puść mnie.
Styles odsunął się na bezpieczną odległość, a Louis w zamyśleniu wmuszał w siebie posiłek. Nie rozumiał zachowania nastolatka, którego tak bardzo polubił, ale nie mógł ukryć, że czasami się go boi. Zwłaszcza gdy krzyczy i szarpie Zayna.
Harry uspokoił się na chwilę przez ostatnie dni, gdy Louis przyznał, że się go boi. Znowu był opiekuńczy i miły, nawet dla Malika, który mógł siedzieć z nimi podczas posiłku. Lou czuł szczęście, bo lekarz obiecał, że jeszcze dwa, może trzy tygodnie i będzie mógł wyjść na spacer, a wtedy podobno pogoda ma się polepszyć. Zayn czasami przynosił mu pojedyncze kwiatki, a szatyn musiał prędko je chować przed Harrym. Wieczorem podziwiał kolejne płatki, obiecując sobie, że niedługo sam je nazrywa.
Stając na wagę kolejny raz, modlił się, by zobaczyć liczbę, o której marzył od dawna. Czuł się ciężko, ale marzył o chwili wolności i poczuciu świeżego powietrza na swojej twarzy. Z uśmiechem spojrzał na lekarza, a ten poprosił, by się ubrał i zajął fotel.
– Mogę iść na dwór prawda? – zapytał i wiedział, że ten nie może się nie zgodzić, bo przecież mu obiecał.
– Louis...
– Mogę?
– Tak, dzisiaj wydam pozwolenie na twoje wyjście, ale...
– Cudownie. Może Zayn iść ze mną?
– Słuchaj, Louis. Dzisiaj możesz wyjść, ale jeśli za tydzień zobaczę, że twoja waga spada, to będziesz miał zakaz.
– Już jestem gruby, to chyba wystarczy. Mogę już iść? Chcę już wyjść.
– Louis...
Mężczyzna wreszcie odpuścił, widząc podekscytowanie nastolatka. Louisowi długo zajęło do tego etapu i zaakceptowanie choroby, ale teraz z każdym dniem było coraz lepiej, a on zaczął stawiać sobie cele. Zwłaszcza jak Zayn opowiadał mu o Alpach, a Louis obiecał sobie, że kiedyś tam pojedzie. Chłopak od razu pobiegł do pokoju i wrzucił się na Malika, ciągnąc go za rękę na dwór. W drzwiach zatrzymał ich pielęgniarz, który osobiście musiał iść dopytać lekarza o przepustkę na spacer dla Tomlinsona. Szatyn stanął na drzwiach i wziął głęboki oddech, bo ostatnie tygodnie spędzone w zamknięciu sprawiły, że tęsknił za tym chłodem.
– Tam jest drzewo z trawą. – Zayn wskazał na miejsce niedaleko, gdzie sam lubił siedzieć.
Cały teren był zabezpieczony i dopiero teraz Louis zauważał te detale. Te bramy, wysokie mury i rzeczy uniemożliwiające ucieczkę. Malik znowu zerwał mu żółtego kwiatka, a Louis podziękował. Posiedzieli chwilę na trawniku, na którym Tomlinson delektował się świeżością roślin. W końcu zgodził się na spacer i poznanie jeszcze kilku miejsc. Delektowali się słońcem i dobrą pogodą, chodząc i rozmawiając.
Nie masz nikogo, Harry.
Chłopak szedł po korytarzu po terapii i czuł, że ten problem znowu się pojawia. Okej, może olał branie tabletek, ale one tylko go usypiały. Bez nich czuł się lepiej, jedynie te głosy były mankamentem. Ale umiał sobie z nimi radzić. Czasem lepiej czasem gorzej.
– Gdzie jest Lou? – zapytał lekarza, gdy nie mógł znaleźć chłopaka w jego pokoju.
– Poszedł na spacer z Zaynem. – Mężczyzna uśmiechnął się, bo był naprawdę dumny ze swojego pacjenta. Bardzo się o niego martwił i cieszyły go jego postępy.
Harry zacisnął ręce w pięści, szybko opuszczając budynek. Widział roześmianego Louisa i Zayna, który naciągał rękawy, co było jego tikiem nerwowym. Jego wszystkie bluzy i swetry były rozciągnięte przy dłoniach, bo chłopak usilnie zakrywał ręce do końca.
Malik czuł się tak cudownie w towarzystwie szatyna, który coraz częściej się śmiał. Kończył właśnie dla niego wianek z mleczy, zebranych w kącie. Kiedyś nauczyła go tego matka, a wianki kojarzyły mu się z beztroskim dzieciństwem, gdy jeszcze nie wiedział, co znaczy ból po rozstaniu, zabijający od środka.
– Teraz jesteś księżniczką. – Uśmiechnął się, nakładając splątane rośliny na zmierzwione wiatrem włosy nowego przyjaciela.
– A chcesz być moim księciem?
– A Harry będzie królem?
– Nie, on... – Louis nie zdążył dokończyć, bo zdenerwowany Harry zerwał wianek z jego włosów, wyrywając przy okazji kilka kosmyków. – Au! – krzyknął szatyn, łapiąc się za głowę.
– Nie masz prawa w ogóle go dotykać – warknął i rzucił prezentem w Malika. – Masz sobie stąd iść! To miał być nasz spacer! – Pchnął chłopaka, a ten upadł na ziemię, od razu kuląc się, a jego oczy zaszły łzami.
– Ja...
– Wynoś się! – Pociągnął go za włosy, zmuszając do odsunięcia. W końcu wtulił się w przerażonego Louisa, dając mu całusa w policzek. – Dzień dobry, kochanie. – Uśmiechnął się, jakby wcale sekundę wcześniej nie szykował się do zakatowania innego podopiecznego.
– Zostaw mnie, Harry. – Louis próbował się wyrwać, ale Styles zamknął go w ciasnym uścisku. – Puść mnie!
– One się mylą, Lou. Ja to wiem. Przecież mam ciebie.
– Zostaw mnie, boję się.
– Nie masz czego, Lou. – Pogłaskał go po głowie, przytulając się do niej policzkiem. – Ja cię kocham.
Tomlinson rozpłakał się, czując ścisk w środku. Zupełnie wtedy, gdy gdzieś musiał wjechać windą, a jego klaustrofobia się uruchamiała. Harry nie rozumiał jego zachowania, bo przecież chciał go tylko chronić i sprawiać, że razem przejdą przez jego chorobę, a potem będą mogli być szczęśliwi. Louis milczał, pociągając nosem, i kątem oka patrząc na zniszczone kwiaty.
– Chcę już wracać – szepnął, gdy minęły wieki. Sam nie wiedział, czy siedzi w jego ramionach minutę, godzinę czy cały dzień. Czuł jednak dreszcze przechodzące przez jego ciało i chciał wrócić do siebie.
– Dobrze się czujesz?
– Tak, po prostu chcę wracać.
Wstali w ciszy, a Louis schylił się po rozwalony wianek. Harry od razu zareagował złością, a szatyn wcisnął kwiatki w kieszeń, nie mówiąc ani słowa. Będąc w pokoju, zauważyli skulonego Zayna na łóżku.
– Harry, masz swój pokój – usłyszeli za sobą. Odwrócili się i zauważyli pielęgniarza
– Jeszcze nie ma ciszy nocnej.
– Idź do siebie.
Ton głosu mężczyzny sprawił, że Lou pożegnał się ze Stylesem, nie chcąc kłótni. Zdążył usiąść na łóżku, gdy przyszedł do nich lekarz. Psychiatra uśmiechnął się, pytając jak spacer. Szatyn kiwnął głową, przyznając, jak bardzo za tym tęsknił.
– Możesz mi opowiedzieć coś o Harrym?
– Ale co? – zdziwił się. – Ma na imię Harry, na nazwisko Styles, co brzmi bardzo ładnie.
– A jak się zachowuje wobec ciebie?
Louis przeniósł wzrok na Zayna, bo wiedział, że ten wszystko wydał. Wzruszył ramionami, nadal milcząc.
– Czy on ci coś zrobił, Louis?
– Nie, dlaczego?
– Widzieliśmy, co działo się na podwórzu. Widzieliśmy, jak szarpał Zayna. Powiedz czy on ci coś zrobił, nigdy więcej cię nie skrzywdzi, obiecuję ci to.
– Ale on nic mi nie zrobił, lubi mnie.
– Prawie wyrwał ci włosy – mruknął Malik i oboje na niego spojrzeli. Nadal leżał twarzą do ściany, a łzy schły na jego policzkach.
– Po prostu podobał mu się wianek.
– Mama cię nie uczyła, że nieładnie jest kłamać? – Odwrócił się i spojrzał na chudego chłopaka.
– A ciebie mama nie uczyła, że...
– Dobrze, Zayn, dziękujemy. Louis, chcielibyśmy, żebyś nic nie ukrywał, dobrze? Boisz się go?
– Nie.
Louis szedł w zaparte, nie chcąc stracić bliskiej mu osoby. Na kolacji czuł wściekłość na Zayna, który nie pojawił się na stołówce. Spał, podczas godziny posiłku, a Lou opowiadał o wszystkim Harry'emu. Styles nie mógł już przesiadywać w jego pokoju i od jutra mieli zakaz siedzenia przy jednym stole, co wydał pielęgniarz, dzisiaj dając im ostatnie chwile na wspólne spędzenie czasu.
– Musiałeś im powiedzieć? – zapytał w końcu Tomlinson, nie mogąc skupić się na lekturze po posiłku. Próbował zająć swoje myśli, siedząc na łóżku, ale jego wzrok ciągle mimowolnie uciekał na ciało Malika.
– Słucham?
– O Harrym. Musiałeś?
– On jest nienormalny, a ty go bronisz, dopóki tobie nic nie zrobi.
Louis milczał, czując ścisk w środku. Już tak dawno nie czuł się nikomu potrzebny, a teraz czuł się wyjątkowo, gdy Harry go tulił, dbał o niego i zabiegał.
– I nawet nie obchodziło cię, gdy prawie mnie pobił. A ja naprawdę cię polubiłem – dodał Zayn, łamiącym się głosem przepełnionym żalem.
Tomlinson wyjął zniszczony wianek i spojrzał na kwiaty, które umarły już bez wody. Delikatnie usiadł obok Mulata, podając mu prezent i cicho pytając:
– Mógłbyś go naprawić?
– Harry nie byłby zadowolony.
– Jesteś moim księciem i muszę mieć coś od ciebie.
Zayn odwrócił się i spojrzał na chłopaka. Rozpłakał się, mówiąc, że naprawdę nie chciał nikogo skrzywdzić i nie powinno go tu być. Louis delikatnie ułożył się obok niego, dziękując, że tu jest, bo go potrzebuje. Lou czuł przyjemne ciepło i ramiona, oplatające jego drobne ciało. Okej, już kiedyś miał zwróconą uwagę, że każdy ma swoje łóżko i nie powinni spać razem, ale zazwyczaj budził się bardzo wcześnie i zdążyłby iść do siebie. Teraz chciał jedynie wsunąć się pod kołdrę Malika i móc usnąć w jego ramionach.
Nie widywali Harry'ego przez kilka dni co tylko wzbudziło niepokój w Louisie. Próbował dopytać lekarzy co się z nim dzieje, ale oni ze stoickim spokojem i uśmiechem zapewniali, że wszystko jest w porządku, a Styles jedynie odpoczywa i dochodzi do siebie. Izolatka miała pomóc mu w wyciszeniu się i pozbyciu głosów, które znowu pojawiły się w jego głowie przez brak przyjmowanych tabletek. Niejednokrotnie spomiędzy jego warg wyrywał się krzyk, gdy znowu przyjaciele namawiali go do zakończenia swojego życia. Nienawidził ich, ale z drugiej strony byli ze sobą pół życia i czuł, że ma tylko ich. Po kilku dniach mógł wrócić na zwykły oddział i nie mógł doczekać się spotkania z Louisem. Czuł się osowiały i ciągle chciało mu się spać, ale naprawdę tęsknił za szatynem. Spotkał go na spacerze, gdzie razem z Malikiem rozmawiali o wczorajszym filmie. Bez słowa go przytulił, a oni zdziwili się jego obecnością.
– Gdzie byłeś? – zapytał Lou, patrząc na bruneta.
– Izolatka to naprawdę złe miejsce.
Zayn od razu poczuł wyrzuty sumienia, że chłopak trafił tam przez niego. Postanowił się wycofać, więc cicho pożegnał się i wrócił do pokoju. Louis zajął ławkę, przyznając się do tęsknoty. Czuł się jednak nieswojo w objęciach szatyna po ostatnich dniach spania z Malikiem i przypadkowego stykania się dłońmi. Zastanawiał się, jak to jest chodzić z kimś i często pytał Zayna o orientację, a ten bez ogródek przyznawał, że jest gejem.
– Muszę iść, Harry – powiedział Tomlinson, gdy zbliżała się godzina jego terapii. – Spotkamy się później?
– Będę czekał.
Szatyn kiwnął głową, szybkim krokiem oddalając się. Wieczorem opowiadał Zaynowi, gdzie był Harry i co się z nim działo. Byli sami w pokoju i Louis leżał na brzuchu przyjaciela, a ten głaskał go po ręce.
– Wiesz co, Lou? – zmienił temat. – Robisz się piękny.
Spojrzał na niego, marszcząc brwi.
– Nie rozumiem – przyznał.
– Byłeś taki chudy, gdy ciebie poznałem, a teraz robisz się piękny.
– Gruby?
– Piękny.
– Czyli gruby. Ostatnio mówili, że ładnie przybieram na wadze, a wiesz, co to znaczy?
– Że zdrowiejesz?
– Nie. Że znowu będę gruby.
– Gruby to jest ten chłopak z mojej terapii, widziałeś go? – Kiwnął głową, a Zayn dodał: – No właśnie. A ty jesteś chudy i śliczny.
Louis przytulił się do niego, dziękując. Czuł zmęczenie, ale długo nie mógł usnąć. Kręcił się niespokojnie, a głowa pękała mu od nadmiaru myśli. Mijała północ, a ciało Zayna niespokojnie drżało. Mruczał co chwilę niezrozumiałe dla nikogo słowa, a w końcu zerwał się, strasząc tym samym szatyna. Oddychał głęboko z szybko bijącym sercem i przyznał, że miał zły sen. Tomlinson naciągnął na niego kołdrę, mocniej przytulając i głaszcząc po twarzy.
– Już dobrze, Zaynie – szepnął i nachylił się, by pocałować go w policzek. Malik nieznacznie odwrócił się, chcąc podziękować, a ich usta niefortunnie złączyły się na ułamek sekundy. – Och... ummm... – Oderwali się od siebie.
– Nie chciałem, przepraszam.
– Mhm.
Zapanowała niezręczna cisza, a do Louisa dotarło, że właśnie tego pragnął od kilka dni. Pocałunku.
– Jak to jest, Zayn? – zapytał cicho, przerywając milczenie.
– Ale co?
– No... um... pocałunek. Jak to jest? – powtórzył pytanie.
Zayn spojrzał na niego i poczuł, jak jego serce znowu przyspiesza. Nie wiedział jak opisać to uczucie i ciągle jąkał się, dobierając odpowiednie słowa. W końcu postanowił mu to pokazać i delikatnie złożył pocałunek za zaskoczonych ustach nastolatka. Ich wargi były spierzchnięte, a ciała zesztywniałe przez małe łóżko. Jednak Louis czuł przyjemne mrowienie na swojej skórze i nie chciał kończyć. Nachylił się nad Malikiem, ponawiając pieszczotę. Opadł na twarz, gdy oderwali się, tracąc powietrze, i próbował powstrzymać uśmiech.
– I właśnie tak to wygląda. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
– Jaką temperaturę ciała mają lamy?
– Słucham? – Zayn zmarszczył brwi, nie rozumiejąc pytania.
– No pytasz, czy jeszcze coś chcę wiedzieć, a nikt nie umie mi na to odpowiedzieć.
– Boże... Nie mam pojęcia.
– Bo patrz, my mamy trzydzieści sześć i sześć, a lamy?
– Sprawdzimy jutro w książce.
Znowu stworzyli łyżeczki, usypiając w swoich ramionach. Następnego dnia razem szukali odpowiedzi na nurtujące Louisa pytanie. Przeglądali książki, rozmawiając o zwierzętach i czytając ciekawostki. Po terapii Harry'ego Tomlinson opowiadał mu o zagadce natury. W końcu usiedli na ławce na dworze i zmienili temat na tęsknotę, o której mówił ciągle Styles.
– Całowałeś się kiedyś? – zapytał Lou, wspominając wczorajszą noc.
– Um... tak. A co?
– Nic. Tak pytam.
– A ty? – Spojrzał na niego w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Też.
– Naprawdę? Kiedyś mówiłeś, że nikogo nie miałeś.
– Ja... umm... chciałem, zobaczyć jak to jest i Zayn mi pokazał.
– Co ci pokazał?!
– Um... no... no jak wygląda pocałunek. Nic takiego.
Harry czuł agresję rosnącą w nim, a Louis przepełniał się dziwnym uczuciem strachu. Nie chciał dłużej siedzieć na ławce tylko ze Stylesem i prędko skierował się do ośrodka. Usiadł w świetlicy, biorąc z półki książkę i zajmując miejsce obok dziewczyny, która chodziła z nim na terapię. Lekarz ciągle ją chwalił, a ona dziękowała wszystkim, mówiąc, że teraz rozumie, że odchudzanie nie jest zdrowe.
– On nie ma prawa cię dotykać – warknął brunet, łapiąc Louisa za ramię. – Nie ma!
– To boli, Harry.
– Nie może cię całować! – Delikatnie potrząsnął chłopakiem, który zaczynał się bać.
– Będę krzyczeć.
– Ciii, już nie będę. Już okej. Przecież wiesz, że mi na tobie zależy.
Kiwnął głową, wracając do lektury. Harry patrzył na Louisa, nie mogąc poradzić sobie z uczuciem straty. Tomlinson wydawał mi się odległy i niedostępny, zwłaszcza gdy nawet na niego nie patrzył.
A Lou czuł po prostu strach, gdy ten go ściskał trochę za mocno i był trochę za bardzo nachalny. Zayn zarażał go pozytywnym myśleniem i roztaczał przyjemną aurę. Dlatego tak dobrze czuł się w jego obecności i nie chciał myśleć, że on już niedługo wyjdzie ze szpitala, bo miał tu być tylko miesiąc. Ich pocałunek znowu się powtórzył i powtarzał dość często, ale o tym już Harry nie wiedział. Nie wiedział do czasu, gdy nie przyłapał ich na pieszczocie pewnego wieczora. Podniesionym głosem zaczął mówić, że one miały racje. Jego źrenice były rozszerzone, a Louis czuł przerażenie, gdy Harry krzyczał na niego. Jego głos był dziwny, zupełnie niepodobny do głosu, który uwielbiał. W myślach błagał o powrót tego spokojnego tonu, ale na głos prosił jedynie o ciszę i brak dotyku. Styles nie zachowywał się jak zawsze, był w furii i wykrzykiwał, że zabije Zayna. Pchnął go na ścianę, a ten uderzył głową w kant łóżka. Louis próbował mu pomóc, ale wtedy to jemu się oberwało.
– Jesteś mój i mówiłeś, że mnie kochasz! A oni wiedzą! Oni widzieli! – krzyczał brunet, łapiąc szatyna za szyję i ściskając mocno.
– Koch... – Louis wierzył, że jeśli teraz wyzna mu miłość, to wszystko wróci do normy. Wiedział, że „oni" to głosy, których Harry tak się bał. Tak długo było dobrze, a one wróciły. – ... Har.. – Mimo szczerych chęci nie mógł wydobyć głosu przez ściśnięte gardło, a w końcu poczuł, jak odlatuje.
– Lou? Boo? – zapytał Styles, patrząc na chłopaka w jego rękach. Uspokoił się na chwilę, widząc, że coś jest nie tak. – Louis?! – krzyknął znowu, potrząsając chłopakiem, ale jego bezwładne ciało upadło na podłogę, gdy ucisk się zwolnił.
Zayn nie wierzył, w to, co widzi, ale nie był w stanie się ruszyć, patrząc, jak życie uchodzi z jego być-może-przyszłego-chłopaka.
– Zabiłeś go, Harry – szepnął. – Zabiłeś.
-------
Knock, knock, its me again! Dzisiaj wpadam z one shotem pisanym na zamówienie dla cmonpaulie. Szczerze mówiąc nie jestem z niego jakoś wybitnie zadowolona. Mam uczucie, że mogło być lepiej, ale jeśli nie wrzucę tego teraz, to nie wrzucę już nigdy. I w sumie nadal zastanawiam się czy nie powinnam zostawić tego "w szufladzie" mojego dysku.
Będę wdzięczna za wszelkie opinie, bo jak wiadomo to one motywują do dalszych prac. I bardzo przepraszam za wszystkie błędy, których nie udało mi się wyłapać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro