"Lucyfer" (tak jakoś wyszło...)
Serial bardzo głośny, czytałam o nim nie raz. Lepiej zabrać się za coś późno, niż wcale, więc jestem w trakcie drugiego sezonu. Atakowana spamem złożonym z cytatów, Yuri_A obserwuje, jak powoli zatracam się w "Lucyferze", z każdym kolejnym odcinkiem coraz mniej rozpaczliwie się broniąc. Ten serial ma parę wad, ale mnie bawi, momentami nawet trochę wzrusza, ma fajne wątki kryminalne i - co najważniejsze - pozwala mi oderwać myśli od dołującej rzeczywistości.
"In the beginning..." Księciu Ciemności, samemu diabłu Lucyferowi, znudziło się w Piekle. Postanowił uciec i zaszaleć trochę - tak trafił do Los Angeles, Miasta Aniołów, zaś ludzkość otrzymała w podarku Lucyfera Morningstara, zabójczo przystojnego właściciela klubu nocnego. Nasz tytułowy bohater przez kilka lat pędził swobodnie żywot playboya, imprezując, pijąc, ćpając i idąc do łóżka z każdą, aż nie stał się świadkiem zabójstwa swojej znajomej. Tak poznał detektyw Chloe Decker, która ku jego zdziwieniu okazała się odporna na jego diabelski urok. Stwierdził też, że prowadzenie śledztw bardzo mu się podoba, a karanie winnych to przecież jego specjalność. I zaczęła się prawdziwa zabawa...
Lucyfer jako postać sprawia mi masę frajdy i nieco problemu, bo lubię analizować, nierzadko przesadnie, charaktery książkowych i filmowych bohaterów. Z Lucyferem tak się nie da i właśnie to mnie w nim fascynuje. To diabeł, dosłownie, nie przykładajmy więc do niego ludzkiej miary. Jest koszmarnie wkurzający. Bezczelny, egoistyczny, lekkomyślny, samolubny arogant, który chce tylko narobić wokół siebie szumu i nie liczy się z nikim. Jest prowokatorem o skłonnościach sadystycznych, czego jednak spodziewać się po Szatanie? "I'm not evil. I punish evil", mówi o sobie. I rzeczywiście, według mnie Lucyfera ciężko nazwać jednoznacznie złym. Ups, prztyczek w nos ludziom Kościoła? W tym szaleństwie tkwi sprawiedliwość, dziwacznie rozumiana, ale zawsze. Pomimo całej jego błazenady i rozrośniętego do granic możliwości ego, ciężko go nie lubić. Bywa czarujący, jest szczery, dowcipny, piekielnie bystry, no i atrakcyjny. Gra na fortepianie i przepięknie śpiewa, ubiera się tak, że ja wariuję.
Tom Ellis, odtwórca roli Lucyfera... nie pozostawia nic do dodania. Nie wyobrażam sobie kogokolwiek innego na jego miejscu. On JEST tym diabłem wcielonym. Proszę, powiedzcie, że gdy wymawia słowo "desire", to nie tylko we mnie budzi się prawdziwe "desire"! Ellis rusza się jak sam Szatan (jak on poprawia mankiety...), kipi seksapilem kiedy trzeba, ale potrafi też chwycić za serce widza, szczególnie tego płci żeńskiej. I wielbię jego głos, jego akcent. Wydobywa z Lucyfera, postaci pokręconej, pełnej sprzeczności, w oczywisty sposób nieludzkiej, najlepszą mieszankę cech jego złożonego charakteru. To, co mówi, to jedno, ale ma przede wszystkim diabła w oczach (i to nie tylko wtedy, gdy lśnią czerwienią) oraz uśmiechu.
Detektyw Chloe Decker jest twardo stąpającą po ziemi ateistką. Jej małżeństwo z Danem Espinozą (może się zdziwicie, ale naprawdę polubiłam Dana, to porządny facet), też policjantem, przeżywa ciężkie chwile, są w separacji. Wychowują siedmioletnią córkę Trixie, rezolutną, sprytną dziewczynkę z wielkim zamiłowaniem do tortu czekoladowego. Chloe jest osobą poważną i poukładaną, stanowczą, pomimo niełatwego dzieciństwa. Panuje nad emocjami, zręcznie łącząc obowiązki niestrudzonego stróża prawa i matki. Los, a może Bóg, stawia na drodze tej zrównoważonej kobiety samego Kusiciela w garniturze od Armaniego. Pytanie jednak brzmi, kto tu bardziej będzie miał na kogo wpływ, skoro okaże się, że niezniszczalny upadły anioł w towarzystwie niedającej się uwieść ani zmanipulować pani detektyw nie jest wcale taki niezniszczalny... a może i nie aż tak upadły?
Magnetyzm między Chloe a Lucyferem starczy za tysiąc słów, ale nie są to oczywiście jedyne postacie w tym serialu. Moim zdaniem na uwagę zasługują przede wszystkim Dan Espinoza oraz doktor Linda Martin. Polubiłam Dana. Lucyfer nazywa go pogardliwie "detective Douche" ("menda", "dupek"), jednak wcale nie jest taki wredny. Oddaje się pracy i bywa czepialski, ale kocha swoją rodzinę i pragnie ją chronić. To dobry policjant i dobry człowiek, chociaż pełen małych pęknięć, tak dodających mu charakteru. Z kolei Linda Martin, psychoterapeutka Lucyfera, ściąga swojego pacjenta na ziemię, nie raz konfrontując go z jego własnymi błędami i lękami. Owszem, ich relacja zaczęła się mało etycznie, ale to pozwoliło jej go dobrze poznać i zrozumieć tak, jak mało kto go rozumie. Gwiazdą jednak i tak jest mała Trixie.
"Lucyfer" to adaptacja komiksu - i chyba właśnie ten fakt odpychał mnie przez dłuższy czas. Nie znoszę takich klimatów. "Lucyfer" jednak sam w sobie wydaje mi się mało komiksowy. Jest zrobiony z wdziękiem i dowcipem, a chociaż siły niebieskie ingerują w losy bohaterów, duża część akcji osadzona jest w realiach czysto ziemskich. Uwielbiam kryminały, a choć "Lucyfer" nie jest oczywiście typowym kryminałem, to wątki kryminalne są w nim ważne. Podoba mi się też oryginalny sposób ujęcia niektórych elementów biblijnych, może nieco bluźnierczy, ale mi to odpowiada. I ten soundtrack... Coś cudownego, szczególnie, że czasami to Ellis śpiewa.
"Lucyfer" nie jest idealny. Oglądając go, myślę sobie co jakiś czas, że inaczej bym coś zrobiła, ale absolutnie nie przeszkadza mi to we włączaniu kolejnych odcinków. Śmieję się, czasami z lekkiej żenady, ale głównie całkiem szczerze, niemalże do łez. "Lucyfer" pozwala mi się wyluzować, przestać myśleć. To bardzo dobry serial, dziwaczny, mroczny, ale też momentami odrobinę rozczulający. Okraszona świetną muzyką i zabawnie pomyślanymi tekstami historia o potępionym synu buntowniku, który niegdyś niósł światło, by później zostać strąconym do czeluści piekła, jak na razie wciągnęła mnie na amen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro