"Wiedźmin" (Netflix 2019) - 1. seria
Znacie to? Zastanawiacie się, kiedy to zaszła ta pokoleniowa zmiana i od kiedy to wy dla rodziców pełnicie rolę elfa św. Mikołaja, a nie odwrotnie; zamówione na święta ciasta są obrzydliwe, a miały być takie pyszne; macie "Kordiana" do zanalizowania i "Pana Tadeusza" do przeczytania (tu już sam Gadowski nie pomoże), dwa teksty do napisania, po wolnym kartkówkę z angielskiego, sprawdziany z paraboli oraz reakcji redoks, a do tego, tak jakbyście same nie wiedziały, wyrzuty sumienia nie dają Wam zapomnieć, że nie powinnyście w ogóle odchodzić od książek od historii, chociaż w sumie i tak wpadłyście w swoisty ślepy zaułek i jedyne, na co Was stać, przez wzgląd na ulatujący czas, to czarne myśli i jakoś tak dziwnie uspokajające poczucie beznadziei. Pewnie, że znacie. Za długo jednak czekałam na "Wiedźmina", by nie pochłonąć go w trzy dni i się z Wami tym nie podzielić - a najbardziej chyba z samą sobą. W celu uporządkowania tego, co kotłuje mi się w głowie, wypunktuję plusy oraz minusy, bo inaczej pewnie trudno byłoby się połapać w tym, co chcę napisać.
ZALETY:
1. Henry Cavill - na niego najbardziej liczyłam i zdecydowanie się nie zawiodłam. Serial jest niestety nieco odarty z dowcipu Sapkowskiego, zbyt ciężki, ale w oczach Cavilla, tak drapieżnie złotych, jak u dzikiego kota, widać momentami ten ironiczny błysk, pomimo nieco patetycznych kwestii. Takiego Geralta chciałam i takiego Geralta dostałam. Świetny jest, obsadowy strzał w dziesiątkę. Czai się jak pantera do skoku, pomrukując niczym wkurzony lew. Jest właśnie takim kotem bardziej niż wilkiem, wielkim i diabelnie zwinnym. Jego głosu mogłabym słuchać godzinami, a ten zimny, sarkastyczny uśmiech podbił moje serce od pierwszej sceny. Bycie Geraltem to stan umysłu i Cavill go osiągnął.
2. Joey Batey - poważnie zastanawiałam się, którego z nich umieścić na pierwszym miejscu listy zalet, wygrał Geralt, ale Jaskier jest tuż za nim. Zacznijmy od tego, że facet śpiewa jak anioł. Z urody nie jest typem, na widok którego padłabym bez życia, ale ma kupę wdzięku, czyli tego, czym Jaskier naprawdę uwodzi. W wywiadzie porównał swojego bohatera do szczeniaczka i od tej strony zabrał się za Jaskra. To niezaspokojony, kochliwy playboy, ale przecież przede wszystkim poeta i muzyk, a kobiety uwielbiają artystów za ich wrażliwość. Po pierwszym sezonie mam wyraźny, palący niedosyt Jaskra i liczę na więcej w następnych seriach. Jestem również zachwycona tym, że Jaskier pozostał Jaskrem, nie przetłumaczono nijak tego imienia, dzięki czemu mogłam słuchać, jak z tą dziwną zbitką głosek perfekcyjnie radzi sobie Henry Cavill.
3. MyAnna Buring - jestem bardzo zadowolona z rozwinięcia wątku Tissai de Vries. Zawsze uważałam, że pomimo potencjału tej postaci, Sapkowski obszedł się z nią trochę po macoszemu. Uwielbiam Buring, jestem wielbicielką jej talentu i urody - wiedziałam, że wydobędzie z Tissai wszystko, co trzeba. Jednak tak naprawdę z każdym kolejnym odcinkiem upewniałam się, jak bardzo pasowałaby do całkiem innej roli - do Yennefer. Jest może troszeczkę za stara, ale mi jej wiek wcale by nie przeszkadzał. Na pewno byłaby doskonała jako Yennefer, Buring genialnie radzi sobie ze skomplikowanymi kobietami, takimi jak Susan Hart z "Ripper Street", a bądźmy szczere, Yennefer pod wieloma względami jest nieznośnie płytka i według mnie Buring ożywiłaby ją. Może nawet polubiłabym tę nieznośną wiedźmę?
4. Fabuła - scenarzyści oczywiście dokonali modyfikacji pewnych wątków, niektórych nawet dość znacznych, ale ogół jest dość wiernie oddany. Do adaptacji wybrano moje ulubione opowiadania, te najlepsze, najbardziej znane, ale i najbardziej charakterystyczne, będące esencją wiedźmińskiego żywota. Zachowano również klimat twórczości Sapkowskiego. Jest zbyt poważnie i za mało dowcipnie, jednak przynajmniej część wdzięku pozostała. Odstępstwa od fabuły Sapkowskiego najczęściej objawiają się tym, że akcja najzwyczajniej w świecie staje się nielogiczna.
5. Muzyka i czołówka - mam nieodparte wrażenie, że wyśpiewane głosem Bateya "Toss a coin to your witcher, oh, valley of plenty, oh, valley of plenty..." będzie łomotać mi w głowie aż do grobowej deski. Piękny utwór, podobnie jak i pozostałe ballady Jaskra, szczególnie ta o kobiecie, która ma mężczyznę osądzić i skazać za miłość do niej. Często używane w ścieżce dźwiękowej skrzypce przypominały mi z kolei muzykę do "Ripper Street". Do tego niezwykle interesującym rozwiązaniem jest czołówka, niby bardzo prosta, surowa, ale przykuwająca uwagę widza zmiennością występujących w niej elementów.
6. Pieniądze - widać, że "Wiedźmin" został dopieszczony, gdzie się dało. Nie żałowano funduszy. Niemal realistyczne efekty specjalne, nawet jeśli nieco zbyt liczne, zachwycają widza. Doskonały dźwiek, mistrzowskie ujęcia. W kwestii realizatorskiej "Wiedźmin" jest arcydziełem.
7. Sceny erotyczne - bardzo mnie zaskoczyli, w sumie bardziej pozytywnie niż negatywnie. Taką bardziej realistyczną mieliśmy pokazaną jedną i w dodatku nie pochodziła ona z książki. Trzeba przyznać, spodziewałam się większego epatowania seksem, to w końcu "Wiedźmin", ale było bardzo subtelnie. Bardziej jak nieuchwytny, przerwany sen małolaty niż urywek z życia Geralta. Uwielbiałam sceny erotyczne w "Wiedźminie" za ich oryginalne ujęcie - dobrze, że skoro nie daliby rady tego pokazać, to chociaż tego nie zepsuli.
8. Eist - jeden z tych bohaterów, którego w prozie Sapkowskiego mamy jak na lekarstwo, tutaj jednak dano mu się rozwinąć, jest interesujący, błyszczy w swoich scenach.
WADY:
1. Czarodziejki - nikt mi nie zarzuci, że jestem rasistką, bo i nie o rasizm tu chodzi. Może to i przejaw zaskakującego jak na moje liberalne poglądy konserwatyzmu, ale uniwersum "Wiedźmina" jest światem uformowanym przy użyciu odwołań słowiańskich, a także celtyckich i germańskich. Dla mnie Yennefer, Triss i - o zgrozo - Fringilla są zbyt egzotyczne. Jestem jeszcze w stanie uszanować wybór Anyi Chalotry do roli Yennefer, nie znoszę tej postaci i nikt mnie do niej nie przekona. Hinduskie korzenie nie rzucają się w oczy, większym problemem jest absolutny brak charyzmy, której nawet ja nie odmówię Yennefer, pomimo mojej gigantycznej do niej niechęci. Triss bez rudawych włosów to pół Triss, dodatkowo kompletnie brak jej duszy tej bohaterki. Triss świetnie opisuje cytat z "Power" Little Mix: "Got you thinking that I'm all innocent, but wait 'till I get you home". Przecież sam Geralt trochę dał się zwieść. W serialu brak jej tej drapieżności ukrytej pod uroczym uśmiechem rozczulającej dziewczynki. Największe oburzenie budzi we mnie jednak wybór odtwórczyni roli Fringilli Vigo. Dobrze, chcieliście poprawności politycznej, rozumiem. Jej czarna skóra przeszkadza mi znacznie mniej niż pospolity brak urody. Może to i jest dobra aktorka, gra jednak CZARODZIEJKĘ. One były idealne z wyglądu. Geralt takiej kobiety nie tknąłby palcem, co tu dopiero mówić o wyczynianiu tego, co z nią wyczyniał na stole. Zupełnie inaczej poprowadzono również tę postać, zmieniono motywy jej postępowania. Lubiłam ją w książce, tutaj się na to nie zapowiada. Uważam też, że skrzywdzono Renfri, moją ulubienicę (nie czarodziejka, ale problem zbliżony). Z jednej strony starano się rozwinąć jej postać, odwoływano się do niej kilka razy, ale spłaszczono ją, pozbawiono tej niebezpiecznie pociągającej złożoności, którą obdarzył ją Sapkowski.
2. Krew - krew i seks, tak zawsze krótko charakteryzuję "Wiedźmina". Co za dużo jednak, to niezdrowo. Twórcy serialu za bardzo chcieli szokować, przesadzili z makabrą. To nie przeszkadza w odbiorze, ale pozytywnych wrażeń nie dostarcza. Wiadomo, tej opowieści nie da się przedstawić bez krwi, należy jednak przestrzegać proporcji. Szokowanie może być bardzo oryginalne, jednak w pewnym momencie szok staje się kiczem.
3. Monumentalność - momentami podniosłe kwestie i z rozmachem nakręcone sceny batalistyczne zdecydowanie nie są w typie "Wiedźmina", tyle wystarczy powiedzieć.
Jak widzicie, moim zdaniem "Wiedźmin" od Netfliksa ma masę zalet i cztery główne grzechy: nieudane kreacje kilku ważnych postaci, zbyt nachalne próby zaszokowania widza, niewystarczającą ilość Jaskra oraz przesadną patetyczność. Jestem bardzo zadowolona z tego serialu. Nie jest idealny, choć większość zdawała się właśnie ideału oczekiwać. Ja na szczęście nie. "Wiedźmin" to doskonale wykonana rzemieślnicza robota, dzięki Henry'emu Cavillowi chwilami podchodząca pod dzieło sztuki. Bałam się klapy, jednak Netflix nie zawiódł. Warto było czekać. Od początku wierzyłam w Henry'ego Cavilla.
"I can't replace your perfect imperfection" - Evanescence
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro