Rozdział 15- Układy
Mirabelle
Gabrielle zaczęła prowadzić mnie, Charlotte, braci de Poisters oraz naszych braci do środka lasu.
- Szliśmy, szliśmy... Spacerowaliśmy... a on... on nagle.... nagle upadł. - Mówiła roztrzęsiona Gabrielle.
- Ale o kim my mówimy? - Spytałam.
- Uganiasz się za mężczyznami i nic nie wiesz — Zauważył Florian, gdy spojrzałam na braci de Poisters.
- Florian — skarcił go Jan Filip. - Hiszpański Książę zabawiał się z Gabrielle.
Gabrielle wyjaśniła nam, że byli razem na spacerze. Całowali się, gdy on tak po prostu upadł. W końcu znaleźliśmy go. Wokół niego była kałuży krwi. Wyglądało to przerażająco w świetle księżyca. Nic więc dziwnego, że nasze suknie były po chwili całe brudne krwią. W siedmioro stanęliśmy wokół ciała.
- Co z nim robimy? - Charlotte pytała jakby sama siebie.
- Może się przyznamy? - Spytała Gabrielle.
- Sprowadzimy na Francję gniew Hiszpanii, nie jest to dobry pomysł. Królestwo na tym ucierpi — wyjaśniłam.
- Czyli dobrze sądziłem, że przydadzą się łopaty. - westchnął Jan Filip, rozdając mężczyzną łopaty.
- Wracajcie do zamku. - rozkazał Florian patrząc na mnie i siostry.
- W tych sukienkach? O tej godzinie jest jeszcze dość sporo ludzi na korytarzu. Za duże ryzyko — zauważyła Charlotte.
- Wrócimy wszyscy razem — postanowił Michał.
Ziemia była twarda, więc kopanie dość głębokiego dołu zajęło trochę czasu. Nic dziwnego, że zrobiłam się strasznie śpiąca i nawet nie wiem, kiedy usnęłam.
***
Obudził mnie chłód. Ogromny chłód. Musiałam kilka razy zamrugać powiekami, zanim obraz zrobił się ostry.
Ujrzałam kilka osób... byliśmy...
- Ktoś mi powie co my robimy w celi?
Spytałam przecierając oczy.
- Dzień dobry. - usłyszałam nad uchem.
Obróciłam głowę i zauważyłam opartego o ścianę Franciszka de Poisters.
Siedział z wyprostowanymi nogami, więc możliwie szybko wywnioskowałam, że moja głowa podczas snu była na jego kolanach.
Byliśmy tu wszyscy. Wszyscy w takiej samej grupie, w jakiej wychodziliśmy z zamku wieczorem zeszłego dnia.
Przez małe okienko celi wpadało dzienne światło.
- Jak to się stało, że zamknęła nas tutaj królewska straż? - pytała Charlotte.
- Cóż... wyglądaliśmy dość dziwnie. Zresztą teraz nie wyglądamy lepiej.
Zauważył Jan pokazując rękoma na nas wszystkich.
Miał rację. Nasze ubrania były brudne od krwi i ziemi.
- Byliśmy już wszędzie na wakacjach, ale tu jeszcze nie trafiliśmy, prawda, Mirabelle?
Spytał rozbawiony Florian.
- Co prawda to prawda. Ktoś zamierza nas przesłuchać? - spytałam, gdy w drzwiach celi usłyszałam klucz.
W progu pojawił się ojciec z koroną na głowie, a koło jego boku kroczył wujek Sebastian. Byli zaskoczeni naszym widokiem. Byłam tak rozbawiona ich minami, że musiałam się roześmiać, a to samo począł Franciszek.
- Cześć tato! - Pomachałam królowi.
- Co wy tutaj robicie? - Spytał Bash
- Pytaliśmy o to samo królewskiej straży i w odpowiedzi jesteśmy tutaj. - wyjaśnił Jan Filip.
- Straż mówi, że znaleźli was w środku lasy nocą — Stwierdził ojciec. - Czemu jesteście wszyscy tak brudni? Macie czerwone ślady na ubraniach.
- Byliśmy na pikniku. Oblaliśmy się winem. - Powiedziałam, czując jak wszyscy w pomieszczeniu kierują spojrzenia na mnie.
- I wszyscy są brudni od jednego wina?
- Kto powiedział, że było jedno?
- Dobra, wypuścisz nas? - Spytała bezpośrednio Charlotte.
- Wypuszczę jak wszystko wyjaśnimy.
Odpowiedział ojciec.
- Nie chcę cię martwić, ojcze, ale jest z nami Mirabelle. Tak się składa, że jest od jakiegoś czasu następną Królową Anglii.
Królowej Elżbiecie się to nie spodoba. Prawda, Mirabelle? Mirabelle?
Słyszałam jak mnie wołają, ale dopiero po chwili zorientowałam się co robię. Bawiłam się złotowłosą czupryną mojego kuzyna, gdy ten ujął moją dłoń i lekko opuścił.
- Mówią coś do ciebie. - Szepnął uśmiechnięty blondyn.
- Tak? - Spytałam podniesionym głosem, odwracając głowę. - O czym rozmawiamy?
- Belle — Westchnął Michał, na co zrozumiałam o co wszystkim chodzi.
- Florian pomóż mi wstać. - Prosiłam brata wystawiając rękę ku niemu.
Pomógł mi wstać. Otrzepałam swoją suknię, ale nie dało to mi zbyt wiele.
- Tak jak Florian już wspomniał. Jestem przyszłą królową Anglii. Nie możesz mnie tu trzymać.
- Przypominam ci także, że jesteś moją poddaną. Francuską poddaną.
- Dobrze, powiem to inaczej — westchnęłam - Jeśli do najpóźniej godziny nie zobaczę się ze swoimi doradcami Anglia w ciągu kolejnych godzin wyruszy na Francję i Szkocje. Mam też inne zaprzyjaźnione wojska, które z chęcią pomogą.
- Zobaczysz się z nimi tutaj, mogę ich sprowadzić.
- Mamy bardzo wiele spraw, które osoby postronne nie mogą słyszeć. Trzy wielkie kraje z potężnymi flotami przeciw dwóm, a właściwie jednemu. Nie jest tajemnicą, że w Szkocji źle się dzieje.
- Co masz na myśli? - Spytała nagle pojawiająca się przy boku mojego ojca Królowa Maria.
- W Szkocji panuje głód. Ludzie są źli na swoją Królową, która ledwie pamięta swój kraj. Z wielką chęcią przywitają wojska Elżbiety, które są w stanie zapewnić im godne warunki życia.
- Jak możesz zastraszać własną matkę?
Spytał ojciec wyraźnie zaskoczony.
- Wybaczcie, ale Mirabelle mówi teraz do was jako przyszła Królowa Anglii, Księżna Walii, nie wasza córka. - Zauważył Florian stając koło mnie. - Radziłbym rozważyć słowa, które wcześniej wypowiedziała, potęgi Anglii nie można lekceważyć.
Ojciec po chwili poddał się i wypuścił nas z celi. Wraz z następcą francuskiego tronu wyprowadzaliśmy z lochów naszą grupę skazańców. Wtedy też minęłam celę, w której siedział mój niedoszły morderca. Drzwi się od niej otworzyły i zobaczyłam, wychodząc z niej Louise.
- Wiedziałam, że się tutaj spotkamy, ale nie myślałam, że już teraz. - Stwierdziła Louise, patrząc na mnie i Floriana.
- Nasza obecność jest zatem zrozumiała. Ale może wyjaśnisz mi, dlaczego ty tu jesteś? - Spytał Florian, na co ta zaczęła tłumacząc wszystko, wymachując rękoma.
Wtedy ujrzałam to. Miała pierścień. Taki sam, jaki miał Książę Mustafa... i człowiek, który mnie dusił.
- Wybaczcie, śpieszę się. - zbyłam ich i odeszłam.
Czy to możliwe, aby to wszystko wymyśliła Louise? Że to ona nasłała zabójców na Floriana i mnie. Wiem, że z wielką chęcią zobaczyłaby mnie martwą. Tak samo Floriana. Muszę to wszystko przemyśleć. Umyłam się i przebrałam.
Usiadłam przy biurku, w celu wypełnienia kilku papierów. Usłyszałam wtedy jakąś kłótnie przed drzwiami komnaty.
Postanowiłam zobaczyć co się tam dzieję. Zauważyłam tam strażników, odmawiających wejścia służącej Leonor, do mojej komnaty.
- Leonor? Dlaczego nie weszłaś? - spytałam wprawiając strażników w zdzwienie, po czym zwróciłam się do nich z uśmiechem. - Leonor ma być wpuszczana do mnie.
- Eleonor, Wasza Wysokość — Poprawiła mnie nieśmiało.
- No tak, Eleonor — Poprawiłam się. - Możesz pozwolić do mnie na chwilę?
Dziewczyna kiwnęła głową i zaczęła kroczyć za mną do komnat, a strażnicy na moje skinienie zamknęli drzwi. Usiadłam w fotelu i po prosiłam, aby zajęła miejsce naprzeciw.
- Dziękuję ci za to, że przyrządziłaś tak pyszną kolację dla mnie i mojego przyjaciela — uśmiechnęłam się i wskazałam na paczkę, którą wcześniej spakowałam, a teraz leżała na stole, który był pomiędzy nami. - To dla ciebie.
Widziałam, że dziewczyna nieśmiale zabiera się do otwierania prezentu, dlatego zachęciłam ją uśmiechem.
W końcu jednak otworzyła pudełko i wyciągnęła z niego sukienkę.
- To dla mnie? - Spytała niedowierzając.
- Potrafię się odwdzięczyć i mam dla ciebie propozycję. Zostań moją dwórką.
- Co?
- Wiem, że to może być dla ciebie szokiem, ale chcę, abyś była moją damą.
- Ja? Jestem zwykłą dziewczyną, a ty księżniczką.
- Właśnie. Zdaję sobie sprawę, że zmieni to twoje życie, ale przemyśl to, proszę. Nie musisz mi dawać odpowiedzi teraz, oczywiście.
- Zgadzam się, ale...
- Ale?
- Musisz rozumieć, że nie znam się na dworskich zwyczajach, tańcach. Umiem jedynie mówić po francusku, nie będę ci mogła pomóc z doradcami.
- Nie potrzebuję typowej damy dworu. Potrzebuję mojej damy dworu, przyjaciółki, Eleonor.
- Ale przecież ty masz damy dworu.
- Mam - rzekłam kiwając głową - i żadnej nie ufam. Przemyśl to proszę. Muszę spotkać się teraz z bratem. - Oznajmiłam, wstając i wskazałam na stertę sukienek, leżących nieopodal. - Możesz tu zostać i przymierzyć te sukienki. Nie chodzę już w nich, możesz je wziąć. Wybacz mi teraz.
Wyszłam z komnaty i tak jak chciałam wpadłam na swoich braci.
Co się z tobą dzieje? - Spytał Jan.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale... Chyba wiem kto chciał nas zabić. Zabić Floriana i mnie.
- Wiem, o co chodzi. - Zaczął Florian lekko się uśmiechając. - Szybko dzisiaj poszłaś rano. Podejrzewasz Louise.
- Louise i Księcia Mustafę. Cała trójka ma takie same pierścienie. Poza tym Louise odwiedza Księcia w jego komnatach.
- Musimy mieć dowody — zauważył Jan Filip.
- Pójdę przeszukać pokój Księcia.
- Sama?
- Ja z nią pójdę. - Oznajmił blondyn pojawiający się przy moim boku. Był nim kuzyn Franciszek.
- Dobrze zatem.
Wraz z Franciszkiem zabraliśmy się za przeszukiwanie komnat Księcia. Zaczęłam od jego biurka może tam coś znajdę.
- Franciszku — zaczęłam, gdy ten przeszukiwał inną część pokoju. - przepraszam za tą sytuację dzisiejszego ranka.
- Jaką sytuację? - spytał udając, że nie ma pojęcia o co chodzi.
- Za to gdy bawiłam się twoimi włosami.
- Przestań, to było miłe. - Oznajmił, gdy nagle otworzyły się drzwi.
Ujrzałam Księcia Mustafę, który złowieszczo uśmiechnął się na mój widok. Na całe szczęście nie mógł zauważyć Franciszka.
- Księżna Mirabelle albo Księżniczka. Jak powinnem się do ciebie zwracać?
Pytał podchodząc coraz bliżej mnie do czasu, gdy przywarłam do biurka i nie miałam już, gdzie uciec, gdyż dodatkowo zagrodził mnie swoimi rękoma.
- Co robisz?
- Powinienem spytać oto samo, Wasza Wysokość. - Stwierdził, zaczynając mnie całować po szyi. Czułam również jak jedną ręką podnosi moją sukienkę.
Nagle... To stało się w ciągu kilku sekund. Franciszek odciągnął ode mnie Księcia, a następnie miecz kuzyna przeszył jego brzuch. Książę, upadając na posadzkę, rozwalił stos papierów ze swojego biurka. Wtedy ukazał mi się list. Od razu poznałam to pismo.
- Mam! - Krzyknęłam wszeptawszy zarazem, po czym spojrzałam na ciało i kuzyna. - Co z nim zrobimy?
- Idź do moich komnat.
- Byliśmy tu razem, pomogę.
- Idź jak ci kazałem. - Powiedział lekko zdenerwowany.
Musiałam wyjść oczywiście za pomocą tajemnych przejść. Udałam się do jego komnat jak prosił. Denerwowałam się. Długo go nie było. Wrócił wieczorem.
- Udało się? - Spytałam, porywając się z miejsca od razu na jego widok.
- Zakopałem go... Zjedzą go zwierzęta tak jak sobie zasłużył. - Wyjaśnił po czym dodał. - Nie mogłam patrzeć jak się do ciebie dopiera.
- Franciszku. - Rzekłam dotykając jego policzka.
Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Miał takie piękne, niebieskie oczy. Po chwili pod wpływem pocałunku opadłam na jego łóżko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro