Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11- Siostrzane przemyślenia


Mirabelle

Byłam w swojej komnacie, gdy odwiedził mnie Florian. Milczał, a ja wodziłam za nim wzrokiem.
- Jesteś na mnie zły — stwierdziłam.
- Na ciebie? Nie. - pokręcił głową, spoglądając na mnie — Szczęśliwy. Sprawiłaś, że nasz brat jest szczęśliwy. Zrobiłaś coś, czego mi się nie udało zrobić. Pisałem do Elżbiety, negocjowałem z jej wysłannikami.
- Nie wiedziałam o tym — przyznałam.
- Wtedy, gdy zniknęłaś tak nagle...
- Wiem... przepraszam, ale nie mogłam inaczej.
- Bałem się, że coś ci się stało.
- Złego diabli nie biorą, braciszku — uśmiechęłam się, odwracając się do swojego lustra, w celu założenia kolczyków.
- Przyjeżdża dzisiaj ktoś ważny?
- Czemu pytasz?
- Stroisz się.
- Powiem, jeśli nie powiesz ojcu. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Dobrze.
- Obiecujesz?
- Słowo Delfina Francji.
- No dobrze — zaczęłam, odwracając się do brata.
- Nie stroisz się tak na króla Nawarry?
- Raczej na miłościwie nam panującą ciotkę Elżbietę.
- Myślałem, że siostra ojca przyjeżdża za kilkanaście drzwi.
- Nie mówimy o tej Elżbiecie — uśmiechnęłam się.
- Mówimy o kuzynce naszej matki.
- Tak, ale... - zaczęłam, lecz po chwili przerwał mi brat, który wyglądał przez okno.
- Mówisz, że ojciec nie wie o jej przyjeździe.
- Jeszcze nie — pokiwałam głową.
- Radziłbym ci się pośpieszyć. - polecił Książę Florian, na co podeszłam do niego i również spojrzałam przez okno.
- Muszę iść, zatem. - stwierdziłam, widząc nadciągająca karetę - Zobaczymy jak bardzo się ucieszy.

Wyszłam szybko z komnaty i udałam się do sali tronowej, gdzie był ojciec wraz z doradcami.
- Możecie nas zostawić?-spytał król, na co w sali zostaliśmy tylko ja i on.
- Lubisz gości na zamku, prawda?
- Zależy, jacy to goście.
- Tym razem się ucieszysz. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- To znaczy?
- Elżbieta I Tudor prawdopodobnie przekracza progi zamku. - oznajmiłam ojcu, na co chcąc wyjść z pomieszczenia, powiedziałam. - Muszę iść.
- Księżno Mirabelle. - zatrzymał mnie, gdy już chciałam wyjść tym swoim formalnym głosem. Odwróciłam się do niego, aby widzieć jego twarz.
- Tak, tato?
- Przyjdź później do mojego gabinetu. Chcę z tobą porozmawiać.
- Dobrze.

Po chwili znalazłam się na dziedzińcu, gdzie z karety wysiadła królowa.
- Dzień dobry, ciociu — przywitałam się z nią, gdy nagle koło mnie pojawili się rodzice.
- Mam nadzieję, że nie miałaś tu problemów — powiedziała z nadzieją rudowłosa.
- Poznaj moich rodziców — zaczęłam, wskazując na nich — król Franciszek i królowa Maria, mamo, tato, królowa Elżbieta.
- Po tylu latach miło cię wreszcie poznać, kuzynko — rzekła królowa Elżbieta do drugiej królowej.

Po przywitaniu mogliśmy wrócić do zamku. W jednym z korytarzy natchnęłam się na Louise.
- Jak zawsze wszystko kręci się wokół ciebie, siostro — zauważyła.
- Zrób może wreszcie coś, aby mówiono o tobie — prychnęłam.
- Na miejscu króla ścięłabym cię za ten wyjazd. To zdrada — zaznaczyła.
- Całe szczęście nie jest moim ojcem ani królem. Nigdy nie będziesz na żadnym tronie, jestem w stanie ci to zapewnić, siostro - starałam się dogryźć jej jak najbardziej mogłam.
- Jesteś bezczelna! - krzyknęła odchodząc, zostawiając mnie z rozbawieniem na twarzy.
- Mirabelle, dobrze, że tu jesteś — powiedziała Amelié na mój widok.
- Tak?
- Miałabym do ciebie prośbę.
- Mów zatem.
- Poznałam kogoś, ale ojcu się nie spodoba.
- Dlaczego tym razem?
- To Anglik.
- Już zaczynam rozumieć. Nie jesteś za młoda na małżeństwo?
- Nie mówię teraz, ale...
- Potrzebne mi wiedzieć jak się nazywa.
- Jest Baronem.
- Nie zbyt wiele mi o nim mówi.
- Mieszka tutaj, nieopodal w miasteczku.
- Zobaczę... ale nic nie obiecuję. Lepiej dla ciebie, abym go polubiła — uśmiechnęłam się, wyglądając przez okno — Zauważyłaś, że Florence w ostatnim czasie często opuszcza zamek?
- Chodzi ostatnio z głową w chmurach.
- Mirabelle! - usłyszałam głos innej siostry. Tym razem Gabrielle.
- Co się stało? - spytałam, gdy podeszła na tyle blisko, abyśmy tylko my ją słyszały.
- Książę Mustafa i Charlotte — zaczęła, łapiąc oddech — Odwiedza właśnie jej komnatę.
Poinformowała nas Gabrielle, na co całą trójką, wymieniłyśmy się spojrzeniami.
- Chodźmy lepiej ich szybko odwiedzić.

Wymagało to trochę siły, bo nasze suknie do najlekkszych nie należały, a nasze pantofle również nie ułatwiały nam zadania. Otworzyłyśmy bez żadnego ostrzeżenia drzwi od komnaty. Chyba przerwaliśmy im rozmowę.

- Książę Mustafo, możemy zostać sami z księżniczką Charlotte?
- Oczywiście, Księżno — odrzekł, kłaniając się.
Tym sposobem zostałyśmy same.
- Całe szczęście, że jesteście — powiedziała z ulgą Charlotte.
Po chwili postanowiłyśmy chwilę, że musimy się zastanowić nad tym, jak zapobiec małżeństwu tej dwójki. Nasze przemyślenia po około godzinie przerwało pukanie do drzwi.
- Tutaj jesteście — zauważył Jan Filip, wchodząc do komnaty razem z Florianem.
- Co wy takie smutne? - spytał Florian.
- Myślimy — odpowiedziała Amelié.
- Mam pomysł, ale najpierw muszę coś sprawdzić — oznajmiłam, chcąc wyjść z komnaty siostry — Jeśli mi to wyjdzie, to później wam powiem.

Gdy wyszłam z komnaty Charlotte, zauważyłam Księcia Franciszka, który odjeżdżał z zamku na koniu. Stał się ostatnio jakiś cichy, teraz nawet nie mówił mi o wyjeździe poza teren zamku. Sprawdzę to. Będę jechała, zanim.
W końcu trafiłam do jakiegoś rozbitego obozu w lesie.

- Jak ma się twoje przyszłe małżeństwo?
- Jest na dobrej drodze, Mirabelle bardzo się cieszy — słyszałam głos Franciszka, gdy rozmawiał z jakimś mężczyzną.
- Jaka ona jest?
- Czarująca, wie czego chce.
- Całkiem jak jej matka — westchnął starszy mężczyzna — zanim nie wbiła mi sztyletu w brzuch.
- Może będziesz miał szansę. Wesele niebawem.
- Próbowałeś pozbawić władzy mojego ojca, nic więc dziwnego. Zrobiłabym to samo na jej miejscu — oznajmiłam, stając w progu namiotu. Dwóch mężczyzn poderwało się na mój widok.
- Wasza wysokość — ukłonił się starszy z mężczyzn.
- Książę de Conde jak mniemam. Cóż... Nie będę już wam przeszkadzać.
Oznajmiłam, wychodząc z namiotu.
- Mirabelle! - krzyknął za mną Franciszek, łapiąc mnie za przedramię.
- Radzę ci mnie puścić, chyba że chcesz poznać gniew Króla Francji podobnie jak twój ojciec. Jestem w stanie zagwarantować, że Królowa Elżbieta również nie będzie zadowolona.
- Wasza wysokość, pozwoli, że wyjaśnię zaistniałą sytuację — wtrącił ojciec Księcia, gdy już wsiadłam na konia.
- Jakiś problem? - usłyszałam za sobą głos Floriana.
- Co tu robisz? - spytałam.
- To, że straż zgubisz, to wcale nie oznacza, że ja się podejdę jak dziecko.
- Raz już wyjechałam.
- Dlatego teraz mam cię na oku.
- Wracajmy do domu — powiedziałam bratu.
- Mirabelle — zawołał raz jeszcze Książę Franciszek.
- Zrobiłeś już wystarczająco — odpowiedział Franciszkowi mój brat, widząc, że sama milczę.

Wraz z bratem zawróciliśmy i pognaliśmy na swoich koniach.
- Obserwowałeś mnie? - spytałam, gdy nieco zwolniliśmy.
- To cię zastanawia?
- Tak, bo nic nie zauważyłam.
- Powiedzmy, że miałem kogoś do pomocy — uśmiechnął się — Co teraz zrobisz?
- Pytasz o?
- Ślub.
- Trudno mi teraz coś powiedzieć. Zdenerwowała mnie ta sytuacja, jednak wiem, że w przyszłości też będziemy się kłócić. Ale bracie... co z tobą?
- O twojej przyszłej małżonce nic nie słyszę.
- Bo jej nie ma, jeszcze. - oznajmił, na co zauważyłam jak przed nami z jednej dróżek wybiega koń Florence, na którym nie tak dawno wyjechała z zamku.
- Swoją drogą. Musimy przyjrzeć się Florence, co chwilę jej nie ma.
- Masz kogoś kto by się tym zajął?
- Myślę, że tak. - oznajmiłam bratu, gdy poczułam, że z moich oczu zaczynają płynąć łzy.

Zrobiło mi się przykro, słysząc rozmowę Franciszka z ojcem. Zdaje się, że właśnie w tym momencie emocje chcą ze mnie ujść. Starałam się otrzeć łzy z twarzy, jednak zauważył je mój brat.

- Mirabelle, co się dzieje? - spytał brat.
- To tylko przez tą całą sytuacją z Franciszkiem. - powiedziałam bratu, na co złapał za sznurek od uzdy mojego konia i zaczął nas prowadzić na pobliską polanę.
- Pogadamy. - stwierdził rozkładając na polanie koc i pomagając mi zejść z konia.
- Będziemy tu tak siedzieć? - spytałam.
- Jestem przygotowany na takie ewentualności. - oznajmił, pokazując mi kosz pełen jedzenia, którego wcześniej nie widziałam. - Już się uśmiechnij, patrz co mam dla ciebie. Twoje ulubione truskawki.
Starał się mnie uszczęśliwić, gdy usiedliśmy na kocu. Dookoła nas było pusto. Cisza. Tylko zielone drzewa i polana. Wciąż czułam jak w moich oczach zbierają się łzy, nie dałam rady i wybuchłam płaczem.
- Jestem następczynią tronu, a nawet nie umiem znaleźć sobie zaufanego narzeczonego — wyznałam.
- Och, Mirabelle. - przytulił mnie do siebie, przez co umoczyłam mu całe ramię łzami. Po chwili ujął moją twarz i zmusił, abym spojrzała na niego. - Jesteś silną, młodą następczynią angielskiego tronu, nie pozwól, aby ktokolwiek wtrącał się w twoje życie, twoje rządy.
- To nie jest takie proste. - spojrzałam w oddal, po czym znów spojrzałam na Floriana.
- Jesteśmy władcami, musimy rządzić z czystymi głowami, bez uczuć.
- Uważasz, że to możliwe? Znam osobę, która też tak uważała i jej nie wyszło.
- Kto?
- Nasz ojciec. - odpowiedziałam, na co Książę się uśmiechnął.
- Co zamierzasz zrobić?
- Chcesz mi pomóc? Masz jakiś pomysł?
- Porozmawiaj z Księciem albo...
- Albo?
- Jeśli wtedy nie wyjdzie, przyjdź do mnie. Powiem ci.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro