Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12- Zagrożone Rodzeństwo

Mirabelle

Wróciłam do zamku wraz z bratem. Czułam się o wiele lepiej. Swoimi słowami poprawił mój humor, a truskawki mu w tym pomogły. Od razu po powrocie poszłam do komnat Matthew. Zapukałam, grzecznie czekając, na otworzenie drzwi. Prawda jest taka, że sama bym je otworzyła, lecz przychodziłam tu w interesach. Musiałam się zachowywać. Koniec końców się uchyliły, a przywitał mnie blondyn z gołą klatką piersiową.
- Księżniczka Mirabelle. - uśmiechnął się ma mój widok. - Nie spodziewałem się takiej wizyty.
- Mam dla ciebie zadanie — oznajmiłam.
- Zadanie?
- Tak. Wpuścisz mnie? - spytałam, po czym weszłam do komnaty Anglika.
Panował tu porządek, było czysto, a stos papierów na biurku, był starannie posortowany.
- Więc jakie to zadanie?
- Pochodź za moją siostrą — rozkazałam.
- O której siostrze tym razem mówimy?
- O Florence, muszę wiedzieć, dlaczego tak często wyjeżdża poza mury zamku.
- Dobrze się czujesz? - spytał, gdy oparłam się jedną z dłoni o mebel.
- Tak. - pokiwałam głową. - Możesz to dla mnie zrobić?
- Oczywiście. - kiwnął, a ja wyszłam, postanawiając nie zawracać mu więcej głowy.
Miał rację, nie czułam się najlepiej. Oparłam się o ścianę, mając nadzieję, że nie upadnę przez zawroty głowy.
- Mirabelle. - usłyszałam głos mamy, która nagle wyrosła przede mną znikąd wraz z ojcem. - Dobrze się czujesz?
- Tak, tak — oznajmiłam.
- Źle wyglądasz, udaj się do medyka, powinnaś się położyć — rozkazał ojciec.
- Musimy porozmawiać. - stwierdził Książę Franciszek, pojawiając się koło mnie i rodziców.
- Nie będziemy rozmawiać — stwierdziłam.
- Nie dasz mi wyjaśnić?
- Usłyszałam to co miałam usłyszeć!
- W złym kontekście.
- Nie będę słuchać kłamstwa, kolejnego twojego kłamstwa.
- Wasze wysokości. - zaczął posłaniec, kłaniając się — W sali tronowej wywiązała się sprzeczka między Anglią a Nawarrą.
- Anglią? - spytałam zaniepokojona, po czym przeprosiłam i poszłam w ognisko kłótni.

W sali tronowej wyraźnie było słychać wymianę zdań Elżbiety i Antoniego.

- Przyszła wreszcie sprawczyni całego zamieszania. - Stwierdził Król Nawarry, wskazując na mnie.
- Nie mów tak do niej! - krzyknął Książę Franciszek.
- Co się dzieje, Elżbieto? - spytałam, ale nic nie słyszałam przez panujące tu krzyki. - Cisza! - krzyknęłam i tym razem zapanowała cisza, a wszystkie twarze zwróciły się ku mnie-Co się dzieje, Elżbieto?
- Król Nawarry żąda korony zobowiązującej w razie twojej śmierci dla swojego bratanka.
- Wiedziałeś o tym? - spytałam Księcia, ale nie dostałam odpowiedzi — Ślubu nie będzie! Nie wyjdę za ciebie!

Krzyknęłam, opuszczając salę i pozostawiając zarazem wszystkich w osłupieniu. Udałam się do swoich komnat, gdzie bezwładnie opadłam na swoje łoże. Łzy zaczęły po raz kolejny spływać po mojej twarzy. Miałam tego wszystkiego dość. Już teraz zaczynałam czuć ciężar przyszłej korony. Leżałam tyłem do drzwi, więc nie widziłam kto wszedł po chwili.

- Jeśli to ty Franciszku to możesz w tym momencie wyjść, gdyż nie będziemy rozmawiać — oznajmiłam.

Osoba wtedy okrążyła łóżko i usiadła przede mną. Był to król.

- Mam nadzieję, że nie tyczy się to mnie, bo tak się składa, że również mam na imię Franciszek. - uśmiechnął się ojciec, ocierając kciukiem moje łzy.
- Nie, nie tyczy.
- Mówiłem, że nie będzie łatwo.
- Nie szkodzi. - powiedziałam, słabym głosem. - Jestem Walezjuszką poradzę sobie.
- Nigdy w to nie wątpiłem.
- Nie zrezygnuje z korony. Będę królową, jaką będą pamiętać za tysiąc lat, nie będziesz się mnie wstydził.
- Co z Księciem? Powiesz mi może, o co się pokłóciliście?
- Nie, wiedzą tylko cztery osoby i niech tak zostanie.
- Cztery osoby? Sporo.
- Wystarczająco dużo, aby narobić sobie problemów. - uśmiechnęłam się, podnosząc się do pozycji siedzącej, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. - Wejść!
- Księżno, Królowa Elżbieta chcę widzieć, Waszą Wysokość — rzekł paź.
- Już idę. - kiwnęłam głową.- Wybacz, ale obowiązki wzywają.
- Pójdę z tobą — powiedział.
- Bez potrzeby, zrobiłam bałagan i ja go posprzątam. - oznajmiłam, zmierzając w stronę wyjścia.
- Jestem twoim królem. - zaczął, gdy stanęłam w drzwiach na te słowa.
- Tak, jesteś moim królem. - ukłoniłam się lekko.
- Dlatego król pójdzie z Księżną na dalsze negocjacje z Królową Elżbietą.
- Księżną? Akceptujesz mój tytuł?
- Król Christian prosił, abym przemyślał tę sprawę.
- Christian? - spytałam zaskoczona.
- Tak, mam nawet list dla ciebie, prosto od niego. - oświadczył, podając mi właśnie ten list, spojrzałam na ojca podejrzliwie. - Nie czytałem, przysięgam.

Spojrzałam jeszcze raz na ojca, a następnie otworzyłam list.

„ Droga Mirabelle

Obiecałem Ci, moją bezwzględną przyjaźń, którą w tym momencie pragnę dotrzymać. Królowa Elżbieta ogłosiła Cię Księżną Walii, następczynią tronu. Zdaję sobie jednakże sprawę, że twoi rodzice mogą nie przyjąć Twojego tytułu. Czuję, że w tym momencie, spełniam swoje przyrzeczenie, przekonując Króla Franciszka i Królową Marię do racji nadanego tytułu. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Wierzę, że będziesz wspaniałą królową, Mirabelle de Valois.

Christian IV Oldenburg"

***

Miałam się spotkać z Królową Elżbietą w komnatach, które zostały jej przydzielone przez Królową.

- Jestem tak jak chciałaś - oznajmiłam.
- Co ze ślubem? Widzę, że przyszłaś z ojcem.
- Jestem jej ojcem i królem. Nie chciała, abym przychodził — zaznaczył.
- Nie będzie go w najbliższym czasie, na pewno nie z Księciem Franciszkiem.
- Z kim zatem?
- Nie wiem, jak się znajdzie ten odpowiedni.
- Co w tym było nieodpowiedniego?
- Doskonale, wiesz, że gdybyśmy obiecały koronę zobowiązującą w najbliższym czasie ty jak i ja byłybyśmy martwe.
- Dobrze, zatem. Poczekamy na tego odpowiedniego. - oznajmiła nadzwyczaj spokojnie.

***

Po powrocie do komnat postanowiłam odpisać na list króla Danii i Norwegii.

„Drogi Christianie

Dziękuję za Twoje wsparcie. Bardzo mi ono sprzyja i budzi respekt. Nie chcę jednak, aby z powodu dożywotniej przyjaźni, spotkały Cię jakiekolwiek problemy z mojego powodu.
Jak jednak z Twoimi potencjalnymi kandydatkami na żonę i królową dwóch państw? Mam nadzieję, że szczęście ci dopisuje.

Księżniczka
Mirabelle de Valois"

***

Byłam dziś strasznie zmęczona, dlatego położyłam się wcześniej. Zasnęłam. Nie wiem jak długo spałam, bo w pewnym momencie poczułam jakieś ręce zaciskające się na mojej szyi. Z zaniepokojeniem otworzyłam oczy. Były to ręce jakiegoś chłopaka. Nie znałam go. Zanim zdążyłam zareagować, jego ręce zacisnęły się na tyle, że nie mogłam złapać tchu. Starałam się mu wyrwać, ale wiedziałam, że im bardziej się zmęczę tym szybciej mnie zabiję. W końcu jednak trafiłam kolanem w jego kroczę i miał szansę wezwać pomoc.

- Straż! Straż! - krzyczałam.

Do komnaty wbiegła straż zdejmując ze mnie napastnika, a zaraz za nimi wbiegli rodzice. Ojciec, widząc mnie roztrzęsioną, od razu rozkazał strażnikom.

- Do celi go! - rozkazał. - Sprowadźcie kata, może się przydać.
- Wasze Wysokości — zaczął zdyszany strażnik — Delfin został zaatakowany w swojej komnacie.
- Wszystko z nim dobrze? - spytała zmartwiona matka.
- Napastnik został pojmany, wasza wysokość.
- Dajcie go do innej celi. - rozkazał po raz kolejny ojciec.

Wtedy też do komnaty wbiegł Florian z zakrwawionym rękawem. Spojrzał na mnie, a następnie pojawiając się koło mnie, wziął moją twarz w swoje ręce.

- Mówili, że nic ci nie jest. - zauważyła mama, na widok brata, jednak ten jakby tego nie słyszał.
- Nic ci nie jest? - spytał.
- Nie.
- Moja malutka siostrzyczka. - szepnął mi na ucho, przytulając mnie. Po chwili rzekł do rodziców. - Idźcie spać, ja z nią zostanę.
- Medyk powinien ci to opatrzyć. - przypomniał ojciec, spoglądając na zakrwawiony rękaw brata.
- Ja go opatrzę.

Na prośbę brata zostawiono nas samych ze wzmocnioną strażą przed komnatą.
Po chwili zaczęłam opatrzać ranę Floriana.

- Ktoś chce się nas pozbyć. - powiedziałam, przemywając ranę brata, gdy ten ściągnął koszulę.
- Nie myśl teraz o tym. - oznajmił, głaszcząc moją dłoń.
- Jak mam nie myśleć? Ktoś chciał nas zabić, Florian. Chcą się nas pozbyć.
- Nie pierwszy raz, Mirabelle. Jesteśmy następcami tronów.
- Pierwszy raz, ktoś chciał nas zabić. Wydajesz się nadzwyczaj spokojny, bracie. - zauważyłam, zawijając ramię Floriana bandażem.
- Jestem spokojny, abyś ty była spokojniejsza. Przesłucham ich i wszystkiego się dowiemy.
- Chcę iść z tobą na to przesłuchanie.
- Nie ma mowy — zaprzeczył, na co spojrzałam na niego błagalnie, ale ten dalej był nieuległy. - Nie ma mowy, Mirabelle.
- Ale dlaczego?
- To nie jest praca dla kobiet.
- Florian, będę królową, muszę umieć przesłuchiwać więźniów.
- Dobrze, ale jeśli mi się nie spodoba to wyjdziesz. - zgodził się i w tym samym momencie otworzyły się drzwi.
- Florian? Mirabelle? - usłyszałam głos Jana Filipa.
- Jan? Miałeś być przecież w swoim baronostwie. - zauważył Florian.
- Dostałem przed chwilą wieści z zamku, postanowiłem zobaczyć co z wami. Jak to się stało? - pytał, po czym chciał dotknąć rękoma mojej szyi, lecz się odsunęłam gwałtownie. - Twoja szyja.
- Ktoś nas nie lubi, Janie. - stwierdziłam ze smutkiem. - Możecie zostać ze mną do rana? Czuję się nieswojo sam na sam.
- Oczywiście — odpowiedzieli.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro