Rozdział 11- Siostrzane przemyślenia
Mirabelle
Byłam w swojej komnacie, gdy odwiedził mnie Florian. Milczał, a ja wodziłam za nim wzrokiem.
- Jesteś na mnie zły — stwierdziłam.
- Na ciebie? Nie. - pokręcił głową, spoglądając na mnie — Szczęśliwy. Sprawiłaś, że nasz brat jest szczęśliwy. Zrobiłaś coś, czego mi się nie udało zrobić. Pisałem do Elżbiety, negocjowałem z jej wysłannikami.
- Nie wiedziałam o tym — przyznałam.
- Wtedy, gdy zniknęłaś tak nagle...
- Wiem... przepraszam, ale nie mogłam inaczej.
- Bałem się, że coś ci się stało.
- Złego diabli nie biorą, braciszku — uśmiechęłam się, odwracając się do swojego lustra, w celu założenia kolczyków.
- Przyjeżdża dzisiaj ktoś ważny?
- Czemu pytasz?
- Stroisz się.
- Powiem, jeśli nie powiesz ojcu. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Dobrze.
- Obiecujesz?
- Słowo Delfina Francji.
- No dobrze — zaczęłam, odwracając się do brata.
- Nie stroisz się tak na króla Nawarry?
- Raczej na miłościwie nam panującą ciotkę Elżbietę.
- Myślałem, że siostra ojca przyjeżdża za kilkanaście drzwi.
- Nie mówimy o tej Elżbiecie — uśmiechnęłam się.
- Mówimy o kuzynce naszej matki.
- Tak, ale... - zaczęłam, lecz po chwili przerwał mi brat, który wyglądał przez okno.
- Mówisz, że ojciec nie wie o jej przyjeździe.
- Jeszcze nie — pokiwałam głową.
- Radziłbym ci się pośpieszyć. - polecił Książę Florian, na co podeszłam do niego i również spojrzałam przez okno.
- Muszę iść, zatem. - stwierdziłam, widząc nadciągająca karetę - Zobaczymy jak bardzo się ucieszy.
Wyszłam szybko z komnaty i udałam się do sali tronowej, gdzie był ojciec wraz z doradcami.
- Możecie nas zostawić?-spytał król, na co w sali zostaliśmy tylko ja i on.
- Lubisz gości na zamku, prawda?
- Zależy, jacy to goście.
- Tym razem się ucieszysz. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- To znaczy?
- Elżbieta I Tudor prawdopodobnie przekracza progi zamku. - oznajmiłam ojcu, na co chcąc wyjść z pomieszczenia, powiedziałam. - Muszę iść.
- Księżno Mirabelle. - zatrzymał mnie, gdy już chciałam wyjść tym swoim formalnym głosem. Odwróciłam się do niego, aby widzieć jego twarz.
- Tak, tato?
- Przyjdź później do mojego gabinetu. Chcę z tobą porozmawiać.
- Dobrze.
Po chwili znalazłam się na dziedzińcu, gdzie z karety wysiadła królowa.
- Dzień dobry, ciociu — przywitałam się z nią, gdy nagle koło mnie pojawili się rodzice.
- Mam nadzieję, że nie miałaś tu problemów — powiedziała z nadzieją rudowłosa.
- Poznaj moich rodziców — zaczęłam, wskazując na nich — król Franciszek i królowa Maria, mamo, tato, królowa Elżbieta.
- Po tylu latach miło cię wreszcie poznać, kuzynko — rzekła królowa Elżbieta do drugiej królowej.
Po przywitaniu mogliśmy wrócić do zamku. W jednym z korytarzy natchnęłam się na Louise.
- Jak zawsze wszystko kręci się wokół ciebie, siostro — zauważyła.
- Zrób może wreszcie coś, aby mówiono o tobie — prychnęłam.
- Na miejscu króla ścięłabym cię za ten wyjazd. To zdrada — zaznaczyła.
- Całe szczęście nie jest moim ojcem ani królem. Nigdy nie będziesz na żadnym tronie, jestem w stanie ci to zapewnić, siostro - starałam się dogryźć jej jak najbardziej mogłam.
- Jesteś bezczelna! - krzyknęła odchodząc, zostawiając mnie z rozbawieniem na twarzy.
- Mirabelle, dobrze, że tu jesteś — powiedziała Amelié na mój widok.
- Tak?
- Miałabym do ciebie prośbę.
- Mów zatem.
- Poznałam kogoś, ale ojcu się nie spodoba.
- Dlaczego tym razem?
- To Anglik.
- Już zaczynam rozumieć. Nie jesteś za młoda na małżeństwo?
- Nie mówię teraz, ale...
- Potrzebne mi wiedzieć jak się nazywa.
- Jest Baronem.
- Nie zbyt wiele mi o nim mówi.
- Mieszka tutaj, nieopodal w miasteczku.
- Zobaczę... ale nic nie obiecuję. Lepiej dla ciebie, abym go polubiła — uśmiechnęłam się, wyglądając przez okno — Zauważyłaś, że Florence w ostatnim czasie często opuszcza zamek?
- Chodzi ostatnio z głową w chmurach.
- Mirabelle! - usłyszałam głos innej siostry. Tym razem Gabrielle.
- Co się stało? - spytałam, gdy podeszła na tyle blisko, abyśmy tylko my ją słyszały.
- Książę Mustafa i Charlotte — zaczęła, łapiąc oddech — Odwiedza właśnie jej komnatę.
Poinformowała nas Gabrielle, na co całą trójką, wymieniłyśmy się spojrzeniami.
- Chodźmy lepiej ich szybko odwiedzić.
Wymagało to trochę siły, bo nasze suknie do najlekkszych nie należały, a nasze pantofle również nie ułatwiały nam zadania. Otworzyłyśmy bez żadnego ostrzeżenia drzwi od komnaty. Chyba przerwaliśmy im rozmowę.
- Książę Mustafo, możemy zostać sami z księżniczką Charlotte?
- Oczywiście, Księżno — odrzekł, kłaniając się.
Tym sposobem zostałyśmy same.
- Całe szczęście, że jesteście — powiedziała z ulgą Charlotte.
Po chwili postanowiłyśmy chwilę, że musimy się zastanowić nad tym, jak zapobiec małżeństwu tej dwójki. Nasze przemyślenia po około godzinie przerwało pukanie do drzwi.
- Tutaj jesteście — zauważył Jan Filip, wchodząc do komnaty razem z Florianem.
- Co wy takie smutne? - spytał Florian.
- Myślimy — odpowiedziała Amelié.
- Mam pomysł, ale najpierw muszę coś sprawdzić — oznajmiłam, chcąc wyjść z komnaty siostry — Jeśli mi to wyjdzie, to później wam powiem.
Gdy wyszłam z komnaty Charlotte, zauważyłam Księcia Franciszka, który odjeżdżał z zamku na koniu. Stał się ostatnio jakiś cichy, teraz nawet nie mówił mi o wyjeździe poza teren zamku. Sprawdzę to. Będę jechała, zanim.
W końcu trafiłam do jakiegoś rozbitego obozu w lesie.
- Jak ma się twoje przyszłe małżeństwo?
- Jest na dobrej drodze, Mirabelle bardzo się cieszy — słyszałam głos Franciszka, gdy rozmawiał z jakimś mężczyzną.
- Jaka ona jest?
- Czarująca, wie czego chce.
- Całkiem jak jej matka — westchnął starszy mężczyzna — zanim nie wbiła mi sztyletu w brzuch.
- Może będziesz miał szansę. Wesele niebawem.
- Próbowałeś pozbawić władzy mojego ojca, nic więc dziwnego. Zrobiłabym to samo na jej miejscu — oznajmiłam, stając w progu namiotu. Dwóch mężczyzn poderwało się na mój widok.
- Wasza wysokość — ukłonił się starszy z mężczyzn.
- Książę de Conde jak mniemam. Cóż... Nie będę już wam przeszkadzać.
Oznajmiłam, wychodząc z namiotu.
- Mirabelle! - krzyknął za mną Franciszek, łapiąc mnie za przedramię.
- Radzę ci mnie puścić, chyba że chcesz poznać gniew Króla Francji podobnie jak twój ojciec. Jestem w stanie zagwarantować, że Królowa Elżbieta również nie będzie zadowolona.
- Wasza wysokość, pozwoli, że wyjaśnię zaistniałą sytuację — wtrącił ojciec Księcia, gdy już wsiadłam na konia.
- Jakiś problem? - usłyszałam za sobą głos Floriana.
- Co tu robisz? - spytałam.
- To, że straż zgubisz, to wcale nie oznacza, że ja się podejdę jak dziecko.
- Raz już wyjechałam.
- Dlatego teraz mam cię na oku.
- Wracajmy do domu — powiedziałam bratu.
- Mirabelle — zawołał raz jeszcze Książę Franciszek.
- Zrobiłeś już wystarczająco — odpowiedział Franciszkowi mój brat, widząc, że sama milczę.
Wraz z bratem zawróciliśmy i pognaliśmy na swoich koniach.
- Obserwowałeś mnie? - spytałam, gdy nieco zwolniliśmy.
- To cię zastanawia?
- Tak, bo nic nie zauważyłam.
- Powiedzmy, że miałem kogoś do pomocy — uśmiechnął się — Co teraz zrobisz?
- Pytasz o?
- Ślub.
- Trudno mi teraz coś powiedzieć. Zdenerwowała mnie ta sytuacja, jednak wiem, że w przyszłości też będziemy się kłócić. Ale bracie... co z tobą?
- O twojej przyszłej małżonce nic nie słyszę.
- Bo jej nie ma, jeszcze. - oznajmił, na co zauważyłam jak przed nami z jednej dróżek wybiega koń Florence, na którym nie tak dawno wyjechała z zamku.
- Swoją drogą. Musimy przyjrzeć się Florence, co chwilę jej nie ma.
- Masz kogoś kto by się tym zajął?
- Myślę, że tak. - oznajmiłam bratu, gdy poczułam, że z moich oczu zaczynają płynąć łzy.
Zrobiło mi się przykro, słysząc rozmowę Franciszka z ojcem. Zdaje się, że właśnie w tym momencie emocje chcą ze mnie ujść. Starałam się otrzeć łzy z twarzy, jednak zauważył je mój brat.
- Mirabelle, co się dzieje? - spytał brat.
- To tylko przez tą całą sytuacją z Franciszkiem. - powiedziałam bratu, na co złapał za sznurek od uzdy mojego konia i zaczął nas prowadzić na pobliską polanę.
- Pogadamy. - stwierdził rozkładając na polanie koc i pomagając mi zejść z konia.
- Będziemy tu tak siedzieć? - spytałam.
- Jestem przygotowany na takie ewentualności. - oznajmił, pokazując mi kosz pełen jedzenia, którego wcześniej nie widziałam. - Już się uśmiechnij, patrz co mam dla ciebie. Twoje ulubione truskawki.
Starał się mnie uszczęśliwić, gdy usiedliśmy na kocu. Dookoła nas było pusto. Cisza. Tylko zielone drzewa i polana. Wciąż czułam jak w moich oczach zbierają się łzy, nie dałam rady i wybuchłam płaczem.
- Jestem następczynią tronu, a nawet nie umiem znaleźć sobie zaufanego narzeczonego — wyznałam.
- Och, Mirabelle. - przytulił mnie do siebie, przez co umoczyłam mu całe ramię łzami. Po chwili ujął moją twarz i zmusił, abym spojrzała na niego. - Jesteś silną, młodą następczynią angielskiego tronu, nie pozwól, aby ktokolwiek wtrącał się w twoje życie, twoje rządy.
- To nie jest takie proste. - spojrzałam w oddal, po czym znów spojrzałam na Floriana.
- Jesteśmy władcami, musimy rządzić z czystymi głowami, bez uczuć.
- Uważasz, że to możliwe? Znam osobę, która też tak uważała i jej nie wyszło.
- Kto?
- Nasz ojciec. - odpowiedziałam, na co Książę się uśmiechnął.
- Co zamierzasz zrobić?
- Chcesz mi pomóc? Masz jakiś pomysł?
- Porozmawiaj z Księciem albo...
- Albo?
- Jeśli wtedy nie wyjdzie, przyjdź do mnie. Powiem ci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro