VII.7.
51. Czas na wyznania.
– Nie spławisz mnie tak łatwo – zażartowałem. – Skoro już wyjaśniliśmy twoje boje o przyjaciółkę, powiesz mi, kim jest Adam?
Wiola nawet nie zastanowiła się nad odpowiedzią.
– Nikt ważny, mówiłam ci. Poznałam go na dyskotece, spędził u mnie noc, a rano wygoniłam go z domu. Pisał potem do mnie, ale go zlałam. Zresztą, to już wiesz. Wyjaśniłam ci ostatnio, że przez pomyłkę napisałam do ciebie, zamiast do niego.
– Bo wiesz... ja myślałem, że to ktoś ważny.
– A wiesz, ile razy ja tak się czułam? – wyrzuciła mi.
Nic z tego nie rozumiałem.
– Kiedy?
– Jak bzykałeś kogo popadnie, a nie mnie nawet nie chciałeś spojrzeć! – krzyknęła ze łzami w oczach.
O czym ta kobieta mówi?
– Od kiedy cię poznałem... nie bzykałem nikogo. No... ostatnio zaprosiłem starą znajomą. Ale to było po Adamie – wyznałem. – Gdy jesteś ze mną, nie potrzebuję nikogo innego.
Wi spojrzała na mnie mokrymi oczami. Zobaczyłem w nich coś na kształt psychopatycznej satysfakcji. A potem... ona wyjęła szkła kontaktowe i zobaczyłem znajome szaroniebieskie oczy.
Zamrugałem, bo miałem wrażenie, że mi się przywidziało. Ale nie. Patrzyły na mnie oczy... Wioletki Kryszak. Opakowane w superseksowne ciało Wiolety Lisieckiej.
– Nosisz szkła kontaktowe?
– Brawo, geniuszu!
– Myślałem, że masz zielone oczy, ale... te też są piękne.
– A co byś powiedział, gdyby moje włosy były w kolorze ciemny blond? I nie tak pięknie kręcone w idealne loki? – kontynuowała niezrażona.
– Ładnemu we wszystkim ładnie – odpowiedziałem komunałem. Ale taka była prawda. Wioleta podobałaby mi się w każdej fryzurze.
Wi przewróciła oczami i westchnęła.
– Idiocie postawisz krowę pod nos i będzie twierdził, że to koń.
– Czy próbujesz mnie obrazić, czy coś mi powiedzieć?
– Pamiętasz swój pierwszy raz w liceum? Wioletę Świeżawską?
Teraz to mi zabiła ćwieka.
– To chyba nie ty? – spytałem przestraszony. Tamtej udzielałem korepetycji z matematyki. Nie grzeszyła rozumem...
– Nie, bystrzaku! Pomyśl, kto o tym wiedział oprócz was dwojga?
– Moja przyjaciółka, Wioletka.
– Bingo.
Zakręciło mi się w głowie. Dobrze, że leżałem, bo bym padł jak długi. Gdybym powiedział, że poczułem się oszukany, to byłoby niedopowiedzenie. Wioleta Lisiecka to Wioletka Kryszak! I wychodziło na to, że ona od razu wiedziała, kim jestem. A ja od miesięcy uganiałem się za... dawną przyjaciółką.
– Tak myślałam, że nie udźwigniesz tematu – prychnęła, wyplątując się z moich objęć. – Możesz zostać w pokoju, jest opłacony do końca tygodnia. Ja wracam do Warszawy.
– Zaraz, zaraz, nie tak szybko! – zaprotestowałem, bo nie mogłem pozwolić, żeby znowu mi uciekła. – Stój! – krzyknąłem prawie.
Zatrzymała się i spojrzała na mnie z żalem. Jej szaroniebieskie oczy były smutne i zalane łzami. Nie chciałem tego.
– Czemu mi nie powiedziałaś od razu, że ty to ty?
Pokręciła głową z rezygnacją.
– Już ci powiedziałam, dlaczego.
– Bałaś się, że mi się nie spodobasz? – zdziwiłem się. – Przecież ty nie możesz się nie podobać, Wi. Widziałaś się w lustrze?
– Tak. Wiele raz w ciągu mojego trzydziestodwuletniego życia. Jesteś w stanie uwierzyć, że w swojej głowie jestem ciągle grubą nastolatką?
– Nie. Nie wierzę w to, Wioleto. Jesteś inteligentna i pewna siebie. Masz charakter. Sam fakt, że zmieniłaś się tak bardzo... już świadczy o tym, że możesz wszystko.
– A co, gdybyśmy spotkali się po latach, a ja nadal byłabym gruba? – prychnęła.
Chciałem być szczery, ale nie potrafiłem na to odpowiedzieć. Staliśmy tak naprzeciw siebie nadzy. Ona jednak chciała uciekać i musiałem ją powstrzymać za wszelką cenę.
– A umknęła ci wiadomość, że chciałem cię odnaleźć? – odwróciłem kota ogonem.
– Nie umknęła.
– Więc?
– Rafał, jesteś nie tylko egocentrykiem, ale i obca ci zwykła spostrzegawczość. Gdybym ci nie wyznała, kim jestem, nigdy byś się nie domyślił. Po co nagle po tylu latach miałbyś mnie szukać?
– Bo myślałem o tobie przez te wszystkie lata? Bo wyrzucałem sobie, że nie byłem dość odważny, żeby też wynieść się z tej naszej dziury? Bo... – tu się zawahałem, ale jak szczerość, to szczerość – dość miałem pukania, kogo popadnie. Chciałem prawdziwego zjednoczenia, braterstwa dusz. Chciałem... miłości. I to wszystko mam od ciebie.
– Daj mi chwilę – poprosiła. Wyglądała, jakby miała się zaraz znowu rozpłakać.
– Masz tyle czasu, ile potrzebujesz. Ale czekam tu na ciebie.
Wi poszła do łazienki. Zamknęła drzwi. Słyszałem, jak puściła wodę pod prysznicem. Trwało to dość długo, ale przecież obiecałem jej, że będę czekał.
W końcu wróciła, choć wcale nie ubrana. I od razu zadała mi pytanie:
– A ty nie idziesz pod prysznic?
– Poszedłbym z tobą.
– Mam... patrzeć?
– Możesz też dotykać.
Uśmiechnęła się szelmowsko. Nie wiem, czy zrozumiała, że chciałem uniknąć jej ucieczki podczas mojej kąpieli. Jeśli nie, to tym lepiej, bo zgodziła się towarzyszyć mi w łazience.
– Chciałbym, żebyś czuła się przy mnie pewniej, Wioleto. Nie prowadzę żadnej gry. Jestem tu dla ciebie, bo mi na tobie zależy. – Powiedziałem, stając na wprost niej. – Nie jestem typem, który pozwoliłby dotykać się byle komu. Ty możesz zrobić ze mną, co chcesz.
– Tylko czy mogę ci... zaufać? – spytała ze strachem w oczach. – Nie wystawisz mnie, nie porzucisz? Nie zdradzisz?
– Przecież już ci powiedziałem, że cię kocham. Możesz mnie sprawdzić, jeśli chcesz. Jeśli oboje będziemy chcieli przekraczać granice, zrobimy to razem. Ale najpierw musimy cię uwolnić spod wpływu tych złych ludzi.
– Sprawa nie jest taka prosta. – Pokręciła głową ze smutkiem, a potem położyła obie dłonie na moich ramionach. Skorzystałem z okazji, żeby ją pocałować.
– Prosta wcale nie jest prosta – zaprotestowałem. – To szczególny przypadek nieograniczonej z obydwu stron krzywej o nieskończonym promieniu krzywizny w każdym punkcie – wyrecytowałem jej podstawową definicję.
Zaśmiała się.
– To pojęcie z geometrii euklidesowej, panie poprawny. – Wystawiła do mnie język. – Zapomniałeś o postulacie równoległości*.
– A ty o różnicach między geometrią hiberboliczną a sferyczną. – Nie zamierzałem się jej podkładać. Od czasu naszej ostatniej rozmowie o matematyce, podszkoliłem się z geometrii nieeuklidesowej. – Przez punkt nie leżący na danej prostej można przeprowadzić więcej niż jedną prostą równoległą** lub przez punkt nie leżący na danej prostej nie można przeprowadzić żadnej prostej równoległej***. To i to matematyka. – Wystawiłem do niej język, a potem po prostu wszedłem pod prysznic.
– Naprawdę mogę popatrzeć, jak bierzesz prysznic sam?
– Kobieto, ile razy ma powtarzać? Możesz na mnie patrzeć, dotykać mnie i co tam jeszcze chcesz. – Znowu puściłem do niej oko. – Jestem twój. – Posłałem jej buziaka i zamknąłem za sobą wejście do kabiny.
Wi stanęła na wprost niego, a ja puściłem wodę i zacząłem się myć, nie omijając żadnego miejsca. Ona wprost przykleiła się do szyby i mnie obserwowała. Kiedy opłukałem się z piany i wyłączyłem wodę, otworzyła drzwi kabiny.
– Jesteś piękny – szepnęła, pożerając mnie wzrokiem.
– To ty jesteś piękna, Wioletko. I to nie tylko z zewnątrz. Na co masz ochotę?
– Jestem już trochę zmęczona – ziewnęła – ale nie chciałabym od razu zasypiać...
– Rozumiem, że relaks przed snem ci odpowiada?
– Tak.
<>-=+
* Jeśli prosta przecina dwie proste w ten sposób, że kąty wewnętrzne po tej samej stronie prostej przecinającej są mniejsze od dwóch kątów prostych, to proste te (przecinane) spotkają się właśnie z tej strony.
** Geometria hiperboliczna – Łobaczewskiego.
*** Geometria eliptyczna (sferyczna).
Miłego dnia! :-D I wybaczcie obsuwkę, ale zaliczyłam zatrucie glutenem na wigili firmowej. Bolało...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro