Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.6.

50. Kto jest kim?

Na te moje słowa w oczach Wi pojawiły się łzy. Odsunęła się ode mnie, jakby ze wstrętem.

– Hej! Co się dzieje? Powiedziałem coś nie tak?

– Nie. Wszystko w porządku.

– To czemu tak reagujesz?

– Bo kiedyś usłyszałam od ważnej dla mnie osoby, że przyjaźń i miłość się wzajemnie wykluczają. Że facet nie potrafi jednocześnie przyjaźnić się z kobietą i jej dymać. To kwestia szacunku – dodała, wciągając na siebie ubrania.

– Kto to ci powiedział? – zdziwiłem się, idąc w jej ślady z ubraniem. – Jakiś idiota? Czy gówniarz?

Wi westchnęła.

– Jedno i drugie. Byliśmy w liceum. Stare czasy i dawna, szkolna miłość.

Nie wiem czemu, ale w tym momencie przypomniałem sobie podobną rozmowę, którą toczyłem z dawną przyjaciółką, Wioletką. O niej też myślałem w taki sposób. Wtedy wydawało mi się, że to dobrze. Że jako przyjaciółka jest nietykalna. Teraz zobaczyłem, że takie słowa mogą boleć dziewczynę całe życie i zrobiło mi się głupio.

Podszedłem i ją przytuliłem.

– Myślę, że większość młodych chłopaków to idioci. Tylko, Wi, my nie jesteśmy już dzieciakami. Dorośli ludzie powinni wyciągać wnioski z tego, co spotkało ich w życiu.

– A od kiedy ty się taki mądry zrobiłeś?

– Od kiedy poznałem ciebie, a moja mama poważnie zachorowała.

– Twoja mama choruje? – zainteresowała się nagle Wioleta.

– Tak. Ale się leczy. Nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.

– To o czym?

– O tym, że ja też miałem kiedyś przyjaciółkę, którą uwielbiałem. Była najlepszą osobą, jaka mnie mogła spotkać w tym popieprzonym czasie w liceum. Ale nie powiedziałem jej nigdy, jak jest dla mnie ważna. Potem wyjechałem na studia i kontakt nam się rozluźnił. A trzy lata później to ona wyjechała z naszego miasteczka i nigdy więcej jej nie widziałem.

Wi już płakała.

– Denerwuje cię, że mówię o innej dziewczynie?

– Nie, idioto. To słodkie, co mówisz. Mów dalej!

– Wiele razy myślałem o niej. Pewnie robi światową karierę. Z jej mózgiem nie zdziwiłbym się, gdyby pracowała w MIT*.

– Czemu nigdy nie próbowałeś jej odnaleźć?

– Pewnie właśnie bym próbował, ale... poznałem ciebie. I stałaś się dla mnie właśnie taką osobą. Jesteś ważna, Wi. Nie udawaj, że tego nie czujesz.

– Od kiedy się spotkaliśmy na tej imprezie w Opolu... – zawahała się na chwilę – ciągle się boję, że nadal nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra. – Westchnęła. – Że obrócisz się o powiesz: „Jesteś tylko przyjaciółką, Wioletko".

– Jak to „tylko"? O czym ty mówisz, Wi?

– Miałam propozycję stypendium z Bostonu** – powiedziała nagle.

To akurat mnie nie zdziwiło. Ale dlaczego mi teraz o tym mówi?

– Czemu nie skorzystałaś?

– Bo Ed postawił mi warunek sine qua non***.

– Jaki warunek, do cholery?

– Jeśli wyjadę, z nami koniec. Tak powiedział. Zależało mi na nim. Był pierwszym facetem, który naprawdę mnie kochał.

– Chyba jednak siebie kochał bardziej, skoro odebrał ci taką szansę i uwięził w Warszawie ze swoją mafią – prychnąłem.

– Może się bał, że już nie wrócę – westchnęła.

– A rozważałaś to?

– Wtedy nie. Kochałam go.

– A teraz? Co cię trzyma w Polsce? Poza mną oczywiście. – Puściłem go niej oko.

– Nie pytałeś, co robiłam przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy... – Odetchnęła ciężko.

– Zapytam. Ale najpierw chodźmy na ten basen. – Uznałem, że potrzeba nam przerwy od ciężkich tematów. Pocałowałem Wioletę w usta i wziąłem ją za rękę. Poszła za mną.

***

Popływaliśmy, wymoczyliśmy się w jacuzzi, potem wypociliśmy w saunie i znowu wróciliśmy do basenu. W końcu po ponadgodzinnym SPA zdecydowaliśmy się przebrać i pójść na kolację. Dopiero po powrocie do pokoju zamierzałem wypytać Wi o czas, kiedy się nie widzieliśmy. Ona jednak mnie uprzedziła, bo kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi, rzuciła się na mnie z takim głodem w oczach, że nie potrafiłbym jej odmówić.

Skierowałem nas oboje na łóżko, po drodze rozbierając swoją kobietę z seksownej sukienki i połyskliwych rajstop. Kiedy została w samej bieliźnie, tę już zdjąłem zębami. I od razu zagłębiłem się w interesujące mnie miejsce.

Skoro postanowiłem, że nauczę ją czerpać przyjemność z delikatniejszego dotyku, kontynuowałem naukę, mimo jej protestów i nieśmiałych próśb, żebym dał z siebie więcej.

– Więcej jeszcze będzie, moja droga – sapnąłem i wróciłem do przerwanego zajęcia.

Uwielbiałem ten moment, kiedy Wi była bezwładna po przeżytym orgazmie i pozwoliłaby mi zrobić ze sobą wszystko. Wykorzystałem go, żeby wejść w nią go końca i przyszpilić do materaca pocałunkiem. Najpierw zamierzałem zaspokoić swoje palące pragnienie spełnienia, a potem męczyć ją długą rozmową o tym, co sama zaczęła. Ale po kolei...

Mógłbym się uzależnić od tych eksplozji przyjemności. A nie, czekaj, już od dawna byłem od nich uzależniony. Ale od pewnego czasu miało dla mnie znaczenie, z kim je przeżywam. Chciałem, żeby już zawsze to była ona. Albo... żeby tam była, gdybyśmy zdecydowali się na zabawę w większym gronie, w różnych figurach i układach. Nic o nas bez nas.

– Skoro już oczyściłeś mózg z zalegającej spermy, to moglibyśmy porozmawiać?

Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Ale wiedziałem, że muszę grać w jej grę i w dodatku pędzić w czołówce. Nie pozwoliłaby mi spocząć na laurach.

– Wyobraź sobie, że dawno to już zrobiłem – odparłem nonszalancko, nadal więżąc ją w ramionach. – Dziś celebruję seks z tobą, kochanie.

– Pierdolisz jak potłuczony, Rafałku.

I znowu to dziwne uczucie. „Rafałku" – tak mówiły do mnie tylko dwie osoby. Jedną była moja mama. Drugą... Wioletka Kryszak, moja dawna przyjaciółka.

– Lubię, jak tak na mnie mówisz.

– Od kiedy to?

– Od zawsze. – Postanowiłem zagrać w jej grę. – No więc o czym chciałaś porozmawiać?

Udało mi się zaskoczyć Wioletę. Przez moment nic nie powiedziała. Dopiero po chwili wypuściła powietrze i zaczęła:

– Chodzi mi o ten czas, kiedy się nie widzieliśmy. Wiem, że myślałeś sobie różne rzeczy, ale miałam misję.

– Ratowałaś świat? – zakpiłem.

– Skąd wiedziałeś? – Wydawała się poważna. – Zaczęło się od tego, że moja przyjaciółka Zosia została w październiku zgwałcona na konferencji...

– Czekaj! – przerwałem jej wzburzony. – Jak to „zgwałcona"?

– Normalnie, jeden pieprzony bogaty dupek ją odurzył i wykorzystał. Ale okazało się, że było jeszcze gorzej. On to w dodatku nagrał, żeby ją potem szantażować.

– W głowie mi się nie mieści.

– Mnie też się nie mieściło. Dziewczyna wpadła przez niego w depresję. W dodatku narzeczony ją rzucił, a przyjaciel wystawił. A raczej urodziło mu się dziecko. Musiałam jej pomóc.

– I co zrobiłaś?

– A co miałam zrobić? Poszłam do gościa i wygarnęłam mu, jaką jest łajzą.

– Do gwałciciela?

– Nie, do narzeczonego – zaśmiała się. – Tamten to był jego brat.

– Bez kitu...

– W Warszawie nie takie rzeczy się dzieją – zaśmiała się nerwowo.

– I co było dalej?

– Jak to co? Nat poleciał na łeb na szyję na wesele byłego narzeczonego Zośki.

– Chyba przestaję łapać – przyznałem.

– Daj spokój, to materiał na niezłą książkę – westchnęła. – Grunt, że Zośka uratowana, przybył rycerz na białym koniu i ją wywiózł do swojego zamku.

– Kiedy to się stało?

– Wczoraj.

– Wi, czy ty sobie ze mnie żarty robisz?

– W życiu! – zaperzyła się. – Wczoraj było to wesele. Rano wygarnęłam Piaseckiemu, jakim jest idiotą, a wieczorem cieszyłam się szczęściem Zośki. Choć będę zdziwiona, jak przyślą mi zaproszenie na ślub – zachichotała.

– Jeśli przyślą, chcę tam iść z tobą.

– Myślę, że da się zrobić, laluś. – Puściła do mnie oko, a potem cmoknęła mnie w usta.



<>+=-

* ang. skrót Massachusetts Institue of Technology – Instytut Technologiczny Massachusetts (USA).

** Miasto w USA, siedziba MIT.

*** łac. warunek wyłączny: jeśli nie, to nie.


A oto bonusik :D A jeśli jutro też chcecie więcej, mam dla Was zagadkę:

- ile części (wliczając Epilog) zostało do końca historii?

Kto zgadnie lub będzie najbliżej (+/- 1), dostanie bonusowy rozdział do wykorzystania od jutra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro