VII.3.
47. Między sercem a rozumem.
– Mów – nakazała Jowita, wskazując mi miejsce obok siebie na kanapie.
Opowiedziałem jej całą historię z Wioletą od początku naszej znajomości, z wyjątkiem powiązań byłego męża Wi z mafią, wspomniałem tylko o tym, że zmarł młodo. A Jowita nie przerywała mi, tylko robiła zastanawiające miny, przytakiwała, a raz nawet się uśmiechnęła. Tak serdecznie i współczująco.
– To się nazywa syndrom „trafiła kosa na kamień" – zawyrokowała.
– A nie „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka"? – zażartowałem sobie, choć nie było mi do śmiechu, bo Jowita znowu trafiła w punkt.
– Może być i to. Nie spodziewałam się, że kiedyś cię trafi strzała amora.
– Bo nie trafiła. To nie jest jakaś tam romantyczna wersja miłości – westchnąłem. – Po prostu mam wrażenie, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
– To jest bardzo romantyczne – zauważyła Jowita.
– Nie jest. Poznałem Wi na imprezie, kiedy inny facet rżnął ją, aż furczało. A mnie nic w życiu nie podnieciło tak, jak ten widok.
– No ale jest coś oprócz seksu?
– No ba! To jedyna znana mi kobieta – oprócz ciebie – która ma tak konkretny i analityczny umysł, że nie mam problemu ze zrozumieniem toku jej myśli.
– Też matematyczka?
– Tak.
– To może ją znam?
– Mam nadzieję, że nie – zaśmiałem się nerwowo. – Ona jest z Warszawy.
Wolałem nie wspominać, że wychowała się na jakiejś wiosce na Dolnym Śląsku, tym bardziej że nie wiedziałem, gdzie dokładnie.
– Wiedziałaś, że prawdopodobnie jestem autystykiem? – spytałem nagle, przypominając sobie szkolenie Wi.
Moja znajoma nie wyglądała na zaskoczoną.
– Domyślałam się. A skąd ty wiesz?
– Właśnie od niej. Dała mi znać na szkoleniu w tym temacie. Przy takich jak ty i Wiola czuję się kompletny. Nie wytykacie mi inności. Pozostałe kobiety to dla mnie zagadka. Umiem je bzykać, ale nie potrafię wejść im do głowy.
– Widocznie wystarczy, że wchodzisz im gdzie indziej – zaśmiała się. – Nie każdy potrzebuje łączności intelektualnej.
– Ja też myślałem, że nie potrzebuję, a okazało się, że jednak tak. Inaczej: od kiedy wiem, że to możliwe, nie chcę zadowalać się byle czym.
– Rafał, nie wiem, co mam ci doradzić. Sama zakochuję się co chwilę, raz mam faceta, raz kobietę. Nie jestem dobrym materiałem na powierniczkę czyichś sercowych rozterek.
– Ależ właśnie jesteś świetna. Bo ty mnie rozumiesz.
– No tak. Rozumiem, że wtopiłeś, bo ta twoja Wioletka – tu zrobiła pauzę, a ja nie wiem czemu skojarzyłem zupełnie inną Wioletkę, Kryszak, tę dawną przyjaciółkę – nie potrafi lub nie chce się więcej angażować.
– Ach, masz na myśli Wi – poprawiłem ją. – A ja właśnie myślę, że chce, tylko się boi.
– Czy to nie jest jednoznaczne?
– Nie. Gdyby mnie nie chciała, wiedziałbym. A ona próbuje mnie trzymać na dystans, choć, kiedy jesteśmy razem, mam wrażenie, że jesteśmy tak blisko, że się przenikamy.
– I ty mówisz, że nie jesteś romantyczny? – zaśmiała się Jowi.
– Nie jestem.
– Oj, Rafał. – Jowita przysunęła się i mnie przytuliła. – Jednego nie rozumiem. Skoro jesteś zakochany, to co ja tu robię? Przecież pogadać mogliśmy przez telefon. Nie powiem, zauważyłam, że seks był tym, czego oboje potrzebowaliśmy... – Puściła do mnie oko. – Ale twoja pani może się wkurzyć.
– Nie może. Nie jesteśmy w związku, a ona ostatnio... też sobie swobodnie poczynała.
– To znaczy?
– Wysłała przez pomyłkę SMS do mnie zamiast do jakiegoś Adama...
– Zazdrosny? – Jowi uśmiechnęła się współczująco.
– Chyba bardziej wkurwiony.
– A więc zazdrosny. No cóż... nie znam tej twojej Wiolety, ale po tym, co mi opowiedziałeś, wnioskuję, że nie jesteś jej zupełnie obojętny. Tyle że angażować się w związek też nie ma ochoty. I trochę ją rozumiem. Woli niezobowiązujące znajomości. Szybko straciła męża, może nie być gotowa na takie ryzyko, jakie niesie ze sobą oddanie komuś swojego serca.
– Ryzyko?
– No, głupolu, ryzyko. Boi się, że ciebie też straci.
– Jestem zdrów jak ryba.
– To może uważa, że grozi ci coś innego?
W tym momencie zrozumiałem, że Jowita jest zbyt inteligentna, żeby coś przed nią ukrywać. Praktycznie sama znalazła odpowiedź i to taką, jaką dała mi wcześniej Wi, choć przecież nie powiedziałem jej wszystkiego.
– Masz rację. Ale ja chcę zaryzykować. Dla niej warto.
– Jak ci się uda, to musisz mnie z nią poznać – uznała Jowita.
– Myślę, że ona jest zadeklarowana jako hetero.
Moja znajoma parsknęła śmiechem.
– Myślisz, że chcę ci ją podebrać? Zawsze można pobawić się razem.
– Nie sądzę, żeby bawiły ją trójkąty z kobietami. Z facetami co innego... lubi różne figury i układy. Już to zauważyłem.
– Więc panna hetero, ale nie mono – zakpiła Jowita. – To zupełnie jak ty.
– Jak ja... dotąd. Dla niej byłbym skłonny zrezygnować z absolutnej wolności pukania kogo popadnie. Mógłbym nawet zostać monogamistą.
– A jeśli ona nie byłaby w stanie zrezygnować z tej wolności?
– No cóż... na pewno nie puszczałbym jej samej na imprezy. Widziałem, co się tam dzieje. To niebezpieczne.
– I to jest dobre podejście. – Jowi poklepała mnie po plecach.
– Dzięki, że mnie rozumiesz. To teraz opowiadaj, co u ciebie. Jestem ciekaw, co robiłaś przez ostatnie lata...
Jowita zaśmiała się perliście, przytuliła mnie znowu, a potem rozsiadła się wygodnie i zaczęła swoją opowieść:
– Niedawno zakończyłam najdłuższy związek w moim życiu – oznajmiła z dumną miną.
Zaraz, zaraz. Z dumną?
– Jaki? – dopytałem z zaciekawieniem.
– Mieszkałam z Milą dwa lata.
– Z... Milą?
– No, dałam się usidlić lasce. Co w tym dziwnego? Wiesz, że żaden facet nie wytrzymałby ze mną tak długo.
– Każdego byś zajechała – zaśmiałem się.
– Nie, każdy by chciał zaraz mnie zamienić w kurę domową – prychnęła. – Czekają na ciepłe kapcie, obiadek i fotel po pracy. Gdzie spontaniczność?
– Na fotelu też można się nieźle bawić – zauważyłem, a oczy Jowity powędrowały w stronę fotela stojącego obok kanapy. Jej brwi poszybowały w górę, a kiedy nasze oczy znowu się spotkały, musiałem się do niej uśmiechnąć szelmowsko. Doskonale wiedziałem, że pomyśleliśmy o tym samym.
– Później ci opowiem, choć się bzykać – zaproponowała bez ogródek.
Nie mogłem się nie zgodzić. Dopiero zaczynałem czuć, jak wyposzczony byłem przez Wioletę. Jak trzymała mnie na dystans i nie pozwalała cieszyć się swoim ciałem. Jak mnie szlag trafiał, że dla innych miała czas. A jednak wiedziałem, że z Jowitą spotykam się ostatni raz. I zamierzałem wykorzystać ten raz na... wiele razy.
***
Jowi zasnęła w moim łóżku, wymęczona po inspirującym wieczorze. Nawet jej się już gadać nie chciało. Zostawiłem ją tam i poszedłem spać na kanapę. Potrzebowałem dystansu. I nie chciałem spać z inną kobietą. W moich myślach była tylko Wioleta i musiałem zrobić wszystko, żeby wyrugować z jej ślicznej główki wszystkie wątpliwości. Może to było beznadziejne, ale kiedy pierwszy raz w życiu uznałem, że trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i walczyć, zamiast wycofywać się i chować w skorupkę, nie zamierzałem się poddawać.
Między sercem i rozumem zapanowało wyjątkowe porozumienia w tej sprawie.
<>-=+
Bonusik na zachętę :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro