Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V.7.

37. Matematyka jest sprawiedliwa.

 – Jesteś pewien, że chcesz to wiedzieć? Nie lepiej ci tak jak jest?

– Nie, Wi. Nie zadowolę się ochłapami. Nie, kiedy chcę wszystkiego.

Wioleta się rozpłakała. Sytuacja była dla mnie abstrakcyjna. Leżałem z nią w łóżku po fantastycznym seksie, a ona płakała. Tego jeszcze nie grali na moim kanale. Nie wiedząc, jak się zachować, po prostu ją przytuliłem.

W końcu przestała szlochać i przybrała znowu maskę twardzielki.

– Muszę to przemyśleć. Nie wiem, czy chcę cię narażać.

– Już ustaliliśmy, że ja chcę się narażać dla ciebie – przypomniałem jej. – Może zacznij od neutralnych informacji?

– Ed był geniuszem. Został profesorem zwyczajnym w wieku czterdziestu pięciu lat. Jako profesor matematyki na Uniwersytecie Warszawskim mógł prowadzić życie spokojne i na przyzwoitym poziomie, tym bardziej, że miał na koncie sporo publikacji, w tym zagranicznych... ale jemu było mało.

– Ed?

– Tylko tyle zwróciło twoją uwagę? – spytała urażona. – Profesor Edward Lisiecki. Poczytaj sobie w necie.

– Wybacz, Wi. Po prostu chcę mieć pełen obraz. A więc twój mąż był matematykiem...

– Tak. Genialnym matematykiem. Ale to mu nie wystarczało. To on założył Foxnet Consulting.

– I prowadził szkolenia?

Wioleta prychnęła.

– Tak. Oficjalnie.

– A nieoficjalnie?

– Nie mogę ci tego powiedzieć. Grunt, że nie było to do końca legalne. Zarobił mnóstwo kasy, ale kiedy chciał się wycofać, dopadła go mafia.

– Jak to?! – Byłem wstrząśnięty. Nie tego się spodziewałem. Mafia? Jaka mafia, do cholery??? W Polsce?!

– Chciałeś wiedzieć, co się stało z moim mężem, to ci powiedziałam.

– Czy policja o tym wie? – spytałem ostrożnie.

Wiola parsknęła śmiechem.

– Na jakim świecie ty żyjesz, Rafał?

– Mam nadzieję, że na tym samym, co ty.

– Oficjalnie miał zawał serca. Zdarza się w tym wieku mężczyznom, którzy żyją zbyt intensywnie.

– Ale to nie był zawał?

– Nie. To była kara za niesubordynację i przestroga dla mnie.

– Nie wierzę. Takie rzeczy się nie zdarzają w Polsce.

– Jesteś zupełnie niewinny w swoim postrzeganiu świata – westchnęła. – Wiesz... czasem żałuję, że pojechałam do Warszawy. Chciałam wielkiego świata, docenienia, sławy. Chciałam nakarmić tamtą dziewczynę, którą byłam, czyimś uznaniem. A teraz jestem zakładniczką bandytów, którym chodzi tylko o kasę.

– Czy oni ci grożą? – zrozumiałem w końcu.

– Nie muszą. I tak się boję.

– A może już dali sobie spokój?

Wioleta się roześmiała. Chichrała się tak, że aż znowu się popłakała. Kiedy już się uspokoiła, odezwała się znowu:

– Myślę, że powinieneś już iść.

– Nie wygonisz mnie znowu – zaprotestowałem. – Matematyka jest sprawiedliwa. Jeśli dostaną to, czego chcą, powinni dać ci spokój. Twój mąż był im winien pieniądze?

– Nie.

– To czego chcą od ciebie?

– Ed pracował nad czymś, bo po jego śmierci włamali się do naszego domu i ukradli wszystkie jego notatki. Potem sprzedałam ten dom i kupiłam mieszkanie w centrum.

– Nie masz żadnych podejrzeń?

– Mam, ale nie mogę mieć pewności, co to było. Ed grał na giełdzie. W ten sposób Foxnet Colsunting zarobił szybko sporo kasy, którą on od razu zainwestował w nieruchomości.

– Z tego, co słyszałem, nowe firmy często szybko zdobywają punkty na giełdzie. Potem różnie bywa.

– Tak, ale od tego czasu Foxnet trzyma się na niezłym poziomie. Niestety, udziałowcami, którym muszę wypłacać dywidendy, są najprawdopodobniej ci, którzy spowodowali jego śmierć.

– Czego chcą?

– Myślę, że chodzi o algorytm giełdowy. Ed pracował nad nim, ale nie dokończył. Oni chyba też nie, mimo że ukradli notatki, bo od tamtego czasu nie było żadnego krachu ani wielkiej hossy. Nic się nie dzieje.

– Mąż nie rozmawiał z tobą o tym?

– Nie. Nie prosił mnie też o pomoc, bo wiedział, że to nie moja działka.

– Może chciał cię chronić. – Z zaskoczeniem stwierdziłem, że jestem w stanie docenić gest faceta, który nie mieszał żony w swoje ciemne sprawki.

– Może. Teraz już się nie dowiemy. – W jej oczach znowu pojawiły łzy.

– Nie płacz, Wi. Nie wpadło ci do głowy, żeby sprzedać firmę, mieszkanie i wynieść się z Warszawy? – spytałem.

– Nie. – Zaszlochała. – To całe moje życie. Co bym robiła?

– Bycie nauczycielem matematyki na prowincji wcale nie jest takie złe – zaśmiałem się.

Uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Ja chyba nie umiem już żyć spokojnie. Od śmierci Eda moje życie to praca i... zapominanie się.

– Chodzi ci o imprezy?

– Tak. Tylko w ten sposób mogę jeszcze poczuć, że żyję.

– A więc ja też jestem takim wentylem bezpieczeństwa? Ujściem dla emocji?

– Tak, Rafał. Jesteś cudownym zapomnieniem – westchnęła i odwróciła głowę w drugą stronę. Po tym poznałem, że kłamie.

– W swoich obliczeniach nie wzięłaś pod uwagę jednej rzeczy, Wi.

– Czego? – zaciekawiła się.

– Mojej inteligencji. Ja też jestem geniuszem.

– Wiem – odparła cicho. – I dlatego właśnie chcę cię trzymać od tej historii z daleka.

– Ale już za późno.

– Jak to?

– Mówiłem. Zakochałem się w tobie.

Znowu pokręciła głową z niedowierzaniem.

– To błąd. Takie rzeczy nie zdarzają się w moim świecie.

– W moim też się nie zdarzały. A jednak. Zależy mi na tobie, jak na nikim w życiu. Od początku czuję, że jesteś moją bratnią duszą. Nie chodzi tylko o matematykę.

– Wiesz co? – sarknęła. – Już wolę, jak mnie pieprzysz i nie gadasz głupot. Nie poznałbyś prawdy nawet, gdybyś miał ją pod nosem. I może to dobrze. Taki jesteś. Więc skoro nie chcesz wracać dziś do siebie, po prostu róbmy to, co nam wychodzi najlepiej. Zerżnij mnie tak, żebym zobaczyła gwiazdy. Potrzebuję tego.

Spojrzałem na jej idealne ciało i znowu poczułem w sobie moc. Może i Wi miała rację. Miłość i zaangażowanie nie były dla każdego. Ale skoro mogłem być z nią choć w ten sposób, chciałem tego. Nawet jeśli pragnąłem nie tylko jej ciała, nie potrafiłem ukryć, że ono było dla mnie bardzo kuszące.

Smakowałem ją całą, żeby potem wykorzystać jej ciało dla własnej przyjemności. Przeplatałem delikatnie pieszczoty siarczystymi klapsami, żeby się nie zdążyła znudzić doznaniem. Zauważyłem, że Wioleta właśnie to lubiła. Nieprzewidywalność. I poddawanie się męskiej władzy. Może dlatego jako młodą kobietę kręcił ją o wiele starszy mężczyzna. Sugar daddy. Nadal miałem problem z tym, że ona kiedyś była mężatką, ale rozumiałem, co mogło jej się spodobać w inteligentnym facecie, który umiejętnie (przynajmniej do czasu) balansował na granicy prawa. Algorytm giełdowy. Akurat algorytmy to był mój konik na studiach. Miałem się z nich doktoryzować, gdybym się odważył zostać na uczelni i spełniać marzenia. Ale się nie odważyłem i teraz byłem tylko prowincjonalnym nauczycielem.

Kiedy po raz kolejny dotarliśmy z Wi na szczyty rozkoszy, zamknąłem ją w ramionach i nie dałem uciec. Uznałem, że dam jej trochę czasu, ale kiedyś zmuszę, żeby otworzyła się przede mną bardziej.

***

Błąd krytyczny polegał na tym, że nie drążyłem. A powinienem był. Skupiłem się na potrzebach ciała, zamiast zdobywać to, co było dla mnie ważniejsze.

Następnego dnia rano Wiolety już nie było. Zostawiła mi karteczkę z informacją, że musiała pilnie wracać do Warszawy i prosi o zdanie pokoju.

Mój błąd.



<>=-+

Koniec Rozdziału V. Mam nadzieję, że was zaciekawiłam? :D Rafał jeszcze się naszuka...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro