Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.8.

24. Plus i minus dają minus.

W matematyce, odwrotnie niż w magnetyzmie, przeciwieństwa się nie przyciągają. O ile dwa plusy lub dwa minusy zawsze dadzą plus, o tyle mnożenie plusa i minusa zawsze da liczbę ujemną. Na chłopski rozum, ot, takie wytłumaczenie skrojone dla Ola, jeśli jedno chce, a drugie nie, nic z tego nie będzie. W przypadku moich znajomych z pracy się udało, bo Karolina zrozumiała, że też zależy jej na Olgierdzie, a on zdecydował się wyjść ze swojej strefy komfortu, żeby o nią powalczyć. Mimo przeciwności dali radę, czyli ostatecznie minusa nie było.

Matematyka naprawdę ułatwia życie.

Oczywiście, ów stalker Wiolety, Panek, jak go nazwała, chyba tego nie rozumiał. Na pierwszy rzut oka było widać, że jeśli kiedykolwiek się z nim zabawiła, musiała cierpieć wtedy na zaćmienie umysłu. Nic dziwnego, że stanowczo dała mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie.

Kiedy stalker zniknął za rogiem, spojrzałem na nią pytająco.

– Nie stój tak, wchodź – rzuciła i weszła do swojego pokoju.

Poszedłem więc za nią, nie tracąc czasu.

– Chcesz o tym porozmawiać? – spytałem, wskazując na kierunek, w którym poszedł stalker Wiolety.

– Nie. I nie interesuj się – syknęła. Nie powiem, trochę mnie to ubodło, ale przecież przyszedłem ją bzyknąć, a nie robić psychoanalizę.

– A na co masz ochotę? – spytałem z uśmiechem, żeby załagodzić sytuację.

To chyba podziałało na nią lepiej, bo też się uśmiechnęła.

– A jak myślisz, czemu cię zaprosiłam do siebie?

– Mam nadzieję, że w takim samym celu, w jakim ja przyszedłem – odparłem, podchodząc do niej bliżej powolnym krokiem.

Oparła się plecami o ścianę i podniosła głowę tak, żeby patrzeć mi w oczy. Nie miała na sobie żadnych butów, więc była sporo niższa ode mnie. I jakoś wcale mi to nie przeszkadzało. W tym wydaniu była równie pociągająca.

– Sprawdźmy to – szepnęła, kładąc dłonie na moich ramionach. A potem delikatnie przesunęła je w dół, po mojej klacie, brzuchu. Zatrzymała się tuż nad paskiem spodni i na chwilę objęła mnie w pasie. Potem rozpięła mi koszulę i zsunęła ją z ramion tak, żeby spadła na podłogę.

Złapałem delikatnie jej twarz i podniosłem tak, żebym mógł posmakować ust. Były dokładnie takie, jak je zapamiętałem. Słodkie, miękkie i zaborcze. Chciała więcej. Docisnąłem ją do ściany i złapałem za tyłek, masując go przez materiał dżinsów. I znowu pocałowałem. Tym razem znacznie intensywniej. Czułem jak przez całe moje ciało przelewają się litry wzburzonej krwi, jak mocno reaguję na jej bliskość.

– Powiedz mi, na co masz ochotę, albo pozwól działać – szepnąłem, kiedy oderwałem się na chwilę od jej ust.

– Pokaż, na co cię stać – odparła zdyszana. Podniecenie błyszczało w jej zielonych oczach. Nie było na co czekać. Podniosłem ją za tyłek i zaniosłem na łóżko. Na szczęście miała pokój małżeński, bo nie wiem, jak bym zrobił to, co zamierzałem, na jedynce.

Znowu ją pocałowałem, a potem wziąłem się za ściąganie z niej ubrań. Najpierw rozpiąłem dżinsy i pocałowałem ją w podbrzusze. Potem zdjąłem te spodnie z jej umięśnionych nóg, całując po drodze odkrywane miejsca. Pachniała fiołkami i czymś jeszcze, tak intensywnie, że zakręciło mi się w głowie. Czułem się odurzony, ale to nie przeszkodziło mi działać.

Rozebrałem Wioletę do końca, sam pozostając w spodniach i koszulce. Było coś niesamowitego w widoku jej nagiego ciała, tak mi poddanego. Czekała na mój ruch.

Zadrżała, kiedy zacząłem muskać jej nagą skórę ustami.

– Och, tak, Rafał... tak... – jęknęła, podając mi się zupełnie.

Dwa skrajne pragnienia walczyły we mnie o dominację. Z jednej strony miałem ochotę wbić się w nią i zerżnąć z całej siły za to, jak długo musiałem na nią czekać. Z drugiej, chciałem, żeby to ona czekała niecierpliwie i błagała mnie o mocniejszy dotyk.

Ostatecznie przeważyła chęć droczenia się z nią. Uznałem, że w końcu i tak będę musiał nam dać to, na co oboje czekamy. Pieściłem ją więc delikatnie, celowo omijając pożądanie obszary.

– Zrób to, dotknij mnie tam – błagała po chwili.

– A jak mam cię dotknąć, Wi? – spytałem modulowanym głosem.

– Wypełnij mnie – jęknęła znowu. – Czemu się znęcasz?

Zniżyłem się więc między jej uda i zacząłem lizać jej idealnie wygoloną cipkę. Smakowała wybornie, ale nadal byłem bardzo delikatny, pilnując się, żeby nie poddać się szaleństwu. I tak odleciała po krótkiej chwili. Musiała być diabelnie napalona. Może nawet bardziej ode mnie, a ja czułem, że kutas zaraz rozerwie mi spodnie.

– Chcę więcej – zażądała. – Rozbierz się w końcu.

– Wszystko w swoim czasie, Wi – odparłem, po czym odwróciłem ją na brzuch, podciągnąłem za biodra i wsunąłem w nią dwa palce.

Poruszyła biodrami, próbując dać sobie więcej przyjemności.

Patrzenie na jej kształtny tyłek i ślizganie palcami po mokrej cipce wcale nie pomagało mi w zachowaniu samokontroli, ale byłem zdeterminowany, żeby nigdy nie zapomniała tego, co tu robiliśmy.

– Czekaj. – Klepnąłem ją w pośladek. – Nie pozwoliłem ci się ruszać.

– Rafał! Zerżnij mnie wreszcie – błagała. – Przecież to podchodzi pod znęcanie się!

– Jak tak bardzo tego chcesz, to sobie weź – zaśmiałem się.

Wi nie czekała aż zmienię zdanie. Podniosła się i prawie rzuciła mnie na łóżko. Szybko rozpięła mi spodnie i zdjęła je z nóg jednym stanowczym ruchem. A potem włożyła mi dłonie w majtki i też je zsunęła. Sam zdjąłem koszulkę, żeby nie wyglądać głupio.

Wioleta nie czekała jednak aż zmienię zdanie, tylko dosiadła mnie, nabijając się jednym ruchem na mojego członka. Tak po prostu. A potem zaczęła się poruszać w swoim tempie, od czasu do czasu drapiąc mnie po klacie lub pieszcząc własne piersi. Ponieważ to ja wolałem przejąć to zadanie, potem już ujeżdżała mnie, patrząc z góry wyzywająco. Po prostu idealna.

Nie dałem się wykończyć, dopóki ona nie szczytowała po raz trzeci, ale kosztowało mnie to naprawdę dużo wysiłku. W końcu jednak chciałem to zakończyć po swojemu. Mimo że była odurzona rozkoszą, pozwoliła mi się zdominować. Oparłem ją więc o ścianę i zerżnąłem od tyłu tak, jak dyktowało mi pragnienie. Mocno, głęboko, do końca.

Po wszystkim klepnąłem ją jeszcze w tyłek.

– Dzięki ci za to, piękna.

– Z wzajemnością, przystojniaku – odparła.

Czego mogłem chcieć więcej? Może zasnąć tam wtulony w nią z tyłu? Trzymać jej kształtne ciało w moich objęciach i nad ranem poprawić wynik?

Nie spodziewałem się jednak tego, co nastąpiło potem.

– Świetnie. A teraz spadaj, Rafał – oznajmiła mi z obojętną miną. – Muszę się wyspać przed jutrzejszym szkoleniem.

Plus i minus dają minus. Inaczej cała matematyka nie miałaby sensu.



+/-

Kochani! Tak się kończy Rozdział III. Wiem, że macie pytania, kto ich nie ma? Ale jeszcze sporo tekstu przed nami :-) Wybaczcie obsuwkę, ale od piątku umierałam z powodu udaru cieplnego i dopiero jestem w stanie patrzeć na komputer. Postaram się poprawić i przed wyjazdem na wakacje wrzucić Wam coś na pocieszenie :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro