Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.5.

49. Sauna, jacuzzi i...

– Pańska rezerwacja? – spytał mnie uprzejmy aż do bólu recepcjonista.

– Zrobiła ją moja... przyjaciółka, Wioleta Lisiecka. Na siebie lub firmę, Foxnet Consulting.

Facet przez chwilę czegoś szukał w komputerze, marszcząc przy tym zabawnie brwi. Ja zdążyłem się spocić i prawie podjąć decyzję o natychmiastowym powrocie do domu, kiedy w końcu znalazł:

– Tak, mamy taką rezerwację. Poda mi pan numer PIN?

Noż kurna, ciągle pod górkę!

Wyjąłem telefon i wybrałem numer Wi, a tuż za moimi plecami rozdzwoniła się czyjaś komórka. Wiedziałem czyja.

– Ja panu podam PIN – oznajmiła Wioleta. Siłą woli powstrzymałem zapędy, żeby obrócić się i rzucić na nią z łapami. Czułem, jak moje ciało drży w niecierpliwym oczekiwaniu na jej dotyk.

– Poproszę. – Recepcjonista zachował zimną krew, choć pewnie i jemu zrobiło się gorąco na widok Wi.

Ruda wyglądała jak grzech, który należy popełnić, najlepiej od razu. I nie zmieniał tego fakt, że miała na sobie płaszcz i wysokie kozaki. Płaszcz był rozpięty, a kozaki sięgały do połowy uda. Tuż nad nimi zaczynała się sukienka.

Wiola podała recepcjoniście kod potwierdzający rezerwację, a on dał jej karty dostępu do apartamentu.

– Życzę miłego pobytu – dodał jeszcze i odprowadził ją wzrokiem.

W tym momencie objąłem ją w talii sugestywnie wolną ręką. Jest moja. I tak powinieneś to traktować, gościu.

Wi nawet nie zareagowała, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz. A przecież taki objaw terytorializmu z mojej strony nie był czymś zwykłym.

Po chwili puściłem ją, wziąłem jej walizkę w drugą rękę i pociągnąłem obie do windy.

– Które piętro? – spytałem.

– Najwyższe – odparła, wybierając odpowiedni przycisk.

Nie pamiętam, jak dotarliśmy do pokoju, bo już w windzie całowaliśmy się do utraty tchu. Kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi apartamentu wybranego przez Wioletę, nasze ubrania zaczęły latać po całym przedpokoju. Przesuwaliśmy się przy tym w kierunku sypialni, którą zlokalizowała Wi.

Wi opadła na kolana przede mną tuż obok łóżka, ale podniosłem ją i rzuciłem na świeżą i idealnie gładką pościel. Nie chciałem bawić się w półśrodki. Tylko całkowite połączenie mogło zaspokoić ten głód, który czułem. Nie byłem ani cierpliwy, ani delikatny, kiedy wtargnąłem w nią z całą mocą.

Kocham cię. Nie widzisz tego? – pomyślałem, kiedy spojrzała mi w oczy z takim żarem, że stopiłaby nawet kamienne serce. A moje nie było z kamienia, choć kiedyś tak myślałem. Było żywe, biło i chciało kochać. To była dla mnie nowość, ale i niezaprzeczalny już fakt.

Pod wpływem impulsu, zwolniłem ruchy i zamiast ją rżnąć, zacząłem się z nią naprawdę kochać.

– Co robisz, Rafał? – jęknęła, kiedy wszedłem w nią wolniej, ale intensywniej.

– A nie czujesz?

– Zaraz oszaleję z tej delikatności.

– Nie jestem delikatny, Wi.

– Jesteś!

– Czemu koniecznie chcesz czuć ból?

– Bo to mi przypomina, że żyję – przyznała szczerze.

– Gówno prawda – odparłem niezbyt elegancko. – To miłość powoduje, że czujesz, że żyjesz.

– Ale jej strata powoduje, że czujesz, jak umierasz.

– Nie rozmawiamy teraz o stracie.

– A o czym?

– O miłości i życiu. Nie gadaj. Czuj – szepnąłem, po czym musnąłem ustami białą skórę na jej szyi. A potem wróciłem do tego, czego chcieliśmy oboje. Do rozpieszczania się nawzajem. Jednocześnie kochałem się z nią i delikatnie pieściłem różne miejsca na jej ciele. Od czasu do czasu całowałem ją głęboko, nie przestając poruszać się w niej. W końcu, kiedy poczułem, że odniosłem sukces, i Wi żyje już tylko pragnieniem spełnienia, zacząłem dociskać się jeszcze mocniej przy każdym ruchu, wcale nie przyspieszając.

– Rafał, o Boże! Rafał! Zrób coś, błagam! Nie wytrzymam dłużej! – Wi miotała się pode mną, próbując wymusić szybsze ruchy. Tym samym ułatwiła mi robotę, bo załatwiła sobie dodatkowe pocieranie.

– Rączki nad głową, Wi, bo będzie kara – zamruczałem, przekładając obie jej ręce do góry. A potem uniosłem się nieco na ramionach i dopiero delikatnie przyspieszyłem.

Pode mną rozległy się boskie dźwięki. Nikt nie brzmiał tak, jak Wioleta Lisiecka w ekstazie. Ogarnięta rozkoszą wyglądała jak prawdziwa bogini. Nie dałem rady zapanować nad tym pragnieniem, żeby ją posiąść w tej chwili. Eksplozja mojej przyjemności wypełniła przestrzeń między nami.

– Dziękuję ci, kochanie. – Cmoknąłem ją w usta, zamykając kolejny jęk. – Nie masz pojęcia, jak mi tego brakowało.

– Skąd pomysł, że nie mam? – spytała szelmowsko, choć ciągle jeszcze odurzona rozkoszą.

– Jesteś taka sama jak ja. A ja jestem taki jak ty, ruda jędzo. – Znowu ją cmoknąłem. – Między nami jest coś, co wymyka się schematom. Ale jest prawdziwe. Nie wiem, jak to możliwe, ale cię kocham.

Wi na chwilę wstrzymała oddech.

– Oddychaj, młoda. To tylko wyznanie miłości. Nie koniec świata.

– Ale niebezpiecznie jest mnie kochać.

– Chcesz, żebym ci pokazał, gdzie to mam? – zażartowałem sobie. – Albo lepiej pokażę to na tobie. Tylko musisz mi dać chwilę. – Puściłem do niej oko.

– Chcę – odparła zaskakująco. – Ale najpierw chodźmy na obiad, a potem na basen. Pamiętasz? Sauna, jacuzzi i seks. A jak dotąd tylko seks był. – Wystawiła do mnie język.

– Zgadza się. I jeszcze będzie. Wiele, wiele razy.

Uśmiechnęła się w końcu radośnie.

– Na to liczyłam.

Wzięliśmy wspólny prysznic, ubraliśmy się i poszliśmy do hotelowej restauracji. Już chciałem wyciągać portfel, kiedy Wiola mnie uprzedziła:

– Nie fatyguj się, pobyt jest wykupiony jako all inclusive.

– Stać mnie na jedzenie – zażartowałem sobie.

– Pewnie tak, ale nam tu przecież nie chodzi o jedzenie. – Puściła do mnie oko.

– Zdecydowanie nie – potwierdziłem.

Nie byłem facetem, który nie pozwoliłby kobiecie płacić. Może nie czułem się z tym bardzo komfortowo, ale przecież obiecałem sobie dla Wi wychodzić ze strefy komfortu. I zrobiłem ku temu kolejny krok.

Zastanawiałem się za to cały czas, czy powinienem zaczynać temat tych ostatnich dwóch miesięcy, zanim nacieszymy się sobą. Chciałem rozmawiać z Wi o ważnych dla nas sprawach. I nie chodziło wcale o tamtego Adama ani o Jowitę. Chodziło o to, żeby nie znikała bez słowa, odbierała ode mnie telefony i nie bała się pokazywać ze mną w publicznych miejscach. Jednym zdaniem, chciałem ją oswoić do stałego związku. I chyba właśnie wpadłem na pomysł, jak to zrobić.

Zaraz po obiedzie wróciliśmy do apartamentu, żeby przebrać się na basen. Korzystając z tego, że przez chwilę była znowu naga, przysunąłem się tak blisko, jak tylko mogłem.

– Wiesz, ostatnio myślałem o tym, dlaczego jesteś dla mnie tak wyjątkowa...

Wioleta uniosła brwi i spojrzała na mnie pytająco.

– Co to znaczy „wyjątkowa"?

– To znaczy, że jesteś inna niż wszyscy i tylko z tobą potrafię wyobrazić sobie coś więcej. Nie chodzi mi tylko o fizyczność. Mamy takie niespotykane połączenie intelektualne. Jesteś bratnią duszą. Prawdziwą przyjaciółką.



<>-+=

Kochani, dziś dla mnie wyjątkowy dzień. 6.12.2024 to premiera "Świetnego Mikołaja", mojej mikołajkowo-świątecznej powieści. Zapraszam do księgarń, na Legimi i EmpikGo <3

Z tej okazji dostaniecie dziś dwa rozdziały Rafała :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro