Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI.7.

44. Kiedy obliczenia zawodzą.


Następnego dnia

Z klubu Morf wyszliśmy dopiero koło czwartej nad ranem, zupełnie wykończeni. Wi nie chciała wracać do siebie, więc pojechaliśmy do mojego hotelu taksówką. Wiesiek i Aśka dawno już wyszli z imprezy. Nie pobawiliśmy się razem za wiele, ale miałem nadzieję, że mi wybaczą. W końcu w tej całe wyprawie chodziło mi o Wioletę. I myślę, że oni to zauważyli.

Wzięliśmy wspólny prysznic, niespieszny i zupełnie bez podtekstów erotycznych. Chyba oboje już nie mieliśmy na to sił. A potem zasnęliśmy przytuleni. To znaczy Wi zwinięta w kłębek, a ja obejmujący ją za plecami z nosem wtulonym w jej kark. To było tak naturalne, jakby to robił od zawsze. A przecież znałem ją od niedawna, a chciałem zostać z nią już na zawsze. Jeszcze rok temu sama myśl o zaangażowaniu emocjonalnym by mnie przeraziła. Teraz była tak naturalna, jak to, że oddychamy i uprawiamy seks.

Rano Wi zjadła ze mną śniadanie w hotelu, a zanim pożegnaliśmy się na dobre w hotelu, oznajmiła mi, że będzie miała bardzo zajęty styczeń, bo wielu wyjazdowych szkoleń, więc odezwie się, jak zawodowo trochę się u niej uspokoi. Zaproponowała mi nawet wspólny wyjazd na ferie w jakieś góry. Dolnośląskie miało mieć wolne od szkoły w drugiej połowie lutego, a Wi stwierdziła, że się dostosuje.

– Naprawdę chcesz ze mną wyjechać na narty? – zdziwiłem się.

– Na narty, jacuzzi, saunę i seks – poprawiła mnie.

Parsknąłem śmiechem. Tylko ona potrafiła być taka. Jakby czytała w moich myślach.

– Zgoda. Narty, jacuzzi, sauna i seks. Może być nawet w tej kolejności. – Miałem genialny humor.

Ten weekend spełnił moje marzenia. Wioleta w końcu była moja. Zostawiła mi nawet swój numer prywatnej komórki, co było pewnie zaszczytem, który nie spotykał wielu.

– Skoro mamy się nie widzieć dwa miesiące, będę chociaż zamęczał cię telefonami – stwierdziłem.

– O ile nie będziesz przeszkadzał mi w pracy, bo to duży i drogi projekt, to nie mam nic przeciwko. – Mam tylko jedną prośbę. Poczekaj z tydzień.

– Nie będę ci przeszkadzał – oburzyłem się. – Mógłbym nawet pomóc, ale nie wiem, w czym. A tydzień spokojnie wytrzymam bez zawracania ci gitary. Będę obmyślał plan przejęcia władzy nad światem – zażartowałem.

– Lepiej zostań przy nauczaniu młodzieży – zaśmiała się. A potem pocałowała mnie gorąco i na odchodne dodała: – Podobało mi się.

Mnie też – pomyślałem, choć nie byłem do końca pewien, o czym mówi.

Spakowałem się, wymeldowałem z hotelu, a potem wróciłem pociągiem do domu. Droga nie dłużyła mi się, bo albo wspominałem, albo odsypiałem męczące weekendowe zabawy. Ale czułem się szczęśliwy.

Jak zwykle nie doceniłem Wiolety.


Nadal grudzień 2019

Dni do świąt mijały monotonnie. Chodziłem do pracy i wracałem. sprawdzałem kartkówki i szykowałem temat na następną lekcję, ale głową byłem gdzie indziej. Jeśli nie zawiodły mnie obliczenia, nie rozmawialiśmy ze sobą już od tygodnia. Postanowiłem więc w końcu zadzwonić i poprzeszkadzać jej w pracy. Jej telefon jednak był wyłączony. W biurze co prawda odebrała sekretarka, ale kiedy się przedstawiłem, poinformowała mnie, że pani prezes jest niedostępna przez najbliższy miesiąc lub dłużej.

Co ja mówiłem? Obliczenia nie zawiodły? Zawiodły i to na całej linii. Czułem się znów jak frajer, a prawdopodobnie stałem się ofiarą niestabilnej emocjonalnie kobiety, która sama nie wiedziała, czego chce albo... wiedziała i nie chciała się do tego przyznać. Ewentualnie to ona stała się ofiarą w rękach niebezpiecznych ludzi, którzy postanowili odciąć ją ode mnie, wietrząc mój zły wpływ na ich potulną dotąd owieczkę. W końcu najwyraźniej dotąd w niczym im nie odmawiała. A może właśnie dzięki mnie zaczęła?

Codzienne próby dodzwonienia się do Wi spełzły na niczym. Biuro sobie chwilowo odpuściłem, bo nie chciałem wydać się stalkerem. Zająłem się za to czymś innym. Skoro komuś tak zależy na algorytmie giełdowym, nad którym pracował jej nieżyjący mąż, profesor Lisiecki, ja spróbuję dać im coś, co spowoduje, że zostawią ją w spokoju raz na zawsze.

Od tej pory miałem tylko jeden cel: codziennie po powrocie z pracy, a w weekendy od rana do wieczora, studiowałem wszystkie materiały, jakie udało mi się znaleźć na temat algorytmów, a potem giełdy i jej funkcjonowania. Ktoś postronny mógłby stwierdzić u mnie hiperfiksację, ale to nie byłoby do końca właściwe określenie. Czytałem, że hiperfiksacje u autystów tworzą się z samej potrzeby koncentracji na jednym ważnym temacie. U mnie to „zainteresowanie" było wymuszone przez zaistniałą sytuację i konieczność ratowania kobiety mojego życia z łap brudnych bandziorów, którzy ją szantażowali, nawet jeśli nie czułem się wystarczająco kompetentny w tej dziedzinie, nie mógłbym spać spokojnie, gdybym nie spróbował.

Moja mama próbowała ściągnąć mnie do siebie już przed świętami. Mówiła coś o tym, że nie ma już tyle sił, co wcześniej, że potrzebuje pomocy. Odburknąłem jej tylko, że skoro wzięła sobie chłopa, to niech on jej pomaga. Zaraz jednak złagodziłem wypowiedź, dodając, że oczywiście pojawię się w Wigilię wieczorem i zostanę do świątecznego obiadu. I koncyliacyjnie spytałem, co chciałaby dostać pod choinkę.

Usłyszałem w słuchawce szloch i zdezorientowany nie wiedziałem, co się dzieje.

– Mamo? – spytałem po chwili. – Wszystko w porządku?

– Tak, synku. Po prostu Tadek pytał mnie o to samo, a ja nie mogę dostać tego, czego najbardziej bym chciała.

– Jak to nie? To aż takie drogie? – zaśmiałem się.

Zawtórowała mi.

– Bezcenne, skarbie. Bezcenne. Do zobaczenia w święta. I oby każdy dostał to, na czym mu zależy. – Tym filozoficznym wywodem mama zakończyła rozmowę.

A ja wróciłem do pracy nad algorytmem.


Wigilia 2019

I znów obliczenia mnie zawiodły. Nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem w wiejskim domu mamy i Tadeusza. Moja mama. Ile jej nie widziałem? Miesiąc? Może półtora? Moja mama była w chustce na głowie. Nie miała włosów ani brwi.

Mamo! Nie!!!

– Mamusiu... – Teraz to ja miałem w oczach łzy. W wieku trzydziestu pięciu lat nie byłem jeszcze w stanie przyjąć do wiadomości, że moja sześćdziesięcioletnia matka może kiedyś... odejść? Przecież mamy są niezniszczalne!

– Spokojnie, kochanie. – Mama mnie uścisnęła. – Nie jest aż tak źle, jak wygląda.

– Ale czemu...? Co się stało? Dlaczego nic nie powiedziałaś?

– Lekarz mówi, że wcześnie wykryty guz ma spore szanse na wyleczenie. Nie chciałam cię martwić. Masz swoje życie, synku.

Nic z tego nie rozumiałem. Mama jednak wydawała się spokojna, pogodzona z chorobą i koniecznością leczenia.

Spędziłem z nią i Tadeuszem wigilijny wieczór. Widziałem, jak ten facet troszczy się o moją matkę i pierwszy raz w życiu nazwałem go wujkiem. W końcu zrozumiałem, że jak się kogoś kocha, zrobi się dla niego wszystko.

Zostałem na następny dzień, ale nie jako darmozjad. Porąbałem im drewno do kominka i odśnieżyłem podjazd. Nie wiedziałem, jak jeszcze mógłbym pomóc. Ale mama też niczego więcej nie oczekiwała.

Obiecałem za to jej i sobie, że będę ją odwiedzał częściej. W końcu była pierwszą najważniejszą kobietą w moim życiu.

Kiedy w drugi dzień świąt wróciłem do siebie, mieszkanie wydało mi się puste. Idealne do pracy nad najważniejszym projektem. Znów zafiksowałem się na jednym. Rozwiąż zagadkę, pomóż Wiolecie.


Styczeń 2020

Ponieważ obliczenia szły mi zbyt wolno, postanowiłem napisać prosty program do obsługi algorytmu, śledzącego indeksy giełdowe w Polsce i na największych giełdach europejskich i światowych. I znowu musiałem wrócić do książek, bo dawno już tego nie robiłem.

Eurokraci mówią, że człowiek uczy się teraz całe życie*. A ile w tym prawdy!



<>-+=

* Rafał nawiązuje do europejskiego programu Longlifelearnig Programme (LLLP).

Witamy się w kolejny czwartek publikacji historii Rafała. Niedługo zaczniemy częstszą publikację i może jakieś rozdania rozdziałów, bo pisanie już prawie zakończone :-) Wierzcie mi, ten test to dla mnie prawdziwa orka, szczególnie w kwestii researchu matematycznego ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro