VI.5.
42. Ciekawość to... pierwszy stopień do odkrycia prawdy.
Nie wiedzieć czemu, nagle zapragnąłem wiedzieć, co takiego zdarzyło się tej obcej kobiecie.
– Opowiesz mi o tym? – spytałem.
– Chętnie, ale może róbmy coś... dla niepoznaki – szepnęła, wskazując na grupę, która już dziwnie nam się przyglądała.
– Możemy rozmawiać i tańczyć. – Objąłem ją w talii i poprowadziłem w zmysłowym tańcu.
– Zgoda. – Zarzuciła mi ręce na szyję i zakołysała biodrami.
Skinąłem na znajomych, że będę się bawił i skupiłem się na partnerce.
Babka miała na sobie krótką sukienkę z czarnej koronki, pod którą były tylko stringi. W wysokich lakierowanych szpilkach prawie dorównywała mi wzrostem. Była zgrabna, ale wiek zdradzała jej twarz. Na pewno była ode mnie o parę lat starsza. Po chwili zorientowałem się, że nie wiem nawet, jak się do niej zwrócić.
– Ja jestem Rafał. A jak mam mówić na ciebie? – spytałem.
– Natalia.
– W porządku, Natalio. To teraz opowiesz mi, co takiego przydarzyło ci się na imprezie w Morf?
– Ciii, bez żadnych nazw. – Przyłożyła palec po moich ust i pokręciła głową karcąco.
– Okej, bez nazw – zgodziłem się.
– Poznałam go tutaj. Najpierw bawiliśmy się razem, potem zaczęliśmy spotykać poza klubem. Zakochałam się jak głupia nastolatka – zaśmiała się gorzko, a ja musiałem przyznać, że jestem w stanie zrozumieć to uczucie.
– I co się stało?
– A co się miało stać? Przez jakiś czas spotykaliśmy się u mnie, więc nie chodziłam na imprezy...
– A on?
– O, widzę, że jesteś w temacie. – Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Co nie znaczy, że sam tak robię – odburknąłem.
– Okej, nie powinnam oceniać cię przez pryzmat innych – przyznała.
– No więc?
– Okazało się, że on spotykał się ze mną, ale cały czas przychodził tu sam. Ktoś ze wspólnych znajomych w końcu mi o tym doniósł. Więc i ja postanowiłam zabawić się jego kosztem.
– Czemu mam przeczucie, że to się nie skończyło tak, jak liczyłaś?
– Bo to prawda. Kiedy zobaczył mnie na imprezie, zaczął zachowywać się terytorialnie. Najpierw mnie opieprzył, że przyszłam bez niego. Jakby on nie przychodził beze mnie. A potem zaczął mnie nękać.
– I jak się z tego wyplątałaś?
– Uderzył gościa, z którym się bawiłam i dostał dożywotni wilczy bilet na wszystkie kluby z tej sieci.
– To jest ich więcej?
– Ech, ty chyba nietutejszy, bo nie chce mi się wierzyć, że taki nieobyty.
– Masz rację, jestem z daleka – przyznałem.
– To wiele tłumaczy. – Uśmiechnęła się zalotnie. – Ten sam właściciel posiada podobny klub w Poznaniu, Gdańsku i Krakowie.
– Niezły rozrzut, ale wszędzie mam daleko. Jestem tu dziś gościnnie i podejrzewam, że to pierwszy i ostatni raz.
– Rozumiem. A skąd jesteś?
– Tak jak mówiłem, Natalio, czekam na kogoś ważnego dla mnie. Nie jest to kobieta, która chciałaby mnie uwiązać w domu, choć jej pewnie bym się pozwolił usidlić. – Puściłem oko do partnerki w tańcu.
– Nawet się zabawić nie chcesz bez niej? – zdziwiła się.
– Jestem facetem, który poważnie traktuje zobowiązania – odparłem.
W jej oczach zobaczyłem zachwyt. Natalia ocierała się o mnie biodrami w tańcu. Musiałem przyznać, że nie było to nieprzyjemne doznanie. Ale przecież nie przyszedłem tam po to, żeby zadowalać się kimkolwiek.
Kiedy podniosłem wzrok, za jej plecami dojrzałem moją Wi. I wszystko inne przestało mieć znaczenie.
– Odprowadzę cię teraz do znajomych – oznajmiłem. – Jest i moja pani.
Natalia odwróciła się w kierunku, w który patrzyłem, żeby zobaczyć, co przyciągnęło moją uwagę.
– Która to? – spytała.
– Rude loki.
– Częsta bywalczyni – syknęła.
– Wiem.
Nie miałem zamiaru jej się tłumaczyć. Odprowadziłem Natalię do loży, w której siedzieli Aśka, Wiesiek i ich znajomi.
– Dziękuję za taniec, było inspirująco – powiedziałem na tyle głośno, żeby wszyscy usłyszeli. – Ale jest już moja znajoma, więc na razie was opuszczę.
Wiesiek pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nie komentował. A Natalia dosiadła się do gościa, od którego wcześniej chciała uciec.
Co za ludzie...
Wyrwałem w stronę Wiolety, jakby mnie ktoś gonił. W porę wyhamowałem, bo przecież nie mogłem rzucić się na nią w klubie. Ochrona mogłaby nie być tak wyrozumiała dla gościa, który był tu pierwszy raz, nawet gdyby zapewniał, że „zna poszkodowaną".
Zakręciłem więc do baru, wypiłem szota i spokojnym krokiem podszedłem do rudej, wokół której zaczęło się już kręcić parę sępów.
– Już myślałem, że nie przyjdziesz, Wi – rzuciłem bez skrępowania, udając luz.
– Widziałam właśnie – odparła chłodno.
– O nie, nic z tego księżniczko. Nie spławisz mnie.
– Sprawdź mnie – rzuciła mi wyzwanie.
MI? WYZWANIE?
– Nie zrobię tego. Nie zamierzam cię sprawdzać ani kontrolować, Wi. Umówiliśmy się, że się spotkamy, prawda?
– Nie przypominam sobie.
– Tak cię zająłem, że straciłaś głowę? – zaśmiałem się.
– Schlebiasz sobie, Rafał.
– A wolałbym schlebiać tobie, Wioleto.
Spojrzała na mnie spod rzęs.
– Przyszłam tu się zabawić.
– Nie wykluczam tego. Porozmawiajmy. Opowiedz mi, czego pragniesz, a ja ci to dam.
– Skąd ta pewność?
– Uznajmy, że wiem, o czym mówię. – Założyłem ręce za siebie tak, żeby uwydatnić bicepsy, nad którymi przecież ciężko pracowałem z Olgierdem. Wi spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Wiedziałem, że jej się podobam i cholernie mnie to rajcowało.
– Okej, niech ci będzie. Napijemy się? – Wskazała na bar.
– Zapraszam.
– Nie, sama za siebie płacę.
– Daj spokój, Wi. Ja cię tu dziś ściągnąłem i mam wobec ciebie plany, więc nie wymyślaj.
Nieoczekiwanie się zaśmiała.
– Zapomniałam już, jak uroczy bywasz, kiedy próbujesz się rządzić, skarbie, ale pozwól, że coś ci przypomnę: jesteś prowincjonalnym nauczycielem, a ja prezesem świetnie notowanej giełdowej spółki. – To ostanie szepnęła mi do ucha.
Ta kobieta wiedziała, jak wykastrować faceta jednym zdaniem. Nie zamierzałem jednak jej pozwolić pozbawić mnie męskości. Szczególnie w obliczu konkurentów.
Zapłaciłem za drinki swoim identyfikatorem, a potem objąłem ją w talii i zaprowadziłem na wolną kanapę.
– Opowiadaj, Wi. Czego pragniesz?
Ruda upiła łyk kolorowego drinka, a potem uśmiechnęła się do mnie.
– Chcę być wypełniona wszędzie – oznajmiła.
– Wszędzie, to znaczy? – Wolałem doprecyzować.
– To znaczy: jeden w cipce, drugi w tyłku i ostatni w ustach. – Zrobiła minę, która miała mnie zaszachować, ale widać nie doceniła mojej determinacji.
– Czyli potrzebujesz jeszcze dwóch kutasów – oznajmiłem spokojnie. – Bo to, że mój zajmuje ci usta, jest więcej niż pewne.
– Zrobisz to dla mnie?
– Zrobię więcej, skarbie. Nie zapomnisz tego wieczoru do końca życia.
– Bo wiesz... – zawahała się – bałam się dotąd tego próbować. Nie wiedziałam, czy mogę zaufać do końca trzem obcym facetom.
A ja znam kobiety, które się nie bały – pomyślałem, ale zachowałem to dla siebie.
– O to się nie bój, Wi. Jestem przy tobie i ze mną zawsze będziesz bezpieczna.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością.
– Jednak potrafisz mnie zaskoczyć.
– Myślałaś, że już wiesz o mnie wszystko? – zaśmiałem się. – Niedoczekanie twoje, księżniczko. Dopij spokojnie drinka i poszukamy odpowiedniego towarzystwa.
– A co z tobą?
– Dziś uznajmy, że twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Odbiję sobie innym razem.
– A ta babka, z którą się miziałeś, zanim przyszłam?
– Nie miziałem się, tylko z nią tańczyłem i rozmawialiśmy.
– Często ją tu widuję.
– Ona ciebie też. Myślała, że to mi w czymkolwiek przeszkodzi.
Wi się zawstydziła. Na serio. Jej jasną twarz ozdobiły rumieńce. A myślałem, że jest bezwstydna.
– A nie szkodzi?
– Przypominam ci, w jakich okolicznościach się poznaliśmy. Nie było to kółko różańcowe. Oboje musimy sobie zdawać sprawę z tego, że mamy jakieś doświadczenia w tego typu imprezach. I że one nas nie definiują. Bo nie definiują, Wi. Jesteś cudowną osobą i twój sposób spędzania wolnego czasu i odrywania się od rzeczywistości to tylko ułamek całej fascynującej ciebie.
Wioleta nie odpowiedziała nic, tylko dopiła drinka, po czym pocałowała mnie namiętnie. A potem złapała mnie za rękę i zaprowadziła do prywatnego pokoju. Na drzwiach wywiesiła zawieszkę z napisem: „Zapraszamy do dołączenia się" z rysunkiem faceta.
<>=-+
Kochani, jeszcze jest czwartek, więc zdążyłam :D Do zobaczenia wkrótce :-*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro