V.6.
36. Nierówności matematyczne i społeczne
Jedząc pyszną hotelową kolację za unijne pieniądze pomyślałem o idei funduszy europejskich. Moja mama kiedyś o tym czytała i uznała za słuszne dokształcić mnie w tej kwestii. Dowiedziałem się wtedy, że u podstaw polityki spójności leżało założenie, że nierówności należy zasypywać. Szkoda tylko, że ktoś uznał, że wystarczy mieć na to odpowiednio dużo pieniędzy. Bo – niestety – trzeba czegoś więcej. Nowa mentalność to kwestia wielu pokoleń, jedno czy dwa nie wystarczą.
Lata korzystania z polityki spójności przez tak zwane „nowe kraje członkowskie" pokazały, że ludzie potrafią wyspecjalizować się w wyciąganiu pieniędzy i manipulowaniu wskaźnikami. Żeby to jeszcze zgonić na prywatne firmy. Ale nie. W Polsce w wyciąganiu pieniędzy z unii celują samorządy. Choćby ten, który zatrudnia mnie i moich kolegów z naszego liceum. Każdy chce więcej zarobić, ale żeby robić z tego sport narodowy?
Widziałem, jak niektórzy uczestnicy szkolenia nakładali sobie posiłek, który starczyłby dla kilku osób. I jeszcze nabierali ciastek do kieszeni. Dobrze, że nie próbowali wynieść butelki z winem... Chociaż, kto ich wie?
Skończyłem jeść i kątem oka spojrzałem na Wioletę, która została przy stoliku sama. W dłoni miała lampkę wina i patrzyła w nieokreślone miejsce, raczej na nikogo konkretnie. Chyba była zamyślona. Wziąłem więc swoją lampkę i przysiadłem się do niej.
– Pani prezes, majątek za pani myśli. Zdradzi mi pani choć jedną? – spytałem szarmancko.
Spojrzała na mnie zaskoczona, jakby wróciła z dalekiej podróży. Chyba ją rozproszyłem.
– Rafał.
– Tak, Rafał. Czyżbym cię zaskoczył?
– Tak. Nie sądziłam, że się przysiądziesz.
– Dlaczego?
– Bo... Po prostu nie sądziłam. Myślałam, że już pokazałeś mi, na co cię stać.
Zagotowałem się na ten słowa. Jak ona śmie?
– Czy możemy stąd pójść w bardziej ustronne miejsce? – zapytałem, próbując nie okazywać złości. Ale chyba i tak ją dostrzegła.
– A mogę się czuć z tobą bezpiecznie?
I znów atak. Co ja ci zrobiłem, kobieto?
– Myślałem, że już ci pokazałem, na co mnie stać – odparłem w tym samym tonie.
– Mam pokój na końcu korytarza. Ten co zwykle – szepnęła, a potem dodała głośniej: – Dziękuję. Celna uwaga, panie Nowacki.
I wstała, odstawiła lampkę po winie, a potem wyszła z restauracji.
Odczekałem chwilę, choć nogi same rwały mi się do biegu. Nie wypadało jednak pogonić za nią od razu. Dopiłem wino i też odstawiłem lampkę. A potem powolnym krokiem wyszedłem w stronę recepcji. Po schodach już prawie wbiegłem, ale tylko dlatego, że i tak musiałem zajrzeć najpierw do swojego pokoju i się odświeżyć.
Kilkanaście minut później, pachnący i ogolony zapukałem do jej drzwi. Tym razem nie były na wprost moich. Musiałem wcześniej przejść całą długość korytarza.
Otworzyła mi w samym szlafroku. Chyba też zdążyła wziąć prysznic.
Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na nią z pretensją.
– Dlaczego znów zniknęłaś bez słowa? – wyrzuciłem jej. – I jeszcze mnie obrażasz?
– A ty dlaczego nie odezwałeś się? Nie szukałeś mnie? Uznałam, że nie zależało ci, żeby mnie odnaleźć. Miałeś możliwości. Nie skorzystałeś z żadnej...
Zaskoczyła mnie. Nie sądziłem, że aż tak odwróci kota ogonem.
– Może dlatego, że nie lubię się narzucać. Uznałem, że gdybyś chciała kontaktu, zostawiłabyś mi prywatny numer, żebym nie musiał robić z siebie idioty i dzwonić do firmy.
– A może ja właśnie tego chciałam? Żebyś pokazał, czy ci zależy?
Nie wytrzymam z tą babą!
– Pokażę ci, jak mi zależy, Wi. Bardzo DOGŁĘBNIE ci pokażę – syknąłem gniewnie, po czym przyszpiliłem ją do ściany. We włosy wplotłem palce i nakierowałem jej twarz na moją, a potem ją pocałowałem. Brutalnie, głęboko, z całą pasją i frustracją, jakie mnie zjadały, kiedy nie było jej blisko. I kiedy była – także.
Wi poddała mi się zupełnie. Oddawała pocałunki z pasją, ale pozwoliła mi na wszystko. Wahałem się między potrzebą ukarania jej za to, jak mnie potraktowała, a pragnieniem połączenia się z nią w jedną całość, ciałem i duchem. Zupełnie mi odbiło. Postanowiłem, że bawić się będziemy później. Teraz muszę zaspokoić pragnienie, które rozwalało mnie od naszego ostatniego spotkania. I jej ucieczki. Wyobrażacie sobie? Pierwszy raz w życiu nie uprawiałem seksu od ponad miesiąca.
Rozchyliłem poły szlafroka. Nie miała na sobie nic pod spodem, więc zacząłem pieścić jej piersi. Wi jęczała mi w usta, a ja czułem, że przestaję się mieścić w jakichkolwiek ramach. Byłem pożądaniem w ciele mężczyzny, które odnalazło swoją drugą połowę w ciele kobiety. Płomień przy płomieniu, które chciały się połączyć w jeden wielki ogień.
Podniosłem ją za tyłek i docisnąłem do ściany. Moje treningi z Olgierdem nie poszły na marne. Mogłem bez problemu przytrzymać ją jedną ręką, żeby rozpiąć spodnie i opuścić bokserki. Nie zamierzałem sprawdzać, czy jest gotowa. Byłem pewien, że tak jest. Wszedłem w nią po same jaja, wyzwalając w nas obojgu przeciągłe jęki.
– Och, Wi, myślałem, że oszaleję, jak nie dostanę się do twojej cipki – warknąłem, po czym zacząłem ją posuwać, dążąc do spełnienia.
Nie odpowiedziała. Poddała się jak zawsze. Przecież nigdy nie protestowała. Wiedziałem to, od kiedy ją poznałem. Widziałem wtedy, kiedy na imprezie pieprzył ją pod ścianą tamten nieznany mi koleś. I wtedy, kiedy ja to robiłem. Pozwalała na wszystko. Wyjątkiem było przeciąganie. Wtedy się niecierpliwiła, jakby chciała już, teraz, od razu.
Nie trzeba mi było dużo, żeby osiągnąć granicę spełnienia. W końcu to była Wi, a ja nie uprawiałem seksu od dawna. Wioleta nie wyglądała jednak na zawiedzioną, szczególnie że zaraz zrzuciłem ją za łóżku i sięgnąłem dłonią do jej cipki, po której rozsmarowałem nasze wymieszane soki.
– Teraz będę cię pieścił. Delikatnie – podkreśliłem. – I chcę widzieć, jak dla mnie dochodzisz.
Ruda zamknęła oczy i zamruczała, kiedy przesunąłem dłonią w górę i w dół, zahaczając kciukiem o jej łechtaczkę. W końcu złapałem ją między dwa palce i zacząłem masować. Patrzyłem przy tym na jej twarz. Choć miała zamknięte oczy, widziałem, jak walczy ze sobą, żeby nie poddać się rozkoszy. I strasznie mnie to nakręciło.
Kiedy doszła, jęcząc cicho, wbiłem się w nią znowu i dokończyłem znacznie mocniej. Tym razem patrzyła mi w oczy, kiedy dociskałem się do niej za każdym pchnięciem. Mocniej i mocniej, aż nowa rozkosz obezwładniła nas oboje.
– Nie zamykaj oczu, Wioleto – poprosiłem.
– Czemu? – mruknęła.
– Bo znowu mi uciekasz. A ja tu jestem i nie pozwolę ci odejść.
– Skąd pomysł, że teraz chciałabym odchodzić? – prychnęła. – Poza tym to mój pokój.
Rozbawiła mnie.
– Widzę, że masz problem z zaangażowaniem. Chciałbym o tym z tobą porozmawiać.
– I kto to mówi? – parsknęła. – Czy kiedykolwiek w życiu się dla kogoś zaangażowałeś?
– Tak. Teraz jest ten pierwszy raz – przyznałem.
Wi spojrzała na mnie niedowierzająco.
– I że co? Niby to okazjonalne bzykanie to coś więcej? – zakpiła.
W tym momencie miałem ochotę się poddać. Przypomniałem sobie jednak rozmowę z mamą o kontekstach. Chcę ją zrozumieć. I zadałem pytanie:
– A gdybym powiedział, że się w tobie zakochałem?
Wi podniosła się na łokciach i pokręciła głową.
– Coś ci się pomieszało, Rafał. Mnie się nie kocha. Mnie się pieprzy.
– To tobie się pomieszało, Wioleto. Nie wiem, co zrobił ci były mąż, ale to już przeszłość. Ze mną będziesz bezpieczna.
Westchnęła cicho i znowu opadła głową na poduszkę.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz, Rafale. Jest wręcz przeciwnie. Ze mną to ty nie będziesz bezpieczny.
– O czym ty mówisz, Wi?
– Nie pytaj, proszę.
– Ależ będę pytał. Chcę wiedzieć o tobie więcej. Wszystko.
– Wszystko? To znaczy: co?
– Tak. Opowiedz mi o tej dziewczynce, która była tak świetna z matematyki, że pani Irena pamięta to do dziś – wypaliłem.
Widocznie ją zaskoczyłem.
– Tamtej dziewczynki już nie ma. Podobnie jak nastolatki, którą się stała. Ani studentki. Ani doktorantki, która poślubiła swojego profesora, bo pierwszy raz spotkała mężczyznę, która ją zrozumiał.
– Twój były mąż był twoim profesorem? – zdziwiłem się.
– Nie lubię mówić o nim „były mąż".
– A jak?
– Po prostu „mąż".
– Ale mówiłaś, że już nie jesteś mężatką – zauważyłem.
– Bo jestem wdową. – Dopiero wtedy zobaczyłem w jej oczach łzy.
– Jak to się stało?
– Nie wiem, czy chcę ci to wszystko opowiadać. W zasadzie całą historię zna tylko jedna osoba: moja przyjaciółka Zosia.
– To mogę być drugą osobą?
– Czemu ci na tym zależy?
– Mówiłem. Chcę wiedzieć o tobie więcej, żeby cię zrozumieć.
<>=-+
Jutro piątek, cieszycie się? :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro