I.7.
7. Skąd ona się tu wzięła?
4 września 2019
I przeliczyłem się. Alinka najwyraźniej nie znalazła się w mojej szkole przypadkiem. Następnego dnia zobaczyłem ją znowu. Niestety, ona też mnie zauważyła, jak wchodziłem do pokoju nauczycielskiego. Cholera, nie jest dobrze! – pomyślałem, kiedy uśmiechnęła się i podążyła za mną. Na szczęście, zatrzymała się w porę, bo chyba zorientowała się, że nie zna mojego nazwiska, a głupio jest wywołać nauczyciela po imieniu. Ta niewiedza jednak nie miała trwać długo...
Tego samego dnia okazało się, że niejaka Alina Drozdek dołączyła do klasy maturalnej, z którą miałem zajęcia z matematyki na poziomie podstawowym. No tak, mówiła, że nie jest najlepsza z matematyki – przypomniałem sobie. To Emilka lubiła mój przedmiot. Cholera! Przestań o niej myśleć, idioto! – zganiłem się. Jedyne moje pocieszenie brzmiało: „przynajmniej jest pełnoletnia", choć w tej sytuacji to i tak mnie nie ratowało. Uwiedzenie uczennicy, nawet jeśli pełnoletniej, nie mogło przysporzyć nauczycielowi chluby, prędzej samych problemów.
Nie powiem, żeby nie było takich nauczycieli, nawet w mojej szkole. Rekordzista miał kochankę w każdej klasie, w której był wychowawcą przez ostatnie trzydzieści lat. Z dwiema z nich się nawet ożenił, oczywiście, dopiero po tym, jak ukończyły szkołę. A potem się rozwiódł, bo nie potrafił powstrzymać się przed bajerowaniem następnych. Ernest miał dziś ponad pięćdziesiąt lat i ciągle miał wzięcie. Mógłby być idolem wielu. Moim nie był.
Kiedy byłem uczniem, takie praktyki wśród nauczycieli irytowały mnie niewiarygodnie. Jeszcze bardziej cięta była na nie Wioletka, której, oczywiście, żaden belfer nie podrywał. Ją wkurzało, że puste laski miały dobre oceny za wygląd. I mogłem zrozumieć jej frustrację. Nawet jeśli Wioletka schudła trzydzieści kilo przez ten rok, zanim ja poszedłem na studia, nadal była ogromna.
Gdy byłem studentem, jeszcze bardziej wkurzali mnie wykładowcy, którzy stosowali zasadę „zaliczenie za zaliczenie". To dopiero była nieuczciwa konkurencja! Jako nauczyciel potrafiłem powstrzymać się przed pożądaniem uczennic. Nigdy świadomie bym nie startował do żadnej. Naprawdę, tyle było wolnego towaru na rynku, że nie warto było ryzykować. Tym razem jednak najwyraźniej się przejechałem... Trzeba było, kurwa, wyrwać wtedy jakieś starsze!
– Wszystko w porządku, Rafał? – To był głos mojej koleżanki, Karoliny, nauczycielki biologii. Zaczepiła mnie, kiedy tylko wpadłem do pokoju nauczycielskiego po lekcji z tą klasą. Z jej klasą. Karolina smaliła do mnie cholewki od zeszłego roku, kiedy rozstała się z naszym kolegą, wuefistą. Nie zamierzałem się w to mieszać, bo moim zdaniem Olgierd pasował do niej idealnie i powinni się zejść. Gdybym zaczął ją pukać, odbiłoby mi się to czkawką. Jednak pracujemy razem. Poza tym Karola nie była zupełnie w moim typie. Za to niechcący stała się dobrą koleżanką.
– Tak i nie. To ty jesteś wychowawczynią trzeciej „e"?
– Tak.
– Masz jakichś nowych uczniów?
– Tak, skąd wiesz?
– A, bo wydawało mi się, że mignęła mi dziś na matematyce nowa głowa.
– Masz rację, do mojej klasy doszła Alinka.
Cholera, wiedziałem, że to ona! Doszła! Jak to brzmi. Pewnie, że doszła i to ze cztery razy...
– A skąd ona się tu wzięła? Wiesz, to niecodzienne, żeby ktoś dołączał do klasy maturalnej.
– Pójdziemy na kawę, to ci opowiem. To ciekawa historia – zachęciła mnie Karolina.
Kurwa, będę musiał się z nią umówić, chcę czy nie – pomyślałem zdesperowany. Uważałem to jednak za lepsze rozwiązanie niż samemu dowiadywać się, skąd w naszej szkole pojawiła się moja wakacyjna przygodna kochanka, o której myślałem, że już dawno skończyła szkołę. Już widziałem te nagłówki w gazetach i na lokalnym portalu. Zdjęcie dwóch dziewczynek, zupełnie z innej bajki, a do tego podpis: „Rafał N., nauczyciel matematyki z liceum, zaprosił nas na lody i lemoniadę, a potem wykorzystał". Otrząsnąłem się z tego wyobrażenia, ale zimny dreszcz na karku pozostał. Ostatecznie, wcale nie wiadomo, kto tu kogo wykorzystał, kłamczucho.
Kawa z Karoliną okazała się nie tak straszna, jak się obawiałem, przynajmniej na początku. Poszliśmy do kawiarni prosto po pracy, więc spotkanie nie nosiło znamion randki. Co lepsze, Olgierd nas nie mógł zobaczyć, bo tego dnia skończył zajęcia szybciej.
– Czemu właściwie rozstałaś się z Olgierdem? – spytałem, żeby jakoś zagaić rozmowę. Nie mogła pomyśleć, że umówiłem się w z nią tylko i wyłącznie ze względu na Alinkę. To by było podejrzane.
– Ma małego ptaka – wypaliła Karolina.
Oż, kurwa, grubo, jak takie teksty mi zarzuca od początku rozmowy!
– Co???
– Myślałam, że liczy się coś więcej, ale nie. Jak facet ma małego, to wszystkie jego starania idą na marne. Biologii nie oszukasz. Kobiety lubią duże przyrodzenia i nic się na to nie poradzi. Małym może najwyżej rozdziewiczać nastolatki.
Po tych słowach o mało nie zakrztusiłem się kawą. Słowo. Jeszcze moment i biologica musiałaby mnie reanimować na stoliku w kawiarni. Nie, żebym uważał, że nie nadawałem się do rozdziewiczania nastolatek, bo lubiłem to zajęcie, ale żeby przypisywać je tylko facetom o małych ptaszkach? Mieściłem się w średniej europejskiej i byłem raczej zadowolony z moich gabarytów. Karolinie trzeba jednak było zasugerować, że właśnie zaczęła się interesować kimś pokroju byłego chłopaka.
– Co masz do małych ptaszków? Wy, kobiety, chciałybyście, żeby facet wykonał za was całą robotę. A ćwiczyć mięśnie Kegla to nie łaska? – Udałem oburzenie. To zawsze działało. Karolina zaczerwieniła się na twarzy.
– No, wiesz, myślałam, że ty...
– Weź, nie kompromituj się, kobieto. Lubię cię, Karo, ale w takiej sytuacji zawsze wezmę w obronę faceta. Olgierd jest fajny i zapatrzony w ciebie, jak w obrazek. Żal zostawić kogoś takiego tylko dlatego, że wydaje ci się, że jesteście niedopasowani.
– Nie wydaje mi się.
– Dobra, pogadamy o tym innym razem, koleżanko. – Puściłem do niej oko. – Miałaś mi opowiedzieć o tej nowej uczennicy. Skąd się wzięła? Niestety, ale nie wygląda mi na zbyt lotną, przynajmniej z matmy.
– Dziewczyna przeżyła tragedię, dlatego jest trochę wycofana. Pod koniec wakacji jej mama zmarła na raka. Ojciec, który mieszka za granicą, nie chciał się nią zająć, więc przyjechała do babci. I ta babcia zapisała ją do naszego liceum, żeby wnuczka dokończyła naukę i zdała maturę.
O, kurwa, jeszcze mi tylko nastolatki z traumą było tu trzeba...
– No, to rzeczywiście nie brzmi najlepiej, ale wiesz, że u mnie nie można się obijać. Jak się nie weźmie do roboty, nie zda tej matury.
– Porozmawiam z nią. Bądź jednak wyrozumiały. To jeszcze dzieciak.
Gdybyś tylko widziała, jak ten dzieciak się pieprzy – pomyślałem, ale wolałem nie podejmować tego tematu.
– Ty lepiej porozmawiaj z Olgierdem. A ja na pewno to zrobię – obiecałem, patrząc na nią wyzywająco.
– No co ty, Rafał, nie mów mu, że ci powiedziałam... – Karolina znowu zrobiła się czerwona jak burak.
– Nie powiem mu wprost, że wiem to od ciebie, dam mu parę wskazówek, ale obiecaj, że dasz mu szansę. Dasz?
– Jak tylko nauczy się mnie zadowalać w łóżku, wyjdę za niego – obiecała Karolina.
Uśmiechnąłem się do niej.
– Możesz uznać, że jesteśmy umówieni. Nie poznasz swojego faceta.
+/-
Tęskniliście za dorosłym Rafałem? ;-)
Tak się kończy odnowiony Rozdział I. Kolejne części wkrótce :-*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro