»Rozdział 9
Charles nieobecnym wzrokiem wpatrywał się ścianę, pogrążając się w coś większą zadumę. Cały czas żył sytuacją sprzed kilku godzin, która nim wstrząsnęła. Nie wiedział jakie emocje były u niego najsilniejsze. Złość? Smutek? A może poczucie winy? Sam dokładnie nie wiedział.
Nie pamiętał już, kiedy czuł tak wielką bezsilność. Obwiniał się przez cały czas, myśląc nad tym, jak bardzo stał się ślepy. Przestał być czujny, a ten błąd mógł go kosztować więcej, niż przewidywał. Jego myśli zsunęły się na inny tor i oczami wyobraźni przypomniał sobie wzrok Charlotte, gdy mordowała tych wszystkich ludzi. Przez cały ten czas wmawiał sobie, że to nie była jego Charlotte. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że byłaby zdolna do tak okrutnych rzeczy.
Zacisnął szczękę, czując narastającą złość. Czemu nie zakończył tej sprawy? Czemu się nie upewnił, czy Shadow King rzeczywiście nie żyje? Nie wytrzymał kotłujących się emocji i z wściekłością zrzucił wszystko z biurka. Złapał się za głowę, nie wiedząc co zrobić. Była gdzieś tam opętana przez jego wroga z przeszłości, a on nie mógł na to na razie nic zaradzić. Nie wiedział, co się działo i do jakich rzeczy Shadow King właśnie się posuwał.
Miłość do drugiej osoby wiązała się z frustracją i cierpieniem, a gdy tej osoby zabrakło przy człowieku, momentalnie druga osoba nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Charles czuł, jakby stracił Charlotte. Ostatnim razem, by pozbyć się Shadow Kinga, koniecznością było zniszczenie naczynia, w którym go uwięzili. Teraz nie mógł pozwolić, by szatynka podzieliła ten sam los. Wiedział, że musi zrobić wszystko, aby znaleźć inne rozwiązanie niezależnie jak to długo, by trwało.
Przetarł twarz dłońmi i odetchnął głęboko, by dać sobie czas na uspokojenie. Przeczesał dłonią włosy, gdy nerwy odeszły powoli na drugi plan i zaczął zbierać porozrzucane rzeczy po podłodze. Nie chciał, by ktoś zauważył jego brak opanowania. W końcu jako dyrektor powinien zachować zimną krew i nie popadać w skrajności. Jednak brak mu było oparcia, którego każdy w życiu potrzebuje.
Gdy telepata odłożył ostatnią rzecz na biurko, wlepił wzrok w zdjęcie, które znajdowało się w potłuczonej ramce. Doskonale pamiętał, kiedy było zrobione. Na fotografii znajdował się Charles wraz z Charlotte, którzy akurat tego dnia wybrali się do Los Angeles. Mimowolnie uśmiechnął się, przypominając sobie wszystko z ich podróży. Brakowało mu jej. Tak cholernie brakowało. Westchnął, odstawiając zdjęcie, a po chwili rozległo się ciche pukanie, po czym do pomieszczenia wszedł Hank.
— Wybacz, że ci przeszkadzam, ale Otto pragnie wyjaśnień, czemu go tu sprowadziliśmy. Nie chce ani trochę współpracować i potrzebuję rady, co mam w tym wypadku zrobić — powiedział McCoy, spoglądając na telepatę.
— Załatwię to — zapewnił Xavier, wracając myślami znów na ziemię i odjechał trochę od biurka.
— Na pewno? Ostatnio nie jesteś sobą — zauważył przyjaciel profesora. Wydarzenia sprzed okresu kilku godzin wstrząsnęło wieloma osobami. Wydawało się to tak nieprawdopodobne, że sam nie wiedział co o tym myśleć. Szczególnie jednak niepokoiła go siła Shadow Kinga, który z dostępem do mocy Charlotte Richards mógł przewidzieć każdy ich ruch.
— Na pewno — odparł. Charles musiał się czymś zająć, byleby nie zwariować od natłoku myśli. Sądził, że przerwa dobrze mu zrobi i choć na chwilę odpocznie, dlatego sam postanowił porozmawiać z von Struckerem.
***
Ciche pukanie rozniosło się po pokoju, przez co niebieskooki blondyn odwrócił się, lecz z niezadowoleniem spojrzał na drzwi. Sądził, że odwiedzi go znów McCoy, przez co milczał. Wolał nie kontaktować się z ludźmi z instytutu. Przez pół minuty słyszał jedynie ciszę.
Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy i znów usłyszał stukot, przez co zdenerwowany otworzył drzwi. W wejściu ku jego zdziwieniu znajdował się nie Hank, lecz Charles.
— Mogę wejść? — zapytał kojącym dla ucha głosem. Otto zastanowił się przez chwilę, lecz po chwilowym przemyśleniu uchylił drzwi, tym samym wpuszczając mężczyznę do środka. Xavier obserwował każdy ruch Struckera, upewniając się, czy ten czuję się tu swobodnie, lecz nic na to nie wskazywało. Był za bardzo spięty, a jego ruchy zbyt gwałtowne i nerwowe. — Doszły mnie słuchy, że nie jesteś zbyt zadowolony z pobytu tutaj — oznajmił.
— Zgaduję, że dowiedziałeś się tego od McCoya. Mogłem się tego spodziewać. — Usiadł na jednym z foteli i wlepił wzrok w duże okno. — Chyba nie myślałeś, że po tym wszystkim będę do was przyjaźnie nastawiony. Nie po tym, co się stało. Już nie. — Przeniósł zimne tęczówki na telepatę, które wyrażały zawiedzenie. Otto z początku zaczął pokładać w X-menach duże nadzieje, lecz po zdarzeniu z Charlotte po prostu nie mógł zostawić tak tego w spokoju. Zbyt wiele się wydarzyło, co przekreśliło jego przychylność. — Mojego zaufania nie da się odbudować. Próbujecie udawać tych dobrych, lecz w praktyce jesteście tacy sami — dodał.
— Nie oceniaj nas przez pryzmat jednej osoby. Każdy popełnia błędy.
— Tylko że ja już postanowiłem. Nie chcę mieć z wami już nic wspólnego — powiedział, a jego głos był ostry jak brzytwa. Otto przeżył zbyt wiele podobnych sytuacji, by to zignorować. Zapamiętał jednak jedną ważną rzecz. Zawsze trzeba było reagować na przemoc. Może przyczyną takiego myślenia było to, że odkąd pamiętał, słyszał o tym, co robił jego ojciec. Bycie synem jednego z największych terrorystów i jeszcze na dodatek potężnego mutanta wcale nie było łatwe.
— Szanuję twoją decyzję — odparł Charles. — Nie jesteś naszym więźniem, dlatego możesz odejść. Jednak wiedz, że gdybyś miał kłopoty, zawsze możesz się do nas zwrócić — obwieścił. Widział wyraźną niechęć Struckera, więc nie zamierzał już drążyć. Z lekkim wahaniem opuścił pomieszczenie i głośno westchnął. Strata kolejnych sojuszników nie była dla nich korzystna, a tym bardziej w tym okresie. Z lekkim ociąganiem się ruszył znów do swojego gabinetu.
— Dzień dobry profesorze — usłyszał, gdy minął jedną ze swoich uczennic.
— Witaj Jenna. — Charles wysilił się na uśmiech, a po chwili zniknął za rogiem korytarza. Uczennica jeszcze chwilę przyglądała się w miejscu, w którym zniknął Xavier, a po chwili na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech.
— Widać, że ktoś tu ma problemy w raju — powiedziała sama do siebie, a jej oczy błysnęły przez chwilę rubinowym kolorem. — Świetnie się spisałeś panie von Strucker. — Przeniosła wzrok na pokój, w którym jeszcze przed chwilą przebywał Charles i ruszyła w jego stronę. Weszła do niego bez pukania, uprzednio zamykając za sobą drzwi.
— A ty to?... — Otto odwrócił się w jej kierunku i zilustrował ją od góry do dołu wzrokiem.
— Odegrałeś już swoją rolę. — Wlepiła w niego czerwone tęczówki i zaczęła powoli stawiać kroki w jego kierunku. — Wszystkie twoje grzechy zostały ci odkupione. — Uczennica sprawnym ruchem wyjęła zza paska nóż ze szkolnej kuchni i wbiła ostrze tuż pod sercem blondyna. Był to ułamek sekundy, dlatego mężczyzna nijak był zdolny do samoobrony.
Spojrzał jedynie na twarz blondynki, szukając powodu, dlaczego to zrobiła, lecz w tym samym momencie jeszcze bardziej wbiła ostrze. Czuł, jak do jego gardła napływa coraz więcej szkarłatnej cieczy. Jenna po chwili wyjęła nóż, lecz nie pozwoliła, by mutant upadł. Podtrzymywała go, bo gdyby zaczął się wykrwawiać na podłodze, trudniej byłoby jej usunąć ślady. — Śpij — powiedziała spokojnym głosem i pogładziła jego włosy, jakby tuliła do snu małe dziecko. — Pamiętaj, że byłeś częścią wielkiego planu.
I jak wam się podoba rozdział?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro