Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

»Rozdział 5

Charles spojrzał jeszcze raz na śpiącą Charlotte i przykrył ją bardziej kocem. Nie miała nawet pojęcia, jak bardzo się o nią bał. W jednej chwili wszystko mogło się skończyć. Zostałby sam, a nie chciał jej stracić. Znał ją już na tyle dobrze, że wiedział, iż sama nie zrobiłaby tego, czego wszyscy byli świadkami.

Mimo że obiecał nie wchodzić kobiecie do głowy, miał zamiar złamać tę obietnicę. W końcu chciał jedynie dla niej dobrze, a sytuacja wymagała pewnych poświęceń. Zbliżył się do szatynki i przyłożył dłoń do swojej skroni, po czym próbował wniknąć do jej umysłu, co ku jego zdziwieniu okazało się bezskuteczne. Całkowicie został przez nią zablokowany, a wszelkie próby kończyły się fiaskiem, dlatego nie sposób było czegoś się dowiedzieć. Zwykle potrafiła ukryć tylko pojedyncze swoje wspomnienia, co podejrzewał, było sprawką jej mocy, by niepowołane osoby nie zobaczyły zbyt wiele, lecz nigdy nie spotkał się z takim zjawiskiem jak dzisiaj. Wprowadziło to go w jeszcze większy niepokój.

- I co z nią? - usłyszał, przez co odwrócił głowę, natrafiając na sylwetkę Magneto.

- Jest cała na szczęście. Dziękuję - odparł Xavier, znów wracając wzrokiem na szatynkę.

- Zrobiłem tylko to, co powinienem.

- Myślałem, że wyjechałeś. Jak się znalazłeś na dachu? - zapytał, a Erik jedynie zacisnął usta w wąską linię. Nie chciał się przyznać, że to przez rozmowę z Charlotte postanowił zostać.

- Po prostu czuję, że jeszcze się tu przydam - odparł, choć widać było, że Charles niekoniecznie wierzył w jego słowa.

- Cieszę się z tego powodu - powiedział profesor, a między nimi zapadła grobowa cisza. Nie była to jednak jakaś nieswoja cisza. Oboje tej ciszy potrzebowali. Doskonale rozumieli się w tym momencie bez słów.

- Powinieneś lepiej ją pilnować. Masz jakieś sensowne wytłumaczenie jej zachowania? - wypalił po chwili Erik. Jeszcze przez cały okres znajomości z kobietą nie zdarzyło się nic podobnego. Wiedział o jej przeszłości i o tym, skąd Charles ją wydostał. Zastanawiał się tylko, czy mogło mieć to związek z jej obecnym stanem, czy problem był zakorzeniony o wiele głębiej.

- Sam się w tym wszystkim gubię. Jednak nie daje mi spokoju to, co powiedziała. - Charles westchnął i przeniósł wzrok na śpiącą kobietę.

- Chyba domyślam się, o co ci chodzi - odparł Lehnsherr.

- Podobno ktoś jej nie pozwolił stamtąd zejść. Czyli, że nie weszła tam z własnej woli. - zauważył profesor. Wiedział, że to nie była sprawka Charlotte, a ktoś okrutnie się nią bawił.

- Jakiś telepata jej tak kazał zrobić? - Erik spojrzał na kobietę zaciekawiony i oddałby w tej chwili wiele by tylko poznać jej myśli i widzieć co się tak naprawdę stało. Ciekawość zżerała go od środka.

- To bardzo możliwe i wytłumaczyłoby, czemu nie mogę dostać się do jej głowy. Jednak nie wiem, kto chciałby jej krzywdy.

- Może to ktoś z instytutu.

- Nie sądzę. Nikt z naszych uczniów nie byłby w stanie się do czegoś takiego posunąć i nawet nie miałby dobrego motywu. Nasz wróg jest z zewnątrz - powiedział Charles i złożył dłonie w tak przysłowiowy koszyczek.

- Więc Charlotte może być teraz niebezpieczna.

- Spróbuję przełamać jej barierę i się czegoś dowiedzieć, lecz niczego nie obiecuję. Martwi mnie to wszystko i nie daje spokoju - westchnął telepata. Nie mógł pojąć, jakim cudem to wszystko się wydarzyło. Cały czas zadawał sobie pytanie, czemu niczego nie zauważy i się nie domyślił. Mógł zapobiec temu już dawno.

- Na razie nie poruszaj tego tematu z nią. Zacznij od obserwacji, by się upewnić, że mamy rację - odparł Lehnsherr. W tym samym czasie niczego nieświadomi nie wiedzieli, że Shadow King ich doskonale słyszy i już planował kolejny ruch.

***

Od jakiegoś czasu zaczęła wyczuwać zmianę zachowania mutantów w instytucie względem niej. Uczniowie szeptali między sobą, a ona sama była od niedawna obiektem ich ciągłych plotek. Charles również stał się bardziej zdystansowany tak jak inni jej przyjaciele. Żałowała wszystkiego, co się stało, lecz zaczęła sobie uświadamiać coraz więcej rzeczy. Tym razem nie miała na oczach klapek, przez które była ślepa na sytuację. Zastanawiała się tylko z kim tak naprawdę ma do czynienia. Chciała odpowiedzi na swoje pytania i obiecała sobie, że nic ją nie powstrzyma przed dowiedzeniem się prawdy. Nie ważne ile musiała zrobić.

Zacisnęła szczękę i spojrzała na lustro, w którym było widać jej odbicie. Zielone oczy skanowały każdy skrawek jej twarzy i z zawziętością próbowały zauważyć coś, co odróżniałoby się od reszty.

- Kim ty do cholery jesteś? - powiedziała, opierając się o umywalkę. Czekała na odpowiedź, nie odrywając wzroku od lustra, a cisza wokół była nieznośna. Żądała odpowiedzi, a nic nadzwyczajnego się nie stało. Powoli jakiekolwiek nadzieje ją opuściły i zaczęła się zastanawiać czy może naprawdę coś jej nie odbiło. Zrezygnowana pochyliła się nad kranem i ochlapała twarz zimną wodą, by odzyskać trzeźwość umysły, a gdy uniosła wzrok, nic się nie zmieniło.

- Jak zwykle każdy milczy - westchnęła i przetarła twarz dłońmi.

- Może po prostu każdy ma cię dość - usłyszała, przez co momentalnie spojrzała na swoje odbicie, które o dziwo uśmiechało się w jej kierunku, jakby zostało oderwane od jej ciała.

- Kim jesteś? - syknęła, zdając sobie sprawę, że ma przed sobą kogoś zupełnie innego niż siebie.

- Kiedyś już ci mówiłem, lecz usunąłem to wspomnienie. To pozostanie tajemnicą - odparł, przyglądając jej się równie intensywnie co ona jemu.

- A więc to ty zatruwasz mi cały czas życie - zauważyła.

- Nazwałbym to bardziej urozmaiceniem, choć tak. To określenie też jest dobre. - Jej odbicie uśmiechnęło się przeraźliwie, a Charlotte zacisnęła szczękę.

- Czego chcesz? - powiedziała oschle, co spotkało się jedynie z milczeniem Shadow Kinga, dlatego powtórzyła pytanie.

- Chcę wolności - odparł wreszcie, a szatynka przekrzywiła głowę.

- Więc po co do cholery jesteś w moim ciele?

- Powiedzmy, że okoliczności mnie do tego zmusiły. Uwierz, że mi też nie jest to na rękę.

- Nie dam sobą manipulować - wypaliła wreszcie i hardo spoglądała na swoją podobiznę.

- Oczywiście, że dasz. Już to robisz - odparł, a Charlotte zacisnęła usta w wąską linię.

- Zakładam, że do czegoś mnie potrzebujesz. Czemu więc chciałeś, bym wchodziła na ten przeklęty dach? - zapytała. Jego działania były dla niej kompletnie nie uzasadnione, a chęć zrzucenia ją z wysokości nie przyniosłaby mu raczej żadnych korzyści.

- Może miałem taki kaprys. Może chciałem wywołać u ciebie strach. Nikt tego nie wie.

- Odejdź stąd. Nie chcę cię tu.

- Tak to kochana nie działa. - W łazience rozbrzmiał śmiech mutanta.

- Więc kiedy się ciebie wreszcie pozbędę?

- Nigdy.

- Musi być jakiś sposób. - Chciała to jak najszybciej zakończyć i tylko jedna myśl snuła jej się po głowie.

- Prędzej czy później zagarnę wszystko. To tylko kwestia czasu.

- Powiem o tobie Charlesowi. On na pewno coś wymyśli.

- I co mu powiesz? Że słyszysz czyiś głos? A może uzna cię za wariatkę tak jak wszyscy inni przez całe twoje życie. Biedna Charlotte, opuszczona przez wszystkich. Nikt ci nie pomoże dziecino - powiedział Shadow King, napawając ją wątpliwościami. Już sama nie wiedziała, co ma zrobić.

- Sama cię zniszczę - syknęła, co spotkało się z kolejną dawką śmiechu z jego strony. Niebywale bawiła go ta sytuacja.

- Jestem wieczny - odparł, a jego oczy zabłyszczały się krwistą czerwienią. Momentalnie na lustrze pojawiło się pęknięcie, przez co podskoczyła gwałtownie. Obejrzała się za siebie, upewniając się, że nikt za nią nie jest, a gdy przeniosła znów wzrok na lustro okazało się być w nienagannym stanie. Dotknęła tafli upewniając się, że nic się nie stało i zmarszczyła czoło, próbując przyswoić zdobyte informacje.

- To nie koniec - szepnęła cicho, a jej dolna warga zadrżała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro