»Rozdział 4
Dzień był wyjątkowo ponury, a krople deszczu powoli odbijały się od szyby. Charlotte w tym samym czasie siedziała na fotelu owinięta kocem i z nutką nostalgii przyglądała się warunkom pogodowym za oknem. Jej ciało lekko drżało z powodu gwałtownego spadku temperatury, przez co pocierała co chwilę swoje zmarznięte dłonie i upiła łyk wcześniej przyrządzonej herbaty, by ogrzać swój organizm. Czuła się z jakiegoś powodu nieuzasadnioną chęć rzucenia się na coś i rozerwania na strzępy. Nie wiedziała, czemu się tak czuję, lecz co rusz nawiedzały ją myśli, do których normalnie by się nie dopuściła. Trudno było nazwać co się z nią działo. Była jak cicha woda, która lekko kołysała statek na spokojnym morzu, lecz przychodziły takie chwile, gdy jej emocje wymykały się spod kontroli.
Jej emocje.
Nie.
Jego emocje.
Tak, ona nie była zdecydowanie sobą, lecz nie można było jej nazwać szaloną. Szalona osoba ma wybór.
Ona go nie miała.
Czasami przypadek jest w stanie przesądzić o całym naszym życiu, a jedna osoba potrafi odmienić całe nasze życie. Czy w takim razie można było zapobiec wszystkim tym wydarzeniom? Odpowiedź na pewno jest twierdząca, ale bylibyśmy wtedy wypruci. Niczym pozbawione życia kukiełki podążalibyśmy przez życiem, a monotonia zabiłaby nas powoli od środka. Warto przeżywać przypadki, ponieważ to one nas kształtują.
Kolejno echo kropel odbijało się, tworząc przyjemną dla ucha melodię, przez co Charlotte przymknęła oczy. Chciała jedynie uspokoić swoje rozdygotane ciało i poczuć się, choć odrobinę lepiej. Niestety znów poczuła przechodzący po plecach dreszcz, a serce przyspieszyło.
Była zamknięta między dwoma światami. Przyszłość skrywała w sobie więcej, niż można było sobie wyobrazić. W ciągu jednej sekundy przeniosła się zupełnie gdzie indziej. Była obecna na ziemi jedynie ciałem, lecz jej umysł wychodził poza wszelakie granice. To właśnie było wspaniałe i fascynujące. Do każdej historii był przyporządkowany pewien algorytm i tylko od ludzi zależało czy ten algorytm zmienią, o czym doskonale za każdym razem się przekonywała.
Nawet dla osoby, która była do tego przyzwyczajona każda taka sytuacja była czymś nowym. Czymś niespotykanym. Każdy segment życia dzielił się na wiele wariantów i łatwo można było się w tym wszystkim pogubić.
Do jej uszu dobiegło dzwonienie zegara, ale gdy się obejrzała nic a nic nie wskazywało co mogło wydawać owy dźwięk. Wszędzie panowała biel, która była tak oślepiająca, że aż musiała przymknąć oczy, by wytrzymać jaskrawość kolorów.
Zanim zdążyła się zorientować, została przez kogoś popchnięta i upadla na kolana, ledwo co chroniąc się przed upadkiem. Uniosła wzrok, a jej spojrzenie skrzyżowało się z czerwonymi ślepiami, które chwilę później znikły zostawiając ją w niepokoju.
Macie świadomość jak to jest się cały czas bać? Nie mieć pewności, czy akurat nie teraz zostaniecie odepchnięci na drugi plan, a wasze miejsce zajmie ktoś inny? Takie uczucia jej cały czas towarzyszyły. Nasilający się starch był coraz silniejszy, przez co odbierał zdolność trzeźwego myślenia, które było niezwykle potrzebne. Obraz przed jej oczami zdawał się rozmazywać, a ona sama poczuła uderzenie, które zostało wycelowane wprost w jej brzuch.
To już nie chodziło o Charlesa czy innych, choć oni też odgrywali ważne role. Tu chodziło o nią samą. Shadow King po prostu wyładowywał swoją agresję na Charlotte z racji tego, że była najłatwiejszą ofiarą. Od zawsze miał problem z kontrolowaniem swojej agresji i gniewu, a konieczność pozostania nadal w ukryciu nie dawała mu spokoju. Mógł tyle zrobić, a marnował jedynie czas. To przez Xaviera. To wszystko jego wina. Obiecał sobie, że odbierze mu wszystko. Potrzebował odreagować swoją beznadziejną sytuację, dlatego ponownie uderzył brązowowłosą, która zgięła się z bólu. Jeżeli ktoś kiedykolwiek powiedział, że mentalnie nie można ranić to żył w błędzie. Czuła jak jej ciało pali się żywym ogniem, a skóra nieprzyjemnie parzyła, dokładając jej bólu.
Chciała wiedzieć, czemu to robi, czemu tak bardzo jej nienawidzi. Dlaczego zawsze wszyscy chcieli ją zranić. Mimo że ból rozpalał ją od środka nie odezwała się. Milczała jak zaklęta i powoli podniosła się z trudem.
—To zabawne — powiedziała po chwili sama do siebie i zaśmiała się. — A myślałam, że gorzej być nie może — dodała, rozglądając się. Już dawno nikogo przy niej nie było, choć tak się jej jedynie zdawało. On cały czas był blisko niej, lecz nie dostrzegalny dla jej wzroku. Obserwował ją w ciszy i zacisnął szczękę. Jego irytacja sięgała zenitu, a emocje coraz bardziej buzowały. Potrzebował jakiegoś bodźca. Potrzebował cierpienia. Chciał...
W sumie sam nie wiedział, czego tak naprawdę chciał.
Miał tylko chęć wyrządzenia komuś krzywdy. Nie ważne były skutki, nawet jeżeli to miałoby mu popsuć plany.
Momentalnie oczy kobiety zaszły jakby mgłą, a jej wzrok stał się nieobecny. Nie czuła, co robi, wystarczyło, że w jej głowie pojawił się tylko jeden komunikat, by szła przed siebie. Stawiała krok za krokiem, nie mając pojęcia, do czego Shadow King zmierza. Wydawało jej się to zupełnie normalne i nijak nie wzbudzało podejrzeń lub niepokoju. Czuła jedynie potrzebę wykonywania poleceń.
Nie wiadomo było, nawet kiedy stanęła na stromej krawędzi dachu. W jednej chwili złudzenie minęło, a ona sama znów znajdowała się w instytucie. Nie miała pojęcia, jak się tam znalazła. Jedyne co widziała to wysoką wysokość, która przyprawiała ją o zawroty głowy. Nie miała czego się złapać, dlatego zachwiała się, omal nie spadając. Jej oddech przyspieszył, czując coraz większą panikę, jaka ją ogarniała. Krople deszczu spływały po jej twarzy i niebo przybrało nagle ciemniejszy kolor.
Z każdą chwilą przed budynkiem pojawiało się więcej uczniów zainteresowanych zbiegowiskiem. Wszyscy zamarli, obserwując kobietę i nie wiedzieli co zrobić. Na szczęście również Charles w porę zorientował się, co się dzieje. Spojrzał ze strachem w górę, a jego serce zabiło mocniej, gdy szatynka spoglądała w dół.
— Charlotte nie ruszaj się — powiedział na tyle głośno, by go usłyszała.
— A niby co teraz robię — odparła przestraszona i próbowała utrzymać równowagę.
— Zejdź stamtąd. Wszystko będzie dobrze tylko bądź ostrożna.
— Chciałabym. — Po jej policzku zaczęły spływać łzy, przez co przymknęła oczy. — Lecz nie mogę tego zrobić — dodała, zaciskając mocno szczękę.
— Oczywiście, że możesz. Nie rób głupot.
— Ty nic nie rozumiesz.
— To mi to wytłumacz.
— On mi nie pozwala — wypaliła, co okazało się błędem. Shadow King nie chciał, by Charles coś podejrzewał, a teraz wszystko zostało zaprzepaszczone. Wiedział, że teraz telepata będzie chciał dociec do prawdy. Cały jego misterny plan rozsypał się w jednej chwili jak domek z kart i to tylko przez to, że poniosły go emocje. Bawienie się ludzkim życiem nigdy nie przynosi nic dobrego, o czym doskonale się przekonał. Jedyne co teraz pragnął to zniszczyć tą, która była powodem jego porażki. Charlotte mimo swoich prób postawiła krok do przodu, nie mogąc się sprzeciwić Shadow Kingowi. Oddech wszystkich zamarł, a najstarsi uczniowie podbiegli nieco do przodu, by w razie czego dzięki swoim mocom uratować kobietę, lecz ku zdziwieniu wszystkich do niczego nie doszło.
W ostatniej chwili Erik, który w porę zjawił się przy Charlotte, przyciągnął do siebie rozdygotane ciało kobiety i kurczowo przytrzymał ją.
— Ja nie chcę — powiedziała, przytulając się do Lehnsherra. — Czemu on nie chce sprzeciwu — dodała, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy, które wsiąkały w koszulkę szatyna.
— Spokojnie — odparł uspokajającym tonem. — Zabiorę cię stąd.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro