Rozdział 2.
Lindsay
Jak co tydzień w soboty szykowałam się, żeby pójść do Eliasa i spędzić z nim dzień. Daje mu to poczucie, że musi coś zrobić niż od rana do wieczora pić. W tygodniu nie bywam u niego zbyt często przez pracę, ale weekendy zawsze siedzę u niego.
Już drugi miesiąc mieszka sam i powoli zaczyna bardziej funkcjonować. Jest na zwolnieniu lekarskim w pracy, ale jeździ z kolegą na jakieś roboty wykończeniowe, chodzi sam na zakupy spożywcze i co jakiś czas gotuje obiady. Ta sobota była takim czasem. Umówiliśmy się, że coś ugotuje, a ja przyjdę i spędzimy razem popołudnie.
Zebrałam się w sobie i ogarnęłam, żeby wyglądać jak człowiek. Na dworze było już coraz cieplej, co bardzo mnie cieszyło, bo nie musiałam narzucać na siebie grubego płaszcza, tylko jeansowa kurtka była wystarczająca. Włożyłam na siebie czarne jeansy, do tego brązową bluzę, która idealnie pasowała do moich rozpuszczonych włosów w podobnym kolorze. Wsunęłam na stopy białe Nike, chwyciłam za torbę i kurtkę, po czym wyszłam z mieszkania.
Spacer na osiedle, w którym mieszkał zajmował około piętnastu minut, więc nie widziałam potrzeby brania samochodu, zwłaszcza że znalazłam dzień wcześniej idealne miejsce.
Ruszyłam przed siebie i zaczęłam chłonąć pierwsze ciepłe promienie słońca i lekki powiew wiatru.
Kiedy dotarłam Elias nie spał, tak jak miał to w zwyczaju. Zazwyczaj budził się koło jedenastej lub dwunastej, a była dopiero dziesiąta.
- Wcześnie wstałeś.
- Wcześnie przyszłaś. - Zaśmiałam się i zdjęłam buty. - Musiałem posprzątać i chciałem przygotować już rzeczy na obiad.
- Długo spałeś?
- No wstałem pół godziny temu, zasnąłem po dziesiątej wieczorem jakoś. Najarałem się i zasnąłem - zaśmiał się i powyciągał rzeczy z lodówki. - Wolisz tzatziki czy jakąś surówkę?
- Tzatziki. Jaki mamy plan na dzisiaj? Jest piękna pogoda.
- Nie mam ochoty na spacer, ale możemy posprzątać i zrobić pranie. Trochę cię wykorzystam, skoro przyszłaś tak wcześnie. - Parsknęłam śmiechem i bez cienia zawahania udałam się do łazienki, żeby przygotować wszystkie płyny i wstawić pierwszą pralkę.
- Malakai przyjdzie koło piątej.
- O, okej. Zostawić was samych?
- Co? Nie, przychodzi na drinka i pogadać, możesz siedzieć. Nie lubisz go?
- Lubię, tylko pierwszy raz mnie informujesz, że przychodzi, a przychodzi prawie co tydzień - mruknęłam i spojrzałam na niego. - Myślałam, że chce pogadać o czymś ważnym.
- A daj spokój.
Malakai przychodził do Eliasa prawie tak często jak ja. Każdorazowo się widzieliśmy i rozmawialiśmy na różne tematy, kiedy Eli wychodził zapalić. Stopniowo się poznawaliśmy, co było naprawdę miłym, nienachalnym sposobem na rozwój znajomości. Czasami wchodziliśmy w głębsze dyskusje, czasami po prostu były to głupoty, które sprawiały, że śmiałam się do bólu brzucha.
Każdorazowo też próbowałam nie skupiać na nim swojej uwagi, ale sama jego obecność wywołuje, że wszystkie argumenty przeciw tej znajomości zmieniają się na argumenty za.
- Kurczak gotowy! - Krzyk Eliasa usłyszałam na balkonie. - Chodź jeść - wychylił głowę na zewnątrz i się rozejrzał. Dochodziła piąta, więc jego przyjaciel powinien się niedługo pojawić i już od piętnastu minut wypatrywał Ubera, ponieważ kilka minut wcześniej dostał od niego wiadomość, że niedługo będzie.
- Daj mi spalić na spokojnie - mruknęłam i zgasiłam niedopałek w popielniczce. Weszłam do środka i od razu złapałam za talerz. W momencie, w którym siadałam do stołu zadzwonił domofon. Elias zaczął biec z balkonu, krzycząc "ja otworze!", a ja nie mogłam powstrzymać się przed uśmiechem cisnącym mi się na usta.
Trzy minuty później do mieszkania wszedł szatyn z materiałową torbą w prawej ręce. Szybko się rozebrał i postawił zakupy na blacie.
- Mówiłam, że kupi Pepsi - zaśmiałam się. Z torby wystawała też butelka whiskey, którą natychmiast schowali do lodówki.
- Ta Pepsi to twój znak rozpoznawalny. Lissy jak przychodzi i widzi w lodówce butelkę to tylko patrzy na mnie oceniającym wzrokiem.
- A jak ma patrzeć?
- Weź, po czyjej ty kurwa stronie jesteś?
- Aktualnie? Po twojej prawej.
Parsknęłam głośno śmiechem i wstałam. Malakai wyciągnął ramiona, żeby się przywitać, na co ja od razu zareagowałam.
Przez następne półtora godziny nie ingerowałam w ich dyskusję, tylko wciągnęłam się w film, który włączyłam chwilę po pojawieniu się chłopaka. Jednak tak szybko jak Elias uciekł na balkon, żeby porozmawiać z kolegą przez telefon, tak szybko Malakai zasiadł obok mnie na kanapie. Chwilę patrzył w telefon i później skupił wzrok na mnie.
- Mojej siostrze urodził się syn.
- No to gratulacje, jak się czuje?
- Wszystko w porządku, zmęczona trochę. Szkoda, że nie mogę do niej pojechać.
- Nie myślałeś, żeby wziąć urlop i polecieć?
Jego siostra mieszkała w Europie. Widziałam po jego oczach, że chciałby tam z nią być, tak samo jak wiedziałam, że nie poleci póki nie stanie na nogi.
- Wiesz, że dzieci w mojej rodzinie mnie nie lubią? Boją się mnie i chowają przede mną.
- Patrzysz pewnie na nie jak jakiś diabeł, to co mają robić.
- No nie, ja do nich tak - wyciągnął ręce, żeby mi pokazać, że czeka z otwartymi ramionami. - A one nic. Uciekają. Nie wiem, czy ja jestem onieśmielający czy co?
- Jesteś onieśmielający. - Spojrzałam na niego, a on zmrużył oczy i zjechał mnie wzrokiem. Próbowałam rozszyfrować co mu chodzi po głowie, ale nie spodziewałam się wniosku, który wyciągnął.
- No najwidoczniej nie jestem, skoro ze mną rozmawiasz.
- Właśnie to, że ja z tobą rozmawiam to jest dopiero wyczyn. - Ze śmiechem pokręciłam głową i spojrzałam na telewizor. - Przez ciebie ominęła mnie końcówka filmu!
- Jasne, zwal wszystko na mnie.
- Na kogoś trzeba - zaśmiałam się. - Zagadałeś mnie.
- Dobra, to cofniemy do momentu, który pamiętasz i obejrzymy jeszcze raz. Mów stop. - Malakai wziął pilota i cofnął film o ostatnie piętnaście minut. - O czym to jest?
- To komedia romantyczna, ona ma życzenie, żeby poślubić narzeczonego swojej przyjaciółki, którego kocha od lat...
- A później poznaje innego i w nim się zakochuje, prawda? - Spojrzałam na niego i się zaśmiałam. - Czyli taka standardowa fabuła.
Ostatecznie nie obejrzałam tej końcówki, bo znowu zaczęliśmy rozmawiać o pierdołach. Szatyn opowiadał mi jak wybił zęby w dzieciństwie zjeżdżając ze ślizgawki, jak biegał z kijem od baseballu po swojej wsi i straszył innych. Jak poznał swoją miłość życia.
- Jak to robisz, że nie pijesz? - Głos Kaia dotarł do mnie, kiedy byliśmy w połowie oglądania Shreka.
- Po prostu.
- Tak po prostu stwierdziłaś, że alkohol jest chujowy i nie będziesz pić?
- Tak w zasadzie to tak. Duży wpływ miało to, że bardzo nie lubię stanu bycia pijanym. Mniej głupich decyzji podjętych, mniej problemów. Bycie trzeźwym nic nie kosztuje. - Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na jego profil. Widać było, że zastanawiał się nad moimi słowami. Dziwne uczucie uformowało mi się w klatce piersiowej. Widziałam w jego oczach decyzję i determinację.
- Lissy...
- Hmm?
- Dziękuję - szepnął mi do ucha i wstał. Wpatrywałam się w niego i próbowałam zrozumieć za co. Złapał do ręki butelkę ze swoim piwem i wylał go do zlewu. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Kai spojrzał na mnie i odwzajemnił uśmiech. Postanowił. To był ten wieczór, w którym Malakai przestał pić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro