Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

THEN - Q U A R R E L

Drugi dzisiaj ⚠️

Spłonę w piekle, ale co tam...

**

Draco był strasznie sceptycznie nastawiony do mojego wyjazdu do Midway'ów. Cały czas mamrotał pod nosem, że to zły pomysł i powinnam zostać w Hogwarcie z nim.

Był też okropnie zazdrosny o Elazara, chociaż milion razy tłumaczyłam mu, że to tylko mój przyjaciel.

Malfoy chyba do końca miał nadzieję, że jednak się rozmyślę i zrezygnuję, bo ostatniego dnia dał mi to dość mocno do zrozumienia.

Dopakowywałam ostatnie rzeczy do bagażu podręcznego, kiedy wszedł do mojego pokoju bez pukania. Na szczęście moich współlokatorek akurat nie było. Nie chciałabym, żeby były świadkami naszej kłótni, szczególnie Pansy. Miałam nieodparte wrażenie, że mimo iż obecnie podobno spotykała się z Theo, czerpałaby ogromną satysfakcję z mojej sprzeczki z Draconem.

- Naprawdę tam jedziesz - syknął, a ja, nie spodziewając się go, wyprostowałam się, trzymając w ręku szalik.

Popatrzyłam na mojego chłopaka, jego oczy wydawały się płonąć złością, czego kompletnie nie rozumiałam.  Przecież jechałam tylko na kilka dni do przyjaciół.

- Mówiłam ci, że tak - odpowiedziałam spokojnie, po czym odłożyłam szalik na łóżko i zrobiłam krok w stronę blondyna. 

- Czy to konieczne?

- Tak, Draco - upierałam się. - Chcę zobaczyć się z przyjacielem, którego nie widziałam od dawna. To chyba nic złego?

- Jasne, ale gdybym ja pojechał na tydzień do Pansy, byłabyś zazdrosna.

Próbował mnie podejść, a, co gorsza, doskonale wiedział, jak to zrobić.

Wzięłam głęboki wdech. Nie mogłam przecież dać się zwariować. Malfoy próbował za wszelką cenę zatrzymać mnie w szkole, ale ja już podjęłam decyzję i nie zamierzałam jej zmieniać.

- Jasne, byłabym - zgodziłam się niespiesznie. - Ale ufam Ci, Draco. Ufałabym ci też w takim wypadku. Poza tym, ty i Pansy to trochę inna sytuacja. 

- Oczywiście - prychnął. - Bo co, bo jej się podobałem? A skąd wiesz, że nie podobałaś się temu mugolowi?

- To mój przyjaciel - powtórzyłam po raz setny. Nie miałam już siły mówić mu tego w kółko, zapewniać o tym, że między mną, a bratem Lazarusa nie ma kompletnie nic, że nasza relacja jest czysto przyjacielska. Jakiegokolwiek argumentu bym nie użyła, Draco mi nie wierzył. On był zaślepiony zazdrością i nie zamierzał w ogóle mnie słuchać. - Nic, ale to nic nas nie łączy.

- Dobra - warknął przez zaciśnięte zęby. Zwinął też dłonie w pięści i cała jego sylwetka się spięła. Doskonale wiedziałam, kiedy mój chłopak jest zły i to był właśnie ten moment. - Rób sobie, co chcesz, możesz jechać się kurwić.

- Słucham?! - uniosłam głos, kiedy tylko dotarły do mnie jego słowa.

Otworzyłam oczy szerzej, a usta same uchyliły mi się w niedowierzaniu. Ciężko było mi pojąć, że Draco był w stanie powiedzieć do mnie coś takiego.

Poczułam się przez niego potraktowana okropnie. Poniżył mnie i sprawił, że poczułam się nagle źle ze sobą.

- Słyszałaś, co powiedziałem - wysyczał.

- Tak, słyszałam bardzo dokładnie - powiedziałam z chłodną obojętnością i niewzruszoną miną, chociaż w środku cała trzęsłam się ze zdenerwowania i chciało mi się płakać. - Wiesz, dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie. Myślałam, że wiesz, że cię kocham i nigdy nie spojrzałabym na innego faceta, choćby sam Viktor Krum przyjechałby na jednorożcu i zapytał, czy za niego wyjdę. Ale wiesz co, Draco? Pierdol się. 

Wypowiedziawszy te słowa, rzuciłam w niego szalikiem, który sprytnie złapał, zanim materiał przykrył mu twarz.

Pokonał dzielącą nas odległość dwoma szybkimi krokami i jego dłoń zacisnęła się na moim ramieniu. Zrobił jeszcze kilka kroków, przez co musiałam się cofnąć i moje plecy zetknęły się ze ścianą. Mój oddech przyspieszył, kiedy wyzywającym wzrokiem spoglądałam w jego wściekłe oczy.

- Masz być grzeczną dziewczynką - wysyczał mi do ucha, przez co przyspieszyło też moje tętno. - Rozumiemy się? Bo jeśli dowiem się, że doszło do czegokolwiek między tobą, a tym chłopakiem, ty tego pożałujesz, a jego zabiję.

Oddychałam przez otwarte usta, teraz już z mniejszą śmiałością patrząc na twarz blondyna. Był taki gorący, kiedy się denerwował, a jednocześnie przez jego złość przechodziły mnie dreszcze.

Drugą ręką złapał mnie za szyję i odchylił moją głowę, patrząc na mnie z góry lodowatym wzrokiem. 

- Pytałem, czy się rozumiemy, Rosemary.

- Tak.

- Słucham?

Przełknęłam ślinę. 

- Tak. Rozumiemy się. - Uścisk jego dłoni stał się mocniej odczuwalny, a ja musiałam powstrzymać jęk, który cisnął mi się na usta. Wiedziałam, czego ode mnie chce, ale nie zamierzałam mu tego dać, a przynajmniej nie tak od razu.

- Bądź grzeczna - warknął. - Chyba że naprawdę chcesz tego żałować. Powiedz to.

Przygryzłam wargę, walcząc z chęcią pocałowania go. Byliśmy właśnie w środku jakiejś popapranej kłótni, ale nic nie mogłam poradzić na to, że mój chłopak był tak totalnie gorący. 

Dostawałam bzika, kiedy przejmował nade mną kontrolę, uwielbiałam to, a moje hormony szalały i byłabym w stanie błagać go, żeby wziął mnie tu i teraz, nawet na biurku, ale przeszkadzała mi w tym pieprzona duma.

- Co ja ci mówiłem o przygryzaniu wargi? - sapnął ze złością, po czym kciukiem wyjął ją spomiędzy moich zębów. - Masz ostatnią szansę, Rosemary.

Zamknęłam oczy na sekundę, a potem otworzyłam je, wzięłam głęboki wdech i patrząc mu w oczy, wydusiłam to z siebie.

- Będę grzeczna, tatusiu.

Wtedy puścił moją szyję i moje ramię, cofnął się o krok, żeby otaksować moją sylwetkę spojrzeniem.

- Mam, kurwa, taką nadzieję - oznajmił.

Poprawił krawat, a potem odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Chwilę zajęło mi dojście do siebie. Stałam i wpatrywałam się w ścianę, normując oddech. Zdecydowanie potrzebowałam zimnego prysznica.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro