Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

NOW - T O U C H

Od kiedy zaczęłam sypiać z Draconem, byłam bliżej z jego znajomymi. Uwielbiałam ich. Mieli świetne podejście do życia i poczucie humoru. Oni jako jedyni (no może nie licząc Lazarusa) nie umoralniali mnie i nie mówili, co jest dobre, co złe, jak powinnam się zachowywać, a jak nie i dlaczego. Oni mnie rozumieli. Głównie dlatego spędzałam większość czasu w Pokoju Wspólnym Slytherinu.

Jak w każdej regule, miałam jeden wyjątek. Nie mogłam znieść obecności panienki Pansy Parkinson. Nie wiedziałam, dlaczego tak jest, ale sama jej obecność działała mi na nerwy. Ona była taka głośna, chaotyczna i atencyjna. Nie żebym miała coś do tego ostatniego, ale w połączeniu z dwoma poprzednimi było fatalną cechą.

Tego wieczora Pansy łaziła wokół kominka i plotła jakieś swoje głupoty, na które nikt nie zwracał uwagi. Sam dźwięk jej skrzeczącego głosu rozsadzał mi bębenki i sprawiał, że zaczynała boleć mnie głowa. Zresztą, nie byłam jedyną osobą, która reagowała na dziewczynę w ten sposób.

Blaise wywrócił oczami, kiedy ona po raz kolejny zwróciła się do niego po imieniu. Wymamrotał coś, żeby ją zbyć, po czym zwrócił się do mnie.

Graliśmy w karty. Ja, Blaise, Crab i Goyle. W sumie, nie wiem czy można było nazwać to grą w cztery osoby, kiedy dwójka zawodników wyrzucała pierwsze lepsze figury. Chyba totalnie nie rozumieli, o co chodzi w zasadach, ale za to ja i Zabini bawiliśmy się świetnie.

Nagle drzwi trzasnęły, a ja aż podskoczyłam w miejscu. Spojrzałam na rozzłoszczonego Draco, który w zirytowaniu przemierzał długość pokoju. Pierwszaki pouciekały do swoich dormitoriów na jego widok, a drugo i trzecioklasiści odsunęli się bardziej na bok. Ja tylko obserwowałam, jak nalewa sobie ognistej whisky, zanurza w niej usta i bierze głęboki wdech. Jego klatka unosiła się i opadała ciężko, kiedy oddychał wyłącznie przez nos. Coś musiało nieźle go zdenerwować.

Pansy coś do niego mówiła, ale on wyłącznie potakiwał jej, w ogóle nie słuchając. Patrzył na mnie, powoli sącząc płyn ze szklanki. Sygnet na jego palcu mienił się, odbijając płomienie z kominka.

W końcu Draco ruszył się z miejsca. Podszedł do kanapy, na której siedziałam razem z chłopakami i wyciągnął dłoń, a ja od razu ją pochwyciłam.

Poszłam za Malfoyem do jego pokoju, ignorując tym samym znajomych i grę w karty.

Chłopak zatrzasnął za nami drzwi i niemal natychmiast zaczął rozpinać swoją koszulę.

Chciałam zrobić to samo, ale powstrzymał mnie.

— Nie — rzucił. Jego głos był odległy, jakby dobiegał z innego pomieszczenia albo w ogóle świata.

Opuściłam ręce wzdłuż tułowia, czekając na następny ruch Dracona. On tylko zrzucił z ramion swoją koszulę i podszedł do mnie. Odgarnął moje włosy na plecy i powoli odpiął guzik koszuli, która wystawała mi spod blezera. Tylko tyle, ile było widać. Pochylił się, żeby złożyć na mojej skórze mocny pocałunek. Byłam pewna, że zostanie po tym ślad.

Z przyjemności odchyliłam głowę, dając mu tym samym lepszy dostęp do mojego dekoltu.

Dmuchnął zimnym powietrzem w miejsce, które całował jeszcze chwilę przedtem, a potem sięgnął dwiema rękami do moich ud. Podsunął ręce pod materiał mojej spódniczki, aż po samą koronkową krawędź bielizny, którą miałam na sobie. Zahaczył palcami wskazującymi o materiał z dwóch stron, by następnie pociągnąć go w dół.

Przez cały ten czas patrzyliśmy się sobie w oczy, nie odzywając się do siebie. Byłam ciekawa każdego jego następnego ruchu.

Chciałam też zapytać, co tak bardzo wyprowadziło go z równowagi, ale odłożyłam tę rozmowę na później.

Draco podsunął mi pod usta dwa palce, więc nie pytając o nic, wzięłam je do buzi. Uśmiechnął się lekko, kiedy zassałam policzki.

— Dobra dziewczynka — pochwalił szeptem.

Nie musiała minął dłuższa chwila, żebym poczuła palce, które dopiero ośliniłam, w sobie. Wciągnęłam powietrze przez nos z cichym świstem. Serce zabiło mi odrobinę szybciej.

Malfoy wykonywał płynne ruchy w moim wnętrzu i z każdą chwilą po moim ciele rozpływała się coraz większa dawka przyjemności. Zrobiło mi się cieplej, zaschło mi w gardle, a z pomiędzy warg raz po raz wydobywały się ciche jęknięcia.

Oparłam mokre czoło o nagie ramię chłopaka.

Dołożył trzeci palec, na co kompletnie nie byłam gotowa.

— Draco — sapnęłam, uczepiwszy się jego wolnego łokcia.

— Bądź grzeczną dziewczynką, Rose — wyszeptał mi na ucho, po czym przygryzł jego płatek.

Kilka sekund później ugięły się pode mną kolana. Gdyby Dracon nie przytrzymał mnie w swoim silnym uścisku, dosłownie upadłabym na ziemię.

Teraz trzymał mnie blisko, tak blisko, że słyszałam bicie jego serca.

Trzęsłam się w jego uścisku jeszcze przez chwilę, zanim doprowadził mnie na szczyt. Wtedy jeszcze bardziej bezwładnie opadłam w jego ramionach, zmęczona, z przyspieszonym tętnem i ledwo łapiąc oddech.

Chłopak pocałował mnie w czoło, po czym poprowadził do swojego łóżka, na którym ułożyłam się bez chwili wahania.

Kiedy powoli zdejmował ze mnie ubrania, ja bawiłam się kosmykami jego jasnych włosów. Patrzyłam na jego piękną twarz i przeklinałam go w myślach za to, że jest taki pociągający.

W końcu odważyłam się zacząć rozmowę, która, mimo że nie była konieczna, zdawała się wyczekiwać, by zostać odbytą.

— Co tak cię wkurzyło? — zapytałam cicho.

Przerwał zsuwanie moich podkolanówek i popatrzył na mnie, chyba zdziwiony, że w ogóle pytam.

Powtarzałam sobie, że to tylko ciekawość i tak naprawdę wcale nie obchodzi mnie jego życie.

— Potter — rzucił obojętnie.

Potaknęłam skinieniem i nie pytałam więcej. Kłamał. Czułam, że kłamał. Ale przecież mnie to nie obchodziło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro