Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

NOW - F A M I L Y

Słuchajcie! Tydzień temu padł mi telefon, dosłownie umarł i dlatego nic nie wrzucałam przez tyle czasu. Ale za to skończyłam pisać całą pierwszą część tego ff :DD, więc spodziewajcie się rozdziałów codziennie, a może nawet dwa razy dziennie. (rozdział niesprawdzany, forgive me).

Będzie mi bardzo miło, jeśli dacie mi jakoś znać, że nadal tu jesteście ♥

No to enjoy! 

****


Byłam cholernie zestresowana. Nie, to mało powiedziane. Tak zestresowana jak tego dnia nie byłam nawet w noc, w którą straciłam dziewictwo.

Nie spałam pół nocy, walcząc z myślami. Od rana wybierałam najlepsze ubrania, robiłam perfekcyjny makijaż i układałam włosy, żeby prezentowały się lepiej niż zawsze.

Miałam dzisiaj poznać rodziców mojego chłopaka. Oficjalnie. Osobiście.

Byłam równocześnie podekscytowana i przerażona tym faktem.

Słyszałam wiele o rodzinie Malfoyów. Mówiono, że są wyniośli, nieczuli i się wywyższają. Szczerze mówiąc, wierzyłam w te wszystkie plotki, bo chociażby patrząc na Dracona i jego problemy z wyrażaniem emocji, miałam ku temu podstawy.

Podróż przez szafkę zniknięć była dziwna, średnio komfortowa. Nie dość, że ciężko było się zmieścić w niej we dwójkę, to jeszcze odczucie, towarzyszące tej podróży było dwa razy gorsze niż pierwsze użycie proszku Fiuu. Sklep Borgina i Bursa też nie był najprzyjemniejszym miejscem, ale naprawdę zestresowana była, kiedy stanęliśmy przed domem mojego chłopaka.

Jego wielka posiadłość była ogromna i ponura. Mój żołądek ścisnął się nieprzyjemnie, a do gardła podeszła mi żółć. Mocniej ścisnęłam rękę Draco, a moja dłoń ślizgała się w jego uścisku, mokra od potu. Serce waliło mi w piersi głośno i ogólnie rzecz biorąc, chciało mi się płakać z nerwów.

— Spokojnie, nie będzie tak źle — szepnął mi na ucho Dracon, po czym pocałował moją skroń i ruszył do przodu, ciągnąc mnie za sobą.

W środku było jeszcze bardziej mrocznie, wszędzie panował półmrok i chłód, a w powietrzu unosił się zapach grozy. Przełknęłam gęstą ślinę, kiedy uświadomiłam sobie, że nasze kroki odbijają się echem.

Przez myśl przeszło mi, że to nic dziwnego, że mój chłopak ma problem z emocjami, kiedy wychował się w miejscu takie jak to.

Draco otworzył przede mną drzwi, jak się okazało, do kuchni, gdzie jego mama kończyła gotować. Usłyszawszy skrzypiące zawiasy, odwróciła się przez ramię, a jej wąskie wargi wywinęły się w łagodnym uśmiechu. Pierwszy raz widziałam Narcyzę i od razu stwierdziłam, że jest piękną kobietą.

— Dzień dobry — przywitałam się, starając się, by mój głos nie drżał za bardzo.

— Cześć — odpowiedziała. — Cieszę się, że mogę cię poznać. Draco wiele o tobie mówił.

Moja twarz zaszła rumieńcem na tę wiadomość. Nie spodziewałam się tego usłyszeć, Dracon nie był przecież wylewnym typem chłopca.

— Mi również miło poznać — odpowiedziałam, lekko onieśmielona.

— Już jesteście? — odezwał się nagle drugi, głęboki głos, a ja przyłapałam się na tym, że nie zorientowałam się, kiedy Lucjusz Malfoy wszedł do środka. — Rosemary, tak?

— Tak, sir — przytaknęłam, odwróciwszy się w stronę mężczyzny.

— Widzę, że mój syn ma gust — skomentował, przez co poczułam się odrobinę niezręcznie. — Chociaż jedna dobra cecha.

Powstrzymałam się przed odpowiedzią. Chciałam bowiem powiedzieć, że Dracon ma bardzo dużo dobrego w sobie, a taka bezpodstawna krytyka wcale nie działa dobrze na dorastającego chłopaka, jednak nie chciałam, żeby rodzice mojego ukochanego uważali mnie za bezczelną i pyskatą. Dlatego tylko mocniej zacisnęłam wargi.

— Baliśmy się, że nigdy nie znajdzie sobie dziewczyny — przyznała Narcyza, na co Draco wywrócił oczami.

To również pozostawiłam bez komentarza, bo na usta cisnęło mi się, że to ich wina. Gdyby okazywali mu więcej uczuć, może sam nie zaduszałby wszystkiego w sobie i nie bał się miłości. Ale co ja tam mogłam wiedzieć...

— Tymczasem ty spadłaś nam z nieba — kontynuowała kobieta. — Czarownica z dobrego domu, czysta krew, mądra i ładna, a w dodatku Ślizgonka. Co prawda nie od początku, ale jednak.

— Teraz rozumiem, dlaczego Draconowi tak zależało na twoim przeniesieniu — skwitował Lucjusz.

— Jestem za nie ogromnie wdzięczna, wiem, że to pana zasługa — przypomniało mi się, więc wysiliłam się na uśmiech.

Mężczyzna już miał coś mi odpowiedzieć, kiedy drzwi do kuchni znowu otworzyły się, tym razem z hukiem. Odbiły się od ściany i zatrzasnęły za postacią, która uraczyła nas swoją obecnością. Kobieta w długiej, czarnej sukience i z burzą czarnych loków oraz wąskimi wargami pomalowanymi czerwoną szminką niezaprzeczalnie była ciotką mojego chłopaka, Bellatrix Lastrange.

— Gdzie jest dziewczyna?! — zawołała, a kiedy jej spojrzenie padło na mnie, szybko pokonała dzielącą nas odległość. Chwyciła w swoje szczupłe palce moją szczękę i przyjrzała mi się, szeroko otwierając oczy.

Dracon ostrzegał mnie przed nią, dlatego starałam się zachować spokój. Patrzyłam w jej zimne oczy niewzruszonym spojrzeniem i pilnowałam, żeby normować oddech. Nie mogłam dać się zastraszyć. Bellatrix właśnie mnie testowała, a ja nie chciałam oblać jej egzaminu.

— Co zrobiłabyś, gdybym zaczęła cię torturować? — syknęła z diabolicznym uśmiechem.

— Cóż, może to lubię — odszepnęłam hardo. — Zapytaj siostrzeńca.

Zaśmiała się, a potem cofnęła, więc odetchnęłam z ulgą. Co za dziwna kobieta.

— Podoba mi się — oznajmiła. — Możesz się z nią spotykać.

— Dzięki za pozwolenie — mruknął Draco, a następnie zrobił krok w moją stronę i jego silna dłoń spoczęła na mojej talii. Przyciągnął mnie bliżej, jakby chciał mieć pewność, że nikt już nie będzie mnie dotykał i odciągał od niego.

Niestety najgorsze było przede mną.

Zaraz za Bellatrix w kuchni zjawił się ktoś, kogo łudziłam się, że nie spotkam. Wiedziałam, że to prawie niemożliwe, a jednak miałam głupią nadzieję...

Na sam widok Toma Riddle'a, po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz przerażenia. Jego blada, żylasta postać wzbudzała we mnie tak wiele negatywnych emocji. Czułam, jak zaczynam się trząść, więc spięłam wszystkie mięśnie, by nie dać po sobie tego poznać. A kiedy patrzyłam na jego obrzydliwą, bladoniebieską twarz bez nosa, bardziej przypominającą węża aniżeli człowieka, dostawałam mdłości.

Zmusiłam się jednak do tego, co ustaliłam z Draco.

Wystąpiłam krok do przodu, chwyciłam za rąbki mojej czarnej sukienki i dygnęłam, pochylając głowę.

— To dla mnie zaszczyt — wydukałam z ledwością brzmiąc normlanie.

Tak naprawdę prawie płakałam, ale miałam nadzieję, że nikt tego nie widzi. Czułam przepełniającą mnie odrazę, nie tylko do Czarnego Pana, ale też do samej siebie. Działałam wbrew swoim poglądom, nie chciałam znajdować się po tej stronie, nie byłam zwolenniczką Voldemorta i jego działań. Jak dla mnie, wszystkie te mugolaczki-robaczki mogły sobie spokojnie żyć, zwyczajnie mnie nie obchodziły.

Jednak robiłam to wszystko, co robiłam, z miłości. Chciałam być przy Draco i zrobiłabym dla niego niemal wszystko, więc to małe kłamstwo, chociaż ledwo przechodziło mi przez gardło, nie było niczym wielkim.

Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać ułożył mi swoją paskudną dłoń na ramieniu.

— Wstań, dziecko — zaskrzeczał, więc wyprostowałam się.

Wciąż czułam na sobie jego odrzucający dotyk, ale dzielnie go znosiłam.

— Teraz jesteś częścią rodziny — dodał, niemal szepcząc.

Wstrzymałam oddech, żeby nie powiedzieć nic głupiego.

Uśmiechnęłam się lekko, ponieważ na nic więcej nie było mnie stać.

To, co właśnie się działo, było czystym szaleństwem, ale czy to nie tak, że ja już dawno oszalałam poprzez tę miłość?

Kiedy późnym wieczorem wyszliśmy w końcu z posiadłości Malfoyów, a ja odetchnęłam mroźnym, lutowym powietrzem, poczułam niemożliwą do opisania ulgę.

Draco zatrzymał mnie tuż za winklem, gdzie chwycił moje ramiona, popatrzył w oczy. Jedną ręką zaczesał moje włosy do tyłu, a potem pochylił się i pocałował moje czoło.

— Dziękuję — szepnął.

Tylko jedno słowo, a sprawiło, że odniosłam wrażenie, że kilka godzin męczarni przy jego rodzinie było warte. Warto było to znieść, bo dla niego tak wiele to znaczyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro