ROZDZIAŁ.6
Adison wbiegła na posterunek. Nie zadzwonił jej budzik i była pewna, że się spóźni. Położyła swoją torebkę na ziemi, a sama opadła na krzesło biurowe. Poklepała swoje policzki, aby się przebudzić po czym wzięła się od razu do pracy. Miała stworzyć dzisiaj karty podejrzanych w związku z morderstwem. Być może wydawało się to dziwne biorąc pod uwagę liczbę dowodów, to Fowler chciał je widzieć, jak najszybciej u siebie na biurku. Spojrzała na to co pokazuje baza danych i przełknęła ślinę. Nie spodziewała się, że po wpisaniu zebranych dowodów w bazę danych, wyjdą jej cztery strony podejrzanych. Wiedziała, że sama nie da rady zawęzić obszaru tych kart. Spojrzała na Hanka. Connor na pewno da radę jej z tym pomóc. W końcu to on miał ją naprowadzać, przez pierwsze dni pracy tutaj. Wstała i powolnym krokiem podeszła do porucznika.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się.
- Dobry młoda. Wzięłaś się za te karty podejrzanych? - zapytał.
- Tak, owszem. Tylko... chyba potrzebuje pomocy Connora. - stwierdziła. - Miał lepiej zawężony profil mordercy.
- Dzisiaj go nie będzie. W sumie, jak do końca tygodnia. - wzruszył ramionami Hank.
- Co takiego? Coś się stało? - zapytała zmartwionym głosem.
- Powiedział Fowlerowi, że musi odpocząć. - odpowiedział. - Ostatnio dziwnie się zachowuje. Może to lepiej, że zrobi sobie przerwę.
Adison skinęła głową wracając do biurka. Była zaskoczona tym, że android bierze urlop. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo był dla niej maszyną. Był dla niej, jak człowiek, więc czy powinna być zaskoczona, że android może potrzebować przerwy?
Oparła się o krzesło, gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu.
- Witam spóźnialską. - prychnął Reed stawiając na jej biurku kawę. - Trzymaj Parker.
- Wow... zrobiłeś progres. Jak tak dalej pójdzie to może kiedyś stracisz dopisek "samolub". - prychnęła.
- Nie wracajmy do tego jaki byłem kilka lat temu.
- Dopiero awansowałeś wtedy na detektywa! Ten cały mundur był na ciebie za duży. - na wspomnienie tego widoku zaśmiała się krótko.
- Taa... dalej jest.
- Bez obrazy, ale wyglądałeś w nim źle.
- Aktualne mundury są ładniejsze tak szczerze.
- Wierze na słowo.
- Więc... co Fowler ci wyznaczył?
- Karty podejrzanych. Będę musiała pogrzebać w teczkach za informacjami. - mówiąc to upiła łyk kawy. Czemu miała wrażenie, że poznaje Reeda od nowa? - Szkoda, że nie ma Connora. Poszłoby o wiele szybciej.
- Jak dla mnie to lepiej. Nie znoszę tego dupka.
- Czemu niby? Wydaje się miły.
- Miły do zajebania. Ta jego kulturka w chuj mnie wkurwia.
- Nie ma chyba nic złego w byciu miłym. - wzruszyła ramionami Parker. Spojrzała na Gavina, który odwracał wzrok. - Chyba, że nie o to ci chodzi.
Gavin fuknął w odpowiedzi. Jednak się przeliczyła. Dalej to był taki sam Gavin, jak kilka lat temu. Czemu tylko wtedy wydawał się jej o wiele bardziej szarmancki i kochany? Może i miał przyduży mundur, niepewność wymalowaną na twarzy, którą tuszował agresywnym zachowaniem... ale był inny. Adison skrzywiła się lekko.
******
Connor leżał na kanapie w salonie Markusa podrzucają piłkę tenisową. Z wielką precyzją łapał ją w locie. Myślał nad tym co ostatnio czuł i starał się to analizować. Choćby, jak Gavin go popchnął, albo kiedy Fowler na niego krzyknął. Analizował też rozmowę z Adison. North w tym czasie stała na drabinie i wycierała kurze z najwyższych półek w salonie. W tym samym czasie Simon i Josh czyścili po kolei wszystkie pomieszczenia, a Markus porządkował prace Carla w pracowni.
- North - powiedział Connor dalej podrzucając piłkę. Dziewczyna spojrzała na niego.
- Tak? - zapytała zaprzestając wykonywanie czynności. Patrzyła na Connora którego wzrok był zupełnie pusty.
- Jak byłem na komisariacie to pewien pracownik specjalnie pchnął mnie na ziemię. - zaczął. North zaczęła schodzić z drabiny. - Chciałem go wtedy uderzyć, ale jednocześnie bałem się. Byłem... - przerwał. Jak mógłby to nazwać?
- Byłeś po prostu zły, że ci to zrobił. Chciałeś się odgryźć. Jesteś jednak na tyle opanowany, że tego nie zrobiłeś. Punkt na twoją stronę. - tłumaczyła siadając na bocznym zagłówku kanapy patrząc, jak Connor po raz ostatni łapie piłkę. Jego ręką opadła na brzuch dalej mocno ją ściskając.
- Po prostu... - szepnął. - To było proste. Powinienem od razu to nazwać. Czemu od razu nie wiedziałem? - zapytał jakby sam siebie.
- Bo byłeś jednocześnie zły i sfrustrowany. To chyba nie był pierwszy raz kiedy tak zrobił.
- To jego rutyna. - prychnął.
- Byłeś zły, jednocześnie czując się bezsilnie. Nie wiedziałeś na czym się oprzeć.
- Emocje kiedy zaczynają się mieszać są dla mnie okropne.
- Widzę. Dlatego tu jesteś. Będę starała ci się to wszystko wyjaśnić. To chyba jedyne co mogę dla ciebie uczynić.
- Boje się nowych emocji. - powiedział. - A raczej tego, jak je... odbiorę.
- Chyba nie miałeś żadnej sytuacji, abyś się bał nowego uczucia. - uśmiechnęła się słabo, ale Connor pozostał niewzruszony. Przypomniał sobie sytuację z niedzielnego wieczoru. North od razu zauważyła, że coś wspomina. Nie myśląc długo złapała go za dłoń zdejmując syntetyczną skórę. Ich białe dłonie się złączyły. North po chwili odskoczyła jakby widząc ducha. Connor patrzył na nią z przerażeniem. Jego dioda mrugała na czerwono.
- Ja... przepraszam. Nie wiedziałam, że ty...
- Nie mów o tym nikomu. Proszę. - szepnął. North przytaknęła.
- Masz moje słowo, ale... dlaczego?
- Myślał, że to będzie dobry pomysł.
- Wiem, że po tym co przeżyłeś teraz ciężko ci będzie myśleć w ten sposób co ja, ale... to nic złego.
- Boje się, że kiedy się zakocham i przyjdzie taki moment ja...
- Boisz się miłości najbardziej? - zapytała.
- Tak, bo wydaje mi się to najbardziej skomplikowane. Strata bliskiej osoby jest mi łatwiejsza do zrozumienia, niż to.
- Bo miłość jest wyjątkowa i faktycznie składa się na nią wiele czynników. Zachwyt, niepokój, tkliwość, zazdrość, tęsknota, radość, a nawet i pożądanie. - starała się mu wytłumaczyć. Nie była specjalistą. Connor jednak uważnie jej słuchał i zapamiętywał. Ona w końcu doświadczyła miłości. Wie o tym, więcej, niż on. - Jednak... to nie przytłacza. To w pewien sposób wspaniałe.
- A co jeżeli ja tak nie będę tego czuł? - zapytał.
- Dowiesz się, jak się zakochasz. No chyba, że już jesteś.
- Nie. - zaprzeczył.
- A ta niebieskowłosa Traci? Ciągle widzę was razem.
- Próbujemy polepszyć kontakt po tym, jak w celowałem w jej dziewczynę. Jest tylko znajomą. - wyjaśnił siadając obok North. Spuścił wzrok na buty.
- A ta od Kamskiego?
- Chloe? - upewnił się, a North przytaknęła. - O nie. Nie! Przyjaźnimy się to fakt, ale... chyba bym wiedział. - popatrzył na nią wzrokiem zbitego psa. North uśmiechnęła się. Objęła Connora. Ten jednak nie zareagował.
- Jestem pewna, że wkrótce to zrozumiesz i przestaniesz się bać. - powiedziała pewnie klepiąc go po plecach. Po tym wstała i wróciła na drabinę.
- A ty skąd wiedziałaś, że kochasz Markusa? - zapytał odwracając się w jej stronę.
- Po prostu. Czujesz to. Jest to impuls na który nawet nie masz wpływu. Po prostu. - mówiąc to skupiła się na wycieraniu.
- Zacząłem czytać "Romeo i Julię". - zagadnął.
- Nie wierz we wszystko co jest w książkach. Tam często jest to zbyt ckliwe. - odparła.
- Nie rozumiem.
- Zabijają się z miłością. To urocze i piękne zarazem, ale jednocześnie... rzadko spotyka się w realnym życiu, że po śmierci małżonka drugi człowiek pozbawia się życia, czyż nie?
- Może coś w tym jest... - szepnął. Wtedy jego telefon zadzwonił
******
Adison nie lubiła zapuszczać się w mało znane ulice. Dlatego tym bardziej prestiżowe osiedle w Detroit wydawało się jej obce. Nie sądziła nigdy, że dziewczynie z przeciętnej rodziny kiedykolwiek będzie dane choćby po niej iść. Rozglądała się dookoła jednocześnie patrząc na ekran smartphone'a. Dom Carla Manfreda na zdjęciach był wielki. Wręcz nie do przeoczenia.
Po co tam szła? Musiała skończyć karty podejrzanych. Szukanie w teczkach nie poskutkowało zawężeniem obszaru poszukiwań, a raczej poszerzeniu go. Dodatkowo sprawdzenie, jak Connor spędza urlop wydawało się jej dobrym pomysłem. Bała się, że ten zupełnie pogrąży się w tym co go trapi. Zwierzył się jej z problemów i poczuła odpowiedzialność jaka spoczywa w związku z tym na niej. Teoretycznie miała nie wspominać ich rozmowy, ale wręcz nie mogła przestać o tym myśleć. Myślała, że tylko ludzie mogą mieć z tym problem. Idealne istoty miałyby czegoś nie rozumieć?
Connor wydawał się jej bardzo pogodną osobą. W stosunku do innych kulturalny, zawsze pełen klasy. Był często zamyślony, lecz nie mogła go za to winić. Kiedy człowiek nad czymś się głowi również taki jest. Na miejscu zbrodni zupełnie niewzruszony, zimny i gotowy poświęcić się dla sprawy. Tak, jak za czasów rewolucji. Słyszała o jego czynach i budziło w niej to podziw.
Dodatkowo nie mogła zaprzeczyć, że z wyglądu był chodzącym promykiem. Brązowe oczy dające poczucie bezpieczeństwa, urocze piegi i pieprzyki, oraz kosmyk opadający na czoło. CyberLife ma z zwyczaju tworzyć androidy na piękne istoty, ale, przy nim postarali się wyjątkowo. Nie widziała nigdy kogoś, kto tak jak Connor potrafił być jednocześnie pełnym uroku chłopakiem, jak i chłodnym, pełen poczucia wyższości mężczyzną.
Już miała się poddać i zawrócić do domu, gdy usłyszała syntetyczny głos z jej telefonu.
- Dotarłeś do celu.
Adison spojrzała na wielki dom. Za nim do niego podeszła porównała to co widzi ze zdjęciami z grafiki. Identyczne! Pełna entuzjazmu podbiegła do drzwi. Nie wahając się zadzwoniła dzwonkiem. Chwilę stała, przytupując przy tym nogą. Poprawiła torbę z laptopem, którą trzymała na ramieniu, gdy w drzwiach zobaczyła androida. Był to blondyn o jasnej cerze i niebieskich oczach.
- Dobry wieczór. - przywitał się.
- Dobry. Ja jestem Adison Parker, współpracowniczka Connora. Pilnie potrzebuje jego pomocy. Wiem, że ma urlop, ale...
- Ja jestem Simon. Proszę wejdź. - android przepuścił ją w drzwiach uśmiechając się. Adison skinęła głową Simonowi kiedy ten przepuścił ją w drzwiach. Dom od środka wydawał się o wiele większy, niż na zewnątrz.
- Nie chce mu przeszkadzać, ale to pilne dla naszej sprawy. - dokończyła.
- W porządku. - uniósł kącik ust. - Connor tylko tak, jakby... odpoczywa.
Adison uniosła brew, a Simon wskazał, aby szła za nim. Przeszli do salonu. Początkowo wydawało się wszystkim, że nikogo tu nie ma. Do momentu, gdy podeszli do kanapy.
Connor leżał na niej na boku z zamkniętymi oczami, przykryty kocem. Adison popatrzyła na to ze zdumieniem.
- Przełączył się w tryb uśpienia.
- Taki androidzi sen? - wyszeptała, a Simon przytaknął.
- Zgaduje, że zaraz się obudzi także możesz zaczekać. - powiedział idąc do wyjścia.
- Dziękuje. - odparła. Simon wyszedł.
Adison wbiła wzrok w androida. Zwykle idealnie ułożone włosy teraz były w lekkim nieładzie. Jego twarz za to była zupełnie spokojna, a jego klatka piersiowa regularnie się unosiła, stymulując oddychanie. CyberLife nawet to dopracowało. Wyglądał, jakby faktycznie spał. Parker naciągnęła mocniej na niego koc z uwagą patrząc na drobne pieprzyki na jego policzkach. Przez chwilę jeszcze na niego patrzyła, po czym zdecydowała się wyjąć laptopa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro