ROZDZIAŁ.5
Connor właśnie wrócił do swojego biurka. Spojrzał przelotnie na Hanka, który jadł kolejnego donuta. Sam ostatecznie zagłębił się w dane sprawy morderstwa. On i Adison udawali, że przed chwilą nie rozmawiali. Dla Cona była to duża ulga. Czuł się lepiej z tym, że kobieta po prostu go wysłuchała. Nie rzucała na lewo i prawo bezsensownymi radami. Okazała mu zrozumienie. RK800 zauważył, że łatwiej o emocjach rozmawia mu się z nowo poznanymi osobami. Nie wiedział dlaczego tak jest. Może to kwestia, że czuł do nich mniejsze przywiązanie?
- Lepiej ci? - zapytał Hank. Connor uśmiechnął się.
- O wiele.
- To dobrze, bo właśnie przyszły wyniki analiz. - mówiąc to wziął w dłonie białą teczkę i przerzucił ją na biurko swojego partnera. Connor wziął ją w dłonie i otworzył. Zaczął czytać. - Ubrania należały do ofiary. Badania krwi to potwierdziły. Ubranka dziecięce należały do syna tej kobiety.
- Dalej nie wiemy jednak kto jest mordercą. - stwierdził Connor zamykając teczkę. - Musimy dalej szukać wskazówek i rozszerzyć dane o podejrzanych.
- Masz kogoś na oku? - zapytał Hank pochylając się nad biurkiem. Connor pokręcił przecząco głową.
- Mam za mało danych. - wyjaśnił szybko. Hank zacisnął usta, drapiąc, przy tym brodę.
Connor wtedy wyszukał wzrokiem Adison Parker. Siedziała, przy swoim biurku czytając kolejne akta i pisząc raporty. Co jakiś czas odgarniała swoje włosy za jedno ucho i popijała herbatę z białego kubka.
- A masz jakieś plany na wieczór? - zapytał nagle Hank. Connor spojrzał na jego twarz.
- Nie, raczej nie.
- Gears grają, ale samemu oglądać mecz to tak średnio. - odparł mężczyzna. Android uśmiechnął się szczerze. Samotność źle na niego działa. Być może Hank uchronił go od wieczornego czytania "Romea i Julii" i kolejnych rozważań nad emocjami. - Wpadasz? - zapytał.
- Bardzo chętnie. Dawno nie oglądałem ich gry. Jak sobie radzą?
- Dzisiaj się przekonasz. - zaśmiał się.
******
Siedzieli razem na kanapie. Hank trzymając w dłoni miskę z chipsami krzyczał za każdym razem, gdy Gearsi zdobywali punkt. Connor za to głaskał Sumo, który swój wielki łeb ułożył na jego kolanach. RK800 bardziej skupił się na gładzeniu bernardyna, niż na tym co aktualnie działo się na ekranie. Psy, jak i inne zwierzęta dalej wydawały się Connorowi bardzo obce. Nie mógł zrozumieć ich niektórych zachowań nawet kiedy miały one naukowe wytłumaczenie. Najpierw jednak sam chciał pozbyć się wszystkich wahań w związku z własnymi emocjami. Rozmowa z Parker sprawiła, że czuł się o wiele lepiej. Tak, jakby ktoś zdjął z niego część ciężaru. Czuł się z tym wręcz błogo. Tak, jakby problem zniknął. W głębi wiedział, że to chwilowa poprawa, ale wolał utrzymywać się w świadomości, że tak pozostanie. Sumo cicho dyszał, a Hank garściami wsypywał do ust chipsy.
- I co sądzisz Connor? - zapytał obejmując go jedną wolną ręką. Android spojrzał na wynik meczu. Szybko porównał go z ostatnimi statystykami. Gearsi mieli spadek formy.
- Są nieźli. - odparł na to android. Po co psuć Hankowi humor?
- Załatwię nam bilety na następny mecz, daje ci słowo! - zaśmiał się. Connor spojrzał na godzinę. Dochodziła 23.
- Zostałbym do końca, ale robi się późno. - odparł RK800 wstając. Podrapał kark. - Powinienem wracać.
- Ktoś na ciebie czeka? - zapytał Hank.
- Znaczy... nie. Ale pomyślałem, że zajrzę do Markusa. Może znajdzie dla mnie chwilkę. - wyjaśnił. Hank machnął ręką
- Trzeba było od razu mówić! - powiedział. - W takim razie spływaj młody i widzimy się jutro.
Connor skierował się do wyjścia. Już wychodził, gdy odwrócił się jeszcze w stronę Hanka.
- Tylko po meczu lepiej od razu połóż się spać. Sen dobrze wpływa na...
- Tak, tak, JEST! - krzyknął. Chyba ktoś zdobył kolejny punkt. Connor przewrócił oczami wychodząc na dwór.
Noc była piękną porą. Mimo, iż Detroit uchodziło za miasto w którym skala przestępczości była równie wysoka co ta bezrobocia, to wbrew temu było tu bardzo spokojnie. Idąc chodnikiem Connor zerkał na trawniki, które odbijały promienie latarni. Jak dużo szczęścia miał lądując w Detroit? Sam nie był w stanie określić.
Póki co skupił się na Markusie. Nie interesował się polityką od momentu, gdy nie był pewny, czy przemówienia Warren wprawiały go w złość, czy dumę.
Markus w jego życiu odegrał nie kryjąc kluczową rolę. Nie tylko przez rewolucję. Największego zdrajcę potraktował, jak brata. Connor z ogrodu Amandy, przeszedł na scenę Markusa. Androidzi przywódca zapraszał Connora na dosłownie każdą imprezę w związku z całą sytuacją. Kiedy rozmawiał z Warren siedział tam wraz z resztą Jerycha. Nie odzywał się. Nigdy nie powiedział w takich sytuacjach, ani słowa, lecz przyglądał się. Markus był inny od reszty androidów. Biegłość w rozmowie z ludźmi była inna, niż u reszty z ich gatunku. Con nie miał wątpliwości, że to zasługa Carla Manfreda.
Niektóre androidy Connora traktowały, przez to nawet, jak jednego z liderów Jerycha. Nie był nim.
Była też druga strona medalu. Niektóre androidy dalej traktują go, jak zdrajcę co skutkuję, że w jego stronę lecą różne epitety. "Zdrajca", "Spiskowiec", "Agent" to tylko kilka przykładowych, które Connor zdołał usłyszeć idąc tuż obok North, Simona, Josha i Markusa.
Dotarł pod dom Carla Manfreda. Markus zaczął tam mieszkać od momentu kiedy dowiedział, się, że dom stoi pusty od śmierci malarza. Connor zawahał się chwilę, z zapukaniem do jego drzwi. Ostatecznie jednak złożył dłoń w pięść i kilka razy uderzył w drzwi. Zrobił to o wiele delikatniej, niż zwykle. Usłyszał kroki, a po chwili drzwi otworzyły się. Stała w nich North.
- Cześć Connor. - uśmiechnęła się lekko. Con odwzajemnił go. - Co tutaj robisz?
- Chciałem porozmawiać z Markusem. Dawno się nie widzieliśmy, a ja... jeżeli go nie ma, albo jest zajęty to potraktuj, że mnie tu nie było
- Co ty mówisz Connor? - usłyszał głos z wnętrza domu. Do North podszedł Markus. - Wejdź. - powiedział.
North przepuściła go w drzwiach. Connor podszedł do Markusa i przywitał go skinięciem głowy. Markus uśmiechnął się.
- Pogadamy w pracowni. Zapraszam. - wskazał ręką w stronę salonu. Connor wszedł do pomieszczenia. Od razu zobaczył Josha czytającego coś, przy regale z książkami i Simona leżącego na kanapie.
- Cześć. - przywitał się Connor. Androidy spojrzał na niego.
- Dobry Connor. - powiedział Simon.
- Dobry. - odparł również Josh.
Connor i Markus zamknęli się w pracowni.
- Nie ma tu nic do siedzenia, ale możesz usiąść na stole. - Markus wskazał, biorąc w dłonie paletę z farbami i pędzel.
- Obejdzie się, ale dziękuje. - odpowiedział Connor jedynie opierając się o stół.
- W takim razie, mów. Co u ciebie? - zapytał Markus kiedy jego pędzel zaczął krążyć po płótnie.
- Właściwie to nic. Dalej pracuje w DPD z Hankiem... nic ciekawego.
- Ale chyba coś się tu jeszcze sprowadza.
- Chciałem zapytać, co u was. - wydusił. Chciał oszczędzić gadki o emocjach.
- U nas w porządku. Wkrótce jedziemy na spotkanie z Prezydent Warren w sprawie kilu praw dla androidów. Po za tym... odpoczywamy po rewolucji. - zaśmiał się. - Po roku ciężkiej pracy wszyscy potrzebowaliśmy chwili wytchnienia.
- Nie dziwie ci się. - odparł Connor.
- Planujemy nawet w najbliższych dniach wysprzątać do Carla. Jest dość zaniedbany, chociaż nie widać tego na pierwszy rzut oka. - wyjaśnił.
Markus bardzo lubił Connora. Nie rozpamiętywał tego jaki był, a skupiał się na jego pozytywnych cechach, które ma teraz. Mimo, iż na pierwszy rzut oka widział, że coś go trapi zdecydował się wprost o to nie pytać. Nie chciał być natrętny, a po za tym znał RK800. Wiedział, że na pytanie zadane wprost nie udzieli mu odpowiedzi.
- A jak mieszka się samemu? Samotność ci nie doskwiera? - napomniał mulat odwracając się na chwilę w jego stronę. - No chyba, że coś się zmieniło od naszego ostatniego spotkania?
- Nic się nie zmieniło. - od razu stwierdził Con. - Co w sumie miało się zmienić?
- Nie wiem. Coraz więcej androidów znajduje swoje drugie połówki.
- Nie mów tak. - burknął Connor. - Miłość nie jest dla mnie. Jest przerażająca.
- Mam wrażenie, że boisz się emocji. - powiedział poważnie Markus. Connor zamilkł. Czy po nim, aż tak bardzo to widać? - Mam rację? - zapytał odkładając farby. Założył ręce na piersi. Con westchnął zaciskając usta w wąską linię. Markus od razu poczuł, że wstąpił na grunt jego problemu.
- Przestałem je rozumieć. Mieszam ich znaczenia i mam wrażenie, że staje się, przez nie nieobliczalny. - wyjaśnił. - To co czuje źle nazywam. Emocje też się mieszają. Dochodzę, przez to do punktu gdzie... - a chwilę zamilkł. - Nie wiem co mam robić Markus.
RK200 oparł się o stół. Z Connorem stykali się ramionami. Zapadła między nimi cisza.
- Unikasz nowych emocji? I stąd też niechęć do miłości? - zapytał Markus. Con przytaknął.- Nie możesz ich unikać Con. Wiem, że ciężko to zrozumieć i, że się w tym wszystkim gubisz, ale to nie rozwiąże problemu.
- To co mam robić? Nie piszę się na odkrywanie ich. Hank już próbował. - RK800 założył ręce na klatce piersiowej.
- Może... weź sobie wolne w pracy. Zostaniesz z myślami, ale być może to pomoże.
- Jak jestem sam to mieszam jeszcze bardziej.
- To posiedzisz z nami. - powiedział od razu Markus. - Odpowiemy ci na wszystkie pytania. W porządku? - zapytał Markus.
- Nie chce być problemem. - od razu odpowiedział.
- Jaki znowu problem? Jesteś naszym przyjacielem Connor! - Markus uśmiechnął się do niego, obejmując go jedną ręką. - To, jak?
Connor delikatnie się uśmiechnął.
- Dziękuje Markus.
- Nie ma za co Connor. Jeżeli kiedykolwiek będziesz miał jakikolwiek problem nie bój się do nas zwrócić w jego sprawie. Zawsze postaramy się go rozwiązać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro