Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.4

Powroty do drobnej kawalerki w centrum Detroit dla Adison Parker były najwspanialszą częścią dnia. Zawsze, gdy przekraczała próg mieszkania z uśmiechem wdychała zapach kwiatów roznoszący się po czterech kątach z szklanego flakonu. Dzisiaj było podobnie. Po przekroczeniu progu domu wręcz "wyskoczyła" z baletek. Rozpinając górny guzik koszuli przeszła do kuchni, gdzie zaczęła robić sobie kolacje. Mieszkała sama i bardzo jej to odpowiadało. Jej partnerzy nigdy raczej nie dbali o porządek na tych kilku metrach kwadratowych. Gdy została sama nagle ze zmywarki nie wypadały naczynia, a w szafach wszystko leżało na swoich miejscach. Adison wrzuciła makaron do gotującej się wody jednocześnie rozglądając się za sosem w proszku do spaghetti. Nie była najlepszym kucharzem, lecz nie był to powód, aby rezygnować z jedzenia, czyż nie? Chodziła po kuchni przygotowując makaron jednocześnie myśląc o pracy. Na początku była zasmucona przeniesieniem na inny komisariat. Przez kilka lat pracy zostawiła tam kawałek siebie. Po pierwszym dniu była jednak pozytywnie zaskoczona. Gavin mimo, iż nieco opryskliwy (tak samo jak kilka lat wcześniej) zawsze jej zdaniem był dobrą osobą. Hank Anderson za to był zupełnie inny, niż sobie go wyobrażała. Legendy miejskie mówiły, że porucznik do nieprzytomności upija się w barach i zupełnie o siebie nie dba. Tymczasem widok Andersona w czystej koszuli, zupełnie trzeźwego wprowadził Parker w osłupienie.
No i ten android. Skłamałaby mówiąc, że jest nieatrakcyjny. Connor miał duże, brązowe oczy od których nie dało oderwać się wzroku. Ułożone włosy z niesfornym kosmykiem na czole i dodatkowo drobne pieprzyki i piegi na nosie. Ciężko tu mówić o niedoskonałościach kiedy ma się do czynienia z androidem. Connor choć nieco nieśmiały i zamyślony, wyrobił sobie pozytywną opinię u Parker. Fakt, nie rozmawiała z nim dużo. Parker była jednak w stanie wierzyć w to, że z czasem ich współpracy Connor nie zmieni się na gorsze.
Kiedy z dumą posypywała spaghetti serem myśli skupiła na raporcie. Powinna dzisiaj zacząć go pisać, aby jutro mieć czas na zapoznanie się z komisariatem. Usiadła na kanapie z talerzem w dłoni zaczynając jeść. Przez całe to zamieszanie nawet nie zdała sobie sprawy, jak głodna była. Adison nawet, przez chwilkę zaczęła żałować, że nie naszykowała sobie większej porcji. Pusty talerz położyła na stoliku kawowym, biorąc jednocześnie w dłonie laptopa. Zalogowała się i szybko otworzyła program do pisania. Jej palce wpadły w trans. Po pokoju roznosił się dźwięk stukania palców w klawiaturę. Adison pisząc nie zwracała zupełnie uwagi na upływający czas. Dopiero kiedy zaczęła mieszać fakty zdała sobie sprawę, jak bardzo późno jest. Pobiegła do łazienki zaczynając się szykować do snu. Czasami przeklinała się za nie patrzenie na zegarek. 

W tym samym czasie Connor leżał pod kołdrą ślepo patrząc w sufit. Gdyby ktoś spojrzał na niego teraz z boku stwierdziłby, że jego wzrok był pusty - zawsze taki był, gdy RK800 myślał. A teraz robił to częściej i intensywniej. W jego głowie pisały się różne scenariusze. Bolało go jednak to, że sytuacje te były bez wyrazu. Wyobraził sobie, że zostaje oficjalnie mianowany detektywem. I jak niby miałby na to zareagować? Ucieszyć się, bo to wielki zaszczyt? Zasmucić, że dojdzie mu więcej pracy? Może lepiej, gdyby nic nie zrobił? W jego głowie brzmiało to dziwnie, bo czuł się, jak pół defekt, pół maszyna. Czuje to wszystko, jak defekt, ale nie rozumie i nie nazywa tego, jak zwykła maszyna.
Założył jedną rękę za głowę, a drugą wyciągnął, przed siebie. Zdjął syntetyczną skórę z ręki wydychając powietrze. Obejrzał ją dokładnie z każdej strony, systematycznie zaciskając palce.

"Postawiłeś się w jej sytuacji. Okazałeś empatię - a to ludzka emocja"

Teraz nawet nie jestem pewien co to było. Wiem tylko, że nazywa się to "empatią", ale to twoje słowa.

"Co się stanie, jak pociągnę za spust? Nicość? Otchłań? Androidzie niebo?"

Niestety ty szybciej dowiesz się co dzieje się z człowiekiem po śmierci. Czy kiedy i ja zginę to się spotkamy? Czy ludzie muszą umrzeć?
Czy to wskazane, że teraz czuje przygnębienie? 

******

Adison złapała laptopa w dłonie i rozejrzała się po komisariacie. Widząc "uporządkowane" biurko Hanka Andersona czym prędzej ruszyła w jego kierunku. RK800 siedział samotnie co znaczy zapewne, że jego partner poszedł znowu na przerwę. Connor patrzył w komputer zupełnie nie zwracając uwagi na rzeczy dookoła. Parker zaszła go od tyłu gwałtownie kładąc laptopa tuż obok jego rąk. 

- Potrzebuje twojej pomocy! - prawie, że krzyknęła. Connor, aż podskoczył. Dziewczyna zaśmiała się cicho. - Jejku... ty faktycznie często jesteś zamyślony.

- Tak jakoś. Przestraszyłem się. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem. 

- Miałam zwracać się do ciebie o pomoc w różnych sprawach, a mam do uzupełnienia kilka luk w raporcie. - wskazała. Android wziął laptopa i zaczął się wczytywać. Nie mówiąc nic więcej zaczął uzupełniać tekst. Adison oparła się o jego ramię patrząc na to co robi. Connor starał się udawać, że wcale go to nie rozprasza. Nie był przyzwyczajony do takich sytuacji. Raczej większość ludzi nie chciała na niego patrzeć. Co dopiero dotykać. - Chciałabym być androidem. - rzekła po chwili ciszy.

- Uwierz, że nie. - zaśmiał się Connor nawet nie odwracając wzroku od laptopa. 

- Długo żyjecie, macie skanery i inne gadżety. Mam wymieniać dalej? Wasza pamięć jest niezawodna. -wyjaśniła. Connor spojrzał na nią.

- Czy ja wiem, czy to dobrze. Wszystkie idiotyzmy, które zrobiłem już na zawsze zostaną u mnie w pamięci. Tak samo z przykrymi sytuacjami. Po za tym przeżyje wszystkich, których widzisz wokół. Nie uważasz, że to nieco... smutne? Znaczy... nie przykre! Że... dziwne no! Wszyscy urodzili się przede mną i przede mną umrą więc to niby normalne...ach... nie ważne.

Adison zamrugała z niezrozumieniem oczami. Przykucnęła, przy jego biurku patrząc z zainteresowaniem na jego twarz. Connor nie raczył jednak również tego zrobić. Czuł się skrępowany, jak nigdy dotąd. Po co to drąży? Powiedział za dużo.

- Miałeś na myśli, że niby normalne jest to, że ludzie żyją krócej, ale jest ci z tego powodu przykro. Wynika to z tego, że przeżyjesz wszystkich których akurat widzisz łącznie ze mną? - zapytała, a Connor wypuścił powietrze.

- Z grubsza to tak. - odparł krótko. Parker uśmiechnęła się ciepło. Poklepała go po barku.

- W sumie to całkiem zabawne, jak się denerwujesz.

- Zabawne, ponieważ...- już miał opisać to co uważa w tym za zabawne, lecz zrezygnował. Nie umknęło to uwadze Adison. 

- Ponieważ? - dopytała. Connor obrócił się w jej stronę. - Nie przejmuj się niczym. Po prostu to powiedz.

- Zabawne jest to, że nie wiem, czy to komplement, czy obelga. - odparł dość niepewnie ściskając koniec marynarki jedną dłonią. Adison uniosła kącik ust.

- To komplement. To dosyć urocze, jak się peszysz.

- Peszę... - szepnął pod nosem.

- Wiesz co to znaczy, czyż nie? - upewniła się.

- Tak, tak myślę bynajmniej. - odpowiedział. - Czemu ze mną o tym rozmawiasz? - zapytał po chwili.

- Tak po prostu. Wydajesz się sympatyczny, także... rozumiesz. - wzruszyła ramionami wstając. Wzięła w dłonie laptopa i wbiła wzrok w jego ciemne oczy. - Dziękuje za pomoc detektywie. - uśmiechnęła się krótko odchodząc. Uśmiech wkradł się na jego twarz. To było idiotycznie głupie, lecz w momencie, gdy nazwała go "detektywem" poczuł przyjemne ciepło.

- "Detektywie", jak praca? - zapytał Hank podchodząc do biurka.

- Nie mów, że to słyszałeś. - Android skrzywił się wracając wzrokiem na ekran komputera.

- Stałem z boku. Ty się przed nią otworzyłeś. - stwierdził. Oczy Connora zadrżały. Nie wyczuł nawet kiedy Anderson podszedł na tyle blisko, że słyszał ich rozmowę. Spojrzał w niebieskie oczy mężczyzny. - Otwarcie powiedziałeś o tym co czujesz.

- Wcale nie. - zaprzeczył od razu.

- Gdybym to ja zapytał się ciebie co cię rozbawiło odpowiedź byłaby prosta. "Nic", "W sumie to nic takiego", wymieniać dalej potencjalne odpowiedzi? 

- Zapytała się, więc jej odpowiedziałem. Chciałem być miły.

- Ty potrzebujesz się po prostu komuś wygadać z tego wszystkiego. Potrzebujesz z tym pomocy.

Na twarzy Connora pojawił się grymas. Zacisnął jedną pięść. Przymknął oczy, przytakując Hankowi. Wiedział o tym. Ale komu niby miałby się z tego wszystkiego zwierzyć? Jemu, aby znowu skończyli w tym ohydnym motelu?

- Wiesz... może zrób sobie przerwę. Przejdź się na dwór, czy coś. - zaproponował Hank.

******

Wyszedł tylnym wyjściem z komisariatu. Stanął na metalowych schodach opierając się o ścianę. Uniósł głowę w górę, aby zobaczyć szare chmury kłębiące się nad Detroit. Już na pierwszy rzut oka było widać, że będzie padać. Connor założył ręce na piersi.

Co jest ze mną nie tak? Nie rozumiem niektórych emocji i potrzebuje z kimś o tym porozmawiać, aby zrobiło mi się lżej. Osoba ta musi jednocześnie umieć mi to wytłumaczyć. Jeżeli tego nie zrobię to... oszaleje. Powtarzam to sobie każdego dnia i staje się to powoli... jakie? Czemu to jest, aż tak skomplikowane? To tylko emocje! Nie mogą być takie trudne do zrozumienia! Prawda?

Tylne metalowe drzwi otworzyły się. Connor nawet nie drgnął. Wiedział, że zapewne to jeden z policjantów, który pilnie potrzebuje zapalić. Poczuł, jak ktoś łapie go za ramię.

- Wybacz, ale już mówiłem, że nie mam zapalniczki. - powiedział nawet nie patrząc na rozmówcę.

- Nie chce ognia. - odpowiedziała Adison, a Connor znowu podskoczył. - Po prostu powiedz, że się mnie boisz. - szturchnęła go w ramię.

- Co tutaj robisz? Palisz? - zapytał.

- Nie, nie kręcą mnie fajki. Capią niemiłosiernie i dodatkowo niszczą płuca. Byłabym głupia, gdybym paliła. - odpowiedziała stając obok Connora.

- No... a pierwsze pytanie?

- Wolę spędzać moją przerwę z Tobą, niż z Gavinem.

Jego serce zabiło szybciej. Poczuł się lekko podekscytowany myślą, że ktokolwiek woli spędzać czas z nim, niż z Gavinem. Jakby nie patrzeć między nimi była zasadnicza różnica. Connor był maszyną, a Gavin człowiekiem.

- Czemu niby? Wolisz kupkę śrubek? - zaśmiał się. Nawet kiedy zamilkł na jego ustach pozostał lekki uśmiech.

- A i owszem. Żebyś wiedział. - odpowiedziała . - Na czym skończyliśmy rozmowę? - zapytała. Connor wzruszył ramionami.

- Czy to istotne? Możemy zacząć nowy temat. - odpowiedział. Adison zmarszczyła delikatnie nos, lecz skinęła głową.

- W porządku. Niech będzie po twojemu.

- To... od, jak dawna jesteś w Detroit?

- Od urodzenia. Pracowałam na komisariacie na drugim końcu miasta. Przenieśli mnie, bo wy mieliście braki w kadrze.

- Jak tam było?

- Jak wszędzie. Były tam miłe osoby, mniej miłe również. Długo o tym mówić. 

Adison odgarnęła swoje rozpuszczone włosy za jedno ucho i poprawiła granatową marynarkę, którą dzisiaj założyła. Nie umknęło to uwadze Connora. Miała drobny nosek i długie rzęsy. Dopiero teraz zdołał to dostrzec.

- A ty, jak się odnajdujesz po rewolucji? - zrewanżowała się pytaniem. Connor spojrzał w jej szaro-błękitne oczy, a jego kąciki ust ponownie drgnęły w górę.

- Myślę, że dobrze. - odparł krótko.

- Przyjaźnisz się z Markusem?

- Nazwijmy to tak. Dawno go nie widziałem.

- Ma pewnie dużo pracy. W sumie, jak wszyscy po rewolucji. Tyle niebieskiej krwi na ulicach nie widziałam od dawna.

- Pragnę zaznaczyć, że od rewolucji minęły dwa lata. - wtrącił android.

- A ślady po tej rzezi dalej są widoczne gołym okiem. Ostatnio kiedy wyrzucałam śmieci to trafiłam na zwłoki androida. Przestraszyłam się.

- To... że oni wszyscy stracili życie. - odparł pomijając wzmiankę o emocjach. To współczucie? To smutek? Co to jest?

- To jest jakie?

- Ale co?

- Przerwałeś w połowie zdania. 

- Nie lubię mówić o emocjach. Trochę mnie to "peszy". Ludzie chyba tak, czy siak tego nie zrozumieją.

- Czego niby? - dopytała. - Potraktuj mnie, jak... psychologa! Przychodzisz do mnie na pierwszą wizytę. Nic o tobie nie wiem. - zaczęła wyjaśniać z lekkim entuzjazmem.

- Ale...

- Nie przerywaj! - przyłożyła do jego ust palec. - Po tym, jak przejdziemy, przez drzwi komendy wracamy do normalnego życia i zapominamy. Potraktuj to jako zabawę. Pogadaj o emocjach! - poprosiła go z dziecięcym rumieńcem na twarzy. Connor mógłby porównać go do tego kiedy maluch dowie się o tym, że w mieście otworzyli nowy plac zabaw.

- W porządku. - uniósł dłonie w górę.

- Także Panie Connorze, co się dzieje? - zapytała z powagą. Connor podrapał swój kark wypuszczając powietrze z płuc. Jego serce zaczęło bić szybciej. Ten jeden raz posłucha się Hanka.

- Gubię się w emocjach. Na początku wszystko było jasne. To sprawiało mi radość, inna rzecz sprawiała, że byłem smutny. Z czasem jednak... ich było coraz więcej. Zacząłem mieszać ich znaczenia, nie umiałem ich określać. Doszedłem w ten sposób do momentu kiedy nawet nie wiem, czy coś mnie irytuje, zawstydza, czy jedno i drugie. Rozrywa mnie to od środka. Mój dobry przyjaciel powiedział mi, że muszę jeszcze wiele rzeczy się nauczyć, lecz ja... no cóż.

- Boisz się sięgać po nowości. Boisz się, że pojawią się kolejne emocje, które zaczną cię rozrywać. - odpowiedziała z powagą. Connor skinął głową. "Boisz się" odbiło się echem w jego głowie.

- Nie chce się, przez to wykończyć, lecz... wszystko się, przez to sypie. Straciłem pewność siebie i... - przerwał.

Adison złapała jego jedno ramię i popatrzyła ze współczuciem w jego oczy. Nie odrywali od siebie wzroku. Mogli widzieć, jak ich tęczówki nawzajem drżą. Connor czuł się lżej. Pierwsza osoba, która nie dała mu rady. Tylko słuchała. Po za tym myśl, że nie będę do tego wracać po powrocie z przerwy było bardzo pocieszające. Adison zabrała swoją dłoń i wypuściła powietrze z płuc. Uniosła kącik ust jeszcze przelotnie zerkając na Connora. Otworzyła drzwi i wróciła na komisariat. W tym samym czasie minęła się z Gavinem. RK800 spojrzał na to, jak wyciąga papierosa. 

- Co się patrzysz? - warknął Reed.

- Obiecał pan RK900 więcej nie palić. - odpowiedział ze spokojem Connor. Gavin zaśmiał się.

- RK900 może mnie w dupę cmoknąć. - mówiąc to zapalił papierosa i zaciągnął się. Connor powstrzymał się od prychnięcia prostując się. Zdecydował się wrócić do pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro