Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 15

Dziewczyna zacisnęła kurczowo dłonie na umywalce patrząc w swoje odbicie w lustrze. Dokładnie tak samo jak zrobiła to niecałą godzinę wcześniej w kawiarni gdzie spotkała Connora. Ze skupieniem lustrowała wyraz swojej twarzy próbując ułożyć to co właśnie czuła. Jej serce intensywnie biło, a jej myśli sprowadzały się do kilku rzeczy.

- Kurwa... - syknęła pod nosem kładąc dłonie za głową i odwracając się w stronę przeciwną od lustra. Mocno przymknęła oczy. Czuła to. Zaczynała zdawać sobie sprawę z tego co tak nie daje jej oddychać od wyjścia z kawiarni. Nie potrafiła jednak tego zaakceptować. Wydawało jej się to bardzo obce.

Adison wyszła z łazienki i ruszyła do sypialni. Przysiadła na krawędzi swojego łóżka i głośno westchnęła. Po dzisiejszej sytuacji zaczynała rozumieć to co czuje... i do kogo.
Zorientowała się kiedy po powrocie do stolika o mało nie wylała herbaty na swojego laptopa kiedy wbijała wzrok w bruneta siedzącego przy stoliku przy oknie.

Myślała o Connorze.
Położyła się na łóżku i przymknęła oczy. Potrafiła wyobrazić sobie dokładnie jego twarz. Jego rysy, pieprzyki i piegi. Czekoladowe oczy, włosy z tym jednym, cholernym, niesfornym kosmykiem. Potrafiła zobaczyć błękitne światełko ledu na jego skroni. Widziała jego uśmiech i to jak spał na kanapie Markusa.
Jej serce biło szybko powodując, że czuła jak zbierają jej się łzy na wspomnienie kawiarni. Na wspomnienie dziewczyny obok niego. To jego niezręczne zachowanie. Przerwała im.

Widziała wtedy Gavina. Przypomniała sobie, jak zaczęła zakochiwać się w absolwencie szkoły policyjnej, które potem przypadkowo co tydzień pojawiał się na uczelni. Przypomniała sobie dokładnie dzień kiedy wrócił do domu z rozciętym nosem, złamanym żebrem i podbitym okiem. Nie mieszkali wtedy razem. Nie wiedziała też do końca co się stało. Kiedy ta ścierała krew z jego nosa ten pocałował ją zostawiają na jej części policzka czerwoną smugę. Czuła wtedy to samo co czuje teraz przypominając sobie twarz RK800. Androida. Wylewie z plastiku i metalu z narządami połączonymi kablami i sercem pompującym w nim niebieską krew.

- Ty głupia....agh. - powiedziała sama do siebie obracając się na brzuch mocno wciskając głowę w materac. Czuła się źle z tym, że tak szybko jej serce... no właśnie.

- Nie miałaś w kim? - dalej prowadziła monolog z samą sobą. - Zabujałaś się w pieprzonym androidzie. Kurwa...

Nie przeszkadzało jej, że Connor to android. To była ostatnia przeszkoda. Było to dla niej jednak zupełnie obce i dziwne. Tak dawno nie kochała. Tak dużo czasu potrzebowała po Gavinie na odbudowanie zaufania do osób płci przeciwnej.
A teraz widziała, jak ten chodzi na randki z piękną, blond dziewczyną. W dodatku androidką. Błękitne oczy o których pewnie myśli zasypiając. Czuła wyrzuty sumienia przez scenki które tworzyła w swojej głowie. Nie chciała tego czuć. Nie sądziła, że aż tak to ją dotknie. Zacisnęła pięści na pościeli czując zbierające się w jej oczach łzy. Frustracja.

Connor wtedy otwierał drzwi mieszkania wpuszczając do środka Chloe, która z uśmiechem szybko zdjęła buty i wciągnęła go w głąb lokum, łapiąc za jego dłonie. RK800 szedł za ciosem i był w stanie dostrzec jedynie jej bladą dłoń która go ciągnęła i lśniące blond włosy, które odbijały pojedyncze smugi światła pochodzące z lampek na szafce.

- Zabujałeś się! - zaśmiała się pod nosem androidka opadając na kanapę. - Byłeś totalnie speszony. Czemu nie dopuszczasz tego do siebie?

- Nie dopuszczam, bo to nieprawda. Jest tylko znajomą. – burknął lekko odwracając wzrok. Zawiesił go na drobnych lampkach na szafce świecące ciepłym, żółtym światłem.

- Ale może być kimś więcej! Jestem pewna, że ona-

- Jest człowiekiem! – przerwał. - A człowiek nie może pokochać androida. To byłoby dziwne. Nie sądzisz? - stanął nad nią zakładając ręce na piersi. Chloe usiadła wyprostowana. Jak struna lustrując dokładnie twarz Connora. Mężczyzna ułożył dłonie na biodrach wzdychając. Nie dawało mu to poczucia ulgi. Chciał, aby działało to, jak u ludzi.

- Jakiś kodeks? O czym nie wiem? Gdzie masz to zapisane?

- No...

- Właśnie. - założyła nogę na nogę. - Zagadaj do niej! Zaproś ją gdzieś. No cokolwiek! Jestem pewna, że to doceni.

- Nie sądzę, że to dobry pomysł... - szepnął, a dioda na jego skroni zrobiła się żółta.

- Dobra... zabawimy się w terapię. Kucnij. - poprosiła. Connor westchnął teatralnie kucając przed Chloe. Położył dłonie na jej kolanach.

- Wyobraź sobie Adison. Co najbardziej w niej lubisz? - zapytała. Connor nie potrzebował dużo czasu, aby wyobrazić sobie jej gładką cerę i rzęsy. Piękne szare tęczówki, które wydawały się jaśniejsze dzięki eyelinerowi. Jej pofalowane brąz włosy i promienny biały uśmiech. Potrafił odtworzyć również zapach jej perfum, które wdychał siedząc wraz z nią na kanapie, tak samo, jak rytm bicia jej serca. Widział jego speszenie, gdy ta podejmowała z nim kontakt fizyczny. Podobało mu się. Za każdym razem uwielbiał każdą formę jej dotyku.
Im dalej zapędzał się myślami tym co raz bardziej czuł jakby to kolana Chloe należały do Adison Parker.
Uchylił powieki patrząc na twarz androidki.

- Wszystko... - szepnął. Chloe uniosła kącik ust i spojrzała na niego porozumiewająco. Dioda Connora zaczęła mrugać na czerwono. – Kurwa...

- Rozumiem, że teraz mi wierzysz?

- Ale ja... nie. – burknął wstając. – Nie. To jest... nie.

- Coś nie tak? – dziewczyna wstała i spojrzała na to, jak się zachowuje. Złapała go za ramię. Con gwałtownie obrócił się w jej stronę. Blondynka od razu dostrzegła w jego oczach łzy. – Connor...

- Android nie powinien kochać. Nawet jeżeli jest defektem. Nie człowieka. – zaczął coraz bardziej dusić się swoim płaczem.

- A co jeżeli ona czuje do ciebie to samo.

- Wierzysz w to? Czy tylko mówisz mi to, aby było mi miło? – zapytał z wyrzutem. Chloe zatkało. – Hank od dłuższego czasu próbuje mnie nauczyć miłości. Uwierz, nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie sfery uczuciowej. – uśmiechnął się kwaśno widząc, jak ucieka z motelu po tym, jak kobieta w wysokich szpilkach usiadła mu na kolanach i zaczęła rozbierać. – Uwierz...

- To, że jeszcze nie umiesz to nic nie znaczy. Skąd jesteś pewny, że nie umiesz?

- Czytam „Romeo i Julię". Analizuje każdy ruch tej dwójki, ale nie potrafię zrozumieć. Nie potrafię zrozumieć ich zachować. Nie wiem, czy potrafiłby zrobić to co oni zrobili.

- Życie to nie jest sztuka, czy książka. Chłopak nie musi zabijać smoka, aby być godzien ręki swojej pani. Naprawdę Connor. – ujęła dłonią jego wilgotny policzek.

- Nie zasługuje na nią...

- A Gavin zasługiwał? – zapytała marszcząc brwi. Connor zamknął mocniej oczy i wręcz zawył. Chloe natychmiast go objęła i zaczęła głaskać jego włosy. – Odpowiem za ciebie. Nie zasługiwał. I jeżeli ktoś taki, jak on dostał szansę, aby być w jej sercu, to ty tym bardziej.

- To tak bardzo boli... - jęknął.

- Wiem Con... urok emocji. To czyni nas ludzkich.

- Czuje pompę. Jak uderza coraz szybciej i mocniej. Nie chce.

******
Adison leżała w łóżku słuchając cicho muzyki. Powoli się uspokajała. Dalej jednak czuła kołatające w jej klatce piersiowej serce. W głowie za to odtwarzała te wszystkie wspomnienia z ostatniego związku. Chyba dopiero teraz czuła, jak bardzo jej tego brakuje. Osoba w jej pamięci jedynie za każdym wspomnieniem stawała się inną.

Otworzyła drzwi, a do mieszkania wszedł Connor.
- Connor? – zdziwiła się na widok jego czerwonej diody i twarzy w niebieskiej krwi. Strumień miał swoje źródło na jego nosie skąd spływała, aż na jego podbródek

- Chyba rozwalili mi coś w pompie. – uśmiechnął się lekko po chwili uśmiech zamieniając w okropny grymas. Adison złapała go za ramię i umieściła je na swoim barku. Zaprowadziła androida na kanapę. Upadł na nią od razu i skrzywił się w reakcji na kontakt z kanapą. Syknął lekko. Parker pobiegła szybko do kuchni po małą, przenośną apteczkę i już w drodze powrotnej do RK800 wyciągnęła z niej wacik. Kwestią czasu było to, jak znalazła się przed nim patrząc, jak wacik chłonie wodę utlenioną.

- Co się stało? – zapytała przejętym głosem zaczynając ścieranie krwi z jego podbródka.

- Długa historia. – powiedział. – Boli, jak cholera, ale to już mniej ważne.

- Nie odbierałeś telefonów. Myślałam, że po prostu poszedłeś się umyć, czy coś... nie rób ze mnie idiotki. Błagam cię.

Mężczyzna ubrudzoną od krwi dłonią złapał nadgarstek Adison i spojrzał w jej oczy. Kciukiem przejechał, po wewnętrznej stronie jej nadgarstka.

- Nigdy nie przeszłoby mi to przez myśl. – uśmiechnął się lekko patrząc nieprzerwanie w jej szare tęczówki. Adison przełknęła ślinę dalej nie odrywając wzroku od ciemnych oczu RK800. Speszona spuściła na chwilę wzrok. – Spójrz na mnie. Proszę.

Adison uniosła głowę i zobaczyła jak ten grymasie bólu posyła jej pokrzepiające spojrzenie.

- Musisz pojechać na pogotowie. Nie zoperuje cię tu. – powiedziała lustrując go dokładnie. Widziała, jak ten przybliża do niej swoją twarz.

- Dam radę. Jestem dużym chłopcem. Pamiętasz? Sama tak mówiłaś. – zaśmiał się lekko czując ranę w okolicach klatki piersiowej.

- Tyczyło się to przenoszenia paczek z podsumowaniem testów sprawnościowych, a nie bijatyk. – uniosła krótko kącik ust. Poczuła wtedy, jak chłopak łapie jej policzek i przybliża jej twarz do swojej.

- Jestem pewny, że nie tylko to miałaś nam myśli.

Jego dłoń powoli obsunęła się na podbródek kiedy połączył ich usta. Muskał delikatnie usta Parker, a ta nie mogła powstrzymać się od oddania tego. Jego usta były takie miękkie. Mimo, że mogła poczuć metaliczny smak krwi, który z nosa spłynął na jego wargę to nie liczyło się to wcale.

Ring

Ring

Ring

Adison otworzyła gwałtownie oczy i złapała szybko za komórkę. Przetarła oczy za nim odebrała telefon.

- Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale... może chciałabyś dokończyć Gwiezdne Wojny?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro