ROZDZIAŁ.11
Connor otworzył drzwi od swojego mieszkania. Dłonią pokazał Adison, aby weszła pierwsza. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko przechodząc przez próg mieszkania. Rozejrzała się dookoła. Mieszkanie Connora było w odcieniach szarości, a ziemi stały pudła. Na fotelu leżała jego czarna bluza z kapturem i zwinięty koc.
Adison zdjęła buty i przeszła do salonu.
- Powiem ci szczerze, że ładnie tu masz. - przyznała dalej błądząc wzrokiem po pokoju. Zdjęła z siebie skórzaną kurtkę i powiesiła ją na rogu kanapy.
- Dzięki. - odparł z uniesionym kącikiem ust. - Chcesz czegoś się napić? Kawa, herbata?
- "Jeżeli to nie problem" to herbata. - ponownie naśladowała jego głos. Nie wiedziała dlaczego, aż tak bardzo ją to bawi. Connor przewrócił z rozbawieniem oczami idąc do kuchni. Wstawił wodę na herbatę po czym wrócił do Adison.
- Skoczę się przebrać i do ciebie wrócę. W porządku?
- Jasne, zaczekam. - skinęła głową. Connor szybko przeszedł do sypialni. Parker usiadła na kanapie i patrzyła na pudła. Nie wiedziała co w nich jest, ale kusiło ją, aby sprawdzić. Przyciągnęła do siebie jedno i uchyliła. Jej oczom ukazały się książki. Całe pudło książek. Odwróciła się za siebie, aby zobaczyć, czy Connor nie idzie. Chciała zobaczyć co dokładnie książki czyta. Wtedy na stoliku obok kanapy zobaczyła "Romea i Julię". Uniosła brew i wzięła książkę w dłonie. Przejechała palcem po okładce. Już od dawna nie miała takiej w dłoniach. Ostatnią papierową książkę czytała na pierwszym roku studiów. Później na stałe weszły e-podręczniki. Kiedy wyprowadziła się z domu nie zabrała ze sobą żadnych papierowych egzemplarzy do czytania. Wiedziała, że w wirze pracy nie będzie miała czasu czytać. Później jednak dodatkowo pojawił się Gavin. Dopiero teraz dotarło do niej, jak dawno nie miała takiej w dłoniach.
- Czytałaś "Romea i Julię"? - zapytał Connor. Adison podskoczyła przestraszona i spojrzała na niego oszołomiona. Android uniósł brwi widząc, jak dziewczyna nerwowo na niego patrzy. Ubrany był w niebieskie dżinsy i luźną czarną koszulkę. Widziała go wiele razy, ale za każdym razem, gdy widziała go w normalnych ubraniach nie była w stanie się odezwać. Connor od początku przyciągał jej wzrok. Drobne piegi i pieprzyki, czekoladowe oczy i ten cholerny kosmyk niewinnie opadający mu na czoło. Nie oszukiwała się nawet, że Connor nie był atrakcyjny. Bo był.
- Ja... kiedyś? Nie pamiętam. - przyznała zakładając kosmyk włosów za ucho. Con uniósł lekko kącik ust idąc do kuchni. Wyjął z szafki saszetkę z herbatą. Wziął kubek z małego wieszaka, który wisiał nad blatem i wrzucił do niego torebeczkę. Zalał wszystko wrzątkiem. Wziął kubek w jedną dłoń, a w drugą cukierniczkę. Wrócił do salonu i postawił wszystko na stoliku kawowym. - Dziękuje. - szepnęła.
- Nie ma za co. - mówiąc to usiadł obok niej. Adison dalej z uwagą patrzyła na książkę. - Mogę ci pożyczyć. Szczerze nie za bardzo to wszystko rozumiem. - uśmiechnął się. Adi spojrzała w jego oczy. Odłożyła książkę i w dłonie wzięła kubek. Podmuchała na herbatę, aby nieco ją ostudzić po czym wzięła malutki łyk.
- Możemy spróbować razem to zrozumieć. Sama nie za bardzo rozumiem tą sztukę. - trzymała mocno kubek nieprzerwanie patrząc mu w oczy. Czuła, jak jej serce bije szybciej, lecz nie wiedziała do końca dlaczego. Rozmawiali przecież wiele razy.
- Jestem za. - zaśmiał się splatając swoje dłonie i luźno kładąc je na swoich kolanach.
- Wiem, że to pewnie idiotyczne pytanie, ale... pijesz herbatę?
- Nie, nie mogę pić herbaty. Tak samo kawy, czy choćby wody. To samo tyczy się jedzenia. Nie powinienem jeść. Zaszkodziłoby to mi.- wyjaśnił. - Mam jednak u siebie zupki chińskie, kawę i herbatę, gdyby ktoś mnie odwiedził Na przykład ty.
- Więc... rozumiem, że nie możesz jeść i pić dosłownie wszystkiego. - podsumowała.
- Pije tyrium... od czasu do czasu. - powiedział cicho. Zawsze było mu niezręcznie, gdy o tym mówił. Biorąc pod uwagę, że wśród ludzi nazywana jest "niebieską krwią" można było pomyśleć, że to dziwne. - Robię to, aby wszystko dobrze działało... raz na jakiś czas.
- Nie wiem za bardzo, jak to działa. - przyznała. - Nie interesowałam się, aż tak bardzo budową androidów i takimi tam.
- To normalne. - zapewnił.
- Paruje wam z krwiobiegu, czy...
- Nie. - przerwał z lekkim uśmiechem, a Adison wybuchła głośnym śmiechem. - Kiedyś ci wytłumaczę. To dość skomplikowane.
- Trzymam cię za słowo. - zaczęła się uspokajać. odłożyła kubek z herbatą i położyła głowę na oparciu kanapy. Patrzyła uważnie na jego twarz. Dokładniej na jego diodę. Mrugała na niebiesko. - To może za delikatne pytanie, ale... czemu jej nie usunąłeś? -zapytała, a Connor od razu dotknął diody.
- Próbowałem i to nie raz. To jednak za trudne. Nie jestem w stanie jej usunąć. - powiedział to poważnym tonem. Widać, że temat tego małego ledu budzi w nim dużo emocji. Adison pokiwała głową ze zrozumieniem.
- To nic złego. Nie każdy defekt musi mieć usuniętą diodę. - stwierdziła.
Między nimi zapadła cisza. Patrzyli sobie w oczy i nic po za tym. Oby dwoje nie wiedzieli kiedy to przestało być niezręczne. W którym momencie to przestało mieć znaczenie, czy patrzą na siebie sekundę, czy pięć minut? Jakim cudem tego nie dostrzegli. Adison dalej ignorowała, że jej serce bije mocniej. Connor za to nie wiedział co zaczyna czuć wobec niej. To przywiązanie? A może to poczucie zrozumienia, którego nikt nie był w stanie mu dać? Czuł się spokojny patrząc w jej oczy.
- Oglądałeś kiedyś jakiś film? - zapytała go.
- "Mój przyjaciel Hachiko"
- I coś po za tym?
- Przygłupie seriale co leciały w nocy w telewizji.
- W takim razie zmieńmy to i obejrzyjmy coś więcej. Widziałeś kiedyś "Gwiezdne Wojny"? Nie, nie widziałeś. A uwierz, powinieneś. Są kultowe. - powiedziała wstając z kanapy. - Gdzie leży twój laptop?
- W sypialni. Przyniosę go. - również wstał. Poszedł do sypialni. - O co właściwie chodzi w "Gwiezdnych Wojnach"? - zapytał. Wiedział, że może znaleźć wszystkie informacje o tym filmie, ale było to takie "androidzie". Ludzie nie mają komputera w głowie, który posiada całą wiedzę tego świata.
- Będziemy oglądać to się dowiesz! - krzyknęła z salonu Parker. Connor złapał za laptopa i już miał wychodzić z pokoju, gdy spojrzał w lustro. Zwykle nie spoglądał w nie długo. Jedynie rano kiedy musiał się upewnić, że jego włosy są dobrze ułożone, a krawat nie jest krzywo zawiązany. Dalej patrzył w lustro kiedy zdecydował się na krótko ściągnąć syntetyczną skórę z prawej ręki. Patrzył, jak jego dłoń robi się biała. Myśl, że pod jego skórą jest powłoka, a nie mięśnie nieco go dołowała. Nie mówił o tym otwarcie. Po co skoro tak, czy siak tego nie zmieni. Gdyby jednak mógł wybrać kim by był...
Byłby człowiekiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro