ROZDZIAŁ.3
Wsiadł do auta. Skinął do Hanka głową na powitanie po czym odwrócił się na tylne siedzdniw. Spojrzał na twarz dziewczyny, która akurat patrzyła w komórkę
- Dobry wieczór Pani Parker. - uśmiechnął się lekko. Kobieta wygasiła telefon i spojrzał na piegowatą twarz androida.
- Już mówiłam, wystarczy Adison. - przypomniała z uniesionym kącikiem ust. Connor oparł się o siedzenie zapinając pas. Hank wtedy ruszył.
- Reed był na patrolu w okolicy tego domu i coś przykuło jego uwagę. On i kilku innych naszych jest na miejscu, aby to zbadać.
- Rozumiem. - odpowiedział android patrząc w przód. - Nie rozumiem tylko twojego pomysłu, że miałbym być zajęty. - wspomniał rozmowę, przez telefon.
- Adison cię widziała w parku. - odparł krótko Hank.
- Dokładnie to powiedziałam, że może poszedłeś na randkę, czy coś w tym stylu. - dodała brunetka pochylając się w przód. Jej głowa znalazła się pomiędzy ramionami Connora i Hanka.
Android już miał wyjaśnić to nieporozumienie, gdy:
- A z kim tam siedział? - zapytał Hank. Connor skrzywił się patrząc za okno.
- Z jakąś blondynką. - odpowiedziała z entuzjazmem Adison.
- Z Chloe? Chodzisz z androidką Kamskiego? Kurwa Connor... dobry jesteś w te klocki.
- Dawno się nie widzieliśmy i przypadkiem spotkaliśmy się w parku. To nic wielkiego. Co, jak co Hank, ale ty doskonale o tym wiesz. - wyjaśnił patrząc z lekkim wyrzutem na Hanka. Anderson doskonale wiedział, jak wygląda aktualna sytuacja.
- Nie zaprzeczysz. Jest ładna.
Connor zamilkł wbijając wzrok w buty. Założył ręce na piersi przymykając oczy. Nie miał za złe Adison, entuzjazmu. Praktycznie się nie znają i do przewidzenia jest to, że mogła się pomylić w tej kwestii. Ale Hank... no cóż. Sytuacja z niedzielnego wieczoru wróciła do jego głowy.
Anderson widząc zachowanie androida zdecydował się nie kontynuować żartów.
- No... a ty Adison. Masz kogoś? - zapytał Hank.
- Nie, jakiś czas temu zerwałam z chłopakiem, lecz to nic wielkiego. - zapewniła.
- Nie chce być dociekliwy, ale dlaczego? - ciągnął Hank. Connor jedynie wsłuchiwał się w ich rozmowę.
- W porządku poruczniku. I absolutnie nie jest pan dociekliwy. Ludzka ciekawość- odpowiedziała. Connor wsłuchiwał się w jej słowa. Zachowywała się... luźno. Poznała ich wszystkich tego ranka i już bez żadnego zawahania wchodzi w interakcje z innymi. To bardzo rzadki przypadek. Zwykle ludzie potrzebują kilku tygodniu na przystosowanie się do pracy w nowym otoczeniu. - A co do niego, zachowywał się, jak palant. Uważał, będę myśleć, że czerwony, koronkowy stanik o miseczce dwa razy większej od mojej należy do mnie. - mówiła to z lekkością. Connor zastanawiał się jak wydarzenie to wpłynęło na jej zachowanie. Czy faktycznie sytuacja ta nie zostawiła w niej żadnego śladu? Może ukrywa ból po rozstaniu pod warstwą uśmiechu i pewności siebie?
- To faktycznie debil. - stwierdził Anderson zerkając na GPS'a.
- Podejrzewałam to. Nie byłam zaskoczona, gdy znalazłam dowód. A oliwa zawsze sprawiedliwa, więc to była jedynie kwestia czasu.
Ponownie między nimi zapadła cisza. Hank stukał palcami o kierownicę po chwili włączając w radiu "Knight Of The Black Death". Connor jednocześnie dalej myślał nad emocjami. Lekkość z jaką podeszła do rozstania Pani Parker wprowadziła go w dość duże zaskoczenie. Kiedyś czytał artykuł o tym, że kobieta po tym, jak przyłapała swojego męża na zdradzie, kilka razy dźgnęła go nożem. Domyślał się, że przeżycie rozstania to kwestia indywidualna. Ale skąd ten kontrast?
- Ziemia do Connora! - pstryknął palcami Hank. Connor podniósł na niego wzrok. - Jezu... przysypiasz nam ostatnio.
- Zamyśliłem się.
- Oho. Nad czym tym razem? - dopytał Anderson.
- Nad Markusem i resztą Jerycha. Ostatnio mało ich odwiedzam, a wiem, że potrzebują mojej pomocy. - wzruszył ramionami zamykając oczy. Nie wiedział, czy w momencie, gdy kłamie jego mechanizmy działają, jak ludzkie ciało. Przynajmniej dzięki tej czynności miał pewność, że Hank nie zauważy, jak jego oczy idą w lewo sygnalizując kłamstwo.
- To stąd cię kojarzyłam! - wtrąciła Adison kładąc dłoń na barku Connora. Ten ruch go... zdziwił? Jak ma to nazwać? - Jesteś jednym z liderów Jerycha! Stałeś obok Markusa w czasie jego pierwszych przemówień. - mówiła z entuzjazmem.
- Nie nazwałbym się "liderem" Jerycha. - poprawił ze spokojem. - Po prostu Markus jest moim znajomym i chciałbym zabrać trochę pracy i obowiązków z jego barków. Zrobił już wystarczająco dużo dla androidów. - wyjaśnił kątem oka zerkając w niebieskie oczy kobiety. Ta delikatnie przytakiwała w akcie zrozumienia. Puściła jego ramię siadając na swoim miejscu. Connor docisnął krawat do swojej szyi.
******
Wysiedli z auta i ruszyli w kierunku domu. Hank i Connor słuchali tego co do powiedzenia ma o znalezisku Gavin po czym wzięli się do oglądania przedmiotów. Pod domem, w krzakach leżały ukrwawione ubrania.
Connor przykucnął, przy znalezisku i zaczął analizę. Biała bluzka w rozmiarze 4 rozcięta w pół. Zapewne należy do ofiary. Tak samo, jak niebieskie dżinsy w rozmiarze 6 z przeciętymi wzdłuż nogawkami. Były we krwi. Analiza, którą przeprowadził android wykazała, że należały one do ofiary. Hank stał nad nim przyglądając się jego poczynaniom. Obok niego stała również Parker, która na bieżąco notowała w swoim notatniku informacje do raportu.
- No... co masz? - zapytał Hank.
- Ubrania należą do ofiary. Sposób w jaki zostały rozcięte świadczy o tym, że morderca chciał, jak najszybciej pozbyć się ich z ciała kobiety. - tłumaczył. - Wyjaśnia nam to stan w jakim została znaleziona w tym domu.
- Nie ma sensu, aby morderca zostawiał tu jej ubrania. Nie mógł ich spalić, czy jakoś lepiej ukryć? - drążył porucznik.
- Musiał robić to w pośpiechu. Być może coś ominęliśmy. - stwierdził Connor bliżej przyglądając się ubraniom. Wstał i ruszył do miejsca, gdzie zostały znalezione. Chwilę przyglądał się zielonemu krzaczkowi. Wpadł na pewien pomysł. Nie czekając, jedną nogę włożył między gałęzie krzaka i zaczął badać ziemię nogą.
- Puszko! To miejsce zbrodni, a nie parkiet! - wtrącił Gavin patrząc z kpiną na poczynania androida. Adison z zaciekawieniem patrzyła na to co robi RK800. Nie wydawało się jej to śmieszne. Wręcz przeciwnie. Że dopiero android musiał wpaść na to, aby lepiej przeszukać miejsce znalezienia dowodów jednogłośnie świadczy, jak ludziom dużo brakuje do androidów. Adison szturchnęła łokciem Gavina przewracając z zirytowaniem oczami. Connor stanął prosto i spojrzał na podeszwę jego buta.
- Ziemia w krzaku jest świeżo rozkopana. - wyjaśnił Connor. - Przykleja się co znaczy, że niedawno ktoś musiał coś, przy nim robić.
Stanął obok Andersona kiedy policjanci z łopatami zaczęli przesadzać krzak. Connor rzucił szybkie spojrzenie Adison, która z zaangażowaniem wszystko notowała.
- A może przesadzali go wcześniej. - powiedział Hank patrząc, jak dwójka policjantów wyjmuje roślinę z ziemi.
- To mało prawdopodobne. - zaprzeczył Connor podchodząc ponownie do miejsca w którym stał krzak. Wziął w dłonie wbitą w ziemię łopatę i zaczął kopać. Dwa ruchy wystarczyły, aby odnaleźć kolejne części garderoby. Connor wyjął z dołka but dziecięcy i niebieską koszulkę z samochodzikiem. Na nich również była krew. Android spojrzał na zdziwioną minę Andersona po czym zaczął analizować. But był w dziecięcym rozmiarze 12,5 co od razu świadczy, że należał do dziecka. Connor starał się dokonać analizy krwi, lecz ta była zbyt brudna i zeschnięta.
- Ubranka dziecięce. Być może chciał zakopać dowody, lecz ktoś go nakrył? Przyłapany w pośpiechu zakopał jedynie koszulkę i bucik między gałęziami krzaka. Resztę wrzucił luźno w roślinę myśląc, że nikt się nie zorientuje.
- To twoja teoria? - upewnił się Hank zerkając Adison, przez ramię, aby sprawdzić co notuje.
- Nie widzę innej możliwości takiej lekkomyślności. - zakończył Connor stając naprzeciwko Andersona. - Na tym moja rola się tu kończy.
Anderson przytaknął.
- Jak coś znajdziecie dzwońcie. Spadamy. - machnął dłonią Hank powoli odchodząc tuż za nim ruszył Connor. Jedynie Parker została na miejscu zbrodni.
******
W drodze powrotnej Connor i Hank dużo nie rozmawiali. Między nimi panowała nieco niezręczna cisza, lecz żaden z nich nie zdecydował się jej przerwać. Anderson regularnie wystukiwał palcami melodię jednej, starej piosenki na kierownicy, a RK800 po prostu patrzył w okno. Dochodziła 21 i robiło się coraz ciemniej. Kiedy wjechali do miasta Hank nie wytrzymał.
- A tak naprawdę to co robiłeś z tą Chloe w parku? - wypalił, a Connor popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- No... rozmawiałem. Tak, jak wcześniej powiedziałem. - odparł patrząc na Andersona. Ten od razu odwrócił wzrok. - Słuchaj Hank... ja wiem, że zależy ci na tym, abym doświadczył czegoś nowego, ale sam doskonale wiesz, że wolałbym najpierw uporać się z tym co mam. - wyjaśnił.
- Uważam po prostu, że mogłoby to dużo zmienić. Nie wmówisz mi, że jest jest brzydka i, że jej nie lubisz.
- Jest tylko znajomą... - kontynuował Connor. - Nigdy niczym więcej.
- Chciałbym zobaczyć cię kiedyś zakochanego. - stwierdził Anderson. Connor nie spuszczał z niego wzroku.
- I do tego, przez cały czas dążysz?
Ponownie zapadła cisza.
Muszę przemyśleć to co mam zamiar zrobić z emocjami. Ich nieznajomość wkrótce mnie wykończy.
Rozdział wrzucam dzisiaj, a nie w sobotę, bo będzie Pyrkon i zapewne zapomnę go wrzucić xd
Mam nadzieje, że się wam spodobał! Jak zawsze czekam na opinię i dziękuje za gwiazdki i komy <3 Widzimy się niedługo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro