Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PROLOG

Android wybiegł, jak najszybciej z pokoju motelu. Zbiegł po schodach rozglądając się za samochodem Hanka.  Aktualnie na wspomnienie jego imienia wzbierała się w nim się chęć do krzyku. Dioda na jego skroni mrugała na żółto-czerwono, a on sam czuł się... no właśnie. Jak się czuł? Jak ma nazwać te wszystkie emocje? Z dnia na dzień czuje ich coraz więcej, a nawet nie umie ich dobrze zinterpretować. Co mu strzeliło do głowy, aby zwierzać się z tego właśnie Hankowi? Czemu posłuchał się, gdy on powiedział mu "Myślę, że znam sposób, aby ci pomóc.". Powinien przewidzieć, że pomysł Hanka na zrozumienie ludzkich emocji będzie idiotyczny.

Wbiegając na parking od razu pobiegł do auta ze świecącą się lampką w środku. Otworzył gwałtownie drzwi i wsiadł do środka. Trzasnął nimi po czym wbił wzrok w deskę rozdzielczą auta.

- Wow... szybki jesteś. - zaśmiał się Hank klepiąc go w ramię. - To, jak...

- Co to miało znaczyć? - przerwał mu ze złością w głosie. Spojrzał na jego twarz. Zrzucił jego dłoń ze swojego ramienia. Hank był wyraźnie zdziwiony reakcją androida. 

- Ale... że co? - zapytał dość niepewnie Anderson.

- Ta cała sytuacja! - Connor uderzył dłonią w drzwi. Jego dioda dalej mrugała, a Hank patrzył an niego, jak wryty. Chyba jeszcze nigdy nie widział, jak Connor jest wściekły - Zaufałem Ci, a ty podszedłeś do tego tematu tak cholernie żartobliwie... z taką lekkością! - krzyczał patrząc mu w oczy. - Myślałem, że mogę ci zaufać pod tym względem!

- Uspokój się. Nie ma o co się złościć. - odparł Hank. Anderson dzięki pomocy Connora wracał do normalnego życia. Szkoda, że nie umiał się zrewanżować. RK800 był defektem od dłuższego czasu, ale dalej wielu rzeczy nie był w stanie zrozumieć. Emocje pojawiły się w jego życiu z dnia na dzień. Na początku wszystko szło gładko. Śmiał się z kawałów, a nawet zasmucił się oglądając "Mój przyjaciel Hachiko". Z czasem jednak wszystko zaczęło się mieszać. W jednym momencie Connor czuł za dużo co budziło w nim dodatkowo strach. Bo, jak tu zachować spokój kiedy nawet nie wiesz, jak nazwać i opisać to co się czuję? Frustracja, czy złość? Zazdrość, czy rozdrażnienie? Dodatkowo ta nowa doza doświadczeń spadała na Connora, jak grom z jasnego nieba w najmniej oczekiwanym momencie.

- Jak mam być spokojny! - zmrużył oczy. - Nie sądziłem, że twój pomysł to będzie... to. - nagle złość zaczęła zamieniać się w smutek... zawód.  - Proszę... odwieź mnie do domu. Mam dość. - szepnął.

Hank westchnął nie mówiąc nic więcej. Odpalił silnik i ruszyli. 

Connor po rewolucji pierwsze miesiące mieszkał u Hanka. Rano wraz z nim szedł  do pracy, a po powrocie wyprowadzał Sumo na spacer, pomagał Andersonowi w przygotowaniu zdrowego obiadu, oraz pilnował, aby nie sięgał po alkohol. W nocy za to, gdy Hank spał android starał się doprowadzić dom porucznika do porządku. Czuł, że musi mu pomóc, a po za tym... co innego może robić w nocy? Nie czuje przecież zmęczenia. Kiedy kończył sprzątanie kładł się na kanapie i bawił się swoją monetą. Tak wyglądał prawie każdy jego dzień, przez pierwsze miesiące po rewolucji. Ale nic nie może trwać wiecznie.

W pewnym momencie największym marzeniem Connora stało się mieszkanie. Jego własne cztery kąty. Opowiadał Hankowi o tym jak chciałby je urządzić i zorganizować. Andersonowi wydawało się to w sumie urocze. Zachowywał się trochę, jak rozmarzone dziecko, które planuje swoją przyszłość. 

Kiedy Connor znalazł ogłoszenie ze swoim wymarzonym mieszkaniem w jednym z bloków w okolicach centrum w naprawdę korzystnej cenie stwierdził, że musi, jak najszybciej na nie zarobić. Tak też siedział ponadprogramowe godziny na komisariacie pisząc raporty, odbierając nocne zgłoszenia, oraz szukając poszlak do jeszcze nie rozwiązanych spraw kryminalnych. Nie trudno domyślić się, że nie minęło dużo czasu, aż android uzbierał sporą sumkę na zakupienie mieszkania.

Dwa pokoje, kuchnia z jadalnią i łazienka były nad potrzeby Connora. Równie dobrze wystarczyłby mu pojedynczy pokój. Dopiero kiedy Hank zobaczył, jak android z zapałem urządza swoje mieszkanie zrozumiał dlaczego te wszystkie metry kwadratowe były dla niego, aż tak ważne.

Od kiedy zamieszkał sam, na noc kładł się do łóżka. Rano szedł do łazienki, aby umyć twarz oraz dłonie. Zdarzało się, że nawet płukał usta miętowym płynem. Nie musiał tego robić. Równie dobrze mógł od razu z samego rana ubierać się w swój mundur i iść na komisariat. A jednak... te proste czynności sprawiały, że czuł się w małej części człowiekiem.

Tylko kiedy emocji było coraz więcej wszystko zaczęło się mieszać.

Droga spędzili w ciszy. Connor patrzył za okno powoli się uspokajając. Wiedział, że sytuacja ta będzie między nimi zgrzytać. Zamknął oczy zastanawiając się.

Z kim jeszcze mógł porozmawiać o przytłaczających go emocjach? Kto go zrozumie?

Markus?

Nie. On wraz z resztą Jerycha są ostatnio zajęci. Zostali w końcu przedstawicielami rasy androidów w rządzie.

Chloe?

Ostatnio praktycznie jej nie widział. Nie chciał, aby wyglądało to tak, jakby była jego telefonem zaufania o którym zapomina się kiedy problemy znikną.

Traci?

One same muszą wiele sobie ułożyć.

Kara?

Jest w Kanadzie wraz z Alice i Lutherem, zaczynając nowy rozdział.

- Jesteśmy na miejscu. - przerwał mu Hank. Connor nawet nie żegnając się wysiadł z auta. Wszedł na klatkę schodową. Wchodząc schodami na trzecie piętro starał wyobrazić sobie uczucie zmęczenia. Wielu ludzi męczy wejście na trzecie piętro. On tymczasem nic w związku z tą czynnością. Równie mógłby wejść schodami na sam dach CyberLife Tower i tak, czy siak nic, by nie czuł. To frustrujące. Albo irytujące? Chciałby umieć to określić.

 Otworzył drzwi mieszkania po czym wszedł do środka. Odłożył na wieszak skórzaną kurtkę. Zapalił światło po czym spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Jego twarz, jak zawsze była w idealnym stanie. Nigdy nie zobaczy na niej zmarszczek, worów pod oczami, czy różnych blizn. Przyglądał się pojedynczym piegom na swoim nosie, oraz brązowym oczom. Na jego czoło tradycyjnie opadał niesforny kosmyk, ciemnych włosów. Ubrany był w gładką, szarą koszulkę oraz granatowe dżinsy. Na stopach miał czarne, skórzane buty. Dioda androida świeciła na żółto-niebiesko, a jego poziom stresu znacznie spadł od rozmowy z Hankiem.

Connor spojrzał w stronę salonu, gdzie wielkie regały obok telewizora dalej świeciły pustką. Usiadł na kanapie i zawiesił na nich wzrok. W planach miał kupić stare, papierowe książki. Miał już nawet kilka tytułów, które obowiązkowo chciał mieć u siebie. Póki co stały tam trzy, pojedyncze książki Shakespeare'a. Kiedyś będąc z Markusem w domu Carla Manfreda wziął jedną z książek i zaczął czytać. Był zupełnie pochłonięty tym, jak ludzie opisywali swoje uczucia. Od tamtego momentu zdecydował, że zacznie więcej czytać. Szkoda, że w momencie kiedy przestał rozróżniać część z nich zupełnie zapomniał o tym pomyśle.

Hejka!
 Oto i prolog nowej książki. Jestem podekscytowana nieco faktem, że będę pisała ff do nowego fandomu :D Możecie dać swoją opinię na jej temat.
Pierwszy rozdział postaram się wrzucić już jutro wieczorkiem ;)
Pozdrawiam cieplutko!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro