Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cz.3 Prawda

Obudziłam się dość wcześnie. Kilkanaście minut przed budzikiem. W szkole spotkałam Riz.
-Hej!- przywitała mnie. -Jak tam?
-A dobrze- odparłam.
-Nie wyglądasz wiesz.-stwierdziła.-dawaj co cię gryzie ?
W sumie nic mnie nie gryzło ale zastanawiałam się nad dzisiejszym spotkaniem z Zack'iem. Nie byłam pewna czy jej o tym powiedzieć ale w końcu to była moja przyjaciółka.
-Bo wiesz ..- zaczęłam.- nic takiego ale po szkole Zack zaprosił mnie do kawiarni.
- O to fajnie raczej co ? Chyba że ty..-przerwała i się na mnie spojrzała , wiedziałam co ma na myśli ale to nie było prawdą!
-Nie!- dodałam pospiesznie jeszcze zanim w ogóle zdążyła dokończyć swoją wypowiedź.
Stałyśmy bez słowa przez krótką chwilę.
-Dobra ja nic nie gadam, jesteśmy w publicznym miejscu to cię oszczędzę- dodała z uśmiechem.
No cóż poirytowała mnie trochę.Dzwonek zadzwonił poszliśmy na lekcje.
Po zajęciach czekałam na Zack'a przy głównych drzwiach. Dziwnie się czułam nigdy nie byłam z kimś umówiona mam na myśli tak po prostu z jakimś chłopakiem. Nagle dostrzegłam jego jasną czuprynę zza głównych drzwi.
-Hej Pen!- powiedział po czym podszedł do mnie z uśmiechem.Odwzajemniłam uśmiech.
-To co gotowa ? - zapytał.
- Pewnie-dodałam.
Gdy dotarliśmy do kawiarni nie było tam prawie w ogóle ludzi tylko jakieś dwie dziewczyny na jednym końcu pomieszczenia.
Zack i ja usiedliśmy na drugim końcu.
-To co zamawiasz? Ja stawiam-odparł
- o dziękuję , to może tylko kawę mrożoną jest taki upał-odpowiedziałam.
-Okay , to ja wezmę to samo.
Minęła godzina , myślałam że to będzie trudna rozmowa a tu zagadaliśmy się i zaczęliśmy sobie nawzajem opowiadać śmieszne sytuacje. Śmialiśmy się dość głośno ale w kawiarni i tak prawie nikogo nie było.
Nagle on spoważniał i spojrzał mi prosto w oczy.
-Widzisz , muszę ci coś powiedzieć..- spojrzał na stolik i prawie pustą szklankę po mrożonej kawie.- ..jeśli się nie pomyliłem co do ciebie to mi uwierzysz..- znowu urwał. Nie miałam pojęcia co powie. Zaniepokoiłam się.
- Ja jestem Zygzakiem , Zygzakiem McQueenem tylko musiałem tymczasowo przybrać postać człowieka a mówię ci to gdyż nie przybyłem tu bez powodu tylko proszę nie możemy tu rozmawiać. Może ich być tu wiele..-powiedział wszystko szepcząc ale przy momencie z "nimi" jeszcze się rozejrzał.
Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Siedziałam tam jak wryta i patrzyłam się na niego. Czy naprawdę to on? Czy możliwe że robi to w innym gorszym celu i używa jako kłamstwa ? Ale nikt raczej by mu nie powiedział nikt z 5 moich przyjaciół , ufałam im bezgranicznie. Czyli została ta pierwsza opcja , to jest prawda.
-Pen?- nagle lekko się wystraszył.
-Ja..ja nie wiem co mam powiedzieć ale nawet jeśli ci uwierzę to po co tu przybyłeś ? i jak ? i kto to ci oni?
- Słuchaj wiem , że to źle brzmi ale musisz iść ze mną do mojego mieszkania tu jesteśmy narażeni na podsłuchy-odpowiedział.
Wahałam się , ale od naszego pierwszego spotkania faktycznie coś poczułam on chyba też . Chociaż dlaczego wydaje mi się że on też ? wiadomo że ja bo go "znałam" ale on mnie nie. Nic nie miało sensu ale takiej informacji od takiego chłopaka nie słyszy się za często.Zgodziłam się z nim iść.
Gdy dotarliśmy do mieszkania było w nim skromnie ale schludnie i przytulnie.
-Usiądź w salonie ja zaraz przyjdę - oznajmił.
Usiadłam rozejrzałam się , nic nie wyglądało na podejrzane ale i tak się denerwowałam.
W końcu wszedł do pomieszczenia , usiadł obok mnie.
-Widzisz Pen , mam ci dużo do opowiedzenia. Po pierwsze nie nazywasz się Pen tylko Sally i właśnie po ciebie tu przybyłem.- Zrobił przerwę , chyba wiedział że będę jej potrzebować. Wzięłam szybki oddech nie wiedziałam kiedy. Gdy spostrzegł , że chce słuchać dalej złapał mnie za rękę. Nigdy nie czułam takiego rozluźnienia podczas zwyczajnego trzymania dłoni. Teraz patrzył mi prosto w oczy.
-Widzisz , twoja historia nie należy do tych szczęśliwszych aczkolwiek też nie do tych najgorszych. -zaczął- Po prostu miałaś wypadek. Straszny. Dachowałaś i to nie jestem w stanie zliczyć ile razy. Była to zwyczajna przejażdżka jak to ty zawsze lubisz mawiać. Jak zwykle przeistoczyła się w wyścig ja byłem przed tobą i zamiast naszej znanej trasy skręciłem w inną uliczkę tylko to był najgorszy wybór w całym moim życiu. Pojechałaś za mną ale cóż innego miałaś zrobić. ja przejechałem trasę bezpiecznie ale ty nie. Klif się obsunął. Tylko gdy się zorientowałem było już za późno. Gdybym tylko zwrócił chociaż raz uwagę na ciebie ... to wszystko moja... wina. -Teraz miał łzy w oczach i odwrócił wzrok. Byłam w totalnym szoku ale było widać , że jeszcze nie skończył.
-Nikt nie był w stanie ci pomóc , jeździliśmy po lekarzach w całym kraju. Została ostatnia nadzieja. Odrodzenie. Polega to na tym , że wysyłają twoją duszę do innego wymiaru i do losowego ciała. Ale nie zawsze jest to możliwe. W twoim wypadku było to ryzykowne ale byłaś w stanie mieć szanse by uzbierać trochę siły w twoim organizmie żeby przetrwać odrodzenie. Przez cały ten czas byłaś nieprzytomna. W końcu wysłali cię. Nie miałem pojęcia gdzie i w jakie wcielenie ale przysiągłem sobie że cię odnajdę. A teraz po 18 latach błądzenia między wymiarami , odnalazłem cię.



...

Trochę dłuższy rozdział ale może takie wam bardziej pasują , raczej będą mniej więcej takiej długości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro