𝟭𝟭: rodzina
Aportacja sprawiła, że Harry odrobinę pozieleniał. Honore chciała wziąć go na ręce, ale uprzedził ją Severus, który od tygodnia każdą noc spędzał trzymając w objęciach tą niesamowitą kobietę. Czuł, że potrzebowała czynów i obecności o wiele bardziej, niż słów, które do niej kierował. Zawsze uważał ją za silną, lecz łatwą do złamania. Nie sądził, że nieobecność przez tak długi czas, wpłynie na nią tak negatywnie. Nie umiał jednak czuć wyrzutów sumienia. Gdyby nie czas spędzony w samotności, nigdy nie pozwoliłby sobie na głębokie przemyślenie tego, co do niej czuł. Mógł nazywać to po prostu mniejszym dobrem, które w przyszłości mogło jedynie zaowocować, bo nie zamierzał opuszczać swojej pozycji na tak długo nigdy więcej. Poprawił chłopca na biodrze, po czym całą trójką ruszyli w dół doliny, patrząc na ponurą wioskę w Dolinie Godryka.
- To tutaj mieszkałeś kiedyś, Harry - rzuciła lekko Honore, patrząc z uśmiechem na bratanka w ramionach ukochanego mężczyzny, któremu już tak niewiele brakowało, aby całkowicie skraść mocno bijące na jego widok serce. To, ile uwagi poświęcił jej w ciągu tygodnia, było niczym zdjęcie ciężaru z zmęczonych barków. Dalej nie mogła do końca uwierzyć, że Ślizgon zdobył się na coś takiego, jak wyznanie uczuć. - James już od dziecka chciał tutaj zamieszkać. Mieliśmy tu kiedyś ciotkę i za każdym razem jak przyjeżdżaliśmy do niej, bardzo często wybieraliśmy się na piesze, całodniowe wycieczki po górach i lasach.
- Nigdy nie mówiłaś, że macie rodzinę w Dolinie Godryka. - Severus był zaskoczony, że po tylu latach znajomości, ciągle dowiaduje się czegoś nowego o Potter i jej rodzinie. Honore jako nastolatka była bardzo gadatliwa i często opowiadała przeróżne historie, które zraniony przez rodzinę chłopiec chłonął jak gąbka. Niekiedy był bardzo zazdrosny, o idealne, jakby się wydawało, życie dziewczyny. Kochająca rodzina, brak trosk i zmartwień. Wszystko zmieniło się na wakacjach pomiędzy czwartą, a piątą klasą. Wtedy, jak za dotknięciem różdżki, cała jej postawa zmieniła się. Była o wiele spokojniejsza, mniej przystępna i częściej poświęcała się nauce. Mimo tego dalej była wzorową przyjaciółką, która wkradała się do jego dormitorium za każdym razem, gdy miał wolny wieczór. Wiedział, że nienawidzi spędzać czasu w Pokoju Wspólnym, dlatego gdy nie było jej z nim, za każdym razem miał wrażenie, że pakuje się w kłopoty, zwiedzając inne pokoje wspólne.
- To... Wydaje się, że było zbyt dawno temu - powiedziała cicho, na kilka sekund odwracając głowę w kierunku wyschniętej, przygotowanej na zimę łąki. Gdy z powrotem zwróciła głowę w stronę dwójki mężczyzn, ponownie uśmiechała się ciepło. - Jak ci się podoba, Harry?
- Wolę nasze mieszkanie! - zaśmiał się chłopiec, nieświadomie przerzucając ciepłe uczucia na tą dwójkę, która wyraźnie złagodniała, mimo ciężkiej atmosfery, która jeszcze kilka chwil temu pomiędzy nimi wisiała. Weszli do wioski, a wtedy mężczyzna postawił chłopca na drodze, pozwalając mu biegać pomiędzy domami. Nie zniknął im z oczu nawet na chwilę, dlatego nie martwili się o małego rozrabiakę.
- Honore, jeśli nie chcesz... - zaczął miękko, obejmując kobietę w pasie. Przylgnęła do niego na kilka sekund, korzystając z tej chwili bliskości. Nigdy nie sądziła, że Severusowi tak łatwo będzie dotykać, obejmować lub całować jakąkolwiek kobietę. Tym bardziej, że tą kobietą była właśnie ona. Coś faktycznie się w nim zmieniło i absolutnie nie zamierzała narzekać.
- Jestem im to winna, Severusie. Za głupotę się płaci. Najczęściej, gdy już jest stanowczo na to za późnio. - Szli przez wioskę, nie patrząc na siebie. Honore śledziła wzrokiem Harry'ego, nie mogąc oprzeć się myśli, że to ona jest tą winną. Od samego początku chciała wynieść się daleko stąd. Dziecięce przygody rozpaliły wyobraźnię o świecie, który przecież był tak wielki i wspaniały, o wiele lepszy niż wiecznie zasnuta chmurami Wielka Brytania. Uwierzyła w to, że nigdy nie osiądzie w jednym miejscu, będzie wiecznym podróżnikiem zwiedzającym i odkrywającym świat. Gdyby dalej była na wykopaliskach, prawdopodobnie za dwa miesiące kończyliby swoją pracę, aby wspólnie zwinąć się do innego kraju, do innego miejsca, które wymagały odkrycia. Rozumiała magię lepiej niż inne osoby. Po części ze względu na swoje pochodzenie, po części ze względu na pragnienie wiedzy. Chciała odkrywać jej tajemnice, które przez lata przykryła ziemia. Czuła, że dlatego powstała. Przyjaźnie, które zawarła, wydawały się jak łańcuchy, które trzymały ją w miejscu. Stanowisko głowy rodu także, ale dzięki tej pozycji, mogła wykaraskać się z wielu kłopotów. Ceniła Dumbledore'a za to, że dostrzegł w niej tą iskierkę, której nikt inny nie mógł zrozumieć. Z wdzięcznością przyjęła zaproszenie na prestiżową uczelnię za oceanem. Czy to był właśnie moment, w którym wszystko zepsuła? Studia były wymagające. Mimo wielu trudności, skończyła je przed czasem. Nie chciała wracać do domu. To z daleka od niego czuła się wolna. Mimo obietnicy złożonej Jamesowi, nigdy nie pojawiła się na jego ślubie. Zamiast tego uciekła na zaśnieżony koniec świata, pogrążona w chciwości świata, która półtora roku później pożarła jego brata i żonę. Czy gdyby pojawiła się wtedy w domu, to ona zostałaby Strażnikiem Tajemnicy? Jako głowa rodu potrafiła być nieuchwytna, unikając tych wszystkich starych, zrzędliwców opiekujących się rodzinnymi interesami i sklepami. Może wtedy James i Lily ciągle żyliby, a Harry miał kochający dom? Czy wszystko wyglądałoby inaczej? - To właśnie moje brzemię, Severusie.
- Każdy ma własne, Honore. Ale nie każdy jest w stanie przekuć je w coś dobrego. Skupiasz się na istnieniach, którym już nie możesz pomóc, zamiast na tych, które potrzebują cię jak powietrza. - Dłoń na jej talii zacisnęła się odrobinę mocniej, a ona przystanęła, patrząc na niego z łzami w oczach. Przytuliła się do niego chwilę później, zaciskając drżące, górne kończyny na silnych ramionach, które mimo życiowej niechęci do dotyku, mocno ją obejmowały.
- Kocham cię, Severusie. I kocham Harry'ego. Jesteście moją rodziną. Nigdy was nie porzucę, przysięgam - szeptała gorączkowo. Płakała tak dużo w ostatnim czasie, za każdym razem przysięgała sobie, że nigdy więcej tego nie zrobi. Chciała być silną, odpowiedzialną kobietą, która przywodziłaby na myśl osobę, która mogłaby stać obok tego kamiennego, niekiedy wręcz przepełnionego gniewem i depresją człowieka. Czemu więc płakała przy nim jak mała dziewczynka, a on za każdym razem pozwalał jej na to bez wahania? Czy to dlatego, że oboje pokazywali swoje prawdziwe twarze tylko przed sobą i nikim innym? Możliwe.
- Ciociu! Wujku! To tutaj! - zawołał Harry, a dwójka dorosłych oderwała się od siebie, natychmiast kierując się w stronę chłopca. Weszli na cmentarz w ciszy. Dwójka Potterów dała się kierować Severusowi, który często bywał w tym miejscu, prosto do płyty cmentarnej z wyrytym imieniem i nazwiskiem Jamesa oraz Lily. - Cześć, mamo i tato! Przyszedłem z ciocią Honore i wujkiem Severusem was odwiedzić. Wiem, że długo mnie nie było, ale dużo rzeczy się stało, od kiedy musieliśmy się pożegnać. - Harry dopadł do płyty, natychmiast siadając na małym obrzeżu. Było kamienne, ale w tej chwili Honore nie mogła zdobyć się na to, aby martwić się o przeziębienie. Zamiast tego zdjęła swój płaszcz, układając go bliżej nagrobka, pokazując chłopcu, aby na nim usiadł. Kiwnął głową rozanielony, opierając się o niego z zamkniętymi oczami. - Ciocia Honore zabrała mnie od Dursleyów już jakiś czas temu, ale byliśmy zbyt zajęci, aby was odwiedzić. Przepraszamy, ale już wszystko jest w porządku.
Honore wstała, odsuwając się o kilka kroków, przełykając ciężką gulę w gardle. Widok chłopca opierającego się o nagrobek rodziców był okropny. Mimo tego w postawie chłopca nie było ani trochę żalu o to, co się stało. Wręcz przeciwnie, wyglądał tak, jakby znalazł właśnie kawałek siebie. W tym ponurym, szarym miejscu, w zapomnianej przez wielu Dolinie Godryka.
- Wiecie, ciocia bardzo o mnie dba. Często sprawia, że się uśmiecham i pilnuje, żebym jadł porządnie. A o nią z kolei dba wujek Severus, więc sądzę, że wszystko z nami w porządku. Chodzę do szkoły! I mam wielu kolegów, zarówno czarodziei, jak i nie... - Honore poczuła na swoich ramionach ciepły dotyk. Zamknęła oczy, pozwalając objąć się Severusowym ciepłem i wrócić myślami do wszystkich wspaniałych przygód, które miała razem z bratem i Huncwotami. Do uśmiechu brata, który bezsprzecznie podążał za Lily, gdy ta droczyła się z nim, aż do braku argumentu. Do ciepłego uścisku, którym obdarzyli szesnastolatkę, która po oficjalnym przekazaniu, stała się formalnie głową rodu Potterów i zaakceptowała to, że jego brat i Lily wybrali siebie nawzajem. Do czułego tonu listów, które wysyłali jej, mimo ciernia, którym była jej nieobecność na ich ślubie, a także podczas narodzin Harry'ego. - Nie mogę już się doczekać, aż pójdę do Hogwartu! - Rzeczywistość spadła na nią jak wiadro zimnej wody. Myślała, że ma jeszcze czas na to, aby nie myśleć o przyszłości chłopca w szkole. Jednak czas uciekający przez palce był czymś, czego nie mogła ignorować w nieskończoność. Dumbledore prawdopodobnie miał cały arsenał sztuczek przygotowanych na tego niewinnego chłopca. I jej zadaniem było obronić go przed każdą z nich.
- To do następnego! Odwiedzimy was jak najszybciej! - Harry podniósł się z ziemi, po czym zwinął niezdarnie płaszcz cioci i jej go podał. Kobieta poprawiła się odrobinę, aby poprawić jego kurtkę, po czym z uśmiechem przyjęła płaszcz, narzucając go na ramiona. Nie mogła w tak podniosłej chwili przejmować się odrobiną brudu na ubraniu. Porzucony zawód także zobowiązywał. - Wypijemy czekoladę, jak wrócimy do domu? - Kiwnęła głową, głaszcząc go po głowie.
- Możesz go zabrać, Severusie? Zostanę jeszcze chwilę. - Mężczyzna bez słowa wyciągnął dłoń do sześciolatka, a on natychmiast ją złapał. Zniknęli w cichym trzasku, a Honore podeszła do nagrobka, dotykając go delikatnie. Przykucnęła, uśmiechając się przez łzy.
- Cześć, braciszku. Cześć, Lily. Chciałam was przeprosić. Czuję, że resztka waszej magii dalej gdzieś tutaj krąży. Nie mogę jej zobaczyć, ale całym sercem wierzę w to, że mnie usłyszycie. - Ponownie dotknęła ręką zimnego kamienia, zamykając oczy. - Przepraszam za moje buntownicze podejście. Może gdybym wcześniej zrozumiała, że moje miejsce jest tutaj, nie wydarzyłoby się tak wiele. Przepraszam, za ucieczkę na drugi koniec świata i niesłuchanie waszych serc, które chciały tylko być blisko mnie. Przepraszam, że nienawidziłam Lily przez tak długi czas. Przepraszam, za to, że nie mogłam być przy was, gdy najbardziej tego potrzebowaliście. Zdradziłam wasze zaufanie, ale teraz, gdy już trochę więcej rozumiem, staram się tysiąc razy bardziej dla Harry'ego. To on teraz jest moją rodziną i chciałabym, żebyście wiedzieli, że nigdy go nie porzucę, nieważne co będzie. Zawsze będę o niego dbać i troszczyć się o niego, tak, jak powinnam o was. Dziękuję, że daliście życie tak wspaniałemu chłopcu. - Wstała, robiąc kilka kroków w tył, uśmiechając się szeroko. - Lily, nie martw się też o Severusa, tak, jak to miałaś wcześniej w zwyczaju. Teraz jest w dobrych rękach.
Aportowała się z cmentarza, prosto do przedpokoju, w którym zdjęła płaszcz i odstawiła buty. Przeszła przez salon, prosto do kuchni, w której siedziała dwójka najważniejszych mężczyzn w jej życiu. Harry siedział przy stole, pijąc gorącą czekoladę, a o blat szafek opierał się Severus, zaplatając ręce na klatce piersiowej. Prawdopodobnie zastanawiał się, jak taka mała istota może wciągnąć tyle cukru i nie zwariować. Podeszła do Harry'ego, całując go w czubek głowy, po czym podeszła do mężczyzny, składając szybki pocałunek na jego policzku. Mimo zdziwienia, wyciągnął w jej stronę stojący obok kubek, który chwyciła w zziębnięte dłonie. Wypiła kilka łyków, czując się w końcu kompletna.
Rodzina znów była obok niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro