𝟲: przysięga nie mogąca przejść przez gardło
Honore weszła do swojej sypialni dopiero sobotniego poranka, gdyż przez cały wieczór i noc przygotowywała zestawienie do pracy. Barty z każdym dniem robił się coraz bardziej wymagający i nawet nie zauważyła, gdy z zwykłej sekretarki, nieformalnie awansowała na zastępcę szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Sama robota nie była taka zła - pracowała od poniedziałku do piątku przez jedenaście godzin, plus musiała wypełniać "zadania domowe", jak nazywał to ten "stary pryk", którego tak lubiła i szanowała. Wieczory często spędzała z Harrym i którymś z jego wujków, odpoczywając i relaksując się przed kolejnym, męczącym dniu z samego rana. Usiadła na skraju łóżka, patrząc na białe, nagie plecy owinięte w ciemną, satynową pościel, a także na czarne włosy rozrzucone na białej poduszce. Syriusz opuścił jej mieszkanie kilka dni temu, narzekając na sprężyny w kanapie, po czym wrócił uporządkować mieszkanie na Grimmauld Place. Po jego wyprowadzce, Snape, jak wszystkowiedzący duch, ponownie zaczął odwiedzać ją i małego Pottera. Często zostawał także na noc, wysłuchując cierpliwie wszystkich opowieści o biurowym życiu i lęków o przyszłość. Dlatego mogła wpatrywać się w tego mężczyznę, gdy czasami, tak jak teraz, budziła się w środku nocy.
Serce Honore kołatało na widok mężczyzny, jednak głowa szybko dawała o sobie znać, gdy przypominała sobie niedokończoną rozmowę sprzed kilku dni. Sev miał dziewczynę, którą lubił. Czuła się winna, że nie może w pełni skupić się na ukochanej, zamiast tego tkwi tu z nią, codziennie wręcz kołysząc ją do snu. Dalej nie mogła zaprzeczyć temu, że kocha z nim spać i być przez niego przytulana. Świadomość, że kiedyś to musi się skończyć, rozdzierała serce, jednak chciała nacieszyć się tą chwilą odrobinę dłużej.
Równie mocno lubiła robić sobie z Ślizgona żarty. Delikatnie podrapała go po łopatce, natychmiast zabierając swoją dłoń. Rozbawiona patrzyła, jak ten zrywa się gwałtownie z pościeli, z różdżką gotową do ataku. Zamiast zaklęciem, zaatakował ją zmęczonym spojrzeniem pełnym nienawiści, będąc wyraźnie zirytowany tak nagłą i dość wczesną pobudką. Dziewczyna jednak zaśmiała się tylko i wsunęła pod ciepłą pierzynę, otulając się nią, nie zwracając uwagi na coraz bardziej zagniewanego Ślizgona. Przy nim nie chciała czuć się damą, wręcz przeciwnie. Wolała wciskać w siebie słodycze, ubierać spodnie zamiast sukien i szat, a także zupełnie nie przejmować się etykietą, która ostatnio zaczęła ją dotykać ze względu na to, że zaczęła pracować w Ministerstwie. Wszystko zdawało się układać: miała dobrze płatną pracę, Harry wdrożył się mocno w przedszkole, Syriusz wrócił, Dumbledore w nic się nie wcinał, a ona mogła w spokoju odpoczywać po męczącym tygodniu. To było pocieszające, widzieć jak dużo chłopiec urósł i zmienił się, gdy miał w końcu kochającą go rodzinę. Co do zajęć, to naprawdę je lubił, był taki dumny i zadowolony z osiągnięć na nich, że aż poprosił swoją ciocię, aby zapisała go także na soboty. Zgodziła się wtedy, uważając, że rówieśnicy i spędzanie czasu poza domem dobrze mu zrobią, nawet jeśli w ciągu ostatnich miesięcy poznali się o bardzo mocno. Teraz w samotnie spędzane, sobotnie poranki i popołudnia, tęskniła za wspólnie spędzanymi z Harrym weekendami, ale nie chciała o tym mówić głośno. Nawet jeśli chłopiec był wybuchowym połączeniem obojga rodziców, przez co spędzanie z nim czasu nie było nudne, a raczej ciekawie i męczące, to był kochanym stworkiem, którego uwielbiała ponad wszystko. Nawet nie zauważyła, gdy minęło już kilka miesięcy, od kiedy mieszkają ze sobą, a Harry miał już urodziny. Spodziewała się, że z dzieckiem czas będzie płynął o wiele szybciej, ale aby aż tak? Ziewnęła leniwie, z uśmiechem przymknęła oczy, wiedząc, że mężczyzna zaraz pójdzie do szafy, weźmie swoje standardowe szaty (których kilka sztuk ulokował już na górnej półce w szafie) i skieruje się do łazienki, aby wziąć prysznic. Ostatnio często tak wyglądała ich rutyna - Sev w piątki chodził na swoje randki, a po nich przychodził do niej, aby nie dawać McGonagall poczucia, że zaniedbuje swoją "rodzinę". Po wspólnym śniadaniu wracał do Hogwartu, gdzie spędzał resztę tego dnia na pilnowaniu dzieciaków na szlabanach, gdy inni doskonale bawili się w Hogsmeade. Spięła się lekko, gdy poczuła, że materac obok się ugina, a do jej pleców przylega znajomo ciepła, lekko włochata klatka mężczyzny, któremu kilka lat temu oddała duszę. Jej serce zabiło mocniej, a cichutkie westchnienie wydarło się z klatki piersiowej. Objął ją ramieniem, a ich palce u prawych dłoni splotły się, gdy ułożył je tuż obok jej biustu.
- Chcesz iść jeszcze spać? Jak nie codziennie! - Wiedziała, że za dwie godziny musi wstać, aby pomóc Harry'emu zebrać się na zajęcia. Na tygodniu rzadko miała czas, więc soboty były dla nich swoistym rytuałem odtwarzanym każdego tygodnia. Obecność Severusa była jej więc na rękę, bo mężczyzna nigdy nie spał dłużej, niż do siódmej. Nie obawiała się, że nie obudzi jej na czas. Z lekkim westchnieniem przyciągnęła jego dłoń odrobinę wyżej, a później delikatnie dotknąć ją ustami, by znieruchomieć w tej nad wyraz wygodnej pozie. Ten spokój nie trwał jednak dłużej niż kilka sekund.
- Cicho - mruknął kilka sekund po fakcie, a ona zachichotała.
- Sev...? - spytała niepewnie, układając głowę na przedramieniu z wypalonym Mrocznym Znakiem. Wiedziała, że jest to coś, co zostało stworzone przy użyciu bardzo złej magii, ale staranne i misterne wykonanie, sprawiało, że było to miniaturowe dzieło sztuki, na które lubiła patrzeć. Wydawało jej się, że dotykanie tego miejsca ma w sobie coś intymnego, gdyż sam Snape bardzo się go wstydził i ukrywał go tak bardzo, jak tylko się dało. Sapnęła cicho, gdy w odpowiedzi otrzymała jedynie mocniejszy uścisk, któremu nie chciała się opierać. Pozwoliła, aby garbaty nos zanurzył się w kasztanowych włosach, aby co parę sekund czuła na sobie jego oddech i by zrelaksował się już do reszty, w ten bardzo wczesny sobotni poranek. - Dobrze się czujesz? Wiesz, że nie musisz mnie przytulać, jeśli chcesz, abym siedziała przez chwilę cicho?
- Na Merlina, Honore, milcz już i leż jak leżysz jeszcze przez chwilę. — Lekko kiwnęła głową, aby nie uderzyć go w nos i przymknęła oczy, gotowa na małą drzemkę. Nie uleżała jednak zbyt długo, bo już po paru minutach odwróciła się do niego twarzą, wtulając nos lekko powyżej linii jego włosów na klacie, w miejscu gdzie zaczynała się jego blada i gładka szyja. Czuła się bezpiecznie w tym uścisku, ale nie wyobrażała sobie tylko leżeć, gdy ukochany mężczyzna leżał tak blisko niej. Zamierzała, jak zwykle, udawać nieświadomego dzieciaka, gdy jej palce delikatnie drapały jego żebra, przejeżdżając po wszystkich bliznach, które kiedyś były smarowanymi przez nią ranami. Usłyszała zirytowane westchnięcie i już wiedziała, że zabawa się skończyła. Mocna dłoń złapała ją za biodro i ścisnęła lekko, przez co ponownie lekko sapnęła podskakując dosłownie w miejscu, a twarz skończyła wtulona w jego szyję, bardzo blisko i dość mocno. Spodziewała się, że na tym poprzestanie, mimo wyraźnej niechęci do zaprzestania tego precedensu. Umysł podsuwał jej fantazyjne wizje, jak namiętnym i cudownym kochankiem Severus mógłby być. Zdecydowanie pomagały jej w tym widoki, które niekiedy jej serwował. Ale teraz, gdy tak leżeli spleceni w tym uścisku, nie mogła zdecydować się już na to, by wydusić z siebie jakiekolwiek słowa. Myśli wydawały się wręcz grzeszne, gdy on lokował w niej jedynie przyjacielskie odczucia, a ona myślała o ich odwrotności. — Śpij, dzikusko. Obudzę cię za dwie godziny.
Czuł na swoim jabłku Adama ciepły oddech, który wydawał się być wszystkim, na czym jego ciału w tej chwili zależało. I gdy ona zapadła w sen, jego umysł dalej pracował na najwyższych obrotach, starając się znaleźć wyjście, którego do tej pory nie dostrzegał. Na spokojnie i w zaciszu pragnął złączyć wszystko w całość. Miał ochotę przeanalizować blisko piętnaście lat znajomości, dowiedzieć się jakim cudem przypadkowe spotkanie stało się w ciągu tych lat czymś tak intymnym i co sprawiało, że od zawsze chciał być tak blisko niej, jak to możliwe. Jego umysł pogrążył się we wspomnieniach z roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego. Wspomnienia, głównie negatywne, zakotłowały się w jego głowie: tego roku jego ojciec zaczął więcej pić i mocniej go bić; on coraz częściej znikał z domu, aby wrócić po kilku dniach, dostać cotygodniowy łomot i ponownie odejść. Jednak w jego sercu pojawiło się rozczulenie, gdy dotarł do listopada oraz grudnia, właśnie z tych miesięcy wspomnienia od zawsze dotyczyły tylko i wyłącznie jej. Poznał Honore na Pokątnej, na którą dostał się przy pomocy Toma, który jak co dwa dni, uprzejmie otworzył mu przejście i zniknął za barem. Już wtedy był dziwnym, garbatym typem o równie specyficznym poczuciu humoru, ale w tamtym czasie lubili się jako tako. W zaułku niedaleko ściany cegieł, tuż przy śmietniku sklepu pełnego różnych magicznych alkoholi, siedziała zapłakana, mała dziewczynka, która uparcie odmawiała pomocy, gdy nieliczni chętni podchodzili do niej. Nikt wtedy nie wiedział, że jest to przyszła głowa rodu Potter, więc to nie to popchnęło go, aby usiadł przy niej i zaczął jej opowiadać o swoim życiu. O tym jak ojciec go bije, ponieważ nigdy nie chciał dziecka, o Lily i Petunii oraz o swojej matce, która była dla niego najwspanialszą istotą na tym świecie. W tamtym czasie nie chciał współczucia czy litości, bardziej potrzebował kogoś, kto wesprze go i poda swoją dłoń, gdy będzie tego potrzebować. To była właśnie ta chwila, gdy znalazł. Dwudziestopięcioletni Severus zasępił się, unosząc się na tyle, na ile pozwalała mu głowa spoczywająca na jego ramieniu. Wierzch dłoni delikatnie dotknął zarumienionego policzka młodej kobiety, ale natychmiast cofnęła się, gdy w tle zauważył swój Mroczny Znak zalewany falą kasztanowych włosów. Spróbował jeszcze raz, usiłując nie patrzeć na okrutną skazę szpecącą jego ciało o wiele bardziej niż tłuste włosy, garbaty nos, okropna sylwetka czy też liczne blizny.
Obrócił się na plecy, a dłoń przysłoniła mu oczy. Usiłował się nie rozpłakać, gdy zdał sobie sprawę z tego, co wyrabia. Chciał porzucić jedyne, pozytywne uczucie, jakie go wypełniało, tylko po to, aby w ostatecznym rozrachunku prawdopodobnie stracić więcej, niż mógłby zyskać. Czy warto oddawać miłość do Lily w zamian za zniszczenie przyjaźni tak pięknej i trwającej tak długo? Bo niewątpliwie ta dziewczyna porzuciłaby go, gdyby dowiedziała się, że jego uczucia nie mają z przyjaźnią nic wspólnego. Miała na głowie ciężką pracę, rodzinę, obowiązki głowy rodu i potajemną walkę z Dumbledore'em. Jak, na Merlina, miała w tym samym czasie znaleźć jeszcze czas na miłość? I to jeszcze nie z normalnym, poważnym mężczyzną, ale tak skrzywdzonym przez przeszłość jak on? Tamtego listopadowego dnia, gdy opowiedział jej już wszystkie swoje żale, Honore przytuliła go. Wtedy dowiedział się, że szczere współczucie, kontakt fizyczny oraz pragnienie pomocy nie są takie złe, jak myślał. Po kilku wymienionych zdaniach, gdy już poznali swoje imiona oraz nazwiska, z wielkim wstydem w oczach przeprosiła, ale zanim zdążyła wyjaśnić powód, dopadła ją ta okropna ciotka, której dziewczyna aż po dziś dzień nie znosiła. Zdołał zrozumieć dopiero cztery dni później, gdy wysłała mu swój pierwszy list. Dowiedział się wtedy, że pochodzi z czystokrwistego rodu czarodziejów, którego główna rodzina nie zamierzała kultywować zwyczajów arystokrackich. Było to dla niego wtedy bardzo ciekawe. Znał przecież tylko tych pysznych, statecznych arystokratów i poniżanych mugolaków, o niczym innym nie było mu wiadomo - książki pozostałe po jego matce były w tej wiedzy zbyt ogólne, nie zmuszały do myślenia. W dalszej części listu opowiadała o ciotce Adarze, która ponoć nie chciała tego słuchać i podstępem zmusiła rodziców, aby oddali jej córkę na pół roku, aby zrobić z niej damę. Mała Potter uznawała za szczęście, że tamtego dnia udało jej się uciec i go spotkać, bo gdyby nie porozmawiała z kimś "zdrowym psychicznie" jeszcze przez jeden dzień, niewątpliwie zrobiłaby sobie krzywdę.
Parsknął pod nosem, zauważając z rozbawieniem, że niektóre rzeczy w ogóle nie uległy zmianie - Honore dalej z dziecinną złośliwością potrafiła z niego drwić, jednocześnie trafiając w jego poczucie humoru na tyle, aby go nie zranić oraz wyciągnąć z niego to, co tylko chciała, niezauważalnie dla niego. Już teraz wiedziała, że jest ktoś, kto był w stanie wyprzeć z niego miłość do rudowłosej lisicy, ale prawdopodobnie nigdy w życiu nie wyobrażałaby sobie, że Nietoperz jest w stanie pokusić się na wyciągnięcie łap ku niej. Westchnął, a rozbawienie zastąpił niewyobrażalny smutek. Wniosek był prosty - musiał obiecać na swój własny honor, że nigdy w życiu nie dotknie jej tak, jak kobiety. Próbował przez chwilę, ale przysięga ta w ogóle nie chciała wyjść z jego ust.
Uniósł jej głowę, układając ją na poduszkach i siadając w pościeli. Honore poruszyła się niespokojnie, ale gdy jej dłoń sięgnęła jego uda, zastygła ponownie, pozwalając snowi znów przejąć kontrolę nad swoim ciałem. Wiedział, że całą noc ciężko pracowała, bo gdy mówił jej dobranoc późnym wieczorem, śmiała się z tego, mówiąc że dobrze będzie, jak powie jej "dzień dobry" gdy będzie kończyć. I faktycznie, była ledwie piąta rano, gdy wstawał z pościeli, przykrywając ją dokładnie i opuszczając posłanie. Ucałował lekko jej policzek, nie panując nad swoimi dziwnymi uczuciami. Zaraz po tym zabrał czyste ubrania z szafy, szybko kierując się pod prysznic, z zaskoczeniem stwierdzając, że po raz pierwszy woda miała dla niego tak odprężające działanie. Wyszedł z łazienki dopiero po dłuższej chwili, orientując się niemal natychmiast, że na stoliku w salonie na ozdobnym talerzyku leżą już ładnie zarumienione gofry z dużą ilością dżemu z jagody oraz bitej śmietany, zaś obok niego stoi filiżanka pełna ciemnej jak noc kawy, którą rano mógłby pić litrami. Gorąco wierząc, że to skrzatka je dla niego przygotowała, usiadł do jedzenia, tym samym zapominając o tym, że miał pozbierać swoje rzeczy i nigdy więcej nie zostawać w mieszkaniu Potter na noc. A szkoda, bo gdyby tego poranka wszedł do tej sypialni ponownie, zastałby jedynie niemożliwie zaspaną, jak i szczęśliwą Honore, która starała się doczyścić resztki ciasta z przypadkowo ubrudzonej piżamy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro