Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Więc... jak będzie, Dean?

Dean prześwietlił wzrokiem swojego przyjaciela i jeszcze chwilę marszczył brwi na przemian otwierając usta, jakby chciał coś powiedzieć.

- Ale że... Co Wy robicie podczas tych Anielskich Godów? Chodzicie sobie po Edenie czy co? - wykrztusił w końcu.

- Dean... Niepotrzebnie Ci mówiłem, Ty... Ty nie zrozumiesz... - zsunął się z łóżka i po prostu zniknął, co doprowadziło łowcę do szału.

- TY PIERZASTY DUPKU! JA TU PRÓBUJĘ WYSŁUCHAĆ TWOICH PROBLEMÓW, CHCĘ BYŚ CHOĆ RAZ NAPRAWDĘ POCZUŁ WE MNIE PRZYJACIELA A TY MI ZNIKASZ?! CASTIEL, IDIOTO, WRACAJ TU! - zaczął wrzeszczeć w niebogłosy.

Bobby spojrzał na Sama, unosząc brew, jakby chciał zapytać co znowu dolega Deanowi, ale Łoś tylko pokręcił głową i wzruszył ramionami.

Starszy odchrząknął, zdając sobie sprawę, że krzykami nie przyciągnie do siebie Casa.

- Dobra, sorry Cas. Słuchaj... - przetarł twarz dłońmi i zaczął chodzić po pokoju - Wróć, wytłumacz mi o co chodzi, aniołku i... okej, nadchodzi babski tekst... postaram Ci się pomóc rozwiązać ten problem, bo jesteśmy przyjaciółmi... - rozejrzał się po pokoju, zaciskając usta. Anioła ani śladu - Cholera, Cas! 

- J-jestem... - wyszeptał anioł, który nagle pojawił się przed nim ( chociaż jakiś postęp ) - To... usiądziemy? - zaproponował, wpatrując się w zielone oczyska.

Dean jedynie skinął głową. Usiedli obok siebie na łóżku, łowca uniósł brew i czekał aż Anioł mu opowie o co chodzi. 

- Anielskie Gody odbywają się raz na tysiąc lat. Anioły, Serfainy, Archanioły... Wszyscy w Niebie wtedy szukają nowego partnera. Zaczynają być rozdrażnieni, n-napaleni, na dodatek ich skrzydła... tak.. Tak jakby nabrzmiewają i są... bardziej "pokazowe" niż zazwyczaj. Wytwarzają... coś na kształt olejku, który smakuje jak mleko z miodem, nabłyszcza skrzydła i... i w ogóle...- nagle się zawstydził.

Dean zacisnął usta, szło tak dobrze i nagle przerwał?!

- I... to wszystko, Cassie? - starał się zabrzmieć łagodnie.

Aniołek pokręcił głową i zaczął bawić się swoimi palcami.

- Nigdy nie miałem partnera, nie interesowało mnie to, żadna Łaska mnie do siebie nie przyciągała... Widzisz Dean, Anielskie Gody to... jakby przyciąganie do siebie Łask... Wszystkim moim braciom i siostrom zawsze bardzo szybko to szło. Odnajdowali się, Budowali gniazdo i wtedy... Wymieniali się swoimi łaskami...

- Eee... Dobra? - łowca próbował to przetrawić. Gniazdo?  Przyciąganie? - Ale... skoro nigdy żadna Łaska Cię nie pociągała, czy coś... To czemu teraz świrujesz? - zapytał wprost. Obawiał się jednak, że znał odpowiedź na to pytanie. 

Niebieskooki opuścił głowę, rumieniąc się po uszy.

- Cz-czuję jak Twoja dusza mnie woła. 

- ŻE CO DO JASNEJ ANIELKI CZUJESZ?!

- Widzisz Dean... J-ja... pójdę już...- podniósł się.

- ANI MI SIĘ WAŻ, BO CI PIÓRA POWYRYWAM, NIGDZIE NIE IDZIESZ DOPÓKI NIE WYJAŚNISZ MI WSZYSTKIEGO!

Castiel musiał przyznać, że obleciał go strach. Teraz będzie musiał tłumaczyć się przed łowcą dlaczego tak się zachowuje, dlaczego ciągnie go do jego duszy oraz dlaczego właśnie Dean...

Spokojnie usiadł i wciąż nie patrząc na Deana wrócił do opowieści.

- Normalnie nie zdarza się, by Anioł czuł przyciąganie ludzkiej duszy. Jest dla niego zbyt potężna... Zdarzało się to Archaniołom, lecz zostało zabronione. Połączenie się Łask nazywamy Fuzją... To... Podobno najpiękniejsze co może się przydarzyć Aniołowi... Żeby do niej doszło budujemy Gniazda z własnych skrzydeł, dzięki olejkowi łączą się. Spędzamy tam dużo czasu... C-cóż właściwie całe tysiąc lat, tyle wytrzymuje Gniazdo. Jeśli w Niebie pojawia się nowy Anioł stworzony wprost dla kogoś, kto już miał partnera i ten jeden zostaje sam, bez pary... jego skrzydła usychają i przechodzi okres odrastania, który trwa sto lat... J-Jeśli Anioł zostanie odrzucony jego skrzydła również obumierają.

Co dziwne, Castielowi zrobiło się lżej, że mógł powiedzieć Deanowi. To prawda, bał się jego reakcji, ale odważył się na niego spojrzeć. Łowca wyglądał jakby ktoś przejechał go traktorem, a potem dobił kombajnem i stadem dzikich koni.

Zdał sobie sprawę, że... Anioł zaproponował mu bycie... cóż, razem i że jeśli go odrzuci lub jeśli po prostu go nie przyjmie... Jego przyjaciel straci swoje ukochane skrzydła. Przejął się i to nie na żarty.

- Cas... - zaczął, w głowie starał się wszystko ułożyć - A... ten... jak... się z Tobą tam... Jak Ty chcesz zbudować to całe Gniazdo? Ja nie mam ani skrzydeł, ani.. ani Łaski... 

- To nic Dean - jego usta wygięły się w czymś co miało być uśmiechem - Poradzilibyśmy sobie... Wybacz, że tak wyszło... Ja... Ja wcale Cię nie wybrałem specjalnie... 

Zielonooki pokręcił głową.

- Słuchaj, Cassie... Ja nie chcę żebyś stracił swoje skrzydła... to chyba tak, jakby człowiek stracił kończynę, he? - parsknął rozbawiony, ale widząc powagę w oczach przyjaciela, odchrząknął.

- Co próbujesz zasugerować? - niebieskooki uniósł brew, przyglądając się Deanowi. Czuł, jak jego Dusza promienieje, jak jest piękna, jak bardzo chciałby ją połączyć ze swoją...

- Ta... Fuzja... To jak ślub jest?

- Tak jakby Dean, jest czymś znacznie lepszym, prawdziwym i długotrwałym. To więcej niż miłość... -szepnął zawstydzony.

- Cz-czekaj, Cas, co do cholery? Więcej niż miłość?! To Ty... Ty... mnie... Cholera, jesteś facetem! - oburzył się.

- Właściwie, Dean, ja nie posiadam płci, to jest tylko moje naczynie. Jeśli chcesz na jakiś czas mógłbym wybrać jakąś kobietę, byś czuł się... śmielej.

- Nie, Cas, to wciąż byłbyś Ty, naczynie nie ma tutaj znaczenia - warknął. Zaczynał odczuwać ogromną złość. Jak on mógł go kochać?! Przecież... Dean Winchester nie jest osobą, która da się pokochać, a jednak ten pokręcony Anioł właśnie mu proponuje jakiś anielski ślub.

Usłyszał jak Castiel zaczął się nerwowo wiercić i drapać po plecach, czekał aż jego przyjaciel się w końcu odezwie, ale gdy to się nie stało, postanowił przejąć inicjatywę.

- Więc... jak będzie, Dean?

Nadszedł ten magiczny moment, gdy obaj spojrzeli w swoje oczy. Napięcie było tak gęste, że można określić je jako konsystencję budyniu. 

- Dobra, cokolwiek. Chcę Ci pomóc - oświadczył w końcu. 

Wtedy Cas rozpromienił się - dosłownie - i zdarł z siebie płaszcz. Pchnął Deana w taki sposób, iż leżał on teraz na łóżku z rękoma wyrzuconymi gdzieś za głowę i patrzył na anioła w wielkim zaskoczeniu. Stworzenie wtedy przymknęło na chwilę powieki i nim łowca zdążył mrugnąć, jego oczom ukazała się najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu widział.

Skrzydła Castiela miały rozpiętość kilku metrów, ledwo co mieściły się w tym malutkim pokoju. Mieniły się granatem, który sprawiał, że czerń piór zdawała się być głębsza. Wydawały się być tak miękkie w dotyku, więc Dean niewiele myśląc wyciągnął obie dłonie ku nim. Wtopił palce w pióra i zamknął oczy z rozkoszy. 

Były tak miękkie, tak gładkie jak nic na całej Ziemi.

________________________

I w koooońcu ten fic doczekał się swojej kontynuacji. 

Serdecznie zachęcam do komentowania i gwiazdeczek xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro