Nasze Gniazdo
Gdy Bobby zszedł na dół do kuchni, czuł się jednocześnie wstrząśnięty jak i zadowolony. Miał jakieś domysły, że Dean może jednak ma jakąś słabość do tego Anioła. Uważał, że im bardziej się kogoś odrzucało, tym bardziej się go chciało mieć.
- I co, Bobby? Co on sądzi na temat tego polowania? - Sam podniósł wzrok znad laptopa.
- Cóż, chętnie się z Tobą wybiorę, bo nasz mały Dean pragnie skosztować Aniołka - odparł, sięgając po szklankę z alkoholem w środku. Sammy uniósł obie brwi do góry. Czyżby zrozumiał to tak, jak powinien?
- Czekaj...co?
- Wszedłem do pokoju, gdy akurat się wiesz... gździli się. Tak się wystraszył, że go zobaczyłem, że zrzucił Castiela na podłogę - parsknął - Przecież nikt by go nie oceniał. Sam chciałbym wiedzieć jak te istotki zachowują się w łóż...
- Bobby, proszę, oszczędź mi szczegółów - skrzywił się - Lepiej jedźmy. Mamy kilka wampirów do zabicia.
Zatem wyjechali. Dean nawet nie wiedział kiedy zasnął, gapiąc się bezsensownie w sufit.
Obudził się cały zlany potem, wręcz spadł z łóżka, gdy zrozumiał c o mu się przyśniło. Przeszyły go dreszcze i skrzywił się pod nosem. Co to w ogóle miało znaczyć? Przecież on nawet nie chciał robić tego z Castielem! ...to, że go pocałował nic nie znaczyło. Chciał tylko dodać otuchy Aniołowi. Jego mózg chyba nie zrozumiał, że z tego nic nie będzie. Po prostu to byłoby okropne, gdyby Cas przez niego stracił skrzydła i dlatego zgodził się na to pieprzone Gniazdo. I Fuzję. I... i na bycie z nim... Boże, to wszystko było bez sensu.
Już zaczął żałować, że się na to zgodził. Poszedł do kuchni, gdzie wyciągnął sobie butelkę piwa. Ruszył z nią przed telewizor, liczył, że może trafi na Doktora Sexy. Udało się. Chociaż coś szło po jego myśli. Nawet się nie zastanawiał gdzie jest jego brat i Bobby. Miał to szczerze mówiąc gdzieś.
Przyglądał mu się Cas. Stał za nim, oczywiście Dean go nie zauważył, za bardzo pochłonął go serial. Zastanawiał się, czy łowca się nie rozmyśli. Bał się. Nie chciał stracić skrzydeł na czas Apokalipsy. Byłby wtedy bezużyteczny, a tego nie chciał za żadne skarby! Poza tym... Ten człowiek...Ten... Dean. Dean namieszał mu w głowie, sprawił, że Cas zaczął czuć takie uczucia jak nigdy. Anioł tak bardzo pogrążył się w myślach, iż nie zauważył jak przyjaciel zasnął z butelką w ręku. Stanął przed nim i przechylił lekko głowę.
- Dean?
Piegowaty podskoczył, wylewając na siebie piwo. Spiorunował skrzydlatego chłodnym spojrzeniem i jęknął.
- Przez Ciebie się oblałem, Cas...
- Wybacz mi.
- Eh, dobra, cokolwiek, niech Ci będzie - chwycił pilot i przełączył kanał.
- Czy możemy porozmawiać?
- Oglądam telewizję.
- Czy mógłbyś na chwilę przestać, Dean?
Zacisnął usta, ale wyłączył telewizor i unosząc protekcjonalnie brwi spojrzał na Casa, czekając aż zacznie mówić o co mu chodzi.
- Chciałbym... Zabrać Cię gdzieś, dobrze? - zaczął niepewnie. Widział, że Dean nie za bardzo ma ochotę na... cokolwiek.
- Gdzie.
- Wiesz... Gniazdo...
- Dobra, ale masz załatwić to szybko, rozumiesz? - podniósł do góry palec i zagroził nim - Nie mam ochoty siedzieć cholera wie gdzie.
Anioł nic nie powiedział. Dotknął delikatnie ramienia Deana i przeniósł ich do domku na drzewie - Bóg wie gdzie. Na podłodze znajdowało się wiele czarnogranatowych piór, a w rogu, tuż przy oknie znajdowała się ich cała kupka. Łowca zrozumiał, że jego przyjaciel zaczął budowę dużo wcześniej.
- Nie wziąłem ze sobą nic swojego - oświadczył zielonooki, mrużąc oczy.
- Ja wziąłem... Wybrałem te ubrania, których nie nosisz. Leżą za Tobą - oznajmił spokojnie i zrzucił z siebie płaszcz, następnie marynarkę... Generalnie zdjął z siebie całą górę i rozprostował skrzydła. Deana znowu chwilę zatkało, gdy tak na nie patrzył. Anioł przysiadł obok kupki piór i patrzył na łowcę, jakby czekał, aż też podejdzie. Ten chwycił torbę ze swoimi ubraniami i usiadł obok Castiela. Stworzenie wyglądało na naprawdę zadowolone. Sięgnęło po dłoń piegowatego i skierowało na kupkę piórek.
- Pomożesz mi je zlepiać? Namoczymy Twoje ubrania w moim olejku i nim połączymy pióra. Jeśli będzie ich za mało, weźmiemy więcej ze skrzydeł.
Dean nie za bardzo miał na to ochotę, ale zrobił to, o co prosił go Cas. Przykładał swoje koszulki, jeansy, bluzy, t-shirty do skrzydeł, czekał aż nasiąkną olejkiem a potem przylepiał je do piór. Obaj milczeli. Łowca nawet nie wiedział ile czasu minęło, odkąd tu siedzieli. Pióra wkrótce się skończyły. wtedy Cas przystawił jedno ze skrzydeł do Deana, który drżącymi dłońmi zaczął przeczesywać je.
To nie do opisania, jak cudownym uczucie jest dotykanie skrzydeł Castiela.
Wkrótce skończyli Gniazdo. Przypominało wielkie legowisko. Spojrzeli po sobie, a wtedy Anioł niespodziewanie przytulił się do człowieka.
- Dziękuję, że to dla mnie robisz, Dean...
Łowca poczuł się nieco zmieszany, ale objął go i wtopił palce w jego skrzydła. Cas następnie objął go ciasno jeszcze skrzydłami i lekko się uśmiechnął - zresztą tak jak i Dean.
Znowu czuł się dobrze przy nim. Jakby nigdy nic dziwnego między nimi nie miało miejsca lecz przypomniał mu się ten... prysznicowy sen. Od razu odsunął się od Anioła i chrząknął.
- Starczy tych babskich uścisków, aniołku. Zabierz mnie do domu, masz swoje Gniazdo.
-...Dean, ono jest nasze - szepnął, patrząc intensywnie w te zielone oczyska - musimy tu spędzić kilka nocy, by połączyło się z nami i było odpowiednim miejscem na wykonanie Fuzji.
- Czekaj - uniósł palec do góry - Czy Ty mnie do cholery porwałeś? - warknął, patrząc na niego z pogardą - W tej chwili odstaw mnie do domu! - krzyknął, przez co Cas nieco się wystraszył. Jak to w ogóle mogło być możliwe, że raz Dean zachowywał się cudownie, a chwilę później dopadał go atak agresji.
- Wybacz mi... - powiedział cicho i szybko dotknął czoła łowcy, nim zdążył choćby mrugnąć. Anioł złapał go i ułożył w Gnieździe. Zdjął mu ciężkie buty i jeansy, zostawiając go w samych bokserkach i bluzce. Buty ułożył przed legowiskiem, tak jak spodnie, które złożył w idealną kostkę. Następnie sam pozbył się butów i powoli ułożył się obok Deana. Zacisnął usta, ale skinął do siebie głową, powtarzając sobie w głowie, iż zrobił dobrze. Zauważył, że ciało łowcy pokrywa się gęsią skórką. Szybko zatem owinął skrzydła wokół niego i nieśmiało się przytulił, czując jak dusza piegowatego próbuje otulić jego Łaskę.
To uświadomiło Anioła w fakcie, iż nie jest wcale taki obojętny dla tego człowieka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro