Napalony aniołek
- Sammy, przysięgam. Zaczął dotykać całego mojego ciała, nie wiem dlaczego, ale cholera, dotykał mnie wszędzie!
- Mógłbyś oszczędzić szczegółów? - skrzywił się - Ostatnio byłeś niezwykle dokładny, gdy opowiadałeś jak Cas pojawił się w tamtym motelu, co uprawiałeś seks z kelnerką. Wcale się nie dziwiłem, że uciekła. Ale on się martwił, myślał, że Cię coś boli i dlatego Twój puls i oddech są inne oraz że dlatego krzyczysz - prychnął, jak zawsze jego starszy musiał przeżywać.
- Mógłbym oszczędzić Ci szczegółów, ale do cholery żaden normalny facet nie pojawia się nagle pod prysznicem drugiego całkowicie nago i go nie dotyka! - aż zarumienił się ze złości - Ani nie pojawia się w sypialni gdy ma się... przyjemne chwile.
- To nie jest normalny facet, to anioł, Dean, on nie wie co wypada robić a co nie - westchnął, patrząc na starszego brata. Ledwo co powstrzymywał śmiech.
- Oho, może jeszcze mam go uczyć jak się podcierać? - warknął, zanurzając usta w szklance z bursztynowym trunkiem.
- Anioły raczej nie potrzebują takich umiejętności, bo nie chodzą do łazienki - młodszy zauważył, a parsknięcie opuściło jego usta, wyginające się w uśmiechu.
Dean pokręcił głową z niedowierzaniem i osunął się na kanapie.
- Kto by pomyślał, że anioły to takie czubki?
Westchnął, rozmarzywszy się na temat tego stworzenia. Niesamowicie go intrygował i drażnił jednocześnie. Pierzasty dupek.
* * *
Jeszcze tego wieczoru Dean poprosił, by Cas się zjawił. Oczywiście nie spodziewał się, że rzeczywiście się pojawi, apokalipsa zbliżała się niezmiernie szybko, anioł miał urwanie głowy w Niebie... Mimo to postanowił spróbować, najwyżej tamten się nie pojawi.
- Wzywałeś, Dean. Czy wszystko w porządku? - usłyszał za sobą ten głęboki, wręcz nieziemski głos.
Przez myśli łowcy przemknęło, czy on zawsze musi pojawiać się za nim, nie przed nim? Wciąż mieszkali u Bobby'ego, całe szczęście, że Sam i właściciel domu byli zajęci czytaniem. Nie przeszkodzą w spotkaniu.
- Musimy porozmawiać. Musisz wiedzieć, że pojawianie się pod czyimś prysznicem NIE jest normalne - oświadczył twardo, podnosząc się z łóżka. Reakcją anioła było tylko powolne mruknięcie. W Deanie coś zadrżało, czy on go w ogóle rozumiał? - Halo, ziemia do Casa?
- Chciałem zaspokoić swoją ciekawość.
Łowca uniósł obie brwi i skrzywił się. Ciekawość?
- Jaką ciekawość, do cholery, Cas? - starał się nie wrzeszczeć, przecież Castiel nie mógł wiedzieć, że tak po prostu nie wypada. Zauważył jednak, że anioł przyjął tą swoją minę, którą robił za każdym razem jak czegoś nie rozumiał. Piegowaty postanowił cierpliwie poczekać, aż stworzenie stojące przed nim się otworzy.
- Usłyszałem, że około trzy procent społeczeństwa umiera podczas korzystania z prysznica. Chciałem... sprawdzić, czy wszystko z Tobą w porządku, Dean. Wybacz, nie miałem na celu urażenia Twojej przestrzeni osobistej ani tym bardziej przestrzeni osobistej mojego naczynia, ale uważałem, iż było to konieczne - wyjaśnił bardzo oficjalnie, patrząc głęboko w zielone oczy. Czuł, że jego skrzydła zadrżały, gdy usłyszał głośny śmiech tego, którego wyciągnął z Piekła.
- Cholera, Cas! - Dean prawie zwijał się ze śmiechu, nie mógł uwierzyć, że za tamtą sytuacją mogła się kryć taka historia - Ale wiesz, że nie musiałeś mnie obmacywać jak ksiądz małych chłopców?
- Księża obmacują małych chłopców? - anioł wyglądał jakby się przejął. Cóż, pewnie naprawdę się przejął. Dean wywrócił oczami.
- Uh, nie, tak się mówi...
- Ale to okropne, czemu księża mieliby to robić, Dean?
- Boże, zaczyna się - jęknął, po co on w ogóle wezwał Casa? Teraz znowu będzie musiał mu tłumaczyć rzeczy oczywiste dla każdego człowieka - Nie mam ochoty Ci tego tłumaczyć, obejrzyj sobie pieprzony Spotlight, nie zadawaj mi głupich pytań, Cas - warknął.
- Dla Ciebie każde pytanie, które zadaje jest głupie.
Czy anioł właśnie się obraził? Jak małe, cholerne dziecko? Dean westchnął i usiadł z powrotem na łóżko. Wskazał skrzydlatemu, by usiadł na przeciwko niego. Anioł zrobił to, siadając na własnych łydkach, zgarbił się nieco i wpatrywał w człowieka.
- Słuchaj, aniołku. Nie wiem jak dawno i czy w ogóle kiedykolwiek byłeś na ziemi, ale będę się starał jak mogę, żeby nie wpaść w cholerny szał gdy będziesz mnie o coś pytał.
- Ty również zadajesz dużo pytań.
- Tak, Cas, ale o pieprzoną apokalipsę, a Ty mnie pytasz dlaczego księża obmacują chłopców!
- Dean... Ale mówiłeś, że tak tylko się mówi...-zmarszczył brwi, jego twarz wyrażała troskę. Piegowaty się poddał. Chciał już wrzasnąć na niego, ale anioł chyba zrozumiał, że to jedna z tych gier Deana, tym razem była to prawdopodobnie aluzja, niestety stuprocentowej pewności nie było - Wybacz mi moją niewiedzę, staram się wszystko... zrozumieć... Ale...
Winchester uniósł brew. Zorientował się, że policzki anioła właśnie zapłonęły rumieńcem. To było bardzo ludzkie. Oprócz tego stworzenie zacisnęło nieco usta. Wyraźnie się zmartwił, zagubił, posmutniał.
- Coś... Nie tak? - zapytał, próbując ugryźć się w język. Czy miał naprawdę ochotę na babski wieczór z ploteczkami albo na wylewanie żalów?
- Nie, Dean. Nie powinienem poruszać tego tematu - spoważniał, jego twarz praktycznie wyglądała na groźną, z wyjątkiem oczu - te nagle zdały się być przygnębione.
- Jakiego tematu? - teraz łowca nie mógł zrezygnować, już zdążył się zainteresować.
Niestety Cas nie wydawał się zbyt chętny by podzielić się z tym co dręczyło jego umysł, serce i... ciało. W szczególności, że Dean jest zupełnie innym gatunkiem i jego nie dotyczył stan, w którym znajdował się anioł. Łowca zaczął się niecierpliwić.
- Jesteś przyjacielem, aniołku, nie musisz się wstydzić. No, mów co Ci leży na tym pierzastym serduszku - próbował go zachęcić. Ciekawość go pożerała.
- Dean, nie wiem czy mogę Ci o tym mówić.
Wywrócił oczami i skrzywił się. Castiel patrzył na niego, czekał na jakiś znak, ale łowca tylko próbował wymusić wzrokiem jakiekolwiek informacje. Z powodu, iż anioł miał pewną... dziwną, nieco kłopotliwą słabość do człowieka, postanowił podzielić się z tym, co się działo.
- Trwają Anielskie Gody - wymamrotał, niepewnie spoglądając w zielone oczy. Łowca uniósł obie brwi, wyglądał, jakby to mu nic nie mówiło, na co Cas wywrócił oczami - To okres, w którym anioły łączą się w pary, czują silną potrzebę znalezienia kogoś na ten czas i...
- Czekaj - przerwał mu, podnosząc dłoń do góry - to znaczy, że jesteście teraz takimi napalonymi aniołkami?
- Uh, Dean... Tak jakby... Tak - nie podobała mu się nazwa, jaką to wszystko określił ale wbrew pozorom była trafna - Szukam... Partnera.
- Okay... - Winchester próbował wcisnąć sobie tę informację do głowy - I jak Ci idzie?
Milczenie Castiela stało się męczące. Okropna, napięta cisza zaczęła irytować Deana, czemu jego nowy przyjaciel nie chciał się z nim tym podzielić? Przecież widzieli już siebie nawet nago, nie ma co zaprzeczać, mogli sobie już mówić o wszystkim, choćby o wrzodach na tyłku.
- Ja... Chciałbym, żebyś Ty był moim partnerem, Dean.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro