FEARLESS
UWAGA: ONE SHOT JEST POWIĄZANY Z PRACĄ "TO DO: ROCK IT". Znajomość tekstu nie jest wymagana, ale po zapoznaniu się z ww fanfiction, będziesz w stanie wyłapać kilka "smaczków" ;).
TEKST JEST W DUŻEJ MIERZE SMUTEM (aka opisem aktu seksualnego), czytasz to, słońce, na własną odpowiedzialność <3.
Tw: daddy issues
***
Dabi odwrócił się gwałtowanie i ruszył przed siebie, schodami do góry. Shigaraki wydawał się pozostać niewzruszony tą reakcją, a ja zacząłem zastanawiać się, czy naprawdę jest takim socjopatą, czy może aktorstwo opanował do perfekcji.
Dabi właśnie wykrzyczał mu w twarz, że nie ma pojęcia, jakim bezguściem musiał być, skoro Tomura kiedykolwiek mu się podobał.
Nie miałem pojęcia, o co pokłóciła się ta dwójka, ale zawsze było między nimi napięcie. Teraz wiedziałem, skąd się ono brało. Dabi był zauroczony w Shiggim, toteż przebywanie w jego towarzystwie musiało być nieco stresujące.
- I co teraz? - zapiszczała cicho Toga, co sprowadziło mnie na ziemię.
- Pójdę z nim pogadać - zadeklarowałem, wstając z kanapy. Westchnąłem cicho pod nosem i przetarłem twarz dłońmi.
Czułem, że to będzie trudna rozmowa. Każdy kolejny krok, jaki stawałem, robił się coraz cięższy. W panującej wokół ciszy zdawał się odbijać echem od metalowych stopni schodów.
Kiedy dotarłem przed pokój Dabiego, przez chwilę zastanawiałem się, po co właściwie się tam znalazłem. Co niby miałem mu powiedzieć?
Że zasługuje na kogoś lepszego? Na kogoś, kto odda mu całe swoje serce, na kogoś, kto w ogóle to serce ma?
Znaliśmy się krótko, bo czym są trzy tygodnie względem wieczności? Ale moje uczucia do tego chłopaka zdawały się klarowne od samego początku. Już przy naszym pierwszym spotkaniu poczułem, jak końcówki moich skrzydeł drgają z ekscytacją, gdy słyszałem ten głęboki, zachrypły głos. Później całą noc zastanawiałem się, jakby to było móc dotknąć jego blizn, jaką mają strukturę i czy gdyby zrobił sobie nowe rany, pozwoliłby mi je ucałować, a później opatrzyć.
- Keigo, ty cholerny kretynie, nie pozwól mu tam siedzieć i cierpieć - szepnąłem do siebie, po czym szarpnąłem za klamkę, nie fatygując się pukaniem do drzwi.
Dabi siedział na swoim łóżku, pochylał plecy i garbił się. Jego czarne włosy zasłaniały mu twarz, przez co nie mogłem zobaczyć, czy przypadkiem nie płacze. Miałem nadzieję, że nie, bo taki widok do reszty złabyalby mi serce. Ten chłopak nie zasługiwał, żeby płakać przez kogoś takiego jak Shigaraki.
- Wyjdź - syknął.
Nie posłuchałem go. Przeciwnie, podszedłem bliżej i stanąłem dwa kroki przed nim.
- Nieładnie tak witać gości - zażartowałem.
Wtedy chłopak uniósł głowę, a kąciki jego ust zadrżały, gdy nasze spojrzenia się zbiegły.
- Czego chcesz? - mruknął, jednak wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Przyszedłem pogadać - oznajmiłem spokojnie.
- Ta banda dupków cię do mnie przysłała?
- Nikt nie musi kazać mi się o ciebie martwić ani troszczyć, kolego - zaprzeczyłem, po czym uśmiechnąłem się figlarnie.
- Daj sobie spokój.
- Nie.
- Hawks - warknął.
- Wiem, że masz problem z akceptacją tego, że ktoś może chcieć dla ciebie dobrze - westchnąłem. - Zgaduję, że to przez twojego ojca, mówiłeś o nim same paskudne rzeczy, więc...
- Co ty możesz wiedzieć?! - krzyknął i nagle stanął na proste nogi. Był wyższy ode mnie, dlatego musiałem zadrzeć brodę, by wciąż patrzeć mu w oczy. - Co ty możesz wiedzieć o mojej rodzinie? - sapnął. - Nie mam jej. Myślałem, że ta grupa skretyniałych pseudozłoczyńców jest moją rodziną, ale, jak widać, myliłem się. Jestem sam na świecie, rozumiesz?!
Ostrożnie uniosłem rękę i odgarnąłem mu włosy z czoła. Zanim zdążyłem opuścić dłoń, Dabi chwycił mnie za nadgarstek i przytrzymał moje palce przy swoim policzku.
- Co robisz? - szepnąłem niepewnie. Czułem, jak serce łopocze mi w piersi. Staliśmy tak blisko siebie, zdecydowanie za blisko.
- Dlaczego do mnie przyszedłeś, co?
- Powiedziałem ci już, że się martwiłem.
Nie kłamałem.
- Niby dlaczego ktoś taki jak ty miałby martwić się o kogoś takiego jak ja?
Przełknąłem gęsta ślinę. Pod opuszkami poczułem wilgoć, a kiedy uświadomiłem sobie, że to łzy Dabiego, coś uwięzło mi w gardle.
- Dabi, ja...
- Touya - przerwał mi, pociągając nosem. - Naprawdę mam na imię Touya.
Wziąłem głęboki wdech. Ufał mi na tyle, by zdradzić mi swoje prawdziwe imię? Zrobił to pod wpływem chwili i trapiącej go samotności?
To było nieistotne, po prostu chciałem odwdzięczyć się tym samym.
- A ja Keigo - wyznałem. Nigdy nikomu o tym nie mówiłem. Trzymałem to w tajemnicy, bo sam chciałem o tym zapomnieć. Ale teraz... Teraz pomyślałem, że w ustach tego chłopaka nawet mógłbym polubić to imię. - Takami Keigo.
- Touya Todoroki.
Todoroki. Jak... Endeavor.
Zakręciło mi się w głowie. Syn mojego idola nie tylko był złoczyńcą, był też chłopakiem, w którym zakochałem się po uszy.
Takie rzeczy się nie zdarzały. Miałem wierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę? Że nie jest tylko pokręconym snem?
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że twoim ojcem jest...?
- Bohater? - prychnął. - Tak, wielki i wspaniały, który skatował swoje własne dziecko prawie na śmierć. Mój kochany tatuś.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, więc po prostu mocno przytuliłem się do Dabiego. Miałem totalny mętlik w głowie, nie miałem pojęcia, co mam o tym wszystkim myśleć, jedyne, co wiedziałem na sto procent, to że nie mogę pozwolić, żeby Touya cierpiał. Chciałem go chronić, jak na bohatera przystało.
- Daj spokój, to było dawno, nie potrzebuję pocieszenia - westchnął.
- Ale ja potrzebuję - burknąłem, po czym, nie odsuwając się za daleko, popatrzyłem w te błękitne oczy. Były takie ładne.
Nagle wpadłem na pomysł, prawdopodobnie najgłupszy w moim życiu.
Sięgnąłem do swoich pleców, by po chwili wyciągnąć do Dabiego dłoń z jednym z moich czerwonych piór.
Popatrzył na mnie w niezrozumieniu, ale kiedy uśmiechnąłem się zachęcająco, ostrożnie wziął piórko do ręki.
- To będzie twoim kontaktem ze mną - wyjaśniłem. - Nieważne jak daleko będę, jeśli podpalisz to pióro, ja poczuję twój ogień na sobie.
- Odczuwasz to samo co ono?
- Tak - zgodziłem się. - Ból, chłód czy przyjemny dotyk, wszystko.
- A jeśli je pocałuję? - zapytał tak cicho, że przez chwilę myślałem, że tylko to sobie wymyśliłem. Zanim jednak jakkolwiek zdążyłem zareagować, usta chłopaka dotknęły mojego wrażliwego pierza.
Gwałtownie wciągnąłem powietrze, bo chociaż był to najdelikatniejszy pocałunek w moim życiu, nigdy nie potrzebowałem takiej czułości bardziej niż wtedy.
- Och, czyli to też działa - stwierdził, patrząc w moje przymglone przyjemnością oczy. - Ciekaw jestem, jak smakuje. Czy jest tak wyraźne w smaku, jak cała twoja osoba? A może jest słodkie, jak twoje rumieńce? Co się stało, Hawks, czyżbym cię zawstydził?
Przesunął językiem po piórze, na co ja wyprostowałem się gwałtownie z cichym syknieciem na ustach.
- Dabi, jeśli chcesz się pocieszyć po Tomurze, to...
- Chcę tylko podziękować ci za to, że się mną zainteresowałeś - wyszeptał mi do ucha. - Jak dobry chłopiec.
- Cholera - jęknąłem, przymykając oczy. Ciepły oddech mojego zauroczenia odbijał się od mojej skóry i pozostawiał po sobie dreszcze.
- No dalej - kusił mnie nieugięcie. - Pozwól mi spełnić jakąś twoją zachciankę... Tatusiu.
Żołądek ścisnął mi się na jego słowa. Nie on jeden miał problematyczną relację z ojcem. Dobraliśmy się pod tym względem idealnie.
Przysunąłem się bliżej Dabiego i zarzuciłem mu ręce na szyję. Poruszyłem biodrami tuż przy jego miednicy, ponieważ chciałem, żeby wybrzuszenie w moich spodniach sprawiło, że i on stanie się podniecony. Nie interesowała mnie jednostronna zabawa.
- A jednak - zaśmiał się, po czym chwycił mnie w pasie i przycisnął do siebie.
Jęknąłem głośniej w jego podartą koszulkę.
- Dlaczego musisz być takim idealnym chłopcem? - zapytałem, a mój głos załamał się na końcu zdania.
- Jestem według ciebie idealny?
- Tak - przyznałem. - Idealny dla mnie.
- Lubisz mnie, Hawks?
- Bardziej niż powinienem.
Nie odpowiedział na moje wyznanie. Wsunął swoją rękę między materiał moich spodni, a bokserek i zaczął drażnić się ze mną. Myślałem, że zwariuję.
- Zdradzę ci sekret, dobrze?
- Mhm - wymamrotałem, bo na więcej nie było mnie stać.
- Od kiedy cię poznałem, czasami wyobrażałem sobie ciebie nago.
- Przestań się ze mną bawić - sapnąłem, po czym chwyciłem go za nadgarstek i szarpnąłem, żeby odsunąć tę cudowną dłoń od swojego ciała. - Grzeczni chłopcy tak nie robią.
Oczy zaświeciły mu się nagle.
- Przepraszam, tatusiu - odpowiedział pokornie.
Usiadłem na łóżku i pociągnąłem Dabiego, żeby usiadł na moich kolanach. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu, aż w końcu puściły mi wszystkie hamulce.
Objąłem tę piękną twarz i przyciągnąłem chłopaka do pocałunku. Czułem na swojej skórze metal z jego policzków, ale podobało mi się to.
Język Touyi idealnie współpracował z moim językiem, raz po raz uderzając o nasze podniebienia, czy zahaczając o zęby.
Nie przerywając pocałunku położyłem się na materacu i zacząłem pozbywać się ubrań, w międzyczasie sygnalizując chłopakowi, żeby zrobił to samo.
Posłuchał mnie bez najmniejszych sprzeciwów. Był taki grzeczny... A mnie tylko to nakręcało.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie, mi wciąż było mało. Nie chcąc jednak zamęczać mojego chłopca, przycisnąłem usta do jego szyi, którą zacząłem całować czule. Fioletowa skóra Dabiego zdawała się taka delikatna jak pergamin, gotów przedrzeć się w każdej chwili.
- T-tatusiu - westchnął, zamykając oczy. - Dlaczego to robisz?
- Co konkretnego, skarbie?
- Jesteś taki subtelny, zaraz sprawisz, że się w tobie zakocham.
Uśmiechnąłem się, słysząc te słowa. Pociąg fizyczny swoją drogą, jasne, Dabi był gorący (dosłownie i w przenośni), ale moje uczucia nie kończyły się na pożądaniu. Chciałem moc tulić go do siebie, głaskać po głowie, obdarowywać drobnymi pocałunkami, milczeć razem z nim, oglądać razem nudne filmy w długie, jesienne wieczory i nazywać go po prostu moim.
Gdyby tylko odwzajemnił to uczucie, moje życie byłoby kompletne. Sto razy bardziej skomplikowane, ale kompletne.
Wyrwałem się z rozmyślań, kiedy poczułem, że Touya na oślep próbuje rozpiąć mi spodnie.
- Co robisz? - zainteresowałem się.
Uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi. Podniósł się do siadu i przeciągnął. Mięśnie jego brzucha były mocno zarysowane.
- Same koszulki to za mało - stwierdził, po czym zsunął moje spodnie do kolan. Pochylił się i swoim językiem przesunął po silnie odznaczającym się wybrzuszeniu na moich bokserkach. - Mogę? Tatusiu?
Zakryłem twarz dłońmi i skinalem głową. Nie mogłem na to patrzeć, nie chciałem, żeby odezwała się we mnie pierwotna natura, Dabi był zbyt delikatny, żeby traktować go brutalnie. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale ja wiedziałem, jaki jest.
Wziął do buzi mojego penisa, a ja musiałem skupić się na tym, żeby nie złapać go za włosy. Miałem ochotę zacisnąć palce na jego kosmykach i przycisnąć jego twarz do samego końca, ale powstrzymałem się. On był ważniejszy od moich zachcianek.
Przez chwilę tylko bawił się językiem, ale kiedy zassał policzki, poczułem, jak pot skrapla mi się na czole. Oddychałem głośno i ciężko, wiedząc, że zaraz dojdę w ustach Dabiego.
Było mi tak dobrze, nie tylko na polu fizycznym. Jasne, Touya sprawiał mi wiele przyjemności swoimi poczynaniami, ale poza tym, czułem się taki szczęśliwy przez to, że jest obok. Jego osoba dawała mi radość i miałem nadzieję, że działa to w obie strony.
Kiedy to się stało, kiedy skończyłem szczytować w ustach Dabiego, spojrzałem na niego. Uśmiechał się niewinnie, opierał się policzkiem o mój brzuch, a po jego brodzie ciekła stróżka spermy.
Podniosłem się i wytarłem mu twarz, po czym ucałowałem go w czoło.
- Dziękuję - powiedziałem, patrząc mu w oczy.
- Dobry ze mnie chłopiec?
- Najlepszy - zgodziłem się. Czułem, że pod tą całą seksualną powłoczką Dabi naprawdę jest spragniony pochwał, których nigdy nie dostawał i zapamiętałem sobie, żeby od tamtego dnia komplementować każde jego najmniejsze osiągnięcie.
- A dostanę jakąś nagrodę?
- A jaką byś chciał?
- Ciebie bym chciał.
Z uśmiechem popchnąłem chłopaka na materac i zawisłem nad nim. Dwoma sprawnymi ruchami pozbyłem się jego garderoby.
Ciało Dabiego było takie idealne przez swój brak perfekcji. Chciałem wycałować każdy fragment jego skóry, dotknąć każdej blizny i zasmakować w metalu, który zawsze chłodny, teraz wydawał się rozgrzany.
- Matko, jaki ty jesteś piękny - zachwyciłem się na głos. - Jeśli chcesz uprawiać ze mną seks, musisz wiedzieć, że nikomu innemu już nie pozwolę cię tknąć.
- Kochasz się tylko, kiedy jesteś w związku? - zaśmiał się dźwięcznie.
- Nie, ale ciebie sobie nie odpuszczę.
- Czyli dajesz mi ultimatum, tak? Coś jak "będę się z tobą pieprzył, tylko jeśli ty będziesz ze mną chodził"?
- Nie - zaprzeczyłem ponownie, z trudem powstrzymując uśmiech, cisnący mi się na usta. - Pieprzyć mogę się zawsze, kochać tylko pod tym jednym warunkiem.
- Wybrałeś najdziwniejszy z możliwych sposobów, żeby zapytać mnie, czy będę twoim chłopakiem - parsknął. - Ale dobrze, będę. I to nie dlatego, że mnie szantażujesz. Po prostu tylko przy tobie czuję się tak lekko, a zarazem jakbyś trzymał mnie przy ziemi, jakbym mógł wszystko. Nie wiem, czym jest miłość, bo nigdy jej nie doznałem, ale wiem, że jeśli umiałbym kochać, chciałbym kochać właśnie ciebie, Keigo.
W odpowiedzi po prostu go pocałowałem. Żadne słowa nie były w stanie oddać moich uczuć w tamtej chwili. Chciałem po prostu, żeby ta chwila się nie kończyła. Żeby Dabi zawsze mógł być sobą, żebym ja nie musiał przejmować się niczym poza nim. Żeby przez chwilę nie liczyły się nasze branże, nasze pochodzenie, czy nasze problemy.
- Czy teraz już możesz mnie przelecieć, proszę? - zapytał ze śmiechem, kiedy odsunąłem się, żeby wziąć oddech. - Jestem dość podniecony twoją boską sylwetką, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Zachichotałem, kiwając głową ze zrozumieniem. Cóż, niezaprzeczalnie byłem gorący.
Ośliniłem jeden palec, by ostrożnie wsunąć go do wnętrza mojego już chłopaka. Nie chciałem sprawić mu bólu, ale biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację i to, jak wygląda seks dwóch mężczyzn, chciałem sprawić mu go jak najmniej.
Poczułem, jak Dabi się spina, ale nie narzekał, przeciwnie, hardo patrzył mi w twarz. Dlatego wyjąłem rękę, żeby oblizać drugi palec, ale on złapał mnie za nią i zrobił to za mnie. Swoją drogą wyglądało to okropnie gorąco. Z figlarnym uśmieszkiem wysunąłem w niego dwa palce.
- Jest okej? - zagadnąłem, delikatnie poruszając nimi we wnętrzu chłopaka.
- Czekam na więcej.
- Skoro tak...
Nie chciał przeciągać, a ja nie zamierzałem go męczyć. Sprawnym ruchem wbiłem się w Dabiego, a on jęknął głośno. W jego oczach zabłyszczały łzy, dlatego odczekałem chwilę, zanim zacząłem się poruszać. Chciałem dać mu się przyzwyczaić.
- Już możesz - oświadczył po kilku minutach, które śledziłem na całowaniu jego obojczyka.
Skinąłem, by następnie wprawić swoje całe ciało w ruch. Jedną ręką opierałem się o materac, a w drugiej zaciskałem przyrodzenie chłopaka, poruszając dłonią rytmicznie, by sprawić mu maksymalną przyjemność.
Kiedy udało mi się trafić w prostatę Dabiego, jego plecy same wygięły się w łuk, a z jego ust wypadła wiązanka przekleństw.
- Grzeczni chłopcy... - wydyszałem - Tak nie mówią.
- Tatusiu - zaskomlał w błaganiu o więcej.
Przyspieszyłem swoje ruchy, marząc o widoku twarzy Toui podczas spełnienia.
Kiedy jego ciepłe nasienie zalało nam klatki piersiowe, opadłem na niego bezsilnie. Nie przeszkadzała mi nawet klejąca sperma, której zazwyczaj pozbywałem się zaraz po zbliżeniu. Teraz myślałem tylko o tym, żeby być blisko mojego małego szczęścia.
Odwróciłem nas tak, żeby to Dabi leżał na mnie i okryłem nas moimi skrzydłami.
- Hej - odezwałem się.
- Hej.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś gorący?
- Tak, mój chłopak coś wspominał - zaśmiał się.
Ten niewinny śmiech był najpiękniejszym, co słyszałem w życiu.
Wtulając twarz w zagięcie szyi mojego chłopca, normując swój oddech, pomyślałam o tym, że wcale nie tak trudno jest kogoś pokochać.
W zasadzie to nawet zbyt proste.
Ale nie przeszkadzało mi to.
Bycie zakochanym w Dabim nie mogłoby mi przeszkadzać.
- Wiesz co? - mruknąłem. - Tomura jest głupi, ja bym nigdy nie odrzucił twoich uczuć.
- To dobrze, bo mam ich do ciebie całkiem sporo, Hawks.
***
Ahh Hotwingsy... Kusi mnie żeby napisać o nich coś dłuższego........
Nawadniajcie się!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro