Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

73

Dużo osób nie przeczytało poprzedniego rozdziału, im just say it

Ja już nie wiem co mam w media dawać XD
Zaczął się rok szkolny, a j kompletnie tego nie czuję, tak jak nie czułam wakacji. Okazuje się, że przeszłam największy glow up z klasy, ale śmiać mi się chce widząc te wszystkie pierwszoklasistki co czekają na swój highschool musical i są odstawione jak choinka na święta. Tymczasem my klasa 3 wyglądamy przy nich jak przedszkolaki.

Jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów uwu

-----

- Wchodzimy tam? - zapytała upewniając się Avril, ale odpowiedź była oczywista. Jennett spojrzała tylko kątem oka czy nikogo w środku nie ma. Pomieszczenie było puste i całe zaciemnione, jedynie ekrany jakiś komputerów je rozświetlało. Komputery sugerowały tyle co możliwość znalezienia jakiś informacji. Jeden otwarty pokój mógł oznaczać też, że ktoś tu jest, więc żeby nie było przypału czerwonowłosa została na czatach, a Jennett wlazła do środka.

- Jest tu ktoś? - wyszeptała.

- Lepiej żeby ktosia nie było - dodała Avril.

Pomieszczenie było zawalone jakimiś papierami, a tak poza tym wydawało się jakimś biurem. Od razu przysiadła do komputera, nawet nie musiała hasła wpisywać, od razu miała włączony pulpit, na którym oprócz kosza, i przeglądarki znajdował się tylko jeden folder zatytułowany "x".

- Avril chyba coś... - nie dokończyła bo z nienacka ktoś zatkał jej usta i zasłonił oczy, do tego poczuła jakby chwyciły ją jeszcze z dwie osoby. Nie wiedziała co się stało, pewnie byli to właściciele komputera, jacyś tutejsi badacze, ale nie musieli jej krępować jakby chcieli ją porwać. Oczywiście jak na Jennett przystało zaczęła się wyrywać, ale ponieważ trzymało ją kilka osób nie była w stanie tego zrobić, bez problemu ją związali i zrzucili z krzesła. Naprawdę nie ogarniała co się stało, jak Avril pilnowała wejścia?! Chociaż były tam drugie drzwi. Serce jej przyspieszyło, nie była w stanie nic z siebie wydusić, a nawet jeśli to i tak miała czymś zatkane usta.

- Czemu tak długo do nas nie przychodziłaś hmm? Teraz byśmy przynajmniej mogli sobie odpuścić te zbędne ceregiele - odezwał się jakiś głos, który w tym amoku średnio łączyła z jakimś jej znanym, ale osoba łaskawie odsłoniła jej oczy. Stał przed nią chłopak z czerwonymi włosami, który podarował jej naszyjnik z kamieniem, Gran chyba, a ten długowłosy obok to Reize, w towarzystwie...Josha?!?! Oczy jej się zdecydowanie powiększyły, nawet przez szmatkę było można usłyszeć głośne "JOSH". Chłopak stał z boku, ale wpatrywał się w nią z lekką pogardą i zawistnym uśmiechem. Do tego jakaś niebieskowłosa babka, która już w ogóle zabijała ją wzrokiem. Co do cholery robi Avril?!

- No super, związaliśmy ją i co teraz? - Ulvidia nie sądziła, że to zajdą aż tak daleko. Gran zarządził:

- Joshua czy jak ci tam było, weź już wyjdź zanim... - zanim panienka Dark wejdzie do środka

- Jennett? Wszystko okej? - nastolatka w końcu oderwała się od telefonu, bo wcale nie miała zamiaru pomagać i się wtrącać, a co dopiero pilnować jej tyłów, ale trzask jakby ktoś spadł z krzesła znacznie ją zaniepokoił. Wlazła do środka i raczej spodziewała się grupy dorosłych i ochroniarzy, a tu banda nastolatków z włosami jak tęcza i Josh?! Oczy jej chodziły od lewej do prawej, a na podłodze związana Jennett.

- Co wy jej robicie? Kim jesteście? - już wyciągała ręce by jej pomóc, gdy zielonowłosy chwycił ją za nadgarstek.

- Tymi, którzy pomagają twojemu ojcu - czerwonowłosa tylko pokazała zęby na znak, że nie podoba jej się to że ją dotyka.

- Tyle to wiem, dlatego nie oddam wam i mojemu ojcu tej zakochanej idiotki -McCurdy tylko wysłała jej pogardliwe spojrzenie - Ale po co wam ta ciota? - pokazała głową na Josha - rozumiem, że ojciec znalazł sobie nowego fagasa w zamian za mnie? - niby to było do przewidzenia, ale zrobiło jej się trochę przykro. Tyle zrobiła dla Stevena, a on tak se znalazł kogoś nowego i to najgorszą padlinę stąpającą po ziemi. Do tego chyba nie ma wyjścia, ale musi do niego wrócić.

- Ależ tak kochana, poza tym nie muszę zajmować twojego miejsca, możemy być na nim razem. Nie chcesz pomóc swojemu tatusiowi? - z rękami za plecami nachylił się nad nią chcąc wywrzeć presję - słyszałem, że i tak nie masz gdzie wracać.

- Stoisz po złej stronie barykady - dodał Gran.

- Ja... - trochę nie wiedziała co powiedzieć, spoglądała tylko na Jennett, która próbowała coś krzyczeć, nie myślała nawet o tym że Avril potrafiłaby ich zdradzić. Czyżby ostatnia dobroć była tylko udawana? Podobnie Dun, ich drogi się rozeszły, ale nie sądziła, że będzie taki mściwy.

- Niby przyjechaliśmy do Raimon razem, ale nigdy nie mieliśmy okazji się lepiej poznać - brązowowłosy chwycił dziewczynę za dłonie i znacznie przybliżył chcąc pokazać, że nie ma złych zamiarów, po czym za pomocą zielonego światła przemienił się...w Jennett - teraz możemy się do siebie zbliżyć - dodał głosem McCurdy.

- Co jest?! - wykrzyknęła i wyrwała się z uścisku - Nie zamierzam nikomu pomagać, walą mnie te kamienie, supermoce, co prawda z dachem nad głową gorzej...

- Nie musisz się w to mieszać - przerwał jej Gran - my współpracujemy z twoim ojcem, ale tak naprawdę cele mamy sprzeczne. Chcemy tylko Jennett w naszych szeregach, nie pozwolę by stało jej się coś złego. Ty będziesz mieć dach nad głową, my nową członkinię, wystarczy, że będziesz cicho.

- I tak jej nigdy nie lubiłaś - przypomniał sobie, że jest w roli - przepraszam, mnie nie lubiłaś, tak samo jak Joshowi już na niej nie należy.

- Po prostu stąd wyjdź i niech wszystko będzie po staremu - zaproponował Reize.

- Nie będę udawać twojej przyjaciółki jeśli nie chcesz - uśmiechnęła się fałszywa Jennett.

- To wszystko jest jakieś posrane - głowa opadła jej do dołu, nie wiedziała co ma zrobić. W sumie jeśli nie mają za wiele wspólnego z jej ojcem to raczej nie zrobią jej krzywdy, a jak się zgodzi tato ją przyjmie z otwartymi ramionami. Jednakże znowu ma kłamać i być fałszywa?

Jennett zaczęła się kręcić i wiercić nie wierząc w co słyszy i widzi. Zahaczyła jakoś o krzesło i zdjęła bez pomocy rąk szmatkę z ust.

- No chyba cię coś popierdoliło?! Chcesz mnie tu zostawić z tymi ludźmi? Taka jesteś? W sumie czego się spodziewałam...A no i jeszcze ty... - na Duna to już w ogóle nie mogła patrzeć.

- Przepraszam - wymamrotała Avril - chciałam ci pomóc, ale nie mogę...

- Naprawdę słodko... - rzekła niebieskowłosa kosmitka, patrząc na rozgrywający się dramat niczym z trudnych spraw.

- Niech wam będzie - mruknęła tylko i odwróciła się na pięcie łapiąc Josha, a raczej Jennett by poszła za nią.

- Tak idź, idź sobie, niech cie sumienie zagryzie, Byron i tak się domyśli! - darła się jeszcze za nimi.

- Spokojnie, zajmę się twoim Byronkiem najlepiej jak potrafię.

- Z tobą nawet nie rozmawiam parszywcu.

Jennett zostało tylko wierzyć, że Love i reszta się domyślą, ale zdawała sobie sprawę, że Josh jako jej były przyjaciel zna ją aż za dobrze, podobnie jak Byrona. Ich rozmowa w pokoju pielęgniarki podobnie jak moment gdy stanęła przed Byronem i wyczyściła jej moc dała szansę na uwierzenie, że Avril się zmieniła. Ale ta grała, tak samo dobrze jak grał Josh. Teraz ta dwójka była nie do zatrzymania. Patrzyła jeszcze jak drzwi po nich się zamykają. Potem podejrzany zapach z kolejnej chustki przyłożonej do twarzy i ciemność. 

Byron i Axel też nie musieli iść daleko by coś odkryć. Weszli do swego rodzaju pawilonu, a tam było już sporo drzwi, co nieco ich zdziwiło. Ciągnęli za kolejne klamki, nie wszystkie były otwarte, a akurat te uchylone był składzikiem na miotły.

- Może otworzymy, jakieś siłą? - zaproponował blondyn.

- Bo ty to masz w sobie tyle siły...

Ku zaskoczeniu białego jeża Byron rozpiął plecak i wyjął z niego łom.

- No nieźle, już wiem jak te roboty rozwalałeś.

- To które drzwi wybierasz - zakręcił narzędziem i przyjął bojową pozycję.

- Uważaj bo zrobisz sobie krzywdę...

Love od razu zaczepił łom o drzwi i zaczął je odginać, nawet nogą się podparł. Blaze tylko podziwił jego syzyfową pracę z tyłu i śmiał się mentalnie.

- Byron...bo sobie coś jeszcze nadwyrężysz... - zasłaniał się dłonią by nie widział jak się śmieje - spodnie ci zaraz pękną.

- Sam zaraz pękniesz - stękał i siłował się jak uparty osioł. Nie chciał przyznać Axelowi racji, oczywiście drzwi się nie odgięły ani centymetr.

- Co za głupie drzwi! Zaznają boskiego gniewu! - pisnął i z całej siły jaką miał w nogach zaczął w nie walić i kopać.

- Love spokojnie, jak nie te to następne...

- Siedź cicho! - jego kopanie doprowadziło do tego, że z obramowania drzwi spadł mały metalowy przedmiot, który wylądował na podłodze. Był to klucz.

- O kurde - podniósł go blondyn - kto normalny trzyma klucz w takim miejscu - nie głowiąc się dłużej nad tym pytaniem sprawdził czy klucz pasuje do zamka i mieścił się idealnie. Już zapomniał o Axelu i sam wlazł do środka. W pokoju czekało na niego laboratorium, pełno zlewek, jakiś komórek, mikroskopów, dwa komputery, nie miał pojęcia od czego zacząć, ale postanowił dość nietypowo. Od szuflad. Większość to strzykawki, probówki, ale też i...kamienie. W jednej szufladzie pod jakimś starym biurkiem chyba wyjętym z użytku. 5 kawałków, od razu wszystkie schował do kieszeni. Ekscytacja zawładnęła jego ciałem, odkryli laboratorium w środku góry Fuji. Pod kamieniami była jakaś stara karteczka i tak jak całych teczek papierów nie chciało mu się przeglądać, tak ta jedna wydawała się być pasjonująca.

"Prezydent w nas nie wierzy, uważa, że to złe i nie ludzkie, pewnie nie wierzy też w kosmitów, ale to tylko kwestia czasu. Meteoryt ma szansę stworzyć niepokonaną armię nadludzi, a skoro tak mu się podoba piłka nożna, to czemu nie wziąć jej na celownik? Moje kochane dzieci, małe sierotki, w końcu odnajdą cel w życiu i udowodnią mi ich miłość. Kamień przeniesie do rzeczywistości ich cechy charakteru, umiejętności czy techniki, z nim będą nie do pokonania, a ci którzy w sobie przebudzą tę supermoc będą ją mieli na zawsze. Gdyby tylko nie był pan tchórzem panie prezydencie..." Przeczytał na głos. Data sprzed 5 lat. Blondynowi znowu wokół głowy pojawiło się tyle pytań, ale i równocześnie kilka odpowiedzi.

- Axel! - krzyknął za nim by mu to pokazać, ale Blaze nie przychodził. blondyn podniósł głowę jak surykatka, liczył że nie porwały go te zabójcze roboty. Wpakował jeszcze do plecaka jakąś teczkę i wybiegł z pokoju. Na szczęście płomienny napastnik machał do niego po drugiej stronie tunelu.

- Nie uwierzysz co tam było!

- Nie uwierzysz jak zobaczysz to coś - białowłosy od razu chwycił go za rękę mógł poczuć jak jest roztrzęsiony od tego jakie wrażenie na nim to wywarło.

Podłoga ze śliskiego parkietu zmieniła się w metal, weszli na swego rodzaju platformę, okrągłą przeszkloną rotundę z widokiem na meteoryt Aliea.

- Ja jebie - Byron aż się złapał za głowę i musiał kucnąć by złapać oddech.

- Robi wrażenie co nie?

Byron przykleił się do szyby. Diament świecił się mocnym fioletowym światłem, chyba słabym pomysłem było tam wejść bez jakiś okularów, miał też z 10 metrów wysokości, a na dole łazili jacyś ludkowie w kombinezonach.

- To ma być broń, broń przeciwko prezydentowi, nie...założyciel albo ktoś chce pokazać siłę tego meteorytu i mocy prezydentowi. I coś o jakiś kosmitach... - białowłosy przyłożył chłopakowi rękę do czoła bo chyba zaczął majaczyć od wrażenia jakie wywarł na nim kamień.

- Dobrze się czujesz? - zapytał.

- A ty? Czujesz coś?

- Trochę... - przerwał gdy dostrzegł, że faceci z dołu wskazują na nich palcami, a na platformie pojawili się kolejni ludzie w kombinezonach.

- Cholera!

Zerwali się do zabójczego biegu tą samą drogą co szli by dostać się do drabinki i wyjścia. Adrenalina skoczyła wysoko, oczywiście Axel znacznie wyprzedzał Byrona, ale ten spanikowany też dawał radę. Faceci w bieli byli daleko, ale w każdej chwili zza zamkniętych drzwi może ktoś wyskoczyć.

- Czekaj, złap mnie za rękę, kupię nam trochę czasu - od razu gdy Blaze chwycił rękę chłopaka, Byron pstryknął palcami u drugiej - Rajski czas! Szybko, nie wiem kiedy czas znowu ruszy... - i pobiegli, było już całkiem blisko gdy czas znowu ruszył. Na szczęście badacze byli wyjątkowo daleko za nimi. Oglądali się do tyłu aż idealnie pod drabinką wpadli na dziewczyny, dosłownie, bynajmniej Aphrodi na Jennett.

- Musimy przestać tak na siebie wpadać - wysłał jej głupi uśmiech co ona odwzajemniła i pogłaskała po głowie.

- Ale nam się udało! Podsadzę was, tylko szybko, bo gonią nas wściekli pielęgniarze - przyszykował koszyczek by Avril weszła jako pierwsza, ale mina na jej twarzy pokazywała mocne skołowanie i smutek, jakby jej buty były najciekawszą rzeczą do oglądania - W porządku?

Wtedy Avril się obudziła.

- Wszystko super, niestety nic nie znalazłyśmy, ale zrobiłyśmy sobie przebieżkę - Jennett odpowiedziała za nią - Prawda Avril? - powiedziała to tak by się upewnić, że Avril jest stała w postanowieniach i dokopać w jej obolałe serce jeszcze bardziej.

- Jennett mnie wykończyła - przytuliła się z żalem do chłopaka i wlazła na drabinę.

Tak kończy się przygoda na górze Fuji.

-----

Joshi uwuuwuwu

Teraz będą się odwalały naprawdę ciekawe akcje xD

Ogarnęłam, że mój blog czyli ta książka ma urodziny, pisze to cholerstwo jebane 5 lat, ale nie żałuję i chętnie bym pisała kolejne 5. Z takich ciekawostek, cała ta książka jest napisana według planu, który powstał w 1 wieczór 5 lat temu, tylko końcówka się zmieniła, ale to chyba wiecie. Wzięło mnie dziś na wspominki i czytam sobie blogi, które mnie zainspirowały by samej zacząć pisać. Kocham was wiecie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro