Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

69

Ostatnio mam okropne problemy ze snem. Cierpię na coś takiego, że strasznie boję się tego czym się interesuję. Czytaj: II wojną, życiem po śmierci, czy zwiedzaniem opuszczonych budynków. Za dnia jest spoko  ale w nocy... natłok myśli, czuję jakby ktoś nade mną stał. Taka ciekawostka z mojego życia.
--------

- Gdzie zniknęłaś na japońskim? - czerwonowłosą przywitał biały jeż jak tylko próbowała się niepostrzeżenie wślizgnąć do klasy.

- Grzebałam zwłoki, ale spokojnie, to już ostatnie, nigdzie już nie zniknę - usiadła do swojej ławki, którą cały czas dzieliła z Axelem. Chciała mu ponarzekać na ojca, on też zawsze lubił zrzędzić na swojego. Z Byronem stworzyliby całkiem zgrany klub narzekania. Jednakże cały czas był wlepiony w telefon, co mu się nigdy nie zdarzało. Nawet jeśli w szkole nie było zakazu to nigdy go ze sobą nie nosił.

- Zagrzebałaś odpowiednio głęboko? - zapytał w żartach po czym odwrócił się od niej w kierunku Jennett, której niepostrzeżenie zrobił zdjęcie. Biedna leżała na ławce, jakaś taka zmarnowana i niewyspana, ogólnie obraz nędzy i rozpaczy. Gdy doszedł do niej flash z komórki Axela w końcu się jakoś ruszyła.

- Czy ty mi właśnie zrobiłeś zdjęcie? - była oburzona, chociaż ciężko to dostrzec pod jej zaspaną twarzą.

- Twój chłopak chciał wiedzieć czy żyjesz, bo ponoć nie odbierasz i nie odpisujesz - czarnowłosa tylko przewróciła oczami, od kiedy oni stali się sobie tak bliscy? Od kiedy Axel zaczął nosić komórkę?

- A tej co? -to wcale nie tak, że Avril się przejmuje - Pierwsza małżeńska kłótnia?

- Nie mam ochoty z nim rozmawiać okej? - chyba jakoś mocno ją poddenerwowali i nie dali pospać na ławce - Dziwnie mi na myśl jak go wczoraj moja matka potraktowała, sorry... nasza.

- Trudne sprawy... - zanuciła czerwonowłosa.

- A z resztą co ja będę się produkować, pewnie Love wszystko zdążył powiedzieć Axelowi. Niech on ci powie.

- Jennett jest adoptowana, mama Byrona która niby mu umarła, tak naprawdę się tylko rozwiodła i jest mamą Jennett - po krótce streścił, chociaż czarnowłosa nie sądziła, że serio to powie. Chyba tego pożałowała, bo zaliczyła facepalma.

- Jakoś mnie to nie dziwi, kto by chciał za dziecko Jennett.

- Ty jędzo! - zerwała się z krzesła z pięściami, zakasając rękawy. Od wczoraj poczuła w sobie znaczny przypływ mocy. Biedny Blaze musiał je rozdzielać. Na to wszystko patrzyła Nelly z załamaniem jak to będzie wyglądać w przyszłym meczu. Oczekiwała od nich girl power, ale rywalizacja jest już zakorzeniona w naturze kobiet.

- Z twoim chłopakiem, też coś jest nie tak skoro własna matka go nie chciała.

Jennett stała się żywym wulkanem, pchała swoje łapska i paznokcie w twarz rudej kitki jak tylko potrafiła.

- Spokój! - dziewczyny były za silne, że nawet umięśnione barki Axela miały problem, na szczęście szybko zadzwonił dzwonek na lekcje, który skuteczne rozdzielił nastolatki. Jennett siadając do ławki przypadkowo kopnęła swoją torbę, z której wysypały się wszystkie książki i kilka innych rzeczy, jedna z nich mocno przykuła uwagę czerwonowłosej. Był to naszyjnik, z tym samym fioletowym kamieniem co chciał jej podarować jej tata. Czy ona też jest jedną z tych fanatyków? Najpierw ta dziwna umowa, jakieś słowa jej chorego ojca, że McCurdy należy do niego. Może i tego nie widać, ale przejęła się nieco, sprawa wyglądała naprawdę poważnie. Szkoda, że się od niego odcięła, bo mogła by nieco na tym zyskać. W końcu informacja to najcenniejsza waluta.

Lekcja matematyki trwała w najlepsze, ale zdecydowanie w najgorsze dla McCurdy, w którą cały czas uderzały papierowe kulki wydmuchiwane przez Avril. Oczywiście, że dziewczynie to przeszkadzało, ale na siłę próbowała być oazą spokoju i nie reagować. Oczywiście nie udało jej się długo wytrzymać i zwróciła się w kierunku Avril by też w nią czymś rzucić. Czerwonowłosa robiła to tylko po toby zwrócić jej uwagę i się udało, tym sposobem demonica dostała większą kulką papieru w twarz. McCurdy było tylko stać na wymowny środkowy palec. Całe to zajście odbyło się w kompletnej ciszy, tak że nauczyciel dalej nieprzerwanie gadał coś przy tablicy. Rozłożyła kartkę i przeczytała to co w sobie zawierała.

"Nie zbliżaj się do szkoły Zeusa jeśli nie musisz, a już w szczególności do mojego ojca. Możesz czuć się zagrożona" Co jak co, takiej informacji się nie spodziewała, ona tak na serio? Czemu zaczyna temat Stevena? Ona coś kombinuje. By nie myślała, że się je posłucha puknęła się palcem w czoło, by Avril powtórzyła za nią.

*

- Byron!!! - ów blondyn kierował się ku wyjściu ze szkoły gdy usłyszał charakterystyczne stukanie obcasów. Goniła za nim Odrei machając jakimiś kartkami. To wcale nie tak, że ma coś ważnego do przegadania z nim, o nie nie. Po prostu zazdrość brała w niej górę. Jako jedyna chyba z całego zespołu przejęła się najbardziej zachowaniem ich przyjaciela. Od niedawna postanowiła śledzić go na każdym kroku. Miała wrażenie że nie mówi im wszystkiego. Tak samo zrobi wszystko, by ich zakręcona rzeczywistość wróciła do normalności.

Chłopak odwrócił się w idealnym momencie, bo uchronił ją przed upadkiem.

- Co tam Arti?

- Powiedz co myślisz - cisnęła mu w twarz plikiem kartek - Zrobiłam mniej więcej rozstawienie na kolejny mecz, kilka manewrów i przejść - powiedziała dumna z siebie, a Aphrodi przeleciał to wszystko wzrokiem.

- Eee...super. Czemu nie przegadasz tego z kapitanem?

- Przecież rozmawiam z tobą... - blondyn nieco zirytowany poskubał się po brwiach.

- Odrei błagam, nie wracajmy do tego - nie zamierzał o tym gadać, nawet o tym myśleć. Cała drużyna nie wiedziała jak się wobec niego zachowywać. Niby był tym co wzniósł ich na wyżyny, a teraz stoi po przeciwnej stronie boiska. Budziło to co najmniej niesmak. On by najchętniej odczepił się raz na zawsze, chociaż czy na pewno? Smith ciągnęła to na siłę.

- Ale Demeter ma mnie głęboko w dupie. Widzisz jak się unosi dumą i sławą kapitana. Nie ma czasu na uzgadnianie tego. Jedynie co to czasem pogada z Iris, ale to tylko dlatego, że jest jego dziewczyną!

- Radź sobie główna pani menadżer - oddał jej papiery - poprzemieniałbym tylko dwie osoby, ale może się czepiam.

- Naprawdę do nas już nie wrócisz? Nawet nie...już ci na nas po prostu nie zależy - cisza...tylko spuszczona głowa - Byłam dzisiaj u dyrektora. Nie wiem czy widziałeś , ale nieco się zmienił. Porozmawiałam z nim i przyznał się, że decyzja o twoim usunięciu była podjęta pod wpływem emocji - w sensie, że Jennett była pod wpływem emocji, ale on już się nie musi jej słuchać- i może cię przywrócić. Szkoła więcej straciła na tamtej decyzji niż zyskała.

- Odrei - podniósł głowę. Przeszedł przez jego głowę taki dziwny impuls. Jak to może wracać? Jakoś to do niego nie docierało, tak szybko? Zacisnął pięści i syknął tylko - ja nie wiem!

Na jego twarzy dziewczyna mogła wyczytać swego rodzaju rozpacz czy bezradność. Oczy takie jakby miał się popłakać. Zaniemogła trochę patrząc na niego.

- Nie że mi nie zależy, to ja jestem po prostu już wam niepotrzebny. Nie wiem czy wrócę...zwłaszcza, że Raimon tak bardzo na mnie liczą. Został nam ostatni mecz...

- W takim razie po nim do nas wracasz! - z nią nie było można pójść na kompromis, ale może to i lepiej, że podjęła za niego decyzję. Blondyn westchnął tylko zmęczony, był dość niewyspany przez ostatnią zapłakaną noc - To jak?

- Niech ci będzie, ale to ja zadecyduję kiedy to nastąpi - poklepał ją po głowie uśmiechając się niezbyt szczerze i niezbyt zadowolony z podjętej decyzji. Niech Arti chociaż przez chwilę poczuje się zwycięsko - Zadzwonię do Demetera i go zdzielę po łbie, ale pamiętaj, teraz on jest kapitanem.

- Tego się trzymaj, bo jeszcze dopadną cię moje strzały śmierci - przejechała mu palcem po nosie i zadowolona z siebie się oddaliła. Chociaż tylko na chwilę, śledzenie się nie skończyło. Artemida była teraz w swoim żywiole, czyhała jak na polowaniu.

Byron kręcąc głową, nie wytrzymując już z Odrei też już wychodził, gdy przed nim stanął pewien starszy mężczyzna z brodą. Przejrzał go od dołu do góry.

- Dzień dobry panie Love - przywitał się całkiem przyjaznym głosem.

- Dzień dobry? - w tym blondyna nie było słychać już takiego przekonania. Twarz wydawała mu się całkiem znana. Gdzieś już widział tego faceta. W końcu wyciągnął ze swojego płaszcza jakąś odznakę.

- Jestem detektyw Gregory Smith, znamy się, przesłuchiwałem cię w sprawie z boską wodą - i wszystko jasne. Był w porządku człowiekiem, tamten czas był czasem największej rozsypki Byrona, on wykazał się zrozumieniem i pracuje przy jego sprawie od lat. Czyżby znowu o to chodziło?

- No tak. Coś się stało? Nic nie nabroiłem...

- Mam propozycję nie do odrzucenia, chodź - brzmiało to co najmniej podejrzanie, ale pan detektyw zaprowadził chłopaka do samochodu. Pedofil, gwałciciel. W dodatku uprowadził...Jude'a Sharpa?! Musiał dokładniej przyjrzeć się postaci siedzącej na tylnym siedzeniu.

- Wsiadaj - powiedział, po czym anioł chyba już nie miał wyboru.

- Cześć Byron - powitał go miło. Jakoś tak dziwnie nie przejawiał w sobie smętnego humoru.

- Yyy...cześć? - zapiął pasy, bo zrozumiał, że będą gdzieś jechać i rzeczywiście tak się stało. Stary samochód najpierw zawarczał a potem ostro ruszył do przodu wbijając pasażerów w siedzenia.

- Mogę wiedzieć gdzie mnie porywacie? Normalnie nie daję się nigdzie zaciągać, do tego chyba za jakąś niecałą godzinę mamy trening... - łapał czego się dało, bo samochód jechał z niesamowitą prędkością jak na takiego grata.

- Myślę, że zdążymy. Ale mojej propozycji nie odmówisz.

- Co powiesz na ponowne spotkanie z Darkiem? - dokończył podekscytowany Jude. Na Sharpa chyba jak dotąd pan Rey wpłynął najmocniej. Praktycznie go wychowywał, był przy nim od zawsze. By podle robić z niego swoją marionetkę.

- Słucham? - blondyn myślał, że się przesłyszał.

- To co słyszysz. Jadę go przesłuchać, w sprawie "syndromu dojrzewania" i stwierdziłem że może wy byście chcieli go o coś zapytać bądź wygarnąć mu co nieco. Zwłaszcza, gdy chyba dawno się nie widzieliście.

- Ale mnie zaskoczyliście teraz. Mogliście uprzedzić to bym przygotował zestaw pytań.

- Jakoś nie mam ochoty widzieć go na oczy, ale niech to będzie ostatni raz - a nie pokazywał po sobie takiej postawy. Jednak pewne dwa słowa zakorzeniły się u Byrona głębiej.

- Chwila..."syndrom dojrzewania"?

- Wydaje mi się, że chyba już jesteś wtajemniczony w temat - Jude uniósł brew chcąc się dowiedzieć o co chodzi.

- Chodzi o sprawę pojawiających się supermocy na świecie.

- Dokładnie. Również się tym zajmuję, Hillman mi powiedział, że węszysz. Może uzupełnimy wiedzę?

- No tak, hissatsu to jakby nasze supermoce, już o tym kiedyś mówiłeś - zauważył dredowłosy.

- Nie Jude, to jest zupełnie co innego. To że masz technikę jest w stanie tylko ułatwić rozpoznanie twojej super mocy. Tak naprawdę wystarczy mieć tylko jakiś talent, zainteresowanie czy umiejętność. Na co dzień mocy się nie ma. Trzeba ją jakoś przebudzić. W moim przypadku, mojego zespołu i Jennett była to boska woda. Mogę latać i zatrzymywać czas, jednak nie każdemu się to udaje. Burn, były Jennett umiał władać ogniem więc podejrzewam, że są inne różnego rodzaju wspomagacze. Jakieś narkotyki czy dopalacze. Teraz zaczęli pojawiać się na świecie ludzie u których moc się aktywowała w niespodziewanym momencie raczej przy wykonywaniu ich profesji. Tyle że budziły się robiąc dookoła chaos, ze zdwojoną siłą, a potem ustawały i już nie dało się tego oddtworzyć. Zastanawiałem się czym to się różni od mocy które miały swój "przebudzacz", doszedłem do wniosku, że ofiary mogły mieć albo bardzo krótki i słaby kontakt z "przebudzaczem" albo jest to wynik jakiegoś promieniowania, wie pan. Tak jak w przypadku Hulka.

I pan George i Sharp zamilkli. Love siedział po uszy w bagnie super mocy, więc wypowiedzenie tego wszystkiego w sposób błyskawiczny nie było dla niego niczym specjalnym

- Czyli co... - trochę z niego zadrwił - moją mocą byłoby władanie pingwinami?

Blondyn też się zaśmiał.

- Możesz przywoływać gromadkę pingwinków hah...u ciebie myślę, że byłoby to coś w stylu super umysłu.

- Ło ło ło...wolniej. Widzę, że naprawdę się w to wciągnąłeś. Chyba potem jeszcze o tym pogadamy, wiesz naprawdę sporo i dobrze. Trzeba uświadamiać ludzi, bo rząd będzie wszystko tuszował. do twojego wywodu mogę dodać tylko to, że nazwałem to "syndromem dojrzewania" gdyż wśród potwierdzonych osób około 80% to była młodzież albo ludzie młodzi. Może to dlatego, że więcej młodych ma jakieś pasje czy talenty? Nie wiem. Co też ważne i mocno dziwne, to to że jak pytano ofiary co robili w ostatnich dniach i tygodniach, gdzie byli. Dosłownie wszyscy...podali wycieczkę na górę Fuji.

- Górę Fuji? Ale dosłownie wszystkie osoby?

- Tak, dziwne prawda? Ale chyba wniosek nasuwa się sam.

- Sugerujecie, że Dark macza w tym palce? - wtrącił Jude.

- Na pewno jego syn...groził mi ostatnio.

- Syn? A to ciekawe. Z resztą zaraz go o to zapytamy - nim się spostrzegli już parkowali na parkingu. Przed nimi piętrzyło się więzienie, raczej przerażający widok niż pasjonujący.

Obaj chłopcy trzymali się po prostu detektywa, gdy ten załatwiał wszelkie formalności, tylko ich przeszukali. Jak dobrze, że Byron postanowił zostawić swoją torbę w aucie.

Usiedli przy jednym ze stanowisk w towarzystwie funkcjonariusza, oczekiwali teraz tylko na niego. Zrobiło się nagle tak jakoś ciężko, obu ich ogarniał strach. Gula w gardle rosła, a pytań było tyle, że już wszystkie pozapominali. Czy się zmienił? Poprawił się czy nie wyciągnął żadnych wniosków? Napięcie sięgało zenitu, gdy rozładował je odgłos tupania. Wszedł także w towarzystwie funkcjonariusza. Zrobiło się jeszcze smętniej, gdy taki ponury zgarbiony słabo zadbany przysiadł się do nich. Zdziwił się nieco, że pan Smith nie przybył sam. Chłopcy nie byli w stanie wydobyć z siebie pierwszego słowa, Dark ich w tym wyręczył.

- Smith, mogłeś mnie ostrzec, że nie będziesz sam - powiedział tym swoim starym zmęczonym głosem.

Mężczyzna podrapał się po brodzie.

- Ehh tak jakoś wyszło.

- Love, nie zabiłeś się jeszcze - Byron aż się wzdrygnął słysząc swoje nazwisko. Naprawdę dla Darka było to niezłe zdziwienie.

- Nie wiem czy moja śmierć byłaby ci na rękę.

- Jude ciebie też miło widzieć.

- A przestań... - już mu się odechciało rozmawiać.

- Oni są tu tak tylko przy okazji. Chciałem z tobą porozmawiać o "syndromie dojrzewania" i o tym co się teraz wyprawia na świecie.

- Mówiłem ci, że nie chcę się w to wplątywać. Chyba sam widzisz - no większego obrazu nędzy już od dawna nie widzieli.

- Ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że nic nie wiesz- Jude teraz będzie robić za eksperta po tym jak go Byron w to wszystko wtajemniczył.

- Wie, musi wiedzieć, przecież Steven chociaż raz musiał się pochwalić ojcu swoim planem co nie?

- Mówisz, że rozmawiamy ze złą osobą? - detektyw był pewny, że największym źródłem informacji będzie ten najstarszy Dark.

- Zdecydowanie złą osobą, nie biorę odpowiedzialności za to co wyrabia mój syn.

- Był u ciebie? Coś ci mówił?

- Jestem bezradny wobec niego. Od lat stara się ciągle mi czymś zainponować, udowodnić, że jest kimś chociaż jest zwykłym szarym człowiekiem. Dla niego nie ma ratunku, jest zupełnie zaślepiony tym co robi.

- Jak widać to dziedziczne - skomentował Love.

- Przyszedł do mnie. Powiedział, że dokończy moje plany, że poznał jakiegoś człowieka, który postara się dać mu moc, bo boska woda nie zadziałała. Mój syn powinien się leczyć naprawdę. Coś tam gadał o jakiś kosmitach, a jak to nie zadziała to ma jeszcze kontrakt z demonem.

- Co ty pieprzysz... - zarzucił mu detektyw nie wierząc w żadne z jego słów.

- Powiedziałem mu to samo. Chociaż supermoce istnieją to w kosmitów nie uwierzę. Powiedziałem mu, że się nie podpiszę się pod tym i ma mnie zostawić w spokoju. Wiem, że go tym zdenerwowałem i pewnie uznał to za mój kolejny akt braku miłości wobec niego.

- Wiesz, naprawdę dziwię się, że ty masz dzieci i wnuki przyznał Jude.

- Jeszcze jest Avril, mam nadzieję, że jej w to chociaż nie wciągnie.

- Avril nawraca się u nas, więc możesz być spokojny. Nawet jest w naszej drużynie - chłopak w goglach chyba trochę się zapędził, bo Byron nadepnął mu na stopę.

- Nie skomentuję tego... - z jego oczu teraz biło mordercze spojrzenie. Jego kochana wnuczka w Raimon? Nie może być!

- Dark... - wymruczał Byron - co jesteś w stanie mi powiedzieć o Wiedzy Demona?

Staruszek podniósł pytająco brew.

- Skąd o tym wiesz? Twój tracący pamięć dziadek ci powiedział? Masz mój zeszyt? - Jego ton się zmienił. Jakby powiedział coś o czym nie miał prawa mówić. Był żądny wyjaśnień. Byron tylko syknął na wspomnienie jego dziadka.

- Umiałeś to zrobić? - nie odpowiedział na żadne z pytań.

-Pff - wyśmiał go jakby usłyszał z jego ust najbardziej abstrakcyjną rzecz na świecie - wiesz, że to zakazana technika? Jak tylko spróbujesz jej użyć albo przejmie nad tobą kontrolę i złamie wszystkie kości albo od razu zabije - cała trójka za szybaą popatrzyła po sobie.

- Co? Co się tak patrzycie? Całość polega na uśpieniu w niej demona, który się budzi i wstępuje w ciało użytkownika. Love, tak cię głowa boli, że musisz się za nią trzymać?

- A jak ci powiem, że moja dziewczyna jej używa tak swobodnie jak widelca?

- Słucham?! - uderzył dłońmi w stół i uniósł się się tak, że aż strażnik do niego podbiegł. Od zawsze chciał by mu się w końcu ona udała, a teraz nagle jakaś nastolatka nie ma z nią żadnego problemu?!

- No tak... dokładniej mówiąc to moja dziewczyna. Jednak kiedy podałem jej boską wodę, w trakcie gry wyszło z niej coś na kształt demona.

- Podałeś swojej dziewczynie boską wodę? - naprawdę brzmiało to jakby to Byron był największym tutaj zwyrolem - Ostatni zapas, na całym świecie, który ci zostawiłem?! - jakby to było najważniejsze.

Byronowi pulsowała żyłka i rzeczywiście wyglądał jakby miał zaraz wyjść z siebie i stanąć obok.

- Ona sama to wzięła! - wrzasnął, ponieważ wszyscy zrzucali winę na niego.

- Czekaj, czekaj Dark. Czy ty nie mówiłeś wcześniej o jakimś pakcie z demonem? - detektyw łączył wszystko w całość.

- Mówiłem wtedy o moim chorym synu. Tak, mówił, że niby znalazł dziewczynę, która w rzeczywistości jest demonem i według umowy jest na każde jego zawołanie.

- Byron, a Jennett służąc Stevenowi nie podpisywała niczego? - dalej wszystko łączył. Nastała cisza i ładujące się trzy kropki nad nimi.

- JA PIERDOLE! - Byron aż odskoczył i złapał się za głowę.

- Oj Byron, widzisz, chyba nie dane ci jest kochać. Oboje jesteście do niczego. Nie umiecie wykonać prostych rzeczy gdy jest wam to dawane pod nos - śmiał się z nich w najlepsze, a spod jego ciemnych okularów wysuwał się parszywy wzrok.

- Dobre sobie, wyzywasz dzieci, które sam wychowałeś - bronił ich pan George gdy oboje spóścili wzrok chociaż mieli ochotę napluć mu w twarz.

- Jude, dziecko idealne, mądre, zdolne. Gdyby Steven był taki jak ty... Co ci dało odejście?

- A co ci dało brnięcie w zemstę? - bolały go słowa Reya, bo zdawał sobie sprawę jakim skarbem był dla niego i jak wiele dzięki niemu osiągnął.

- Ja dałem ci dom i rodzinę, pamiętasz? - i już Jude zamilkł.

- A ty Love? Usilnie próbujesz zadowolić wszystkich w około tyrając jak wół. Boska woda była dla ciebie zbawienna, bo mogłeś podnieść wydalność swojego zniszczonego organizmu. Sam jesteś nikim, nie masz żadnej wartości, potrzebujesz atencji bo to ona trzyma cię przy życiu. Przegrana z twojej strony też nie była udanym posunięciem. Oboje straciliście wszystko na własne życzenie - Byron poczuł się jakby cała wina za to oszustwo, za swoje blizny zostały zrzucone na niego. Że trzymanie się przy nim i boska woda by rozwiązały wszystkie problemy, a świat by się nie walił. Jude tylko przeklinał pod nosem, a on powstrzymywał łzy, gdy oboje poczuli na sobie objęcia pana detektywa.

- Ty to zawsze miałeś w sobie ten dar do zrzucania i pobudzania winy u innych. Nie wierzcie mu. Gdybyś śledził każdy ich trening i mecz widziałbyś jaki progres zrobili, na pewno są sto razy szczęśliwsi z Simurem niż tobą.

Siwowłosy wzruszył tylko ramionami.

- Obyś tu zgnił - wydusił z siebie z Jude, a tamten tylko przewrócił oczami.

- A ty Jude kiedy kogoś znajdziesz? Z dwojga złego to ty powinieneś się cieszyć większym powodzeniem. Chociaż zobaczymy jak ta biedna niewiasta długo z tobą wytrzyma.

- Ty masz ewidentnie jakiś problem ze mną... - wstał poddenerwowany ze stołu chcąc wyjść jak najszybciej.

- Byron... - popatrzył jeszcze ostatni raz na niego - w ostatecznym rozrachunku to ty będziesz tym, który będzie musiał ją uratować.

-------
W mediach obrobione zdjęcie mojego cospa Affo uwu

W ogóle strasznie dużo myślę o naszym blondynie i się mega boję przyszłości. Anioł się kończy, KQ też. Co będzie dalej? Chyba tylko śmierć

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro